Dla polskiego postronnego kibica – takiego jak ja – puchary są swego rodzaju świętem. Dla sympatyka Legii? W tym sezonie są jedynym, co trzyma go przy kibicowskim życiu (bo przecież nie liga). Dla fana Napoli? Smutnym obowiązkiem, który trzeba odbębnić.
A w zasadzie najlepiej, jakby ich nie było. Po świetnym początku Napoli – osiem na osiem wygranych w Serie A – w kibicach jest już zasiane ziarno nadziei na pierwsze od sezonu 89/90 mistrzostwo Włoch. Zwłaszcza, że Juve jest w kryzysie, a ostatnio ze sporymi kłopotami borykał się (i wciąż boryka) Inter, co z pewnością nie wzmacnia go sportowo. Liczy się liga. A jakaś tam Legia? Wielu twierdziło, że najlepiej, jakby Spaletti wystawił drugi garnitur i odpadł czym prędzej z rozgrywek, które tylko zaburzają koncentrację piłkarzy przed walką o mistrzostwo.
Jeśli śledzicie moje relacje z wyjazdów albo oglądacie vlogi (swoją drogą – niebawem wleci na naszego YouTube’a), to dobrze wiecie, że bardziej niż sama piłka nożna interesuje mnie szeroko pojęty klimat meczowy. Lubię pokazywać bawiących się kibiców, zwyczaje ich dnia meczowego, generalnie – atmosferę. I tak jak trzy lata temu, na meczu ligowym, dało się ją odczuć bardzo wyraźnie, tak dzisiaj…
No, raczej nie ma o czym gadać.
NAPOLI WYGRA NA WYJEŹDZIE Z ROMĄ? KURS 2.50 W FUKSIARZ.PL
Pod stadionem pojawiłem się trzy godziny przed meczem. Przywitała mnie pustka – jacyś pojedynczy kibice krążyli, ale nie było ich za dużo. Może siedzą w knajpach? – pomyślałem. Pudło, w okolicznych barach też nie działo się nic szczególnego. Udałem się więc na spotkanie polskich kibiców Napoli, zwłaszcza, że grafika mocno mnie przekonała.
Ale i tam nikt nie przyszedł.
Dwie godziny po meczu? Ciągle pustawo. Godzina? No, coś się ruszyło, ale to raczej styl kibicowania na zasadzie „wejść na mecz, obejrzeć, iść do domu”. Nawet już na samym stadionie nie czuć było żadnego dopingu. Kibice Napoli odezwali się może ze dwa razy, nie licząc momentów, w których próbowali gwizdać na śpiewy Legii. Śpiewy Legii, które – mimo że intonowało je może ze stu kibiców – były o wiele donośniejsze.
A prezentowali oni cały repertuar. Od „Lambady” przez „Legia to jest potęga”, aż po nawet „chuj z zakazami”. Zastanawiało mnie tylko jedno. Po decyzjach arbitra na niekorzyść Legii dwukrotnie zaintonowano ulubioną przyśpiewkę Polaków:
– PZPN, PZPN!
Coś mi się wydaje, że to jednak nie rodzime kolegium sędziów wybierało arbitra tego spotkania.
WESZŁO Z NEAPOLU: KOŚCIÓŁ DIEGO MARADONY
***
Przed meczem poleciało oczywiście „Life is life”, czyli piosenka, przy której Maradona wykonywał swój słynny taniec. Legioniści niestety nie nawiązali do tej rozgrzewki.
***
Gdy rozmawiałem z kibicami, którzy przylecieli z Polski, ich nastroje miały trzy etapy. Pierwszy? Pogodzenie się z tym, że i tak nie wejdą na stadion. Bo przypomnijmy – władze Neapolu stwierdziły, że na mecz nie może wejść nikt, kto ma polski paszport – nawet, jeśli we Włoszech mieszka od trzydziestu lat. Jest to dziwne i trochę dyskryminujące, ale, no cóż, wyjazd z 2015 roku został widocznie naprawdę mocno zapamiętany.
Ale Polak nie byłby Polakiem, gdyby nie spróbował coś przykombinować. Drugi etap? Euforia, gdy jednak udało się kupić bilety. Pod stadionem Napoli nie ma kas, bilety dystrybuowane są w barach i punktach bukmacherskich. Okazało się, że idąc w określone miejsce, można bez problemu nabyć wejściówkę. No dobra, może z jednym małym problemem – Polakom sprzedawano tylko te po 40 euro.
– My nie załatwimy? Niby nie wolno kupić, a udało się. Po prostu trzeba było być kulturalnym, grzecznym, mówić po włosku i kupić drogi bilet na drogi sektor. Trochę mówię po włosku, a w zasadzie to nauczyłem się pięciu zdań, by sprawnie kupić wejściówkę. Nabyłem ją w oficjalnej sprzedaży, bez żadnych szwindli czy koników – mówił nam przed meczem Patryk, z którym rozmawialiśmy także wczoraj.
Wydawało się, że skoro bilety są już w rękach – i to imienne, bo do zakupu ich trzeba było okazać dowód – nic nie może pójść nie tak. To teoria.
Praktyka?
Stewardzi na bramkach wyłapywali kibiców, którzy wyglądali im na Polaków i sprawdzali tożsamość. A gdy okazywało się, że dysponują polskimi dokumentami – zabierali bilet i wypraszali ze stadionu.
Dyskusyjna zagrywka.
Skoro już nie wpuszczano na stadion, to po co pozwolono Polakom kupić bilety (za 40 euro!) i jednocześnie żyć w nadziei kilka godzin przed meczem?
***
Pod stadionem spotykam się z dwójką kibiców z Warszawy:
Łukasz: – Kupiliśmy bilety za 40 euro w oficjalnym sklepie. Ja przeszedłem kontrolę, Kuba nie.
Kuba: – Za drugą kontrolą nas cofnęli, bo doszli do wniosku, że prawdopodobnie jesteśmy Polakami. Musieliśmy pokazać dowody, no i… cofnęli nas, po prostu. Bilety kupiliśmy legalnie, ale niestety – stadion zweryfikował.
Jak was wyczaili, że jesteście Polakami?
Kuba: – To pytanie, na które wciąż nie znamy odpowiedzi! Sprawdzali dowody szczepienia. Kolega przeszedł i go nie zweryfikowali. Ja usłyszałem, że ktoś za mną krzyczy “stop, stop!”. Szedłem dalej, ale w pewnym momencie poczułem rękę na ramieniu i to już był twardy znak, że trzeba się odwrócić.
Łukasz: – No i pokazałeś swoją polską twarz!
Kuba: – Zweryfikowali dokumenty. “Polaco? No, no”. A kolega zachował się po przyjacielsku. Skoro mnie cofnęli, zapytał, co się dzieje i jego też cofnęli. Słabo wyszło.
Łukasz: – Zabrali nam bilety, więc nawet nie mogliśmy spróbować drugi raz. Człowiek się łudził.
Gdzie oglądaliście mecz?
Kuba: – W pierwszej knajpie pod stadionem, gdzie była telewizja. Gdy bramka padła, słyszeliśmy najpierw reakcję stadionu, a później widzieliśmy ją w telewizji. Okazało się, że jest tam sto procent Polaków. Nie wiemy, jaka była ich historia, ale pewnie taka jak nasza. Komentując wspólnie mecz w wulgarnych słowach nawiązaliśmy rozmowę. Braliśmy pod uwagę, że nie kupimy biletu. Ale gdy już kupiliśmy, nakręcaliśmy się. Czujemy się mega zawiedzeni.
Łukasz: – Ale Neapol na plus. Wszystko dzieje się tu spontanicznie. Trochę brudno, ale każdy Polak się tu bardzo dobrze poczuje.
***
Na wszystkich, którzy gdzieś na świecie wpadli na pomysł budowania stadionów z bieżnią, powinno czekać więzienie. Zajmuje ona jakieś pół szerokości boiska. Można się poczuć jak w Płocku.
***
Nie wszyscy w Neapolu ucieszyli się z ponownego przyjazdu Legii, ale ów jegomość jak najbardziej. Zostały mu na stanie szaliki z 2015 roku, więc postanowił opchnąć pod stadionem po promocyjnej cenie.
***
Jeśli ktoś nie przygotował się na to, jak wygląda stadion Napoli i liczył na porządny dom liczącego się w Europie klubu, mógł pomyśleć sobie, że trafił na jakiś opuszczony obiekt. Stadio Diego Armando Maradona… nie zachęca. Choć pewnie w tym miejscu nadałyby się znacznie mocniejsze słowa.
Wejście na trybunę prasową? W komunikacie dla mediów napisano, że znajduje się w bramce numer sześć. Pod stadionem można zobaczyć bramkę numer siedem, zaraz obok nie jest wejście piąte, numer szósty jest numerem widmo.
7, zaraz obok 5, czego nie rozumiecie?
Ktoś pod stadionem stwierdził, że namaluje sobie graffiti ku czci Eminema.
Na konferencję prasową trzeba było iść podziemiami:
Ale już na sam mecz, kulturka, schody, a potem winda.
Nie chcemy być złośliwi, więc przyjmijmy, że stadion pełni rolę użytkową, a nie estetyczną. Jest trochę jak ciało polskich raperów – wszędzie jest dobre miejsce, by postawić kolejny napis. Takim sposobem dowiadujemy się na przykład, co kibice Napoli myślą o Romie:
O dziwo na samym stadionie nie można przeczytać podobnych treści o Juventusie.
Ale to nie tylko kibicowskie bohomazy, których jest naprawdę od groma. To także ładne murale, jak na przykład ten z Diego Maradoną:
Plus jest taki, że stadion w środku wygląda W MIARĘ europejsko. Całe szczęście, że dokonano remontu krzesełek, które jeszcze trzy lata temu wyglądały nieprzekonująco…
A teraz jest naprawdę ładnie:
Stadion jest naprawdę wielki – ponad 60 tysięcy miejsc – ale nie ma lóż biznesowych z klasycznego zdarzenia, na czym, nie da się ukryć, trochę traci. Dyskusyjna jest też sprawa cateringu – kibice muszą liczyć na gości, którzy krążą między sektorami z podstawowym prowiantem. My – jako Polska – nie mamy się absolutnie czego wstydzić. A jeśli porównać stadion z warszawskimi obiektami, równie dużo analogii co do Łazienkowskiej znajdziemy z będącą ruiną Skrą.
***
Skutery w barwach Napoli. Aż szkoda, że tego wszechobecnego fanatyzmu nie doświadczyliśmy na trybunach.
***
Pamiątki, sprzedawane pod stadionem? Narodowość nakazywała mi skrupulatne sprawdzanie, czy da się znaleźć pod Stadio Diego Armando Maradona koszulki z nazwiskiem Piotra Zielińskiego. Ile ich znalazłem? Okrągłe zero.
70% możliwych do kupienia pamiątek dotyczy Maradony. Jeśli chodzi o koszulki aktualnie grających piłkarzy, dotyczą one głównie Osimhena i Insigne. Ale czy to źle świadczy o Polaku? Byłby to zbyt daleko idący wniosek. Wiadomo, że nie jest największą gwiazdą Neapolu, ale to nie oznacza, że nie jest doceniany. Na tej samej zasadzie w Warszawie ciężko byłoby znaleźć koszulkę Andre Martinsa, a przecież robi dobrą robotę.
Jedyny ślad po Zielińskim spotkałem w przystadionowej knajpie, gdzie w okazałej galerii koszulek znalazła się też ta z nazwiskiem Polaka.
***
Wyjeżdżam z Neapolu już trzeci raz i zawsze mam poczucie, że robię to za wcześnie. To miasto pozostawia niedosyt. Jest ciekawe. Jest zupełnie inne iż jakiekolwiek europejskie miasto. I szaleństwo na punkcie Diego to tylko jeden z aspektów.
Dziś niedosyt jest podwójny.
Gdyby Legia napisała jakąkolwiek historię na boisku, pewnie nastroje byłyby lepsze. Ale niestety – mimo sytuacji Emreliego i Kastratiego, na boisku polska ekipa stanowiła tylko tło. Tak samo jak i ten mecz stanowił tło dla mieszkańców Neapolu, których przyjazd Legii niespecjalnie grzał.
Z Neapolu JAKUB BIAŁEK
CZYTAJ TAKŻE: