Czwartoligowa Włocłavia Włocławek przegrała 0:2 z Piastem Gliwice w ramach 1/32 Pucharu Polski 2021/22. Dla gości – kolejny dzień w biurze, mecz raczej bez historii. Po prostu wykonane zadanie, o którym lada moment wszyscy w drużynie zapewne zapomną i skupią się na kolejnych wyzwaniach. Ale dla gospodarzy to spotkanie miało rzecz jasna zupełnie inny wymiar. Wczoraj Włocławek – przez sympatyków sportu od lat kojarzony przede wszystkim z koszykówką – naprawdę zatętnił piłkarskimi emocjami.
Po końcowym gwizdku trener Waldemar Fornalik nie szczędził komplementów gospodarzom. – Drużynie przeciwnej należą się gratulacje – przyznał. – Nie wiem, czy zagrała na miarę swoich możliwości, czy może nawet jeszcze lepiej. Mądrze i ambitnie.
Kurtuazja? Na pewno tak, lecz Włocłavia na komplementy – mimo porażki – rzetelnie zapracowała. Kiedy Nikola Stojiljković w 12. minucie meczu wyprowadził przyjezdnych na prowadzenie, mogło się wydawać, że we Włocławku dojdzie do łatwego, bardzo wysokiego zwycięstwa gliwiczan. Że szybko rozsupłano worek z bramkami i lada moment wysypią się z niego kolejne gole. A jednak nic podobnego nie miało miejsca. Włocłavia natychmiast zwarła szyki, nie załamała się i nie dała faworytom łatwej przeprawy, niesiona nieustającym dopingiem płynącym z trybuny ultrasów oraz wsparciem kibiców zasiadających w pozostałych częściach stadionu. W gruncie rzeczy wynik 0:2 oddaje przebieg boiskowych wydarzeń. Piast był lepszy, wyraźnie lepszy, lecz nie zdeklasował Włocłavii. Choć trzeba naturalnie zaznaczyć, że w doliczonym czasie gry mistrzowie Polski z 2019 roku mogli jeszcze podwyższyć rezultat z rzutu karnego.
Tak czy owak, do pogromu nie doszło i to już jest pewien sukces włocławian. – Wynik nie jest zły. Wszyscy przed meczem zakładali, że ta porażka będzie większa – stwierdził Kamil Kuropatwiński, kapitan Włocłavii. – Możemy być zadowoleni ze swojej postawy.
ujęcia z meczu Włocłavia Włocławek – Piast Gliwice
Gdyby do Włocławka przyjechała ekipa mniej skoncentrowana niż Piast, kto wie, czy nie doszłoby do sensacji. Fornalik to jednak za stary wróbel, żeby pozwolić swoim podopiecznym na rozprężenie, nawet gdy naprzeciw staje czwartoligowiec. – Takie mecze bywają ciężkie, bo można coś zyskać, ale jednak więcej można stracić w tego typu starciach. Swoje trzeba było wybiegać i wygraliśmy skromnie, ale mimo wszystko pewnie – ocenił Damian Kądzior.
A ile na tym meczu zyskać może Włocłavia?
Przygoda w Pucharze Polski już się dla niej zakończyła, jednak działacze klubu zrobili naprawdę wiele, by choć na ten jeden wieczór urządzić we Włocławku atmosferę piłkarskiego święta z prawdziwego zdarzenia. I, trzeba przyznać, udało im się to. Dariusz Pokrywczyński, wiceprezes klubu, nie ukrywa, że po cichu liczy, iż to spotkanie pozwoli Włocłavii nieco mocniej zaistnieć w świadomości mieszkańców miasta i przysporzy drużynie nowych fanów, a może i sponsorów. – Chciałbym, żeby tak było. Żeby ten mecz pokazał, że we Włocławku można zrobić drużynę, która będzie sobie radzić na poziomie centralnym. Nie mówię oczywiście o Ekstraklasie. Ale przynajmniej taki mocny zespół trzecioligowy, który by się liczył z możliwością awansu do drugiej ligi – mówi Pokrywczyński. – W tej chwili takie ambicje zdecydowanie przerastają nasze możliwości, ale może coś się wkrótce zmieni?
Włocłavia w cieniu koszykarzy Anwilu
Historia Włocłavii Włocławek sięga lat 40. poprzedniego stulecia. Początkowo klub występował pod nazwą Celuloza Włocławek i był związany z miejscowymi Zakładami Celulozowo-Papierniczymi, które, jak wiele innych polskich molochów przemysłowych, nie zniosły trudów transformacji ustrojowej. Ostatecznie imponujących rozmiarów przedsiębiorstwo – niegdyś nazywane przez mieszkańców „Ameryką”, co dodatkowo podkreślało jego rozmach – upadło w 1994 roku. Kilkanaście lat później obniżono zaś bardzo charakterystyczny ceglany komin „Celulozy”. Jeżeli ktoś chciałby się tym tematem mocniej zafascynować, może sięgnąć po powieść „Pamiątka z Celulozy”. Dziś pewnie i słusznie zapomnianą, ale przez lata będącą lekturą obowiązkową dla młodych polonistów, jako że stanowi ona, jak zauważa recenzent Łukasz Linowski, „klasyczny przykład socrealizmu w literaturze polskiej”.
Związek z „Celulozą” nie popchnął jednak klubu ku świetności. Najciekawszy czas dla futbolu we Włocławku to chyba lata 60., gdy dwa miejscowe kluby – Kujawiak oraz Celuloza (wtedy już pod nazwą Włocławianka) – dość zajadle rywalizowały o awans do II ligi. O ile jednak z lokalnego punktu widzenia derbowe konfrontacje były niewątpliwie interesujące, tak patrząc na sprawę w szerszym obrazku mówimy niemalże o piłkarskich peryferiach.
Odmianę miało przynieść zjednoczenie obu ekip, którego dokonano z politycznej inspiracji w 1974 roku, lecz nowo powstała Włocłavia pewnego poziomu też nie potrafiła przeskoczyć. Pomimo rozmaitych kombinacji i przemian wewnętrznych nigdy nie udało jej się wymościć sobie na dłużej miejsca na szczeblu centralnym. Fuzja Kujawiaka (później zresztą reaktywowanego i swego czasu całkiem nieźle rozpoznawalnego na piłkarskiej mapie kraju) i Włocławianki jest jednak istotna z innego względu. Mianowicie – uczyniła ona z Włocłavii klub wielosekcyjny. Początkowo duże sukcesy odnosili miejscowi siatkarze, a początek lat 90. przyniósł dynamiczny rozwój drużyny koszykarskiej. Która zresztą szybko wybiła się na niezależność przy wsparciu możnych sponsorów – firmy Nobiles (producenta farb i lakierów) oraz Zakładów Azotowych „Włocławek”.
Do dziś Anwil Włocławek pozostaje jedną z najlepszych drużyn w Polskiej Lidze Koszykówki. Mówimy o trzykrotnych (2003, 2018, 2019) mistrzach i ośmiokrotnych wicemistrzach Polski. Barwy Anwilu reprezentowali choćby Igor Griszczuk, Łukasz Koszarek, Andrzej Pluta czy Roman Olszewski, a zatem naprawdę znaczące postaci dla naszego krajowego basketu. Gracze wielokrotnie nagradzani i stali bywalcy Meczów Gwiazd.
Anwil Włocławek rozgrywa swoje mecze w wybudowanej w 2001 roku Hali Mistrzów, obiekt może pomieścić ok. 3,5 tysiąca widzów
Jak przyznają działacze Włocłavii, miejscowy futbol znajduje się w cieniu koszykówki i nie wydaje się, by w niedalekiej przyszłości ten stan rzeczy mógł ulec zmianie. Lokalni przedsiębiorcy – zarówno najwięksi, jak i ci drobni – chętnie wspierają drużynę Anwilu, bo to sportowa wizytówka miasta, marka rozpoznawalna w skali kraju. A piłkarze? No cóż. Refleksją na ten temat dzieli się z nami cytowany już Dariusz Pokrywczyński. – Sama piłka nożna wśród włocławian jest popularna. Tak jak wszędzie w Polsce. Ale poziom, jaki reprezentują obecnie dwa miejscowe kluby – Włocłavia i Lider – jest tylko czwartoligowy. Piąty poziom rozgrywek w Polsce. No i zainteresowanie ze strony szerokiego sponsoringu – czy to firm, czy to innego rodzaju instytucji – jest do tego stopnia niewielkie, że po prostu z tego poziomu ciężko się wydostać. Wiadomo, piłka jest teraz oparta na pieniądzach. Mając aspiracje gry na szczeblu centralnym, trzeba mieć określone zasoby, żeby to jakoś funkcjonowało. My tego nie mamy. Drugi klub w mieście jest w podobnej sytuacji.
– Miasto wspiera sport seniorski dotacjami, lecz dopiero od poziomu centralnego. Dla piłki nożnej jest to trzecia liga. Tak uchwalili radni. Ale też nie wiadomo, na jakiego rzędu pieniądze moglibyśmy liczyć po awansie – dodaje wiceprezes. – Nie ma określonych kwot. Tak to wygląda.
– Ja już wiele rzeczy z piłką w tym mieście przeżyłem. Dlatego nie oczekuję, by ten mecz z Piastem mógł cokolwiek zmienić w postrzeganiu futbolu przez lokalnych przedsiębiorców. No ale być może komuś się zaświeci lampka, że można coś pomóc, że można zasponsorować? Że wsparcie naszego klubu to wcale nie jest przelewanie pieniędzy z próżnego w puste i tak dalej? Czasami rozmawiam z ludźmi biznesu, którzy mają jakieś środki, którzy mogliby pomóc. Mówię im: „dajecie te trzy tysiące złotych na koszykówkę i jesteście jako sponsor umieszczeni gdzieś w kącie, w ogóle was nie widać. A gdybyście dali trzy tysiące na Włocłavię, to stalibyście się niemalże naszym sponsorem strategicznym”. Takie są realia. Ale nie zawsze to przemawia, bo wizerunkowo lepiej się sprzedaje wsparcie dla koszykarzy. O co oczywiście nie mam pretensji. Anwil przez długie lata pracował na swoją pozycję, koszykówka to też jest sport, który ludzie lubią i oglądają. We Włocławku niewątpliwie sport numer jeden – kończy Pokrywczyński.
Puchar na otarcie łez
Z nieco większym optymizmem na potencjał Włocłavii spogląda jeden z jej zawodników, Paweł Behlke. Urodzony we Włocławku i związany z klubem od 2016 roku. – Bardzo dawno nie było we Włocławku piłki na poziomie – mówi Behlke. – Czwarta liga, jeżeli chodzi o Włocławek, to jest o wiele za mało. Tutaj spokojnie powinna być piłka na wyższym poziomie. Druga, może nawet pierwsza liga. Dlatego mecz z Piastem to dla naszego klubu święto. Dla zawodników, dla kibiców. Włocłavia obchodzi 75-lecie i jest okazja, żeby trochę wypromować ten klub. Żeby Włocławek nie kojarzył się tylko z koszykówką.
Bogiem a prawdą, to w sezonie 2020/21 Włocłavia otarła się o awans do trzeciej ligi.
Było tak. Na kolejkę przed końcem zmagań w grupie kujawsko-pomorskiej na piątym poziomie rozgrywek włocławianie wciąż mieli szanse na wywalczenie promocji. Musieli tylko wygrać swój ostatni mecz w sezonie z Kujawianką Izbica Kujawska i liczyć na równoległe potknięcie Zawiszy Bydgoszcz w starciu z Pogonią Mogilno. Prawdopodobieństwo, że Zawisza straci punkty ze znacznie niżej notowanym przeciwnikiem było w gruncie rzeczy nieduże, no ale jednak istniało. Włocłavia na finiszu sezonu mocno zresztą zapracowała, by do końca mieć o co grać. 22 maja w meczu na szczycie pokonała Zawiszę, potem w derbach rozbiła Lidera Włocławek, a także wydarła trzy punkty w starciu z mocnym Chemikiem Bydgoszcz.
Krótko mówiąc: włocławianie do ostatniej kolejki przystępowali rozpędzeni i w całkiem niezłych humorach. Mało tego. Zawisza rzeczywiście nie wytrzymał ciśnienia i zremisował w ostatniej serii spotkań z Pogonią Mogilno. Problem w tym, że… Włocłavia przegrała 0:2 z Kujawianką i marzenia o awansie szlag trafił.
tabela końcowa rozgrywek (źródło: 90minut.pl)
– Sezon był bardzo burzliwy – opowiada Rafał Lewandowski, trener Włocłavii. – Tak się ułożył, że ostatnia kolejka decydowała o awansie. Choć wszyscy obstawiali, że Zawisza wygra z Pogonią, a my z Izbicą, wiec zmian w tabeli nie będzie. Ułożyło się to inaczej – Zawisza zremisował, my przegraliśmy. Nie ukrywam, że awans do trzeciej ligi to był nasz główny cel na tamten sezon. Każdy mecz chcę wygrywać, lecz puchar był przez nas traktowany trochę drugorzędnie. Dlatego po porażce ligowej i niezrealizowaniu celu trudno było nam się podnieść mentalnie, by jeszcze potem zagrać finał Regionalnego Pucharu Polski z Elaną Toruń. Udało nam się to, z czego jesteśmy zadowoleni, ale… smak tego zwycięstwa pozostał słodko-gorzki.
– Ta porażka cały czas siedzi w głowie. Nie będę ukrywał – dodaje szkoleniowiec.
Podobnie widzi to wiceprezes Pokrywczyński. – W zasadzie nikt do tej pory nie wie, dlaczego tak się stało. Wszystko mieliśmy w swoich rękach, a właściwie w nogach piłkarzy. Rywal był absolutnie w naszym zasięgu, nie ma co ukrywać. Dlatego zawód był bardzo duży. Graliśmy w zeszłym sezonie o ten awans, zawodnicy mieli dosyć dobre warunki. No nie udało się. W tym roku próbujemy w zmienionym składzie personalnym, ale czy się uda… Zobaczymy. Sytuacja jest bardzo wyrównana. My nie walczymy o awans za wszelką cenę, ale jeśli sytuacja okaże się sprzyjająca – będziemy próbować.
Szacunek dla Fornalika
Rzeczywiście zmian personalnych we Włocłavii było sporo. Wielu zawodników pożegnało się z klubem, równie duża liczba trafiła do Włocławka. Oczywiście nie mówimy o żadnych transferowych hitach nawet w skali czwartoligowej, Włocłavia nie ma środków na takie wyczyny. W zespole dominują gracze z regionu. – Odeszło od nas dziesięciu zawodników, przyszło dwunastu-trzynastu. To jest inna drużyna – mówi trener Lewandowski. – Ale awans pozostaje celem, ponieważ udało się utrzymać trzon zespołu. Dodaliśmy paru młodych piłkarzy, też kilku bardziej doświadczonych. Początek sezonu w naszym wykonaniu to był lekki falstart, ale widzę, że pomału wchodzimy na właściwe tory. Mam wszystkich zawodników do dyspozycji i jako drużyna wyglądamy coraz lepiej.
Możliwość sprawdzenia swoich umiejętności na tle takiego przeciwnika jak Piast Gliwice stanowiła rzecz jasna dla ludzi z Włocławka wielką przygodę. – Kto wie, może to jedyna szansa w karierze dla niektórych z nas, żeby zagrać przeciwko takiemu rywalowi? – zastanawiał się Paweł Behlke.
ujęcia z meczu Włocłavia Włocławek – Piast Gliwice
Z kolei trener Lewandowski podkreślił, że dla niego wielkim wyróżnieniem jest możliwość zmierzenia się z Waldemarem Fornalikiem. – Mam nadzieję, że będzie okazja z panem trenerem zamienić chociaż dwa-trzy zdania. Dotychczas się widywaliśmy przechodząc tym samym korytarzem na kursokonferencjach organizowanych przez PZPN, ale nie było okazji do rozmowy. Teraz na pewno podejdę, by porozmawiać z trenerem o piłce – mówił jeszcze przed meczem Lewandowski. Tym większym wyróżnieniem musiały być dla niego pochwały, jakie Włocłavia otrzymała od byłego selekcjonera reprezentacji Polski.
– Życzę trenerowi Lewandowskiemu, by najważniejsze mecze w karierze były jeszcze przed nim – powiedział Fornalik.
Godna porażka
Tak naprawdę już na pierwszy rzut oka po przyjeździe do Włocławka widać, jaki sport dominuje w mieście. Włocłavia swoje mecze rozgrywa na dość skromnym stadionie należącym do Ośrodka Sportu i Rekreacji, który z kolei położony jest tuż obok wspomnianej już Hali Mistrzów. Powstałej wprawdzie przed dwudziestoma laty, ale wciąż prezentującej się bardzo okazale. Co ciekawe – Włocłavia niegdyś posiadała własny stadion, lecz musiała się go pozbyć. – Sytuacja, jak to w naszym kraju – pieniążki. Mieliśmy kameralny stadion klubowy. Jedna trybuna wzdłuż boiska, która mogła pomieścić około dwóch tysięcy ludzi. Jednak poprzez nieustanny brak pieniędzy na modernizacje, obiekt systematycznie podupadał – opowiada Pokrywczyński. – Wymagał coraz większych inwestycji, do tego doszło zadłużenie. W końcu doszło do tego, że nawet rozgrywanie meczów czwartoligowych na tamtym stadionie stało się problematyczne. Więc stadion został ostatecznie sprzedany. Chętnych kilku było. Oczywiście nie z uwagi na sam stadion, tylko na tereny w centrum miasta.
– Teraz korzystamy z obiektu miejskiego. Warunki socjalne są nieporównywalnie lepsze, choć to stadion piłkarsko-lekkoatletyczny, więc atmosfera do oglądania piłki nie jest aż tak dobra jak dawniej – dodaje wiceprezes. – No i są kłopoty z treningami. Klubów i stowarzyszeń w mieście działa sporo, każdy chciałby z tego obiektu korzystać. Czasami trzeba się gdzieś tam błąkać. Brakuje nam zaplecza z naturalną trawą do treningu.
ujęcia z meczu Włocłavia Włocławek – Piast Gliwice
W okolicach stadionu dało się też wyraźnie odczuć, że na mecz z Piastem pofatygowało się wielu kibiców, którzy nie są stałymi bywalcami na spotkaniach piłkarskich. Stosunkowo niewiele osób miało na sobie klubowe barwy. Zewsząd dobiegały też pytania o to, gdzie się dokładnie kierować, którą konkretnie bramą wejść na stadion. I trudno się temu dziwić – Włocłavia bardzo intensywnie promowała całe wydarzenie, zorganizowano szereg okolicznościowych konkursów, rozdano wiele zaproszeń na mecz. W całą akcję zaangażowali się lokalni politycy, a także przedstawiciele wojewódzkiego związku piłki nożnej. Ostatecznie udało się przyciągnąć na trybuno około 2500 widzów, co jest wynikiem co najmniej przyzwoitym. Niekorzystny wynik nie zniechęcił fanów – ultrasi od początku do końca prowadzili gromki, zorganizowany doping, co zresztą również docenił Fornalik. – Dobrze dla kibiców, że takie spotkanie się odbyło – powiedział. – Ładny obiekt, ambitna gra gospodarzy. My graliśmy zmienioną drużyną i było widać, że pewne mechanizmy szwankują. Tym bardziej ważne, że awansowaliśmy.
Piast gra zatem dalej, a przygoda Włocłavii w Pucharze Polski już się zakończyła. Czy zostanie po niej coś więcej, niż tylko wspomnienie godnej porażki ze znacznie wyżej notowanym przeciwnikiem? Cóż, niewykluczone. Ten mecz pokazał, że we Włocławku futbol też może narobić pozytywnego zamieszania.
fot. NewsPix.pl / własne