Wyobraźcie sobie mecz, w którym wielki faworyt przyjeżdża ze świadomością, że remis właściwie zapewnia mu tytuł mistrzowski. W dodatku przeciwnik jest osłabiony brakiem najlepszego zawodnika i zarazem kapitana drużyny. I ten faworyt remisuje. Rewanż, w którym będzie miał atut własnego toru, wydaje się formalnością. Nuda, co? To teraz poszukajcie powtórki z dzisiejszego meczu Motoru Lublin z Betard Spartą Wrocław. Bo choć suchy wynik (45:45) nie zwiastuje żadnych emocji przed rewanżem, to my nie mamy wątpliwości. Jeżeli jest choć cień szansy, że oba zespoły powtórzą to widowisko, to dajcie nam to tu i teraz!
KŁOPOTY KOZIOŁKÓW
Faworytem finałowego dwumeczu jest Betard Sparta Wrocław. Prowadzeni przez trenera Dariusza Śledzia wrocławianie imponują formą niemalże przez cały sezon, będąc niepokonaną drużyną od trzynastu (!) spotkań. Ale języczkiem u wagi mogła być właśnie ta ostatnia, kwietniowa porażka. WTS poniósł ją właśnie na torze w Lublinie, gdzie popularne Koziołki pokonały Macieja Janowskiego i spółkę 52:38. Mało tego, Sparta nie zdołała odrobić strat w rewanżu, u siebie wygrywając 51:39. Cenny punkt bonusowy dla Motoru w ostatnim biegu uratował Grigorij Łaguta. Taki wynik w finałach Ekstraligi byłby sporą niespodzianką, ale kibice ze wschodu Polski z pewnością by się na nią nie obrazili.
Jednak dziś sytuacja kadrowa wyglądała zupełnie inaczej. Wspomniany Grisza zaliczył dwa tygodnie temu fatalnie wyglądający upadek w meczu ze Stalą Gorzów Wielkopolski. Do ostatnich chwil nie było wiadomo czy Rosjanin wystąpi w dzisiejszym meczu. A jeżeli już, to w jakiej będzie dyspozycji.
Na trzy godziny przed zawodami wszystko stało się jasne. Lider drużyny z Lublina nie był zdolny do jazdy w dzisiejszym spotkaniu, a duet trenerski Maciej Kuciapa – Jacek Ziółkowski zachodził w głowę, jak zestawić skład na najważniejsze spotkanie sezonu. Ostatecznie zdecydowali się na zastępstwo zawodnika i dodatkowe wprowadzenie pod dziewiątką Marka Kariona, którego – w zależności od potrzeb – zmienialiby juniorzy lub Dominik Kubera. Szykowała się jedna, wielka rotacja. A raczej łatanie dziur.
ARTIOM JEDZIE SEZON ŻYCIA
Niezależnie od wyniku finałów rodzina Łagutów i tak powinna być w dobrych nastrojach. No, przynajmniej połowa rodziny. Przed sezonem skład wrocławskiego klubu zasilił brat Grigorija, Artiom. Rosjanin indywidualnie jedzie świetny sezon – w klasyfikacji cyklu Grand Prix ma punkt przewagi nad Bartoszem Zamrzlikiem. Natomiast we Wrocławiu jest brakującym elementem układanki zespołu Dariusza Śledzia. W poprzednich sezonach siła pierwszej linii wrocławskiej drużyny opierała się na duecie Janowski-Woffinden. Wystarczyła kontuzja lub słabszy dzień któregoś z nich i WTS miał problem. Teraz pojawił się trzeci lider. Chciałoby się powiedzieć – w końcu.
Przez ostatnie cztery lata WTS nie schodził z podium Ekstraligi, ale mistrzostwa nie udawało się wywalczyć. To była hegemonia Unii Leszno, którą w tym sezonie Sparta pokonała we wszystkich czterech meczach – w tym dwukrotnie w półfinale. Mało tego, poza trójką liderów ważne punkty przywozi Gleb Czugunow, który wykręcił średnią biegową 1,701. Spory progres w porównaniu do poprzedniego sezonu zaliczył też Daniel Bewley. Gdyby tylko Sparta posiadała odrobinę lepszych juniorów, śmiało moglibyśmy ją nazwać zespołem kompletnym. Ale młodzieżowcy stanowili jedyny element w którym goście z Wrocławia są słabsi od swoich dzisiejszych rywali.
NIECH ROZPOCZNIE SIĘ ŚCIGANIE
Przed meczem nad stadionem przeszedł delikatny deszcz, co wbrew pozorom pomogło widowisku sprawiając, że na twardym torze było więcej ścigania. I to była – nomen omen – woda na młyn dla wrocławian, którzy od początku byli świetnie spasowani z owalem gospodarzy. Ale najważniejszy dla postronnych kibiców był fakt, że taka nawierzchnia zapewniła genialne widowisko.
Bo wiecie co? Być może z każdym kolejnym biegiem było wiadomo, że Wrocław zbliża się do mistrzostwa i Lublin nie jest w stanie wiele z tym zrobić. Nie oszukujmy się, że z wynikiem oscylującym w okolicach remisu Koziołki nie pojadą na rewanż jak na ścięcie. Ale o Boże – cóż to było za ściganie. Przecież ten mecz miał tyle pasjonujących biegów w których zawodnicy właściwie co chwile się tasowali, że moglibyśmy obdzielić nimi z pięć spotkań.
Fakt, żużlowcy Motoru dobrze radzili sobie na starcie. Ale później jeźdźcy WTS-u dawali prawdziwe show. Nie wybierzemy jednego, najlepszego biegu spotkania, bo pokrzywdzilibyśmy pozostałe wyścigi. Bo jak to nawet zrobić? Czy lepszy był bieg numer siedem, w którym Janowski jak szalony gonił jadących parą Dominika Kuberę i Krzysztofa Buczkowskiego, żeby w końcu ich przedzielić i dowieźć cenne dwa oczka? Czy może lepsza akcja działa się bieg wcześniej, kiedy to Mikkel Michelsen i Mateusz Cierniak wyprzedzili Woffindena? Trzykrotny mistrz świata poradził sobie z juniorem gospodarzy dopiero na ostatnim łuku. Sorry, wybór najlepszego biegu jest w tym meczu niczym słynne pytanie „które ze swoich dzieci bardziej kochasz?”. Każdy z wyścigów był absolutnie genialny.
KTO POJEDZIE SZERZEJ?
Przecież tam co drugi bieg rozgrywał się w ten sposób, że któryś z tych chorych ludzi wychodził na szeroką i naparzał po bandzie. Prym w tym wiódł wspomniany Michelsen, ale i Dan Bewley w niczym mu nie ustępował. W czternastym wyścigu niemalże zapoznał się z torem, byliśmy pewni, że dmuchana banda po prostu go wciągnie. Ale nie, pocieszny rudzielec dalej się napędzał i gonił Dominika Kuberę.
Właśnie, Kubera. Ten gość dziś nie jeździł, on wręcz latał po torze. Zgromadził aż szesnaście punktów w siedmiu startach. Zawiódł tylko raz, w jedenastej gonitwie. Ale temu też wcale się nie dziwimy. Zawody były rozgrywane w szalonym tempie ze względu na niepewną pogodę. W dodatku właśnie wtedy ponownie z nieba zaczął padać deszcz. Jedenasty wyścig, a chłopak właśnie zaliczał swój piąty start – czyli ostatni w normalnym meczu. Ale to, co działo się na torze, niewiele miało wspólnego z normalnością.
W obozie Koziołków w szczególności zawiódł Jarosław Hampel. Najbardziej doświadczony z zawodników Motoru, dla którego było to trzynasty finał drużynowych mistrzostw Polski w karierze, nie miał do zaoferowania nic poza startem. To w normalnych warunkach byłaby dobra taktyka. Ale nie dziś, kiedy na torze dało się wyczyniać cuda. Niestety dla kompletu kibiców zgromadzonego na stadionie – poza sektorem gości – jeżeli Hampel był uczestnikiem ładnych akcji na trasie, to wyłącznie jako ofiara rajderów Sparty. Spasował się dopiero w drugiej fazie zawodów. I trochę szkoda, że tak późno. Być może poza emocjami związanymi z czystym ściganiem mielibyśmy również te, wiążące się z rewanżem.
ZAŁÓŻ KONTO W FUKSIARZ.PL I SPRAWDŹ OFERTĘ ZAKŁADÓW!
REWANŻ TO DLA WROCŁAWIA FORMALNOŚĆ
Wybaczcie, że się powtórzymy, ale każdy inny wynik niż spokojne zwycięstwo Sparty będzie olbrzymią niespodzianką. We Wrocławiu w tym sezonie stworzyli potwora, absolutnie najlepszy zespół w tej lidze. Kiedy Artiom Łaguta robi tylko pięć punktów – choć ścigał się kapitalnie – to wynik ciągnie Gleb Czugunow. Kiedy Tajski musi wyszarpać każdy punkt, Bewley orbituje wożąc kolejne dwójki.
O ich mocy świadczy nawet reakcja trybun i zawodników Motoru. Gdy Michelsen i Kubera uratowali remis w ostatnim biegu, przewożąc świetnego Janowskiego na 5:1 (ten chory mecz mógł skończyć się inaczej…), cały stadion eksplodował z radości. Gospodarze cieszyli się tak, jakby już wygrali mistrzostwo Polski.
Otóż nie. W niedzielę jest jeszcze rewanż, w którym ponownie wystąpią bez Łaguty. Kiedy Wrocław będzie miał atut własnego toru, trudno będzie cokolwiek ugrać ekipie z Lublina. Ale wiecie co? Jeżeli mecz w stolicy Dolnego Śląska zapewni nam choć połowę tak dobrego ścigania, jakie dziś zobaczyliśmy, to obejrzymy ten mecz z zapartym tchem.
Motor Lublin – Betard Sparta Wrocław 45:45
Motor Lublin
- 9. Mark Karion – nie startował
- 10. Krzysztof Buczkowski (3,1,0,1*,0) 5+1
- 11. Jarosław Hampel (0,1,0,2,2,1) 6
- 12. Grigorij Laguta – zastępstwo zawodnika
- 13. Mikkel Michelsen (0,2,3,2,2,3) 12
- 14. Wiktor Lampart (3,0,0) 3
- 15. Mateusz Cierniak (2*,0,1*) 3+2
- 16. Dominik Kubera (2,3,3,3,0,3,2*) 16+1
Betard Sparta Wrocław
- 1. Tai Woffinden (3,1,2,1,0) 7
- 2. Gleb Czugunow (3,3,1*,3,0) 10+1
- 3. Artem Laguta (1,1*,2,1) 5+1
- 4. Mateusz Panicz – nie startował
- 5. Maciej Janowski (2*,2,3,3,1) 11+1
- 6. Przemysław Liszka (1,1*,0) 2+1
- 7. Michał Curzytek (0,0,0) 0
- 8. Daniel Bewley (2,2,1*,3,2) 10+1
Fot. Newspix