Polacy umieją świętować. Nawet nie zaprzeczajcie, wiemy to po swoich imieninach, cudzych imieninach i pierdyliardzie innych podobnych temu mini-okazji. Ale takich jak Lewy, nie ma za wielu – ani w kraju, ani zagranicą, ani nigdzie indziej. Robert Lewandowski rozgrywał tego wieczora swój setny mecz w Lidze Mistrzów. Okrasił go hat-trickiem i asystą. Oznacza to, że strzela średnio 0,81 bramek na mecz w tych elitarnych rozgrywkach. To najlepsza średnia w historii rozgrywek na równi z Leo Messim. Coś niesamowitego. Polak strzela jak najęty i wieczór w wieczór udowadnia, że to właśnie jemu, a nie komukolwiek innemu, należy się Złota Piłka za ten rok w piłkarskim światku.
Bayern Monachium-Benfica Lizbona. Wielki Lewandowski
Ktoś powie: powariowaliście z tą egzaltacją, przecież Lewy od lat robi dokładnie to samo, z niezmienną zabójczą skutecznością. Odpowiadamy więc z anielską cierpliwością: doceniajmy to, póki Lewandowski przeżywa swoje złote chwile kariery, bo wyczynia on rzeczy, które mogą być nieosiągalne dla kolejnych wielu, wielu pokoleń. Jego sumaryczna (mecze w klubie i w reprezentacji) liczba bramek z ostatnich trzech lat: 2019 – 54 gole. 2020 – 47 goli. 2021 – 58 goli. Napiszemy słownie: PIĘDZIESIĄT OSIEM GOLI! To jest wielki wynik, wielki wyczyn. Życiowy dla gwiazdora Bayernu, a przecież mamy dopiero początek listopada, więc powinno dojść do tego jeszcze kilkanaście trafień.
Kosmos.
Wszystkie jego trzy trafienia z Benfiką wynikały ze strzeleckiego kunsztu Polaka. Przy pierwszej bramce większość roboty zrobiły przecudowny balans ciała i mierzone dośrodkowanie fenomenalnego w tym meczu Kingsleya Comana, ale Lewemu nie można odebrać tego, że mądrze zaczaił się za plecami defensorów portugalskiego klubu i z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Przy drugim trafieniu kapitan reprezentacji Polski wykorzystał otwierające podanie równie świetnego Leroya Sane i mięciutko przelobował Odiseasa Wlachodimosa, z którym wygrał pojedynek również przy trzeciej bramce, wykorzystując „wielokilometrowe” podanie od Manuela Neuera.
Mało?
Mogła być czwórka, ale Lewandowski – Panie Boże, jak to możliwe?! – pomylił się z jedenastu metrów przy karnym podyktowanym przesz Szymona Marciniaka po ewidentnej ręce Lucasa Verissimo.
Mistrz rzutów karnych niby wszystko zrobił po swojemu, ale wyglądał, jakby zgłupiał, kiedy Wlachodimos nie rzucił się w pierwsze tempo po tym tąpnięciu Lewego, następując tuż przed oddaniem uderzenia.
Bayern Monachium-Benfica Lizbona. Tyle strzelasz, tak wygrywasz
Cóż, wypadek przy pracy, choć na tamtym etapie meczu wydawało się, że jeszcze może być gorąco. Wszystko dlatego, że ekipa Jorge Jesusa to bardzo nowocześnie i atrakcyjnie zbudowany zespół. Nie było mowy o żadnym sztucznym respekcie. Aktywny był Pizzi, który oddał ze trzy strzały, z czego jeden znalazł drogę do siatki, ale VAR wykazał spalonego. Groźny potrafił być Roman Jaremczuk. W pierwszej połowie Morato strzelił na 2:1 po zgrabnie krótko rozegranym rzucie rożnym i dośrodkowaniu Alejandro Grimaldo. W drugiej połowie nadzieję dał Darwin Nunez, pakując gola na 4:2 po wcześniejszych tragicznych błędach Upamecano i Sabitzera. Benfica mogła się podobać, bo napierała, atakowała, nie składała broni i nic nie robiła sobie z tego, że traci kolejne bramki.
Jorge Jesus już przed meczem mówił jednak, że to nie mecze z Bayernem zadecydują o losach awansu z drugiego miejsca, a starcia z Barceloną i Dynamem Kijów. Miał rację, a przy okazji zdjął trochę niepotrzebnej presji z barków swoich podopiecznych. I powstało fajne widowisko, w którym…
Główną rolę, oczywiście, odgrywał Bayern. Imponuje w ostatnich tygodniach przede wszystkim Sane. Tak jak w swoim pierwszym sezonie w barwach Die Roten był cieniem samego siebie z najlepszych występów na angielskich boiskach, tak w tym sezonie oglądamy renesans jego formy. Wysoko podniesiona głowa, zawrotna prędkość, wyśmienita technika, niebanalne pomysły, konkrety w postaci liczb. Ten mecz skończył z golem (przepiękny wolej) i asystą (ładne uruchomienie Lewego). Akcję, w której jednym balansem ciała związał pięciu piłkarzy Benfiki w polu karnym Bayernu i ruszył przez osiemdziesiąt metrów w drugą stronę, spokojnie można wyciąć to topowej dziesiątki najbardziej spektakularnych zagrań tego zawodnika w kategorii „piłkarska wielkość niemierzona samymi golami i asystami”.
Bayern wygrał ten mecz ofensywą. Kolejny już raz. Podtrzymuje tym samym, wykręcaną za kadencji Juliana Nagelsmanna, zawrotną średnią ponad czterech goli strzelonych na mecz. Matematyka jest prosta: jeśli jesteś tak skuteczny, tak dominujący, w przeważającej większości meczów – wygrasz i basta.
Bayern Monachium 5:2 Benfica Lizbona
Lewandowski 26′, 61′, 84′, Gnabry 32′, Sane 49′ – Morato 38′, Nunez 74′
Fot. Newspix