Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

22 września 2021, 17:23 • 7 min czytania 24 komentarzy

Zawsze ceniłem Piotra Stokowca. Muszę się do tego przyznać od razu, bo mniej więcej w połowie jego kadencji w Zagłębiu Lubin szczerze uwierzyłem, że to ścisły top wśród rodzimych szkoleniowców. Napiszę więcej – wydawało mi się, że przez większość czasu podczas swoich rządów w Lechii Gdańsk, to on ciągnął przyzwoity zespół do góry, w stronę czołówki ligi, a nie przyzwoity zespół niósł go w tamtym kierunku na swoich barkach. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Sporo mówi zresztą przyszłość Zagłębia Lubin już po rozstaniu ze Stokowcem. Sporo mówią wyniki Lechii Gdańsk, nałożone na sposób budowania kadry trójmiejskiego klubu.

Post-stokowcowe Zagłębie Lubin coraz dalej odchodziło od swojego wymarzonego modelu, którego najbliżej było właśnie w pamiętnym „brązowym sezonie”, gdy chwilę później udało się lubinianom przejść przez Partizan w eliminacjach Ligi Europy. Pamiętam atmosferę tamtego klubu, te wszystkie anegdotki o Stokowcu, który z nudów dołączał do dziadka u jakichś juniorskich grupek, cały czas obserwując nie tylko obie seniorskie drużyny Miedziowych, ale też całą plejadę dzieciaków. Jasne, na ten sukces, jaki wówczas Zagłębie osiągnęło, pracowała cała gromada ludzi, część z nich zresztą odeszła albo niedługo po Stokowcu, albo chwilę przed nim. Natomiast to trener był tą centralną postacią, która w pewnym sensie gwarantowała ciągłość projektu.

Ciągłość, którą kończący już swoją kadencję prezes Artur Jankowski próbował wymóc na Dariuszu Żurawiu zapisami kontraktowymi. Za Stokowca nikt nie musiał go nakłaniać do jakiegoś szczególnego traktowania młodych – to wszystko przychodziło naturalnie, bo rudowłosy szkoleniowiec po prostu był lubińskimi możliwościami mocno podekscytowany. Nie każdy klub w Polsce ma pod sobą taką akademię, z takim skautingiem młodzieżowym i takimi możliwościami wprowadzania nowych zawodników.

Reklama

Wydawało mi się: właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Ale kurczę, w Lechii było przecież zupełnie inaczej, a mimo to – podobnie. Inaczej, bo właścicielami Lechii nie byli ludzie z KGHM-u, gwarantujący, że finansowo wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Akademia Lechii Gdańsk to też mimo wszystko nieco inna para kaloszy niż oczko w głowie miedzianego koncernu, którym jest właśnie całe młode Zagłębie. Inne były możliwości, inne były cele, inne były narzędzia. A czemu było podobnie? Bo Stokowiec nadal grał w czubie ligi, długo liderował, do końca walczył o mistrzostwo. A i potem, gdy Lechia ulegała coraz mocniejszemu demontażowi, potrafił ten zespół jakoś zlepić, czasem na agrafkę i gumę do żucia, ale jednak.

Patrzę sobie na składy Lechii Gdańsk z pierwszych miesięcy kadencji Stokowca i z jego pożegnalnego meczu.

Początek sezonu 2018/19: Kuciak – Stolarski, Augustyn, Nalepa, Mladenović – Kubicki, Łukasik – Mak, Lipski, Haraslin – Paixao. Do tego Nunes, Peszko, Borysiuk, Fila, Michalak.

Pożegnalny mecz Stokowca: Kuciak – Żukowski, Nalepa, Maloca, Pietrzak – Kubicki, Makowski – Ceesay, Gajos, Durmus – Zwoliński.

Z ławki oczywiście Paixao, bo i kto inny.

Reklama

Może nie jest to demolka, ale mimo wszystko prawdziwe są słowa Pawła Paczula z piosenki otwierającej Ligę Minus: w tym składzie gruz. A jednak, Stokowiec jakoś to bujał do przodu. Wydawało mi się, że to jego sukces. Wiem, że słowo „wydawało mi się” pada już po raz trzeci, no ale nic nie poradzę, muszę to podkreślić – bo pewny już nie jestem. Mój serdeczny kolega Leszek Milewski porozmawiał z Rafałem Wolskim i o ile wcześniejsze grono „narzekaczy na Stokowca” nie potrafiło zmienić mojego odbioru tej postaci, tak teraz po prostu nabrałem wątpliwości.

Jeśli prześledzimy historię wypowiedzi wokół Stokowca, otrzymamy dość jasną wyliczankę: zaczynali ludzie z niewielką wiarygodnością, by powoli przesuwać ciężar w stronę tych, których słowa wypadałoby traktować poważnie. Sławomir Peszko, który wypalił, że wolałby lecieć na Bali niż ciężko pracować stanowił zbyt łatwy cel. Zresztą, tutaj najbardziej miarodajna była nasza ankieta „Weszło z butami” – być może ligowcy nie byli z nami do końca szczerzy, ale postawieni przed wyborem „okres przygotowaczy na Bali z Peszką, czy jednak w Cetniewie ze Stokowcem”, wybierali Cetniewo. „Peszkin” zresztą ogólnie wystrzelił taką serią, że naprawdę: czekaliśmy jedynie, kiedy przypisze Stokowcowi winę za globalne ocieplenie.

Trudno było też traktować poważnie słowa Marco Paixao o rzekomym rasizmie Stokowca, gdy właśnie pod wodzą Stokowca Flavio Paixao stał się legendą Lechii Gdańsk. Błażej Augustyn? Jego słowa można zawsze wygodnie podważyć wytrychem w postaci oceny Diego Simeone. Przypominam, swego czasu Augustyn zapytany przez Tomka Kwaśniaka z Weszło, jakim trenerem jest Cholo, odpowiedział dość jasno: chujowym. Natomiast ta plama na sposobie oceny trenerów i ludzi, nie może przecież być Augustynowi wypominana w nieskończoność. Zwłaszcza, gdy Augustyn jest już czwartym piłkarzem, który wylewa swoje żale na Stokowca. Trzeci bowiem zaatakował Artur Sobiech, który też stanowi postać z nieco innej bajki niż duet Marco Paixao – Sławomir Peszko.

Teraz do tej coraz liczniejszej gromady dołączył Rafał Wolski. Słyszałem to i owo, wydaje się, że Rafał Wolski zabiera głos, gdy już naprawdę nie ma innej możliwości. A on w rozmowie z Leszkiem nie tylko zabrał głos, on po prostu Stokowca rozjechał.

Było tak nieraz. Kuriozalny przypadek. Graliśmy w dziadka. Trener pyta, dlaczego ja nie biegam. A chłopaki mu odpowiadają:

– Trenerze, nie biega, bo ani razu nie wszedł do środka.

Nie wiedziałem jak się odnieść do takiego zarzutu. Mogłem się tylko zaśmiać w środku, odwrócić i iść dalej. Później rozmawiałem z kolegami z szatni – wszyscy się śmiali z tego.

Czyli w tej ogólnopolskiej dyskusji nie dołączysz do fanklubu Piotra Stokowca.

Na pewno nie. Byłem w klubie 3,5 roku. Weźmy nawet samo rozstanie. Można podejść do zawodnika, w cztery oczy powiedzieć „słuchaj, nie widzę cię w drużynie, nie jesteś mi potrzebny, szukaj sobie klubu”. I OK. Jesteśmy dorośli, takie rzeczy przyjmuje się na klatę. Problemu ze znalezieniem klubu nigdy nie miałem, przynajmniej do tej pory na szczęście. Można wyjść z rozstania z klasą, ale załatwiać sprawy przez osoby trzecie, zrzucać winę… Prezes mówił, że to decyzja trenera, trener, że decyzja prezesa. Takie sytuacje pokazują, jakim człowiekiem jest trener Stokowiec. Nie mówię, że to słaby szkoleniowiec. Natomiast nie jest w porządku człowiekiem. Wiele razy kłamał. Mówił ci jedno, a za plecami co innego. Szatnia to czuje, rozmawia przecież później o tym.

Grudzień, przed ostatnim meczem. Nie grałem, bo złapałem kartkę, miałem też drobny uraz. Pytał jak zdrowie, jak noga, bo na USG wyszło, że był jakiś odłamek kostny po uderzeniu. Powiedziałem, że nic poważnego, będę mógł normalnie wykonać rozpiskę świąteczną, będę mógł przeprowadzić okres przygotowawczy. „Dobrze, dobrze, w takim układzie cieszę się”. I tyle, a po przerwie zimowej przyjeżdżam do klubu i dostaję informację, że muszę stawić się u prezesa. Dostaję jeszcze tydzień wolnego, a potem mogę szukać sobie klubu.

To zresztą jest zarzut, który się powtarza. Stokowiec miał trudną rolę, nie przeczę. Z jednej strony pełnił funkcję zderzaka, to on jako pierwszy rozmawiał z piłkarzami, którzy nie otrzymywali pieniędzy, to on uspokajał na konferencjach dziennikarzy, dopytujących się o transfery. A jednocześnie przecież nie odpowiadał za finanse spółki, ani za jej możliwości na rynku transferowym. Natomiast tutaj w pewnym momencie już trudno odgrywać rolę przyjaciela wszystkich. Zwłaszcza, gdy rzeczywistość różni się od obietnic, także tych składanych przez trenera.

Te wady Stokowca, które wyliczają kolejni piłkarze, w teorii nie powinny mieć decydującego wpływu na jego pracę. Nikt mu nie odbierze ani Pucharu Polski, ani brązu z Zagłębiem, żadne historie z tego okresu nie przekreślą jego dorobku. Ale jednocześnie zaczynam się zastanawiać, czy rzucone mimochodem przez Wolskiego: „to trzecie miejsce, to bardziej przegrane mistrzostwo niż sukces”, nie jest prawdą.

Ile byłby w stanie osiągnąć Stokowiec z szatnią, która stoi murem za nim? Jak zmieniłaby się gra jego zespołów, czy uległaby poprawie, czy w decydujących momentach brakowałoby tej jednej bramki, która czasami dzieliła lechistów od wręcz historycznych osiągnięć? Tak, tak, ja też jestem zmęczony tym gdybaniem, ale niestety – w sumie w dużej mierze na gdybaniu opiera się cała dyskusja wokół futbolu. Jeszcze po Paixao i Sobiechu byłem pewny, że Stokowiec jest dobrym trenerem, może co najwyżej trudnym człowiekiem. Ale dzisiaj, zwłaszcza w świetle wypowiedzi Wolskiego, który wprost mówi o przegranym mistrzostwie… Może jednak nie jest aż tak dobry? I wcale nie z uwagi na braki warsztatowe, ale właśnie te w dziedzinie relacji z podwładnymi?

Czekam, kto go zatrudni i co się wówczas stanie. A wybiegając dalej w przyszłość – jak będą go wspominać współpracownicy z kolejnego klubu. Badanie roli relacji w sukcesach sportowych to fascynujący temat i wydaje mi się, że jeśli podejść do niego naukowo – wymarzonym obiektem do obserwacji są właśnie zespoły Stokowca.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
1
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”
1 liga

Zagłębie mogło wygrać po raz pierwszy od września, ale wypuściło dwubramkową przewagę

Bartosz Lodko
0
Zagłębie mogło wygrać po raz pierwszy od września, ale wypuściło dwubramkową przewagę

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

24 komentarzy

Loading...