Dla Barcelony to był mecz niemal o wszystko. Podopieczni Xaviego musieli wygrać, żeby raz a dobrze odgonić myśli o występach w Lidze Europy na wiosnę. Niestety dla kibiców „Dumy Katalonii” padł remis, choć okazji do strzelenia goli nie brakowało. Barca wyglądała dobrze, ale pod bramką brakowało tego czegoś, co cechuje najlepsze ekipy w Europie. A skoro „tego czegoś” nie masz, to nie możesz myśleć o pokonaniu nawet Benfiki. Piłkarze z Lizbony mają teraz komfortową sytuację, bo czeka ich mecz z Dynamem Kijów. To powinna być formalność, o ile Barcelona nie zaskoczy wszystkich i nie wygra w Monachium.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
FC Barcelona – Benfica Lizbona. Widoczny stempel Xaviego, ale bez stempla w bramkach
Rzucało się w oczy to, że Barcelona od samego początku ma kontrolę nad meczem. Wysoki i skuteczny pressing na połowie Benfiki, szybka wymiana piłki w środku pola, przemyślana gra bez futbolówki przy nodze – wszystko miało sens. Gole nie padały, ale sama organizacja gry naprawdę mogła robić wrażenie. To głównie dzięki świetnym występom Nico i Gaviego, po których kompletnie nie było widać, że są w tak młodym wieku. Pierwsze pół godziny to ich pokaz talentu – Gavi się bawił i mijał czasami piłkarzy Benfiki jak tyczki, a Nico świetnie przewidywał wydarzenia boiskowe wraz z Busquetsem. Busquetsem, który wyglądał jak „Busi” z najlepszych czasów. Do tego Demir, który o ile mógł w pierwszej fazie spotkania irytować, o tyle z biegiem czasu pojedynki 1 na 1 wychodziły mu coraz lepiej.
Benfica nie mogła robić tego, co ewidentnie miała w planach. Nie mogła ruszyć ze skuteczną kontrą. Barcelona rzadko dawała jej powąchać piłkę na dłużej, a momentalny odbiór po stracie piłki tylko utrudniał życie przyjezdnym. To pokazała niezła sytuacja Alby, który miał sytuację bramkową na lewej nodze właśnie po skutecznym odbiorze. Potem odpowiedzieli Portugalczycy. Mimo że z przebiegu gry to Barca prędzej zasługiwała na gola, to właśnie ter Stegen mógł wyciągać piłkę z siatki. Dośrodkowanie z rzutu rożnego, sytuacyjny strzał Jaremczuka i Niemiec stojący w odpowiednim miejscu. Jedni powiedzą „genialne ustawienie się na linii”, a drudzy, że po prostu miał szczęście. Ale bądźmy uczciwi – tu zadziałały oba aspekty.
Memphis Depay. Chłopak, którego z piekła wyciągnął futbol
Benfica mogła wcisnąć gola kilkanaście sekund później, Otamendi załadował piłkę do siatki od poprzeczki, ale chwilę wcześniej piłka minęła linię końcową przy dośrodkowaniu. Ekipa trenera Jesusa było blisko, bardzo blisko, choć ogółem nie miała zbyt wiele do powiedzenia w pierwszej połowie. Przeciwnie do Demira, który przed zejściem do szatni męczył dryblingami obrońców Benfiki, złapał Grimaldo na żółtą kartkę, aż w końcu oddał piękny strzał w stylu Messiego po dalszym słupku. Trajektoria lotu futbolówki – bajka, tylko że strzał jedynie obił poprzeczkę. Austriak miał jeszcze jedną próbę, lecz dobrą interwencją popisał się Vlachodimos.
FC Barcelona – Benfica Lizbona. Seferović z pudłem sezonu
Gdyby Depay nie był dzban… Gdyby Depay był w dobrej formie, Barcelona mogłaby prowadzić nawet 2:0 w 60. minucie. Holender dostawał świetne podania na wolne pole, wbiegał z łatwością w szesnastkę, ale zamiast użyć prostych środków – przekładał piłkę na drugą nogę. To kończyło się źle, bo obrońcy Benfiki mieli czas na reakcję. Raziła szczególnie sytuacja z 57. minuty, kiedy Otamendi skasował napastnika Barcy. Jeśli ktoś w tym meczu mógł irytować kibiców „Dumy Katalonii” najbardziej, to właśnie holenderski jegomość.
Niedługo później na boisko z ławki wszedł zawodnik, który swoimi zachowaniami też potrafi do siebie zrazić. Ale akurat dzisiaj dał pozytywny impuls, którego Barcelona bardzo potrzebowała. Gdy Demira zmienił Dembele, na ostatnie 20 minut prawe skrzydło gospodarzy stało się naprawdę groźne. Ledwo po wejściu Francuz zjadł na flance Grimaldo i podciętym dośrodkowaniem znalazł De Jonga. Holender w swoim stylu włączył się do ataku z drugiej linii, ale powstrzymał go golkiper Benfiki.
Czas płynął nieubłaganie, a Barcelonie nie brakowało determinacji oraz jakości. Kulała jednak finalizacja, dlatego z każdą minutą Benfica mogła coraz bardziej nastawiać się na kontry. Przy kilku z nich pachniało bramką, kiedy Pique musiał ganiać się z szybszym od siebie Nunezem. Po drugiej stronie szalał do samego końca Dembele (w kapitalny sposób raz skasował mu setkę Otamendi), pojawiały się standardowe wrzutki na Pique. Było już więcej chaosu, granie na aferę i ciągła nadzieja na wciśnięcie bramki, lecz nie zdało się to na nic. Zawsze czegoś brakowało i nawet gdy Araujo zwieńczył świetny występ golem, to sekundę później radość z jego twarzy ściągnął widok podniesionej chorągiewki arbitra. Spalony.
„Bawół” z Urugwaju. Historia nowego lidera defensywy Barcelony
W 94. minucie Seferović mógł przybić gwóźdź do trumny Barcelony. Benfica wyszła z kontrą 2 na 1, Szwajcar wpuszczony z ławki miał przed sobą tylko ter Stegena. Podciął nad nim piłkę, miał niemal pustą bramkę i jedynie Erica Garcię zakrywającego jej pewną część, ale… Matko boska, zaliczył takie pudło, takiego babola, że to z miejsca ląduje w czołówce najbardziej spartaczonych okazji tego sezonu Ligi Mistrzów.
Seferovic with the miss of the century #UCL pic.twitter.com/H25upQNAP2
— ً (@Asensii20) November 23, 2021
Portugalczycy mogli wygrać, ale zremisowali. To robi ogromną różnicę, choć ratuje ich fakt, że mają tylko dwa punkty straty do Barcy i mecz z o nic nie walczącym Dynamem Kijów na koniec. Tylko że gdyby tutaj przydarzyła się jakaś wpadka, co jak najbardziej jest możliwe (0:0 w pierwszym spotkaniu) – oj, wtedy tę sytuację będą portugalskie media wypominać.
***
Żeby Barcelona mogła zostać w Lidze Mistrzów, musi zostać spełniony jeden z dwóch warunków. Barca nadal ma wszystko w swoich rękach, więc musi „jedynie” wygrać z Bayernem w Monachium. Albo (tu opcja B) liczyć na to, że Benfica nie wygra z Dynamem.
Barcelona – Benfica 0:0 (0:0)
Fot. Newspix