Dzień dobry! Chcielibyśmy porozmawiać o Deportivo Alaves. Tak, o tym zespole, który na początku sezonu dziadował, przez co był skazywany na spadek. W ostatnich pięciu kolejkach nastąpił przełom. Klub z Vitorii punktował lepiej niż FC Barcelona i Atletico Madryt. Raczej nigdy nie będzie przyciągać przed telewizory miliony i wątpliwe, by kibice z całego świata rezygnowali ze swoich uciech i ustalali swój plan dnia pod mecze Deportivo Alaves. Jednak warto poświęcić trochę czasu drużynie z Vitorii i zastanowić się skąd wzięła się nagła zwyżka formy. Chwilowy wyskok czy początek nowej ery? Jakim trenerem jest Javi Calleja? Kto jest najważniejszą postacią w zespole? Zapraszamy.
Przez ostatnie lata Deportivo Alaves przyzwyczaiło do znajdowania się w krainie przeciętności i bujania się między strefą spadkową a miejscami w środku stawki. To sprawiło, że wielu postronnych kibiców zaczęła życzyć klubowi z Estadio Mendizorrozza spadku do Segunda Division. Na Mendizorrozza działy się różne dziwne rzeczy. Pod koniec sezonu 19/20 na moment zatrudniono Juana Muniza. Podpisał kontrakt do końca sezonu, a strony dogadały się, że jeśli utrzyma zespół w LaLidze, rozpoczną negocjacje nad nowym kontraktem. Wywalczył utrzymanie, ale tuż po ostatniej kolejce władze Deportivo uznały, że lepiej po prostu nie siadać do stołu. Muniza można wziąć poza nawias, bo pracował dość krótko, ale inni trenerzy, którzy mieli więcej czasu na wprowadzenie swoich idei (Asier Garitano, Pablo Machin i Abelardo) nie potrafili pchnąć drużyny do przodu. Teraz pod wodzą nowego trenera zapaliło się światełko w tunelu i nadzieja na lepszą przyszłość.
Javi Calleja – trener prawdopodobnie na lata
Przejdźmy do Javiego Callejy. Swoje pierwsze trenerskie szlify zbierał w Villarrealu. Doskonale znał miasto i klub, dzięki temu, że przez kilka lat grał w klubie z Estadio de la Ceramica. Już jako trener szybko piął się w klubowych strukturach. Zaczynał od drużyn młodzieżowych, awansował szczebel po szczeblu, aż w końcu powierzono mu prowadzenie pierwszej drużyny. Początki były obiecujące. W sezonie 17/18 wywalczył awans do europejskich pucharów. W kolejnym mocno się pogubił i nie był w stanie pogodzić gry w lidze hiszpańskiej z grą w europejskich pucharach.
Klubowe władze uznały, że trzeba zatrudnić kogoś bardziej doświadczonego. Jednak jego następca — Luis Garcia Plaza — nie przepracował nawet ośmiu tygodni, kiedy zdecydowano się ponownie zatrudnić Calleję. Uznano, że najlepiej uporządkuje bałagan ten, kto go narobił. Decyzja ta okazała się słuszna. Szybko wyprowadził zespół z kryzysu i uchronił drużynę przed spadkiem. Następny sezon był bardzo udany (piąte miejsce w lidze), ale władze Żółtej Łodzi Podwodnej uznały, że należy skorzystać z okazji rynkowej i zatrudniły Unaia Emery’ego. W ten sposób dobiegła era Javiego Callejy na Estadio de la Ceramica.
Dobra praca w Villarrealu nie odbiła się jednak szerszym echem. Calleja liczył na ciekawe oferty, ale te nie nadchodziły. W końcu podjął się pracy w warunkach iście bojowych i podpisał umowę z Deportivo Alaves. Uznał, że Vitoria jest dobrym miejsce do życia dla niego i dla jego rodziny. Trafił do Deportivo w trudnym momencie. Nastroje w zespole były fatalne. Jego poprzednik – Abelardo – został pożegnany w ostatnim momencie. Nie potrafił zapanować nad zespołem (konflikt m.in. z Lucasem Perezem), a wyniki były po prostu słabe. Dziewiętnasta pozycja w ligowej tabeli mówiła sama za siebie.
Sprzątanie po poprzednikach
Calleja szybko posprzątał po poprzedniku. Od razu zaliczył serię czterech spotkań bez porażki. Ograł bezpośredniego rywala w walce o utrzymanie — Huescę — a następnie Villarreal, który opuścił przed startem sezonu 20/21, by zrobić miejsce dla Unaia Emery’ego. Słodka zemsta, a przy okazji dała jego drużynie tlen. Deportivo pewnie się utrzymało, bowiem w dziewięciu kolejkach kończących sezon zdobyło 15 punktów.
Przerwa między sezonami mogła niepokoić zarówno trenera, jak i fanów Babazorros z dwóch powodów. Po pierwsze zespół należało przebudować przy bardzo ograniczonych środkach. Po drugiej odszedł Lucas Perez i wszystkie znaki na niebie i ziemi zwiastowały odejście Joselu. Ta dwójka przez lata ciągnęła grę Deportivo. Nie ważne jak źle by się nie działo, duet Perez-Joselu wielokrotnie ratował klub z Vitorii. Odejścia Pereza można się było spodziewać. Nie wiedział, gdzie, ale wiedział, że chce odejść, jeśli nie otrzyma dużej podwyżki.
W przypadku Joselu było nieco inaczej. Zgłosiła się po niego Sevilla. Monchi kusił rosłego napastnika występami w Lidze Mistrzów i ten był gotowy się na nie połasić. Jednak na drodze do transferu stanęły władze Deportivo. Wysłało Sevilli jasny sygnał: albo zapłacicie klauzulę odstępnego, albo nie mamy o czym rozmawiać. No i się nie dogadali. Agent Joselu zaczął bawić się w brudne gierki. Przekonał Joselu do strajku. Hiszpan miał nie stawiać się na treningach u Callejy. Klub udawał, że Joselu jest kontuzjowany, a agent piłkarza zaprzeczał tym informacjom. Sytuacja groteskowa, ale ostatecznie zakończona szczęśliwie. Szczęśliwie dla Deportivo. Joselu wznowił treningi i nie marudził, że nie udało się przejść Sevilli.
Rewolucja wymaga cierpienia
Przez lata Deportivo grało toporne 4-4-2 z Manu Sanchezem (teraz w Deportivo gra inny Manu Sanchez) i Tomasem Piną w środku pola. Na moment zmienił się system gry podczas pracy Pablo Machina, który preferował ustawienie z trójką obrońców. Ciężko było jednak o zachwyty, bo nadal nie była to gra ciesząca oko, ale wniosła choć trochę świeżości. Później Abelardo wrócił do doskonale znanego już schematu. Calleja chce grac jednak zupełnie inaczej. Były trener Villarrealu chce wprowadzić model, który będzie podążał z duchem czasu. Problem stanowi znalezienie balansu między wizją a potencjałem piłkarzy, których posiada. Teraz stara się grać 4-3-3. Nie jest to tak ofensywne ustawienia, jak to, które zaproponował w Villarrealu, ale trzeba do tego podejść na spokojnie. Nikt nie przesiada się od razu z roweru na trzystukonny motocykl.
W pierwszych ośmiu spotkaniach piłkarze Callejy wygrali tylko raz. I to nie z byle kim, bowiem z Atletico Madryt. Wynik tym bardziej mógł szokować ze względu na okoliczności. Javi Calleja był pierwszym trenerem w historii klubu, który przegrał sześć spotkań otwierdających sezon. Mecze te były w ich wykonaniu mieszanką niefrasobliwości, błędów indywidualnych i pecha. Wychodziły demony przeszłości, a nowinki kompletnie się nie sprawdzały. Każdy miał prawo upatrywać w drużynie z Vitorii przyszłego spadkowicza. Władze klubu – na czele z prezesem – były jednak spokojne.
– Jesteśmy przekonani, że Javier Calleja to dobry fachowiec. Zatrudniliśmy go pod koniec poprzedniego sezonu i pomógł nam wywalczyć utrzymanie. Ma jeszcze dwa lata kontraktu i jestem przekonany, że zaczniemy zdobywać punkty i będzie tylko lepiej — uspokajał prezes Alfonso Fernandez de Troconiz.
GDY MUNIR EL HADDADI BŁYSZCZAŁ W ALAVES
Deportivo Alaves – skąd skok formy?
Prezes Deportivo miał rację, a Calleja robił swoje. Po czwartej kolejce zażartował, że wciąż można zdobyć 102 punkty, więc nie ma sensu lamentować. I faktycznie nagle coś drgnęło. Dziś sytuacja Deportivo w porównaniu do tego, co było, wygląda obiecująco. W ostatnich pięciu spotkaniach uzbierało łącznie 11 oczek. Wygrali z Cadizem, Elche i Levante. Zremisowali z Barceloną i Sevillą. Jeśliby stworzyć tabelę w oparciu tylko o pięć ostatnich spotkań, to prezentowałaby się następująco:
- Real Madryt 13,
- Sevilla 11,
- Deportivo Alaves 11,
- Atletico Madryt 9,
- Real Sociedad 9,
- Real Betis 9.
Widząc taki obraz, trener Deportivo może czuć się zadowolony z postępów. On nigdy nie wątpił – Zawsze wierzyłem, że zespół ma wystarczającą jakość i argumenty, aby osiągnąć cel, a czas pokazał, że mieliśmy rację. Za poprawę wyników „obwinia” swoich zawodników, którzy nie zwątpili w jego metody i robili, o co ich prosił. Javi Calleja mocno stawia na sferę mentalną. Doskonale wyłapuje szczegóły, na które wielu innych trenerów nie zwraca uwagi. Na przykład często powtarza, że kiedy wprowadza lżejsze treningi, obserwuje, czy piłkarze ponownie cieszą się z gry piłką. Jeśli to nie pomaga wprowadza rozmowy motywacyjne. Niby banał, ale skoro się sprawdza, to wypada tylko przyklasnąć.
Joselu – cesarz Vitorii
Biorąc na tapet Deportivo nie można pominąć roli jednego piłkarza. Co by nie mówić najlepszym piłkarzem tej drużyny jest Joselu. Doświadczony napastnik przez ostatnie lata bardzo się rozwinął. Jeszcze kilka lat temu wydawał się piłkarzem dość ograniczonym bliższy profilem do Luuka de Jonga niż do jakiegokolwiek poważnego napastnika. Poprawił technikę zwrotność i szybciej podejmuje decyzje. Jednak jego największą zaletą jest wykorzystywanie doskonałych warunków fizycznych. Dzięki temu jest najlepszym piłkarzem w całej lidze pod względem wygranych pojedynków powietrznych.
Liczba wygranych pojedynków:
- Joselu 110,
- David Garcia 70,
- Robin Le Normand 60,
- Lucas Torro 55,
- Alejandro Catena 52
Ta statystyka tylko pokazuje, dlaczego chciał tego zawodnika Monchi. Przydałby się Sevilli ktoś, kto w momencie, gdy nie wszystko idzie zgodnie z planem, jest w stanie się przepchnąć i zgrać głową jednego z kolegów. Pod tym względem obecność Joselu w Sevilli byłaby nieoceniona. Tym bardziej nie dziwi, że Deportivo postawiło twarde warunki. W tym sezonie zdobył już sześć bramek, czyli 60% bramek zdobytych przez cały zespół. Ok, cztery z karnych, ale je również trzeba umieć wykorzystać.
Na początku sezonu wielu obawiało się, że Joselu bez Lucasa Pereza może obniżyć loty. Panowie rozumieli się bez słów, również poza boiskiem. Okazało się, że Joselu jest w stanie samodzielnie ciągnąć wózek Babazorros. Calleja uważa, że jego napastnik powinien otrzymać powołanie do reprezentacji. Niewykluczone, że tak się stanie, jednak do następnego zgrupowania jeszcze dużo czasu i ciężko powiedzieć, czy Joselu utrzyma formę, a po drugie, czy Luis Enrique będzie potrzebował takiego napastnika.
Dalszy kierunek zmian
Mając na uwadze ostatnie lata Deportivo w rozgrywkach LaLiga ciężko brać za pewnik stabilizację w tym klubie, jednak w końcu zatrudnili trenera, który jest w stanie zmienić oblicze tego zespołu. Oczywiście krok po kroku. Dobrym prognostykiem na przyszłość jest relacja na linii trener-dyrektor sportowy. Ten szybko polubił Calleję, bo nie wymaga gruszek na wierzbie. Marzeniem Callejy jest oswojenie swoich piłkarzy z grą futbolówką. Ta momentami ich parzy, ale pewien postęp w tym aspekcie można zauważyć. Co raz więcej szans dostaje Manu Garcia, który kilka lat temu był uważany za wielki talent, ale po drodze się pogubił. Teraz ma już 23-lata, ale technicznie bije wielu kolegów na głowę i czas najwyższy, by odcisnął piętno na hiszpanskim futbolu.
Z czasem pewnie będzie przybywać zawodników bardziej zaawansowanych technicznie. Teraz chodziło o to, by przejśc ze względnie suchą stopą przez kryzys i okres przemian. W tym pomogła poprawa gry defensywy, co sprowadza się do przywrocenie na właściwe tory Victora Laguardi i Floriana Lejeune’a (trochę pograł też Matt Miazga, ale raczej będzie zmiennikiem dla Lejeune’a).
PAWEŁ OŻÓG
CZYTAJ TAKŻE:
- Czy to moment na sensacyjnego mistrza Hiszpanii?
- Czy Sevilla gra na miarę potencjału?
- Dlaczego Inaki Williams przestał się rozwijać?
fot. Newspix.pl