Reklama

Nie tylko Osaka i Nadal. Nieobecni w ATP oraz WTA Finals

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

09 listopada 2021, 18:19 • 9 min czytania 0 komentarzy

Walka trwała do ostatnich turniejów, a w przypadku niektórych zawodników nawet ostatniego. Zakwalifikować do kończących sezon zawodów udało się Idze Świątek, a także Hubertowi Hurkaczowi, ale znajdą się – poniekąd – ofiary ich sukcesu. W ATP oraz WTA Finals nie zobaczymy też paru gwiazd, które w normalnych warunkach raczej nie musiałyby się bać o udział. Kim są najwięksi nieobecni nadchodzącej rywalizacji w Turynie i Guadalajara?

Nie tylko Osaka i Nadal. Nieobecni w ATP oraz WTA Finals

Nie mówimy o najbardziej prestiżowych turniejach, bo rangą odbiegają od tych wielkoszlemowych, ale w ostatnich tygodniach i tak nikt nie zamierzał odpuszczać. O ile Iga Świątek tego, że zagra w WTA Finals dowiedziała się jeszcze w październiku, ze względu na wycofanie się z turnieju Ashleigh Barty (o której potem), tak Hubert musiał walczyć o swoje w Paris Masters. Po tym, jak awansował do półfinału, stało się jasne, że przepustkę do ATP Finals wywalczył. Choć przed francuskim turniejem miał nieco gorszą sytuację, niż jeden z jego rywali. O kim mowa?

Talent, który ma czas

Jannik Sinner przystępował do zawodów w stolicy Francji jako ósmy zawodnik rankingu “Race”. Jego punktowa przewaga nad Polakiem była jednak na tyle nieduża, że wiedzieliśmy, iż nic nie jest przesądzone. Wszystko zależało od tego, jak pójdzie im paryski turniej (i ewentualnie kolejny, w Sztokholmie). We Francji znacznie lepiej zaprezentował się oczywiście “Hubi”, który odpadł dopiero w półfinale. Co tymczasem stało się z Jannikiem Sinnerem? Miał nieco pecha, bo trafił w pierwszym meczu na Carlosa Alcaraza, którego pozycja w zestawieniu ATP kompletnie nie oddaje jego potencjału. Hiszpan okazał się dla Sinnera zbyt mocny.

Na usprawiedliwienie Włocha – nie był pierwszym tenisistą, którego w tym sezonie zaskoczył czołowy tenisowy talent globu. Pamiętamy w końcu, jak Alcaraz sensacyjnie pokonał Stefanosa Tsitsipasa, wtedy trzecią rakietę świata, w US Open. W każdym razie – porażka z 18-latkiem oznaczała, że Sinner niemal stracił szansę na grę w ATP Finals. – Wczoraj było we mnie sporo napięcia i mój forehand nie działał, tak jak powinien, kiedy on [Alcaraz – przyp.red.] jest bardzo silny i wszechstronny. Zdaje sobie sprawę, że nie mam już nadziei na ATP Finals, ale wiem, jak przezwyciężyć rozczarowanie – pracować jeszcze więcej – mówił potem włoski tenisista.

W tym sezonie zrobił naprawdę sporo. Wygrał trzy turnieje rangi ATP i był w finale jeszcze jednego (Miami Open, w którym przegrał z… Hubertem Hurkaczem). Jeszcze w październiku triumfował natomiast w Antwerpii. Wiele stracił jednak na dwóch potknięciach. Po pierwsze, nie wygrał żadnego meczu w Indian Wells (zaskoczył go znajdujący się ostatnio w dobrej formie Taylor Fritz). Po drugie, nieco niespodziewanie przegrał z Francesem Tiafoe w półfinale zawodów w Wiedniu, przez co stracił szansę na walkę o tytuł z Alexandrem Zverevem. Po tej porażce zresztą czuł sporo żalu.

Reklama

Włochowi nie podobało się zachowanie Amerykanina, który nie skupiał się wyłącznie na grze w tenisa. – Świętowanie z kibicami jest okej, ale on gadał coś do mnie po każdym gemie. Dwukrotnie uderzył mnie piłką. Musiałem też czekać ponad 25 sekund na swój serwis, bo leżał na ziemi. Muszę nauczyć się radzić sobie z takim zachowaniem. Powinienem był zareagować, powiedzieć mu coś – opowiadał na konferencji prasowej.

Koniec końców Sinner musi przełknąć gorzką pigułkę. Ale jakby nie patrzeć – i tak ma za sobą świetny sezon. Na dodatek to zawodnik z rocznika 2001, więc gdyby awansował do ATP Finals, byłby zdecydowanie najmłodszym graczem w stawce. A to, że zamiast niego w turnieju zagra Hubert Hurkacz (a także Casper Ruud, który też walczył o awans), może go jakoś pocieszać. Bo mówimy o dwójce dobrych znajomych. – Hubert jest prawdopodobnie moim największym przyjacielem w Tourze. Trenujemy razem, gadamy w szatniach, graliśmy razem w debla – mówił swego czasu Włoch.

Przedostatni na placu boju

Cameron Norrie raczej nigdy nie był uważany za talent pokroju Sinnera czy Hurkacza. Do niedawna uchodził po prostu za solidnego tenisistę, któremu daleko do światowej czołówki. Brytyjczyk okazał się jednak jednym z z najciekawszych odkryć sezonu (obok na przykład Asłana Karacewa). Choć zaczynał go na 71. pozycji, obecnie puka do najlepszej dziesiątki ATP. W tym roku trzy razy dochodził do 3. rund turniejów wielkoszlemowych, co akurat szału nie robi, ale wystarczy zobaczyć, z jakimi tenisistami się spotykał. Dwukrotnie pokonywał go Rafael Nadal, a w Wimbledonie urwał jednego seta Rogerowi Federerowi. Porażka w 1. rundzie w US Open wzięła się natomiast z tego, że trafił na wspomnianego Alcaraza.

Największym sukcesem Brytyjczyka, który otworzył mu zresztą drogę do ewentualnej gry w ATP Finals, był triumf w Indian Wells. Na drodze do zwycięstwa w prestiżowym turnieju pokonywał m.in. Nikoloza Basilaszwiliego, a także Grigora Dimitrowa, ówczesnego pogromcę Hurkacza. Było jednak jasne, że w Paryżu też musi pokazać się ze znakomitej strony. Nietęgą minę mógł jednak mieć już, kiedy zobaczył drabinkę zawodów. Bo w ćwierćfinale miał czekać na niego Novak Djoković. Do starcia z Serbem jednak nie doszło – Norrie nie poradził sobie z Taylorem Fritzem.

W tamtym momencie jego sytuacja się mocno skomplikowała. Musiał liczyć na porażkę Hurkacza w ćwierćfinale w Paryżu, a także jak najlepszy wynik w kolejnych zawodach w kalendarzu ATP, w Sztokholmie. Ostatecznie jednak Polak rozwiał wszelkie wątpliwości, pokonując Jamesa Duckwortha. Zanim jednak do tego doszło, Norrie był już pewny, że swoją szansę stracił. – To wydaje się trudne. Dałem z siebie wszystko. To niefortunne, ale Taylor był dziś zbyt dobry. Potrzebuję czasu dla siebie, ale na pewno i tak pojadę do Turynu. Wiem, że są dwa miejsca rezerwowe, ja będę jednym z nich, a potem pójdę przygotowywać się do Pucharu Davisa – mówił o swoich planach.

Reklama

Teraz wszystko jest już jasne – rezerwowymi w Turynie będą właśnie Brytyjczyk oraz Sinner. Z tej samej funkcji w WTA Finals zrezygnowała natomiast Ons Jabeur, którą w ostatniej chwili w rankingu Race wyprzedziła znajdująca się na fali Estonka Anett Kontaveit. Tunezyjka uznała zwyczajnie, że jest zbyt przemęczona, aby polecieć do Meksyku. Choć trzeba przyznać, że jeszcze niedawno wydawało się, iż w Guadalajarze będzie walczyć nawet o zwycięstwo w całym turnieju. Mówimy o zawodnicze przełamującej bariery – niedawno została pierwszą arabską tenisistką w najlepszej dziesiątce rankingu, teraz miała szansę być pierwszą, która zagra w WTA Finals.

– To superekscytujące, bo sporo zawodniczek wciąż walczy o awans. Dla mnie to wielki cel, już w zeszłym roku chciałam zakwalifikować się do walki o Elite Trophy, ale odwołano i ten turniej, i WTA Finals. Wiem, że poziom rywalizacji jest wysoki, niektóre dziewczyny starają się grać co tydzień, żeby zdobyć punkty, choć już są bardzo zmęczone. Nie mogę się teraz poddać. Będę walczyć – mówiła parę tygodni temu Jabeur. Ostatecznie jej misja się nie powiodła – była pierwszą niepremiowaną awansem zawodniczką.

Do całej sytuacji podeszła jednak w swoim stylu. Czyli z dystansem i humorem. Takim zdjęciem podzieliła się na social mediach, kiedy została wyprzedzona przez Kontaveit:

https://twitter.com/Ons_Jabeur/status/1454864307607457796

Co ciekawe, droga Estonki do kończącego sezon turnieju zaczęła się poniekąd od… porażki właśnie z Jabeur. Od kiedy Tunezyjka pokonała ją w zawodach w Cincinnati w sierpniu, 26-latka zaczęła wręcz dominować na światowych kortach. Wygrała 26 z 28 ostatnich meczów, co pozwoliło jej sięgnąć po cztery tytuły. Musimy przyznać – to coś naprawdę spektakularnego. A przecież gdyby ktoś jeszcze w pierwszej połowie 2021 roku powiedział nam, że w WTA Finals zobaczymy estońską tenisistkę, a do Guadalajary nie poleci Naomi Osaka, kazalibyśmy mu puknąć się w głowę.

Najwięksi nieobecni

Spadek Osaki w rankingu WTA, dla osoby, która przez ostatnie miesiące nie śledziła specjalnie tenisowej rywalizacji, może być szokujący. Oto zawodniczka, która po wygraniu Australian Open w styczniu była drugą rakietą świata, wypadła poza ósemkę premiowaną grą w WTA Finals. Sęk jednak w tym, że nawet gdyby tego nie zrobiła, w Meksyku by się nie pojawiła. Bo dopiero niedawno wróciła do treningów.

To nie był łatwy sezon dla Japonki. Pamiętamy doskonale sytuację z Roland Garros, kiedy, z troski o swoje zdrowie psychiczne, odmówiła udziału w konferencjach prasowych, a potem się z tego turnieju wycofała. Ostatecznie zawodów, na których jej nie zobaczyliśmy, było znacznie więcej. Zrezygnowała też z Wimbledonu, a wystąpiła, nie odnosząc sukcesów, na igrzyskach i w US Open. Po tym ostatnim zrobiła sobie dwa miesiące przerwy od treningów. Przez ten czas nie słyszeliśmy od niej za wiele.

Parę dni temu Osaka ogłosiła światu, że znowu spędza czas na korcie, wrzucając zdjęcie na social media. – Trochę zardzewiałam, ale miło jest wrócić. Chcę podziękować za wszystkie miłe wiadomości, naprawdę je doceniam – napisała w piątek na swoich mediach społecznościowych wielokrotna mistrzyni wielkoszlemowa. Co możemy powiedzieć o jej sytuacji? Cóż, i tak będzie celowała w powrót na szczyt w przyszłym sezonie. Obecny poświęciła na rzecz dbania o zdrowie psychiczne, ale to wciąż zawodniczka o niesamowitym talencie. Który, miejmy nadzieję, będzie w stanie realizować.

Czy Japonka jest największą nieobecną kończących sezon turniejów? Może, jeśli mówimy wyłącznie o WTA Finals. Ale jest przecież jeszcze Rafa Nadal, który na dobrą sprawę kwalifikacji do ATP Finals był niesamowicie bliski, mimo że od dłuższego czasu nie grał. Cały czas ma bowiem problemy ze zdrowiem. Te ciągną się za nim od kilku miesięcy. Ostatni raz na kortach Hiszpana widzieliśmy w sierpniu, zagrał wówczas dwa mecze w turnieju w Waszyngtonie. Jeszcze wcześniej wystąpił we French Open, kiedy niespodziewanie przegrał w półfinale z Novakiem Djokovicem. Już wtedy było widać, ze Hiszpanowi może coś dolegać. Niedługo później stało się jasne, że nie zagra ani na igrzyskach, ani podczas Wimbledonu.

Wydawało się, że celem Hiszpana będzie powrót na US Open. Ale i z tych zawodów, niedługo po wspomnianym występie w stolicy USA, się wycofał. – Jak wiecie, w ciągu ostatniego roku bardzo cierpiałem z powodu urazu stopy i przegapiłem wiele ważnych dla mnie startów. Nie byłem w stanie trenować i przygotowywać się tak, jak powinienem, by rywalizować na najwyższym poziomie – mówił Nadal.

Nie ma co ukrywać – nie mówimy o młodzieniaszku. Hiszpanowi sporadyczne kontuzje towarzyszyły od wielu lat. A teraz, z racji, że ma już 35 wiosen, unikać ich jest mu coraz trudniej. Oczywiście – sytuacja Nadala nie jest aż tak zła, jak ta Rogera Federera, który co chwilę musi poddawać się kolejnym operacjom. U wielokrotnego triumfatora Roland Garros chodzi nie tylko o brak zdolności do gry, co wyleczenie wszelkich dolegliwości do końca, pozbycie się jakiekolwiek dyskomfortu, żeby być w stanie jeszcze parę lat grać na najwyższym możliwym poziomie.

Jakie będą jego następne kroki? Nadal zapewnił, że chce zagrać w turnieju w Abu Zabi w grudniu, a następnie, już w nowym roku, w dwóch w Australii. Czy mu się to wszystko uda? Nie jesteśmy pewni, ale cieszymy się, że jego powrót faktycznie nie jest mocno oddalony w czasie. A przynajmniej tak się wydaje. Na Australian Open przygotować będzie się też chciała Ashleigh Barty. Jedynka światowego treningu ma problemy z przemęczeniem i… kwarantanną. Tę drugą podała jako oficjalny powód wycofania się z WTA Finals – po prostu nie chciałaby musieć na niej przebywać po powrocie do ojczyzny.

Czas zapomnieć

Mimo kilku większych i kilku mniejszych nieobecności WTA oraz ATP Finals i tak zapowiadają się pasjonująco. Z naszej perspektywy – pewnie  najlepiej w historii, bo przecież nigdy wcześniej nie mieliśmy w turniejach kończących sezon dwójki Polaków. A co również istotne – zarówno Hubert Hurkacz, jak i Iga Świątek mają pełne prawo celować wysoko. Żaden scenariusz, nawet ich zwycięstwo w całych zawodach, nie wydaje się niemożliwy.

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
13
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
51
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...