Reklama

Golański: Mam na liście czterech trenerów. Ojrzyński? Oczywiście, że jest jednym z nich

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

02 grudnia 2021, 16:40 • 8 min czytania 18 komentarzy

– Mam na liście czterech trenerów. Każdego z nich bardzo cenię i uważam, że to odpowiednie osoby na ławkę trenerską Korony. Ale jeszcze za wcześnie, by mówić o nazwiskach. Rozmawiamy z jednym trenerem i mamy trochę czasu na to, aby zakończyć ten temat – mówi Paweł Golański, dyrektor sportowy Korony Kielce. I potwierdza, że jednym z kandydatów na posadę szkoleniowca jest Leszek Ojrzyński, z którym – z oczywistych, bandoświrowych względów – jest mu po drodze. Dlaczego Korona zwolniła Dominika Nowaka? Skąd akurat ten moment – dwa mecze przed końcem rundy? Dlaczego Adam Frączczak nie doczekał się równorzędnego zastępcy?

Golański: Mam na liście czterech trenerów. Ojrzyński? Oczywiście, że jest jednym z nich

Gdy ktoś nie ogląda meczów Korony i spojrzy, że zwalniacie trenera będąc na trzecim miejscu, może sobie pomyśleć, że oszaleliście.

Decyduje przede wszystkim wynik sportowy. Braliśmy pod uwagę szczególnie cztery ostatnie spotkania. Trener Dominik Nowak miał od samego początku duże wsparcie na budowanie tego zespołu, na styl, w którym chce grać. W pewnym momencie, niestety, ten styl został zatracony. Doszło do tego, że wyniki z przeciwnikami teoretycznie słabszymi – trzeba szanować każdą drużynę, natomiast były to słabsze zespoły – nie były dla nas korzystne. A gra? Była strasznie słaba. Ten zespół stać na zdecydowanie więcej. A więc pierwszy powód tej decyzji to obniżenie lotów. Druga sprawa – pewna dysproporcja pomiędzy poszczególnymi spotkaniami. Potrafimy zagrać dobry mecz – tak jak ostatnio w drugiej połowie ze Skrą, gdzie jesteśmy drużyną dominującą – a mijają trzy dni i jesteśmy cieniem samych siebie. Byłem bardzo zaskoczony, że tak wyglądaliśmy z Puszczą. Doszło do tego, że wiara spadła. Nie widziałem, żeby ten zespół się rozwijał. Wręcz przeciwnie – miałem wrażenie, że znaleźliśmy się w miejscu, w którym będzie ciężko.

Porozmawialiśmy z trenerem. Była to merytoryczna rozmowa. Nie kierowaliśmy się emocjami. Rozmawialiśmy racjonalnie. Rozstaliśmy się normalnie, tak jak to powinno wyglądać. Zmiany trenerów zdarzają się na całym świecie. Podziękowaliśmy za osiem miesięcy wspólnej pracy. Zaraz po zwolnieniu trenera Nowaka powiedziałem, że nie zrzucamy absolutnie całej winy wyłącznie na szkoleniowca. To nie było zagranie pod publiczkę, odpowiedzialność spada na nas wszystkich. Jestem pierwszą osobą, którą można pociągać do odpowiedzialności i biorę to na swoje barki. Zespół także jest odpowiedzialny, co przekazaliśmy piłkarzom. Oni zdają sobie sprawę, że w najważniejszych momentach nie pomogli. Jesteśmy mężczyznami, więc wewnątrz trzeba rozmawiać wprost i mówić jasno. Patrząc na miejsce w tabeli, na pewno nie ma pogrzebu. Jest czerwona lampka, która oznacza, że ostatnie spotkania nie były dobre.

Dlaczego akurat ten moment? Czemu nie pozwoliliście Dominikowi Nowakowi zamknąć pewnego cyklu, tylko zwolniliście go dwa mecze przed końcem rundy? Liczyliście przed Pucharem Polski na efekt Kamila Kuzery, który po zwolnieniu Macieja Bartoszka nagle zaczął robić świetne wyniki?

Nie no, absolutnie nie liczyliśmy na żaden efekt czy szczęście. Zauważyliśmy, że zespół się zatrzymał i nie był w stanie iść dalej. Zostały dwa mecze, ale dla nas to ważne mecze. Zmiana trenera często powoduje, że piłkarze wspinają się na wyżyny swoich umiejętności, ale nie lubię mówić o zaangażowaniu, to w ogóle nie powinno być poruszane. Piłkarz zawsze powinien walczyć, zostawiać serce, bo to jest jego praca i za to bierze pieniądze. Nie chciałem, żeby to miało taki oddźwięk, że zwalniamy trenera Nowaka, bo zespół nie walczy. Absolutnie nie.

Uznaliśmy, że nie idziemy do przodu.

Reklama

Rozmawiamy już po meczu pucharowym z Górnikiem Łęczna i z całą odpowiedzialnością muszę powiedzieć, że w drugiej połowie byliśmy zdecydowanie słabszym zespołem. W pierwszej wyglądało to obiecująco, widzieliśmy zespół dobrze zorganizowany w obronie. Natomiast w przekroju spotkania wygrali zasłużenie. Zdawałem sobie sprawę, że to nie tak, że jak zmienimy trenera to nagle wygramy w Pucharze Polski. Wiedziałem, że zrobimy wszystko, by ten mecz wygrać, ale nigdy nie powiedziałbym, że zwolnienie trenera jest środkiem do wygrania meczu. To byłoby jakąś abstrakcją. Żeby było jasne – to nie była łatwa decyzja. Długo rozmawialiśmy z prezesem na ten temat. Nie kierowaliśmy się emocjami. Decyzja była podyktowana tym, by drużyna się rozwijała i szła w kierunku wyznaczonego celu.

Powiedziałeś, że wszyscy bierzecie odpowiedzialność. A co konkretnie zarzucasz sobie?

Jestem dyrektorem sportowym, ja też budowałem ten zespół. Trenera Nowaka akurat nie zatrudniałem, bo jeszcze mnie nie było w klubie, ale po prostu jestem odpowiedzialny za całokształt. Wielu piłkarzy zostało ściągniętych przeze mnie w porozumieniu z trenerem, bo tak to powinno wyglądać.

Nie będę odchodził na bok i odrzucał od siebie winy. Nie powiem, że to wina piłkarzy, bo wierzę w nich cały czas. Z moich ust to nie padnie, wręcz przeciwnie. Choć czas rozliczenia zawodników na pewno przyjdzie, ale najpierw muszę porozmawiać z piłkarzami, dopiero później podejmiemy decyzje kadrowe. Zawsze można było zrobić coś lepiej. Od początku mówiłem, że traktuję Koronę jak drugi dom. W tym klubie dużo osiągnąłem, to z Korony trafiłem do reprezentacji. Chcę osiągnąć cel, który jest przed nami. Najłatwiej jest zrzucić wszystko na jedną osobę i powiedzieć: to jego wina. Ale tego nie zrobię.

Wspomniałeś o tym, że Korona za trenera Nowaka zatraciła styl. A czy on w ogóle był? W naszej analizie pisaliśmy, że inne drużyny postrzegały was bardzo jednowymiarowo, byliście prości do rozczytania. Nawet, gdy na początku sezonu doszło do serii zwycięstw, były to raczej wygrane przepychane kolanem. Już wtedy mogła się zapalić lampka, że świetne rezultaty nie są do końca wynikiem dobrej gry.

Nie zgodzę się, że rywale nas rozczytali. Poza meczem z Puszczą Niepołomice, która – powiem uczciwie – zasłużenie nas zbiła, nie przypominam sobie, byśmy byli zdecydowanie słabsi, by ktoś nas stłamsił. I mam na myśli także przegrane mecze. Dzielę więc takie opinie na pół. Styl trenera Nowaka był przejrzysty dla zespołu. Staraliśmy się konstruować akcje. Nie przypominam sobie, byśmy – kolokwialnie mówiąc – lagowali. Raczej była próba konstrukcji gry od tyłu. Oczywiście, nie oszukujmy się – nie zawsze to wyglądało tak, jak należy. Ale sam pomysł był. Mamy piłkarzy, którzy potrafią kreować i grać do przodu, szczególnie w pojedynkach. Każdy ma oczywiście prawo do oceny i może powiedzieć, że Korona była łatwa do rozczytania. Z drugiej strony można powiedzieć, że gdyby tak było, powinniśmy być teraz na przedostatnim miejscu. A jesteśmy w grze, liczymy się w stawce o awans.

Natomiast warto podkreślić – to, że Korona złapała zadyszkę, nie ma usprawiedliwienia w kontuzjach. Uważam, że kadra była na tyle szeroka, by ci, którzy wchodzili na boisko, dali trochę więcej jakości. Na początku sezonu graliśmy to, co było wypracowane na obozie przygotowawczym – grę kombinacyjną, po której zdobyliśmy dużo bramek. Nie do końca zgodzę się więc z tą opinią, ale każdy ma prawo do swojej oceny.

Reklama

Uważasz, że to kadra, która musi wywalczyć bezpośredni awans? A jeśli tego nie zrobi, będzie to duża porażka?

Tak. Wierzę w ten zespół. Dla mnie i dla wszystkich, będzie to duże rozczarowanie, jeśli nie awansujemy bezpośrednio. Wszystko się może wydarzyć, ale cel i wiara się nie zmieniają.

Dlaczego nie ściągnęliście realnego zastępstwa dla Adama Frączczaka? Jest oczywiście Mateusz Lewandowski, ale sezon pokazał, że po urazie Frączczaka wolicie stawiać na ofensywnych pomocników w roli dziewiątki.

Wiesz, teraz jesteśmy mądrzejsi. Mateusz Lewandowski, który przyszedł do nas z Wisły Płock, nie miał super wejścia. Oczywiście, można powiedzieć, że ten chłopak ma duży potencjał, ale nie mógł się wkomponować w nasz zespół. Nie wszystkie rzeczy da się przewidzieć. Uważam, że zespół był dobrze skrojony, bo gdy ściągasz piłkarza pokroju Adama Frączczaka – i wiesz, że to jest pierwsza dziewiątka, pierwszy wybór – nie możesz grając na jednego napastnika ściągnąć w pierwszej lidze topowego konkurenta. Wybraliśmy taką drogę, by przyszedł chłopak z Ekstraklasy, który ma parametry pozwalające mu dobrze wkomponować się w zespół. Patrzyliśmy na to, by był to podobny zawodnik – Adam i Mateusz są podobni, jeśli chodzi o budowę ciała, potrafią się przepychać, walczyć z obrońcami. Tak wybraliśmy, żeby drugi napastnik był podobieństwem pierwszego. Nie wszystko będzie zawsze tak, jak sobie układamy w głowie.

Wytracały nas te kontuzje, choć one nie powinny być usprawiedliwieniem. Gdy wyskoczył nam Adam, w pewnym momencie – na mecz z Widzewem – wyskoczył też Lewandowski i Bortniczuk. Dziwnie nam się to układało – gdy jeden wypadał, zazwyczaj wypadał też drugi. Ale nie ma co płakać i wszystko zrzucać na kontuzje. Uważam, że to zespół, który ma szanse bić się o miejsca 1-2. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że w zimowym okienku musimy dodać mu jakości. Mamy swoje przemyślenia, na które pozycje potrzebujemy transferów. Mamy też już kandydatów, rozmawiamy. Czas pokaże, ilu wzmocnień dokonamy.

Leszek Ojrzyński jest numerem jeden na twojej liście potencjalnych trenerów?

Mam na liście czterech trenerów. Każdego z nich bardzo cenię i uważam, że to odpowiednie osoby na ławkę trenerską Korony. Ale jeszcze za wcześnie, by mówić o nazwiskach. Rozmawiamy z jednym trenerem i mamy trochę czasu na to, aby zakończyć ten temat.

Chyba nie ma tajemnicy w tym, że Leszek Ojrzyński jest w tej czwórce. Bardzo go cenisz, akurat nie ma pracy, jest w momencie kariery, w którym mógłby przyjąć ofertę z pierwszej ligi…

Oczywiście, że tak. Nie będę czarował i zakłamywał rzeczywistości. Trenera znam doskonale, bo z nim pracowałem. Szanuję go jako szkoleniowca i jako człowieka. Dla mnie to ważny element, bo gdy przeprowadzałem transfery, oprócz umiejętności piłkarskich patrzyłem też na aspekt psychologiczny, charakter, podejście do życia codziennego. Chciałbym mieć trenera, który nadaje na tych samych falach, co ja.

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

18 komentarzy

Loading...