Reklama

Broja znów katem Węgrów, Albania przykłada nam nóż do gardła

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

09 października 2021, 23:22 • 3 min czytania 62 komentarzy

Wynik Polaków z San Marino był niewiadomą jedynie co do rozmiarów zwycięstwa. Ważniejsze rzeczy dla naszych losów w tych eliminacjach działy się w Budapeszcie. I niestety, nie mamy dobrych wiadomości. Ziścił się najgorszy scenariusz w parze Węgry – Albania, czyli wygrali goście. Dodajmy, że zasłużenie.

Broja znów katem Węgrów, Albania przykłada nam nóż do gardła

Węgry – Albania: Broja znów dał trzy punkty

Węgrzy byli po prostu słabsi piłkarsko, mieli mniej jakości. Bezzębni z przodu, z mnóstwem fatalnych, prostych strat w środku pola, przeciekający w tyłach – taki jest obraz drużyny „Bratanków”.

Albańczycy też nic wielkiego w gruncie rzeczy nie zaprezentowali, ale częściej stwarzali zagrożenie pod bramką przeciwnika i koniec końców okazali się konkretniejsi. Podobnie jak w pierwszym meczu, katem Węgrów okazał się Armando Broja i ponownie zapewnił trzy punkty po indywidualnej, z pozoru lekko szaleńczej szarży. Napastnik, który w tym sezonie uzbierał 83 minuty w Premier League w barwach Southampton, w jednej akcji trzykrotnie ograł Attilę Szalaia. Obrońca Fenerbahce najpierw został uprzedzony przy linii bocznej, później pozwolił rywalowi nawrócić, aż wreszcie znów został przez niego minięty będąc tyłem do swojej bramki. Broja sfinalizował wszystko płaskim, niezwykle precyzyjnym strzałem w dalszy róg.

Polska wygra na wyjeździe z Albanią? Kurs 2.15 w Fuksiarz.pl 

Wcześniej strasznie nieskuteczny był podstawowy napastnik gości na to spotkanie, czyli Myrto Uzuni. Tuż przed przerwą wyszedł sam na sam i zmarnował świetną sytuację. Sędziowie co prawda odgwizdali spalonego, ale powtórki wykazały, że piłkarz Ferencvarosu prawdopodobnie w momencie podania znajdował się jeszcze na swojej połowie, więc VAR mógłby zmienić tę decyzję. Po zmianie stron Uzuni nie wykorzystał dwóch kolejnych szans. Otrzymał bardzo dobre prostopadłe podanie, tym razem bez żadnych ofsajdowych wątpliwości wystartował z własnej połowy, wyszedł przed obrońcę, ale jego uderzenie odbił Peter Gulacsi. Później główkował prosto w bramkarza RB Lipsk, będąc zupełnie niepilnowanym po dośrodkowaniu Lorenca Trashiego.

Reklama

Węgry – Albania: bezradność ofensywna gospodarzy

Węgierscy zawodnicy w pierwszej połowie nie wykreowali nic, do przodu grali żałośnie. Najciekawszy moment ich ofensywnych prób to zderzenie kilku zawodników obydwu zespołów w polu karnym, które doprowadziło do wymuszonej zmiany u Albańczyków. Wydawało się, że na drugą odsłonę się zmobilizowali, bo zaraz po wznowieniu gry opuszczony przez obrońców był uderzający na pierwszy słupek Daniel Salloi. Na szczęście dla przyjezdnych, zawiódł go celownik, nie trafił w bramkę. Oprócz tego piłka po uderzeniu głową Williego Orbana odbiła się od słupka. Byłby to gol mocno przypadkowy, bo wcześniej jeden z zawodników gości niefortunnie przedłużył niezbyt celne dośrodkowanie z rzutu wolnego i dzięki temu nie było spalonego Orbana. Poza tymi dwoma momentami, Etrit Berisha nie miał większych powodów do niepokoju.

Co ten wynik oznacza dla Polski? Ano to, że mamy nóż na gardle. Jeśli we wtorek – nie daj Boże – przegralibyśmy w Tiranie, nasze szanse na zajęcie drugiego miejsca ograniczałaby się już tylko do teorii. Przewaga Albanii wzrosłaby do czterech punktów na dwie kolejki przed końcem, co oznaczałoby, że poza planową porażką na Wembley z Anglią, musiałaby ona także potknąć się u siebie na Andorze. No, bądźmy poważni.

Remis nie byłby zły, bo wówczas przy założeniu, że my robimy swoje z Andorą i Węgrami, a w Londynie nie doszłoby do sensacji, drugie miejsce jest nasze. Wygrana to już w ogóle bajka, od razu wskakujemy dwa punkty przed Broję i spółkę. Będzie gorąco, naszą kadrę czeka test charakteru.

Węgry – Albania 0:1 (0:0)
0:1 – Broja 80′

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

62 komentarzy

Loading...