Reklama

„Dani ma nadwagę, kontuzję, jest stary, nie da rady. Nie! Mogę pomóc Jagiellonii”

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

18 października 2021, 11:46 • 14 min czytania 3 komentarze

– Pewnie niektórzy kibice powiedzą, że Dani jest kontuzjowany, Dani jest stary, ale ja wiem, że dam radę i nie odstaję od drużyny. Mogę jej dać coś specjalnego. To miasto i ten klub zawsze były dla mnie wyjątkowe. Słuchaj, kiedy mieszkałem i grałem w Azerbejdżanie, strzelaliśmy gole w lidze i nawet ich nie świętowaliśmy. Tutaj każdy mecz w Ekstraklasie to święto – mówi Dani Quintana. Długi wywiad. Zaufanie. Życie w Chinach i Arabii. Przypadki Guerriera. Na razie gorzki smak powrotu do Jagiellonii. Zapraszamy!

„Dani ma nadwagę, kontuzję, jest stary, nie da rady. Nie! Mogę pomóc Jagiellonii”

Co się najbardziej zmieniło w Polsce, odkąd cię tu nie było?

Wróciłem po siedmiu latach. Polska stała się dużo bardziej profesjonalna. Mówię o kraju, ale również o klubie, jego strukturze, bazie, stadionie. Jeśli chodzi o ligę, to poziom jest podobny, równie dobry, dużo się nie zmieniło – choć wiele powiedzieć nie mogę, grałem mało. Podsumowując: w tym momencie Polsce jest dużo bliżej do zachodniej Europy niż kiedyś.

Przypuszczałeś, że jeszcze wrócisz?

Zawsze wiedziałem, że wrócę. Zawsze miałem taką ideę w głowie. Byłem tu szczęśliwy, moja kobieta pochodzi z Białegostoku, poznałem ją chwilę przed wyjazdem. Spokój w życiu prywatnym pomaga, skupiasz się na futbolu, wyciszasz zgiełk dookoła. Natomiast chciałem wrócić, tylko jeżeli mój poziom piłkarski będzie odpowiedni. A jest. Pewnie niektórzy kibice powiedzą, że Dani jest kontuzjowany, Dani jest stary, ale ja wiem, że dam radę i nie odstaję od drużyny. Mogę jej dać coś specjalnego. To miasto i ten klub zawsze były dla mnie wyjątkowe. Słuchaj, kiedy mieszkałem i grałem w Azerbejdżanie, strzelaliśmy gole w lidze i nawet ich nie świętowaliśmy. Tutaj każdy mecz w Ekstraklasie to święto.

A zakończysz tu karierę?

Jeżeli zdrowie mi pozwoli, chciałbym jeszcze pograć 2-3 lata. Jestem przekonany, że stać mnie na dobry futbol przez ten okres. Czas pokaże. Jednak nie wyobrażam sobie grać dla innej drużyny w Polsce. Jestem przekonany, że jeżeli pokażę tutaj dobry futbol, to przedłużymy kontrakt, a jeżeli z jakichś względów to się nie powiedzie, najprawdopodobniej skończę karierę. Na pewno nie chciałbym schodzić na niższy poziom.

Po karierze zostaniesz z dziewczyną w Polsce?

Ona mnie zabije, ale… nie! Od 17. roku życia jestem poza domem i chcę tam wrócić. Dla mnie liczy się też pogoda, relacje z ludźmi. Na Wyspach Kanaryjskich mamy bardzo dobre warunki. Życie towarzyskie i kultura są tam zupełnie inne niż w Polsce. Łatwiej jest się umówić na grilla, kolację czy zwykłe spotkanie. Polacy mają inną mentalność, są trochę bardziej zamknięci w sobie, chłodni w relacjach. W Hiszpanii spotkam sąsiada i mogę z nim przegadać godzinę. W Polsce czasem nie powiemy sobie nawet „dzień dobry”.

Reklama

Pewnie też przez to musiało być ci ciężko, gdy przyjechałeś tu pierwszy raz.

Nie było najłatwiej, a jeszcze przyjechałem do Polski zimą. Wcześniej nigdy nie widziałem śniegu, może troszkę poprószyło z nieba, ale nigdy nie było śniegu na ulicach, a tutaj prawie pół metra!

[Dani pokazuje ręką ponad stół]

Natomiast miałem szczęście, że w drużynie był Alexis Norambuena, który wiele mi pomógł. Wszedłem do ligi z drzwiami, w pierwszych meczach strzelałem bramki, zaliczałem asysty. Po prostu grałem dobrze. Czułem zaufanie i szacunek drużyny oraz sztabu. Według mnie to, czego potrzebuje piłkarz, to zaufanie. Jeżeli trener mi ufa, to ja pokazuję najlepszą wersję siebie. A kiedy wszystko idzie dobrze, wszystko wydaje się piękniejsze: miasto, klub, ludzie i atmosfera.

A propos twojej ojczyzny – jest tam teraz, delikatnie mówiąc, problem z erupcją wulkanu.

Tak, to jest smutna prawda, wulkan niszczy prawie całą wyspę, jednak Kanary to siedem wysp.

[Dani rozkłada telefony i szklanki, wszystko obrazując].

Reklama

Ja pochodzę z Las Palmas i tak naprawdę nas to nie dotyka. Nikt z mojej rodziny nie ucierpiał. Wyspa, która jest dotknięta tym kataklizmem, ma około 70 tysięcy mieszkańców. Rząd obiecał pomóc mieszkańcom, ale nie wiadomo jak to się wszystko skończy. Dobrze, że ta tragedia bezpośrednio mnie nie dotknęła ani mojej rodziny, ale bardzo mi przykro, że takie rzeczy się dzieją, a ludzie tracą dorobek całego życia. Generalnie było wiadomo, że dojdzie do erupcji, nie znaliśmy dokładnej daty, ale jednak wiedzieliśmy – to się musi wydarzyć.

Inny kryzys – kiedy byłeś w Chinach, zaatakował Covid. Jak to wyglądało w tamtych rejonach?

Ludzie mi nie wierzą, ale kiedy ja pojechałem do Chin 24 lutego 2020 roku, wszystko zaczęło się tam otwierać! Po dwóch tygodniach od mojego przyjazdu otworzyli restauracje. Europa zaczynała się zamykać, wprowadzać obostrzenia, mieliśmy coraz więcej przypadków, a w Chinach paradoksalnie mieliśmy normalne życie. Trzeba było tylko używać kodów QR i tyle. Nikt nikogo nie zmuszał do używania masek na wolnej przestrzeni ani w restauracjach. Jedynie w metrze był taki obowiązek. Mieszkałem w dużej miejscowości i po prostu gdy doszło do zakażenia, taki człowiek był izolowany. Mogę więc powiedzieć, że kryzys covidowy mnie specjalnie nie dotknął. Tylko jak przyjechałem do Chin, to musiałem przejść obowiązkową dwutygodniową kwarantannę.

W domu?

Nie. Po przylocie, prosto z lotniska specjalnym autobusem wszyscy byli transportowani do hotelu medycznego, każdy dostawał swoją salę i musiał tam spędzić 14 dni. Byli tam tylko pasażerowie samolotów. Przez pierwsze trzy dni po prostu spałem z uwagi na jet lag. Potem praktycznie nie widziałem słońca. Końcowe dni się ciągnęły, ale jakoś zleciało.

Nie za ciekawie, prawdę mówiąc.

Tak się złożyło, że podróżowałem do Chin z naturalizowanymi Brazylijczykami, którzy grają w tamtej reprezentacji. No i dla nich też nie było wyjątku. Pamiętam, że dostawało się sms-a o treści „jedzenie jest pod drzwiami”, brałeś je i wracałeś do pokoju. Nie mogłeś zamówić czegoś swojego. Dostawałeś jedzenie od nich i tyle. I ci wspomniani reprezentanci dostawali to samo jedzenie, żadnego specjalnego traktowania czy diety. A nie, przepraszam! Dostali rowerek do treningu!

A ty jak dbałeś o formę w tym miejscu?

Było bardzo trudno, nie mogłeś zrobić wielu rzeczy. Trochę pobiegałeś w miejscu, zrobiłeś pompki, brzuszki, przysiady, ale co więcej? Nie pomagała też głowa, psychika siada szybko w takich warunkach przy zamknięciu.

Abstrahując od koronawirusa – Chiny to dobre miejsce do życia?

Tak, to życie na europejskim poziomie. Ba, miałem więcej możliwości niż w Hiszpanii. Tam jest wszystko! Żyło mi się naprawdę dobrze.

Mogłeś ściągnąć rodzinę do Chin?

Niestety nie. Dla cywilów było praktycznie niemożliwe dostać się w tamtym czasie do Chin. Dopiero po jakimś czasie zaczęli wpuszczać obcokrajowców, którzy mieli wydaną wizę jeszcze przed wybuchem epidemii. Nowych wiz nie przyznawali, a jeżeli przyznawali, to tylko w szczególnych i wyjątkowo ważnych przypadkach. Nie widziałem się z moją kobietą od lutego do listopada. Nie było to łatwe, ale teraz mamy wiele ułatwień. Rozmowy video, telefoniczne i tak dalej. Co prawda bardzo naciskałem i chciałem ją sprowadzić do Chin, ale nawet klub nie mógł nic zrobić. Była to sprawa tylko i wyłącznie zależna od rządu, klub był bezradny.

Ta sytuacja wypływała na twoją grę?

Nie. Miałem bardzo dobry sezon w Chinach, grałem dobrze. Zostałem wybrany najlepszym graczem naszej drużyny, zarówno przez piłkarzy, jak i przez kibiców. Zostałem też najlepszym piłkarzem drugiej ligi chińskiej. Więc nie, nie miałem kłopotów. Ale cóż, wracamy do tematu zaufania. Trenerem był Hiszpan, on mnie podpisywał, znaleźliśmy nić porozumienia w sekundę. Mogę go nazwać dobrym przyjacielem. Tak samo drugiego szkoleniowca i fizjoterapeutów. Wszyscy mieszkaliśmy na jednym osiedlu. Trener po prostu mówił: „podawajcie do Daniego, grajcie na niego”. Koledzy wiedzieli, że gram dobrze i ufali mi. Kiedy masz zaufanie, to masz wszystko. To jest klucz do wszystkiego. Bez tego jest ciężko.

Zwracasz na to wiele uwagi.

Słuchaj, ja mogę zagrać świetny mecz, strzelić gola i dać dwie asysty, ale jak trener będzie chciał, to i tak wytknie mi błędy. Tu straciłeś, tu nie podszedłeś do pressingu, tu mogłeś się zachować inaczej. Zmierzam do tego, że bez zaufania i przy niechęci możesz zmienić całą percepcję odbioru tego spotkania. W każdym meczu robisz coś dobrze i coś źle. Rolą trenera jest to widzieć i oczywiście, zwracać uwagę na błędy, ale nastawienie jest kluczowe. Bo zobacz, mieliśmy takiego napastnika: Nikolę Djurdjica. Przed transferem wybrano go najlepszym graczem ligi szwedzkiej. I trener widział w nim tylko to, co złe. Mówiłem mu: „dostrzegasz w nim tylko negatywy, nie mówisz o pozytywach, czasem możesz przemilczeć błędy. Zabijasz go piłkarsko, on traci wiarę w siebie, później na boisku jest niepewny i gra gorzej”. Mogłem sobie pozwolić na takie słowa, bo żyłem z trenerem bardzo dobrze, często jedliśmy razem kolacje, wychodziliśmy.

No i co, zmienił swoje podejście?

Niestety. Był już zaprogramowany w pewien sposób i nie dało się nic zmienić. Nie pomogło to, że to nie on podpisywał Nikolę.

Natomiast zanim trafiłeś do Chin, pojechałeś do Arabii Saudyjskiej.

I przywitali mnie tam jak gwiazdę! Było mnóstwo kibiców na lotnisku, coś jak w Turcji. Na trybunach też jest tam masa ludzi – minimum 40 tysięcy, a czasem po 60. Towarzyszy ci tam olbrzymia presja i oczekiwania. Byłem jednym z trzech obcokrajowców, musiałem wnieść dużo jakości. Pierwsze spotkanie zagrałem dobrze i strzeliłem gola, a tam jest tak: zagrasz dobrze, wszyscy cię kochają, dostajesz tysiące pochlebnych komentarzy. Zagrasz poprawnie, nawet nie, że słabo – jedziemy w drugą stronę. Każdy cię krytykuje. To było coś, czego się nie spodziewałem, trochę mnie to przygniotło.

Łukasz Gikiewicz mówił nam ostatnio, że amplituda podejścia do zawodnika jest tam ogromna.

Tak, choć teraz pewnie jest trochę inaczej – w tym momencie może tam grać ośmiu obcokrajowców. Wcześniej było o wiele trudniej. Presja rozkłada się na osiem osób, a nie na trzy. Teraz, kiedy obcokrajowiec nie gra, nie ma problemu, ale wtedy – nie grałeś, to musiałeś odejść.

Gikiewicz miał tam problemy z odejściem, ze spłaceniem kontraktu. A ty?

Ja byłem w poważnym klubie, musieli mi zapłacić. Jak nie, poszedłbym do FIFA, a oni by dostać licencję, musieli spłacić całe zaległości. Mój klub grał w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, więc szybko odzyskałem swoje pieniądze. Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron, dogadaliśmy się, podaliśmy sobie ręce i każdy poszedł w swoją stronę.

A jak podobało ci się życie w Arabii?

Zawsze jest tak, że twoja percepcja bazuje na tym, co cię otacza. Tak naprawdę mi tam żyło się dobrze, pojechałem bez kobiety, więc wszystkie restrykcje, które by nam przeszkadzały, mnie nie dotyczyły. Mieszkałem też w mieście „najbardziej europejskim”, więc mam szczęście do dobrych miejsc i tych niedogodności nie odczułem. Aczkolwiek wiem, jak wygląda tam życie. Nie możesz nosić krótkich spodni, napić się piwa, kobiety nie mogą kierować samochodu, masz specjalne restauracje – dla rodzin, a także dla singli.

Również osoby będące w związku nieformalnym nie mogą żyć razem.

Dokładnie tak jest. Wiem, że kluby czasem pomagają to ukrywać, a potem wykorzystają sytuację, żeby szantażować piłkarza. Ale w Polsce też zdarzają się nieciekawe sytuacje, jak na przykład z Albańczykiem ze Śląska.

Sebino Plaku.

Dokładnie. To jest wszystko biznes, futbol to biznes. Przychodzi do ciebie agent, pyta, ile chcesz zarabiać. Mówisz „100”. „Ok”. On idzie do klubu, mówi „300” i bierze swoją dolę. Tak się dzieje na całym świecie. Ale jak mówię – mi tam zapłacili wszystko to, na co się umówiliśmy.

Zostając przy biznesie – wybierając Al-Ahli po Jadze mogliśmy mieć wrażenie, że najważniejsza dla ciebie będzie kasa. A ty połączyłeś ją ze sportem, bo grałeś w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy.

Tak, tak mogło się wydawać. Finalnie jestem bardzo szczęśliwy z tego, co osiągnąłem w Karabachu. Grałem przez cztery lata w Lidze Europy, byłem wybierany tam do jedenastki kolejki, byłem piłkarzem kolejki. Zagrałem w Lidze Mistrzów. To są dla mnie niesamowite wspomnienia, mam to wszystko przed oczami. Kolekcjonuje zdjęcia, koszulki rywali, to jest coś, o czym będę mógł opowiadać dzieciom. I wiesz, Liga Mistrzów to zupełnie inna historia niż Liga Europy. Inne podejście prasy, zawodników, trenerów. Ona jest trzy długości przed Ligą Europy. Zobacz, graliśmy z Sevillą w LE i nie wystąpili wtedy najlepsi zawodnicy, bo musieli być gotowi na weekend w La Liga. W Lidze Mistrzów nie ma mowy o rezerwach. Wiesz, że każdy gra na 100% serio. Nie ma żartów.

Najlepszy zawodnik przeciwko jakiemu grałeś?

Willian, Hazard, no, cała Chelsea. Roma i Atletico były dobre, lepsze od nas, ale nieznacznie – czuliśmy, że możemy z nimi rywalizować. Wyniki były bardzo wyrównane. Jednak od Chelsea czuliśmy się gorsi, widać było różnice i to w każdym względzie: motorycznym, technicznym i organizacyjnym.

W Karabachu spotkałeś znanych nam piłkarzy z polskiej ligi. Na przykład Rzeźniczaka.

Kuba to świetny piłkarz, bardzo pewny, solidny. Zawsze grał bardzo dobrze, wszyscy się dziwiliśmy, że nie przedłużyli z nim kontraktu w Karabachu. Nawet kiedy nie zagrał paru meczów i wskakiwał do składu potem, to się nie obrażał. Zawsze dawał jakość, nie przypominam sobie żadnej jego wpadki. W szatnię wpasował się bez żadnych kłopotów. Później w klubie zdali sobie sprawę, że nieprzedłużenie z nim umowy było błędem i trudno znaleźć solidne zastępstwo.

A co powiesz o Guerrierze? Ma u nas opinię wariata.

Haha, mówisz choćby o tym słynnym zdjęciu? Wstawiłem je na Whatsappa i pytam go: what the fuck, man?! To bardzo zabawny gość, nie sposób się przy nim nie uśmiechnąć. Jako osoba i jako piłkarz jest to TOP. Ma niesamowite możliwości, mógłby grać na naprawdę najwyższym poziomie. Mówię nawet o zespole z La Liga. Problem w tym, że u niego nie dojeżdża głowa. Mówię mu: „robisz głupstwa, dlaczego nie słuchasz trenera, dlaczego opuszczasz treningi?”. Ale nie da się na niego obrazić. On się zaczyna śmiać, ty się śmiejesz i jest pozytywna energia.

Kojarzysz z nim jakąś specjalną historię?

A tak, mam taką. Mieliśmy do zagrania jakieś ważne spotkanie, Donald był na krótkich wakacjach, ale miał wrócić. Przychodzimy na trening – nie ma go. Trener dzwoni, a on mu mówi:

– Trenerze, nie mogę przyjść! Żona mi nie pozwala!

No to trener dzwoni do żony.

– Dlaczego pani mu nie pozwala przyjść na trening?

– Co?! To jemu się nie chce wracać z Haiti!

Po tej akcji odszedł do Neftczi Baku. W sumie to mam jeszcze jedną historię.

Dawaj!

W trakcie meczu ktoś rzucił kamieniem z trybun. Donald leży, trzyma się za głowę i trzyma kamień w ręku. Tarza się po ziemi w konwulsjach, krzyczy, zawodzi. Zrobiliśmy wielkie larum, krzycząc, że mogli go zabić. Następnego dnia trener robi odprawę po meczu, pokazuje tę sytuację i widać na video, że kamień poleciał daleko od niego. On się na ten kamień rzucił i zaczął udawać, że dostał! Trochę szydery nakręciliśmy wtedy w szatni, a filmik leciał na rzutniku niejednokrotnie.

Zupełnie nas to nie dziwi! A Emreli? Jak go oceniasz?

Zawsze miał wielki potencjał fizyczny, był twardszy niż głaz. Miał 17 lat, a i tak musiałem na niego uważać, grał bardzo twardo, dynamicznie. Nie był agresywny. Po prostu silny. Kiedy podpisywał kontrakt z Legią, prosił mnie o opinię. Miał też propozycję z Belgii, ale doradziłem mu, by przyszedł tutaj. Powiedziałem mu: „W Legii będziesz walczył o mistrzostwo, będą europejskie puchary. Polska liga jest bardzo wyrównana i bardziej pasuje do ciebie niż belgijska. Tutaj w końcowych minutach gra jest bardzo otwarta, formacje się rozluźniają, będziesz mógł wykorzystywać swoje atuty, szukać wolnych przestrzeni”.

Zagra kiedyś w lidze TOP5?

Myślę, że ma taką szansę, ale moim zdaniem powinien przyjść do polskiej ligi, kiedy miał 18/19 lat. Ale cóż, był w miejscu, gdzie dobrze płacili, grali dobry w futbol w Europie, a on jeszcze był u siebie. Pewnie dlatego trochę się zasiedział.

Polska liga jest lepsza niż azerska?

Nie, ale w Ekstraklasie masz o wiele lepsze okno wystawowe. Jak grasz dobrze w Polsce, to cię widzą w Niemczech, Austrii czy Hiszpanii. W Azerbejdżanie nie ogląda cię nikt. Natomiast mi osobiście trudniej grało się w Karabachu niż w Jadze. Wszyscy się tylko bronili, ustawiali autobus na swojej połowie. Byliśmy tam najlepsi, w pierwszych dwóch latach mieliśmy ogromną przewagę punktową, serię 16 zwycięstw z rzędu. Ale jednak grało się naprawdę trudno. Natomiast podkreślę – Karabach jest świetnie zorganizowany. Pieniądze, baza, opieka… Klub kompletny. To samo powiedziałem Kubie Rzeźniczakowi, gdy mnie pytał przed transferem. Musiał potem przyznać mi rację.

Największe nazwisko, jakie tam spotkałeś?

Asmir Begović był na pewno największym i najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem. Nie był skomplikowany, był skromny, nie wywyższał się. Wydaje mi się, że właściciel Bournemouth i nasz prezes byli przyjaciółmi, bo przyjechał na mecz, a potem Begović przyszedł na te pół roku. Natomiast powiem wam, że od Begovicia jest lepszy Sehić, który teraz broni w tamtej kadrze.

Przejdźmy do Jagi – ten powrót na razie jest gorzki, prawda?

Tak, na ten moment ma to bardzo gorzki smak. Opinia ludzi może być taka, że jestem stary i się nie nadaje, ale to nie jest prawda. Wiem, że gdy będę w pełni sił, jestem w stanie pomóc tej drużynie i poziom, jaki zaprezentuję, będzie odpowiedni. Mam jednak teraz problemy ze stopą, to przewlekły uraz. Przez to nie mogę pokazać, że jestem dobry, ale mój poziom piłkarski na pewno się zgadza. Wyleczę się i będę starał się udowodnić swoją wartość i przydatność dla zespołu. Na ten moment czeka mnie tydzień bez obciążania stopy, bez stawiania ciężaru na tej nodze. Co będzie dalej, zobaczymy.

Miałeś nadwagę?

Tak, przyznaję, ale uporałem się z tym szybko. Nie grałem siedem miesięcy w piłkę przygotowywałem się tylko z trenerem personalnym, ale to nie to samo. Dlatego miałem trochę problemów kondycyjnych, na początku mnie zatykało, ale tak jak powiedziałem, to jest normalne, kiedy nie jesteś przez tak długi okres w treningu z drużyną. Szukałem klubu w Chinach i znalazłem taki z pierwszej ligi, który chciał mi dać kontrakt. Nie był on jest na tyle ciekawy finansowo, bym zostawał tam sam, bez kobiety. Przeanalizowałem to i powrót do Polski okazał się lepszy. Na razie jest, jak jest. Poza kontuzją mam też problem, by wpasować się do systemu zespołu, nie jest dla mnie optymalny. Na dyszce gra Imaz, który jest najlepszym zawodnikiem w drużynie.

Na co stać Jagiellonię w tym sezonie? Macie naprawdę ciekawy skład.

Rzeczywiście mamy bardzo dobry skład. Jako drużyna musimy robić małe kroki do przodu. Polska liga jest bardzo wyrównana, każdy może wygrać z każdym – spójrzcie na nas z Lechem. Mało kto się spodziewał, że wygramy. Tutaj z sześć klubów może zająć dowolne miejsca od 1. do 6.. My na pewno mamy umiejętności, żeby powalczyć o pierwszą ósemkę.

 

Rozmawiali PAWEŁ PACZUL I DANIEL ŻÓRAWSKI

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...