Reklama

“Nie zagraliśmy z Pogonią jak drużyna, która wali do przodu i może coś się uda”

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

22 września 2021, 16:27 • 7 min czytania 4 komentarze

41-letni Marcin Radzewicz dobije za chwilę do 500 meczów w karierze. Ten z Pogonią był 497. Dlaczego w Kaliszu przyjęto ten sukces na chłodno? Co okazało się kluczowe przy zwycięstwie drugoligowca? No i jak to jest nadal grać w piłkę na szczeblu centralnym w takim wieku? Zapraszamy na krótką rozmowę z Marcinem Radzewiczem po wczorajszym zwycięstwie KKS-u Kalisz nad Pogonią.

“Nie zagraliśmy z Pogonią jak drużyna, która wali do przodu i może coś się uda”

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Jak długo Kalisz wczoraj nie zasnął?

Cieszymy się z tego zwycięstwa. Mecz dla Kalisza jako miasta i klubu to wielkie wydarzenie, bo rzadko do tego miasta przyjeżdżają tacy przeciwnicy. Dla nas jako sportowców ten mecz był na pewno czymś ważnym, ale… to tylko mecz. Znamy swoje cele, za cztery dni gramy z Hutnikiem Kraków, wracamy do swojej rzeczywistości.

Zabrzmiało trochę jak typowy dzień w pracy. Pan już jest doświadczonym piłkarzem, wszyscy podeszli do tego, jak pan?

Wiek, doświadczenie życiowe, sytuacje, które przeżyłem w piłce, powodują pewnie to, że mam na to inne patrzenie. Wiem, jakie popełniałem błędy. Według mnie sportowiec powinien się cieszyć z celów, a nie z pojedynczych środków, które do niego doprowadzają. Gdyby Robert Lewandowski cieszył się z pojedynczych zwycięstw, nie doszedłby tam, gdzie jest. Patrzę na to w ten sposób i staram się to mówić młodym zawodnikom, że taki mecz z Pogonią Szczecin – tak, trzeba być zadowolonym, pokonało się bardzo dobrego przeciwnika, ale ten mecz nie może nam zatrzeć całej rzeczywistości. Pojedyncze zwycięstwo nam nic nie daje. Naszym celem jest awans do pierwszej ligi – obojętnie, czy bezpośrednio, czy przez baraże. Ten mecz ma nas utwierdzić w tym, że droga, którą idziemy, jest OK i podnieść nasze morale. Ale ta radość z meczu nie może nam zamazać rzeczywistości.

Wiadomo, młodsi zawodnicy patrzą na to inaczej, bo dla niektórych młodszych zawodników było to – można powiedzieć na ten moment – spotkanie życia, bo nigdy nie grali przeciwko takiemu zespołowi czy indywidualnościom jak Grosicki. Z perspektywy naszej drużyny, dla chłopaków to było wielkie wydarzenie. Ale po swoich doświadczeniach wiem, że nie można się cieszyć pojedynczymi meczami, bo to powoduje, że człowiek osiada na laurach.

Reklama

Wieczorek: Kiedyś na boiskach się paliło. Teraz to towarzystwo jest za miękkie

Miałem wrażenie, że do momentu gola dla Pogoni trochę zjadał was stres. A gdy już trzeba było gonić wynik, bardzo zaimponowaliście tym, że nie było w was jakiegokolwiek respektu dla Pogoni. Chcieliście grać w piłkę.

Zgodzę się. Na pewno nie chcieliśmy w tym meczu zagrać jak typowa drużyna, która będzie się tylko bronić i walić piłkę do przodu, a może coś się uda. W naszym zamyśle – czy gramy z Pogonią, czy gramy z zespołami drugiej ligi – chcemy grać w piłkę. Twierdzę, że piłka prędzej czy później się obroni. Na pewno możemy znaleźć przypadki, gdzie drużyny kopały do przodu i osiągały swoje cele. My chcemy grać w piłkę. Na początku chcieliśmy wybadać przeciwnika, jak on podejdzie do tego meczu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że na pewno ruszą i będą prowadzić grę. To zrozumiałe. Ale to na pewno było badanie przeciwnika. Straciliśmy bramkę i moim zdaniem najważniejszym momentem tego meczu była reakcja po straconej bramce. Strzeliliśmy zaraz jedną bramkę, potem drugą, to ustawiło mecz. Wczoraj dziennikarze zadawali mi pytanie: jaki moment był najważniejszy w meczu? Dla mnie właśnie ta reakcja na straconą bramkę. Potrafiliśmy zaraz odpowiedzieć i poprawić drugą bramką. To wybiło z rytmu Pogoń. Im bliżej końca meczu, tym większa nerwowość się w zespole Pogoni pojawiała, bo chcieli za wszelką cenę odwrócić mecz. Dla nich taki wynik to cios.

Symboliczne też było to, co wydarzyło się po drugiej bramce. Do końca pierwszej połowy to wy parliście na gola, a Pogoń nie bardzo wiedziała, co się dzieje.

W pierwszej połowie na pewno po stracie pierwszej bramki mieliśmy więcej inicjatywy i sytuacji. Bardziej dążyliśmy do strzelenia gola. To było widać. W drugiej połowie to się może trochę odwróciło, bo bardziej broniliśmy wyniku i chcieliśmy strzelić coś z kontrataku. A Pogoń – z racji, że przegrywała – wprowadziła zmiany, bo już w przerwie były dwie, chciała nam pokazać, że chce odwrócić wynik i atakować. No, ale na nasze szczęście udało się to obronić. Wygraliśmy i czekamy, co będzie dalej. Ale jak powiedziałem wcześniej – mamy mecz z Hutnikiem, są jakieś cele, Puchar traktujemy poważnie, ale nie możemy się zadowalać.

Nie chcę wypominać wieku, ale rzadko zdarzają się piłkarze, którzy mają 41 lat i wciąż grają na poziomie centralnym. Panu się jeszcze chce – jakie są pana motywacje? Pana koledzy w tym wieku to już raczej emeryturka albo szukanie siebie w innej roli.

Moją motywacją jest głównie to, że kocham piłkę. Obserwuję moich kolegów, którzy pokończyli granie w piłkę, nieraz rozmawiamy. Jedni mówią, że dobrze, że już skończyli grać. Drudzy musieli przez kontuzje. A trzeci z kolei mówili: – Graj jak najdłużej, bo to daje szczęście.

Piłki nie można traktować jak normalnego zawodu. To pasja. Będę grał do kiedy organizm mi pozwoli. Wiadomo, że jest też cienka granica między ambicją a trzeźwym myśleniem, gdy zawodnik już nie daje rady, a wydaje mu się, że daje radę. Boję się, że w pewnym momencie nie będę tego widział. Ale myślę, że otaczają mnie osoby, które mi to po prostu powiedzą, że “Marcin, czas najwyższy”. Piłka to wciąż pasja, kocham to, co robię i chcę to robić jak najdłużej. Co będzie później? Nie wiem. Chciałbym zostać w piłce i spełniać się w jakiejś innej roli. W tym świecie trudno cokolwiek planować, wszystko się dzieje tak dynamicznie, że człowiek czasem nie ma wpływu na pewne rzeczy.

„Powrót do Pogoni był marzeniem Kamila Grosickiego”

Reklama
Jak rozumiem – takich sytuacji, kiedy ktoś mówi “Marcin, czas najwyższy”, jeszcze nie ma i miesiące, a może lata przed panem.

Nie ma takich sytuacji. Miesiące? Tak. Lata? Trudno powiedzieć. W moim przypadku pół roku może zdecydować o tym, czy skończę, czy nie. W tym wieku człowiek się czuje dobrze, a z dnia na dzień może przyjść gorsza forma. Tak mi się przynajmniej wydaje, że w końcu musi przyjść ten moment, gdy organizm powie “sorry, ale już nie”. Mam 41 lat. To młody wiek, ale do sportu, nie oszukujmy się – to już w cudzysłowie emeryt. Chcę pokazać chłopakom w szatni, zmotywować ich swoją osobą do tego, że takim zaparciem i charakterem można osiągnąć dużo i grać długo w piłkę.

Są zawodnicy, którzy na moim przykładzie mogą zobaczyć, że da się zbudować swoją pozycję w futbolu na kilkanaście lat, bo skoro ja to potrafię, to inni też to mogą zrobić. Widzę w szatni w Kaliszu, i dziękuję za to chłopakom, że bardzo mnie szanują i liczą się z moim zdaniem, choć staram się za dużo nie mówić. Staram się przemawiać na boisku grą. Jak będę grał dobrze i będą to widzieć, będzie to dla nich motywacja. I wtedy jak coś powiem, posłuchają. Co z tego, że ja wyjdę na boisko i będę odstawał, a będę im zwracał uwagę? Powiedzą, że sorry, ale to ty nie dajesz rady. Trzeba samemu wpierw pokazać, żeby wymagać.

Marcin Radzewicz: Hazard szukał dobrych zawodników [WYWIAD]

Młodzież się zmieniła. Dzisiaj jest mądrzejsza, bardziej kreatywna. Za moich czasów porozmawiać ze starszym zawodnikiem to był problem. Ja się bałem iść do starszego pogadać. A dziś ze mnie można pożartować, pośmiać się, pogadać o wszystkim, jestem otwarty. Ale przede wszystkim muszę pokazać na treningu i na meczu, że daję radę i to fundament, od którego mogę zaczynać dyskusję z zawodnikiem.

Zaczęliśmy o celach, na celach skończmy. W co celuje KKS Kalisz w samym Pucharze Polski?

W lidze – awans, bo tamten sezon pokazał, że potrafimy i byliśmy blisko. Puchar Polski? To inne realia. Wygrywamy z Pogonią Szczecin, ale trafiamy teraz w losowaniu na zespół z drugiej czy pierwszej ligi i możemy się bardziej męczyć niż z tą Pogonią. Każdy mecz chcemy wygrywać. Czy trafimy na, nie wiem, Wisłę Kraków, czy trzecioligowy zespół, będziemy chcieli wygrać. Zwycięstwa w Pucharze mogą nas w jakiś sposób przybliżyć do awansu do pierwszej ligi. Taki mecz jak z Pogonią bardziej uwypukla nasze słabsze strony niż mecze drugoligowe. I to materiał do analizy. I o to chodzi, bo dzięki tej analizie możemy poprawić swoje błędy i osiągać lepsze wyniki w drugiej lidze.

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

4 komentarze

Loading...