Reklama

Oaza spokoju. Na czym polega fenomen Freiburga?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

19 listopada 2021, 11:26 • 11 min czytania 3 komentarze

Są na trzecim miejscu w tabeli i przegrali jak dotąd tylko jeden mecz w Bundeslidze. Mają na rozkładzie Borussię Dortmund i Wolfsburg, polegli jedynie w starciu z Bayernem Monachium. Z całą pewnością można ich określić największą rewelacją pierwszej części sezonu niemieckiej ekstraklasy. A mimo to – ani na moment nie stracili spokoju i wciąż podkreślają, że najważniejsze to znać swoje miejsce w szeregu. Ale taka jest właśnie specyfika Freiburga. Zespołu, który od 1991 roku miał zaledwie czterech trenerów, nade wszystko ceni sobie stabilizację i nigdy nie traci głowy w pogoni na sukcesem. Choć… może to jest właśnie ta chwila, by zagrać trochę ostrzej?

Oaza spokoju. Na czym polega fenomen Freiburga?

SC Freiburg – klub akceptujący własne ograniczenia

W latach 90. SC Freiburg był swego rodzaju ciekawostką, nowinką na poziomie 1. Bundesligi. W sezonie 1992/93 drużyna z Fryburga Bryzgowijskiego w spektakularnym stylu rozniosła zaplecze niemieckie ekstraklasy (zdobywając blisko 40 goli więcej od drugiego w tabeli Duisburga) i przebojem wdarła się na salony, ale niewielu stawiało, że zdoła się się utrzymać w elicie dłużej niż sezon, może dwa. I rzeczywiście, debiutancki rok spędzony przez podopiecznych Volkera Finkego w najwyższej klasie rozgrywkowej upłynął pod znakiem dość rozpaczliwej walki o utrzymanie, które udało się ostatecznie zaklepać tylko dzięki korzystniejszemu bilansowi bramek. Freiburg summa summarum potwierdził wówczas cechy, z których znany był od zawsze, jeszcze za czasów gry w niższych ligach – niebywałą wojowniczość i poczucie jedności, wpisane niejako w tożsamość klubu. Ale potwierdził również reputację zespołu, co tu kryć, prowincjonalnego. Pozbawionego perspektyw, a nawet ambicji na to, by znaczyć na mapie niemieckiego futbolu coś więcej.

Tym bardziej szokujące okazały się kolejne rozgrywki (1994/95), kiedy Freiburg w aurze sensacji zachwycił piłkarskie Niemcy i uplasował się na najniższym stopniu podium 1. Bundesligi. Drużyna grała z takim rozmachem, że dorobiła się nawet przydomka Breisgau-Brasilianer (“Bryzgowijska Brazylia”) i to mimo że najlepszym strzelcem zespołu akurat w tamtym okresie był Rodolfo Esteban Cardoso, czyli zawodnik rodem z Argentyny. Już w drugiej kolejce ligowych zmagań Freiburg zasygnalizował wielką formę, gromiąc u siebie aż 5:1 monachijski Bayern.

To niewątpliwie jeden z klasyków niemieckiego futbolu lat 90.

Reklama
SC Freiburg 5:1 Bayern Monachium (1. Bundesliga 1994/95)

Choć trener Volker Finke nie dysponował nigdy gwiazdorskim składem, jego taktyczne pomysły pozwalały Freiburgowi zwyciężać w starciach z wyżej notowanymi rywalami. Pod wieloma względami Finke spoglądał zresztą na futbol porównywalnie do Ralfa Rangnicka. Również nie był miłośnikiem ustawienia z libero cofniętym za linią obrony, również podobała mu się koncepcja agresywnego pressingu, również nade wszystko cenił sobie grę kombinacyjną. Władze klubu powierzyły mu olbrzymią władzę. Na ławce trenerskiej zasiadał nieprzerwanie od 1991 do 2007 roku. Niezależnie od wzlotów i upadków, bo Freiburgowi zdarzało się za jego kadencji spadać z 1. Bundesligi i później nie bez kłopotów do niej powracać. Mimo wszystko, Finke trwał na stanowisku. Mówiło się, że nawet stadionowy greenkeeper musi z nim konsultować metody koszenia trawy. Nic nie działo się we Fryburgu bez jego zgody.

Finke dla nas jednocześnie ojcem, mentorem i trenerem – opowiadał Aleksandre Iaszwili, wieloletni piłkarz Freiburga. – Każdego gracza witał z ogromną dozą ciepła, zwłaszcza zagranicznych piłkarzy. Zależało mu, byśmy jak najszybciej nauczyli się niemieckiego. Na jego treningach nigdy nie można się było nudzić. Z dzisiejszej perspektywy uważam, że był szczególnie skuteczny w prowadzeniu młodych zawodników. Pozwalał na to, by popełniali błędy. Mogliśmy przegrać jeden, dwa, trzy mecze z rzędu, ale on zawsze stał za nami i starał się tylko, byśmy wyciągnęli z tego wnioski.

W meczach z Freiburgiem miało się poczucie, że rywal wychodzi na boisko w dwunastkę

Alain Sutter

Warto sobie o tych czasach dzisiaj przypomnieć, ponieważ we Fryburgu w gruncie rzeczy… niewiele się zmieniło. Wciąż jest to klub, który stara się wygrywać sposobem, a nie wielkimi nakładami finansowymi. Nadal nie ma tam parcia na sukces. Albo inaczej – za sukces uważa się spokojną egzystencję na poziomie 1. Bundesligi i promowanie ciekawych zawodników. Tego Finkemu nie udało się zmienić, pewnie nawet nie próbował. Freiburg nie odczepił od siebie łatki klubu o ograniczonych możliwościach. Jednak w tym sezonie nacisk na stabilizację zdaje się procentować jak nigdy dotąd.

Reklama

SC Freiburg – przede wszystkim spokój

Początek sezonu 2021/22 jest w wykonaniu Freiburga rewelacyjny. Mimo że poprzednia kampania była akurat do bólu przeciętna – zespół właściwie przez całe rozgrywki plasował się w środku tabeli, no i skończył ligowe zmagania na dziesiątym miejscu. Bez historii. A teraz? Czyste szaleństwo. Dość powiedzieć, że po dziesięciu kolejkach Bundesligi podopieczni Christiana Streicha byli niepokonani, a przecież przyszło im się mierzyć po drodze między innymi z Borussią Dortmund (zwycięstwo 2:1 u siebie), RB Lipsk (remis 1:1 u siebie) czy Wolfsburgiem (2:0 na wyjeździe). Sposób na ekipę z Fryburga dopiero w jedenastej serii spotkań znalazł Bayern Monachium, lecz nie była to dla Bawarczyków jakaś super-łatwa przeprawa. Finalnie zwyciężyli 2:1.

Bayern Monachium 2:1 SC Freiburg (1. Bundesliga 2021/22)

Freiburg to klub, który da się lubić. Śledzę ich poczynania od wielu lat – jeszcze przed pierwszym gwizdkiem komplementował swoich oponentów Julian Nagelsmann. – Często zdarzało mi się rywalizować z nimi na poziomie młodzieżowym, gdzie łatwiej poznać działanie klubu od kulis. To niezwykle wymagający przeciwnik, a Christian Streich to inteligentny, błyskotliwy trener o wielkim doświadczeniu wyniesionym właśnie z pracy z młodzieżą. Spotkania z Freiburgiem zawsze należą do najbardziej wymagających, a Christian spokojnie mógłby pracować w najlepszych klubach Europy.

Chwalony pod niebiosa Streich to, by tak rzec, współczesny Volker Finke. Niemiec jeszcze w latach 80. zaliczył bowiem zawodniczy epizod we Freiburgu, a potem na dobre związał się z klubem jako trener. Przez bardzo długie lata funkcjonował jako szkoleniowiec grup młodzieżowych, następnie pełnił też przez kilka sezonów rolę asystenta w pierwszym zespole, aż wreszcie w 2011 roku osobiście chwycił za stery. Jest zatem człowiekiem doskonale czującym kulturę klubu z Fryburga. W trakcie meczu stanowi wulkan energii – dyryguje podopiecznymi, angażuje fanów, dyskutuje, zdarza mu się również inicjować drobne awantury. Ale jeśli chodzi o całościowe podejście do prowadzenia drużyny, charakteryzuje go przede wszystkim umiłowanie spokoju i stabilizacji.

Tak typowe dla Freiburga.

W sezonie 2012/13 jego ekipa uplasowała się na piątym miejscu w Bundeslidze? Okej, ale za rok jej celem znów było utrzymanie. Żadnych nerwowych ruchów. Zero pokusy, by zaszaleć. Wyskoczyć ponad stan. Pobyt w 2. Bundeslidze w sezonie 2015/16 też nie wywołał u Streicha gorączki.

Futbol to nie tylko gra, to kultura. Kiedy byłem dzieckiem, częściej grałem w piłkę niż jadłem. Idziesz na stadion z przyjaciółmi, oglądasz mecz. Wygrywasz albo przegrywasz. Cieszysz się lub płaczesz. Ale to nie eskapizm, tylko normalna część życia

Christian Streich

Szkoleniowiec Freiburga w niemieckiej przestrzeni publicznej funkcjonuje jako swego rodzaju filozof futbolu. Wielokrotnie wypowiadał się w duchu właściwym dla reprezentantów idei “Against Modern Football”. – Zastanawiałem się, czy piłką nożna w tym kształcie może przetrwać. W tej chwili stała się ona biznesowym produktem i jest jak cytryna. Bezlitośnie wyciskana. Zadałem sobie pytanie: jak długo ludzie, którzy naprawdę kochają piłkę, będą w stanie patrzeć na uciekające z niej soki? Ale teraz wydaje mi się, że futbol przetrwa wszystko – opowiadał na łamach “New York Times”. – Nawet w sytuacji, gdy tak wielu ludzi stara się go eksploatować dla zysku, on wciąż należy do nas – ludzi, którzy naprawdę kochają istotę piłki nożnej.

– Kiedy zakończył się lockdown w 2020 roku i powróciliśmy do treningów, widziałem szczęście na twarzach moich podopiecznych. To ludzie bardzo zamożni, ale żaden piłkarz nie myśli o pieniądzach, gdy jest na boisku. Oni po prostu kochają piłkę – dodał.

EINTRACHT POKONA FRANKFURT? KURS: 3,40 W FUKSIARZU!

Z takim człowiekiem na ławce trenerskiej pierwszego zespołu jest w zasadzie naturalną koleją rzeczy, że drużyna z Fryburga koncentruje się przede wszystkim na promowaniu wychowanków swojej akademii. Nie bez kozery zresztą cytowany Nagelsmann z tak wielką estymą wypowiadał się o szkoleniowym dorobku Streicha i w ogóle całego Freiburga. Klub spod Schwarzwaldu szedł bowiem w awangardzie niemieckich reform w systemie szkolenia, dokonywanych na początku XXI wieku. Trener, asystenci, działacze pionu sportowego – lwia część kluczowych dla Freiburga postaci wywodzi się z akademii.

Efekt?

  • (2007) Sascha Riether sprzedany za 0,5 miliona euro do Wolfsburga
  • (2008) Dennis Aogo za 1,5 mln do HSV
  • (2009) Daniel Schwaab za 0,25 mln do Bayeru Leverkusen
  • (2013) Daniel Caliguri za 4,5 mln do Wolfsburga
  • (2014) Matthias Ginter za 10 mln do BVB
  • (2014) Oliver Baumann za 5,5 mln do Hoffenheim
  • (2017) Maximilian Philipp za 20 mln do BVB
  • (2020) Luca Waldschmidt za 15 mln do Benfiki
  • (2020) Alexander Schwolow za 7 mln do Herthy

Wszyscy co najmniej przewinęli się przez młodzieżowe drużyny Freiburga. Do tego udało się też podpromować w klubie również takich graczy jak Papiss Cisse (sprzedany za 12 baniek euro do Newcastle), Omer Toprak (za 3 mln do Bayeru), Max Kruse (za 2,5 mln do Gladbach), Admir Mehmedi (za 8 mln do Bayeru), Jonathan Schmid (za 3,5 mln do Hoffenheim), Roman Burki (za 3,5 mln do BVB), Vincenzo Grifo (za 6 mln do Gladbach), Caglar Söyüncü (za 21 mln do Leicester), Robin Koch (za 13 mln do Leeds) czy Baptiste Santamaria (za 14 mln do Rennes). I tak to się kręci. Porządne szkolenie, niezły skauting, więc Freiburg praktycznie każdy sezon w trakcie ostatniej dekady zamykał na transferowym plusie.

SC Freiburg – a może czas zaszaleć?

Jak to się przekładało na ligowe rezultaty? Cóż, mówiąc do obrzydzenia trywialnie – raz lepiej, raz gorzej.

Podopieczni Streicha potrafili w Bundeslidze zająć piątą bądź siódmą lokatę i szokować topowe ekipy w bezpośrednich starciach, ale zdarzały im się też sezony desperackiej walki o utrzymanie, a nawet degradacja. Niezależnie od okoliczności, szkoleniowiec Freiburga tonował jednak nastroje. Kiedy Freiburgowi szło świetnie i klub był chwalony, trener zawsze podkreślał, że przy ograniczonym potencjale finansowym ten stan nie może trwać wiecznie. Z kolei gdy zespół dołował, Streich mimo uszu puszczał sugestie, by uciec się do radykalnych zmian kadrowych i nieco mocniej zaatakować na rynku transferowym. Wychodząc po prostu założenia, że Freiburgowi jest to… niepotrzebne. Lepiej spaść i wrócić, ale na swoich zasadach. Nie inaczej jest obecnie.

Mimo że Freiburg w pełni zapracował na status rewelacji pierwszej części rozgrywek w Bundeslidze, Streich jak ognia unika deklaracji dotyczących, dajmy na to, walki o awans do Ligi Mistrzów. – Trzymam zespół z dala od tych spekulacji. Zajmujcie się Bayernem, Dortmundem i innymi. Moich chłopców zostawcie w spokoju. Nie chcę, by zmącono spokój Freiburga – oznajmił twardo. Po czym dodał: – Kiedy widzę, co się dzieje z Newcastle United… Angielska federacja i Premier League ściągnęły na siebie hańbę. Mam wrażenie, że w futbolu przekraczane są już wszelkie granice przyzwoitości.

Christian Streich mecze przeżywa całym sobą

Z drugiej strony, czy takiej postawy nie należałoby określić tkwieniem w strefie komfortu? Pokora to duża wartość w spocie, nie da się ukryć, lecz jeśli ją przedawkować, może się okazać kulą u nogi. Tymczasem Freiburg, niezależnie od retorycznych sztuczek Streicha, w rzeczywistości nie jest już tym skromnym, prowincjonalnym klubikiem, który wdarł się na bundesligowe salony w pierwszej połowie lat 90. Kilka tygodni temu drużyna po blisko 70 latach opuściła mocno nadgryziony zębem czasu Dreisamstadion i przeniosła się na nowo wybudowany Europa-Park Stadion, mogący pomieścić blisko 35 tysięcy widzów, a także nowocześnie zorganizowany, jeżeli chodzi o tak zwaną strefę biznesową (poprzedni stadion nie oferował nawet ekskluzywnych lóż VIP-om).

Wiadomo, jak to bywa w futbolu. Nowy stadion, więc i nowe możliwości. A może nawet – nowe ambicje? Inna sprawa, że sam trener po ostatnim meczu rozegranym na starym obiekcie wyglądał na człowieka, który najchętniej przykułby się kajdanami do słupka bramki i zablokował przeprowadzkę.

Tak czy owak, w tej chwili ekipa z Fryburga dysponuje świetną areną, prężnie działającą akademią, dobrze zorganizowanym pionem sportowym, solidną bazą kibiców, no i potencjałem finansowym wystarczającym do tego, by zapłacić za piłkarza, powiedzmy, 10 milionów euro. Może zatem nadeszła pora, by chwycić wreszcie byka za rogi i powalczyć o bardziej konkurencyjną pozycję na rynku, przynajmniej względem klasowych rywali? Zakończenie sezonu ligowego w TOP4 byłoby w wykonaniu Freiburga wielką demonstracją aspiracji, jakich dotychczas z tym zespołem nie kojarzono.

FREIBURG POKONA EINTRACHT? KURS: 2,10 W FUKSIARZU!

Ale to nie takie proste i tutaj trzeba przyznać ostrożnemu Streichowi rację. Pal już licho pierwszą porażkę w sezonie. Oberwanie od Bayernu nikomu w Bundeslidze ujmy nie przynosi. Więcej niepokoju budzą zaawansowane statystyki. W tej chwili Freiburg ma na koncie 18 zdobytych i 9 straconych goli w lidze. Jeśli jednak spojrzeć na współczynnik spodziewanych bramek, po stronie strzelonych wynosi on tylko 14,3 (10. miejsce w lidze), a straconych aż 14,7 (5. miejsce w lidze). Widać więc wyraźnie, że zespół dowodzony przez Streicha punktuje rywali ponad stan, a i w obronie igra z ogniem. Do tego dochodzi szokująco wysoka – i zarazem trudna do utrzymania na dystansie całego sezonu – skuteczność interwencji u bramkarza Marka Flekkena. W tej chwili – 83%.

Inne statystyki?

  • oddane strzały na bramkę: 136 (9. miejsce w lidze)
  • oddane strzały przez rywali: 160 (13.)
  • celność podań: 74,9% (11.)
  • współczynnik spodziewanych asyst (xA): 9,3 (13.)
  • kluczowe podania: 93 (11.)
  • skuteczne próby pressingu: 29,6% (15.)

No gdzie nie spojrzeć, tam Freiburg wypada w gruncie rzeczy do bólu przeciętnie. Jednym z niewielu wyjątków jest – według danych fbref.com – statystyka udanych wybić futbolówki z własnej strefy obronnej. Tutaj podopieczni Streicha zajmują akurat najwyższą pozycję w Bundeslidze. Co też dość dobitnie podsumowuje, w czym tkwi tajemnica udanego startu rozgrywek w ich wykonaniu. Freiburg po prostu lubi i potrafi, jak mawia Diego Simeone, cierpieć. Bronić się bardzo głęboko i odpowiedzialnie, wyczekując na swoje nieliczne szanse w ofensywie. Tylko że taki styl rzadko pozwala na utrzymanie się blisko topu przez 34 kolejki ligowe. Prędzej czy później pojawiają się kontuzje, kartki, spadek koncentracji. W zespole coś pęka, układanka się sypie.

Jest zatem całkiem prawdopodobne, że Freiburg prędzej czy później spuści z tonu. Osunie się w tabeli. Ale w sumie na tym właśnie polega fenomen tego klubu, że kryzys formy zostanie tam zapewne przyjęty, mówiąc oczywiście z pewną dozą przesady, wzruszeniem ramionami.

Lubię rekordy. Jeśli poprawisz wspaniały wynik innym wspaniałym wynikiem, trudno nie czuć satysfakcji – powiedział trener Streich, gdy jego zespół kontynuował jeszcze passę spotkań bez porażki. – Ale to nie potrwa wiecznie. W przeciwnym razie w którymś momencie zostalibyśmy mistrzami Niemiec, a potem dołożylibyśmy do tego również zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Coś mi mówi, że tak się nie stanie.

CZYTAJ TAKŻE:

fot. Newspix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Niemcy

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Komentarze

3 komentarze

Loading...