Jak po powrocie do znienawidzonej roboty po udanym urlopie. Jak po przełączeniu z Premier League na… Ekstraklasę. Tak mniej więcej czuliśmy się przez większość meczu Wisły Płock z Jagiellonią w porównaniu do tego, co wczoraj doświadczyliśmy podczas oglądania popisów Lecha Poznań z Wisłą Kraków. Niby ta sama dyscyplina sportu, a jakby dwa inne światy. Koniec końców jednak “Nafciarze” pewnie i wysoko wygrali, więc są rozgrzeszeni.
Wisła Płock – Jagiellonia: eksperyment Mamrota
Sobota, godzina 12:30. Kiepska pogoda. Widok na rozkopany stadion w Płocku. Senne tempo spotkania, mało podbramkowych wydarzeń. Przez jakąś godzinę to spotkanie potwierdzało wszystko stereotypy dotyczące paździerzy o tak wczesnej porze. Bolało, zwłaszcza po wspomnianych fajerwerkach z Poznania.
Jagiellonia przyczyniła się do tego najmocniej. Ireneusz Mamrot najwyraźniej stwierdził, że wystawi skład z gatunku samobójczych i zobaczymy, co się stanie. Bartosz Kwiecień na stoperze, Prikryl na lewej obronie (już na prawej czuł się nieswojo), Struski i Toporkiewicz w środku pola obok Romanczuka, Żyro i Bida w ataku. No nie, to nie miało prawa się udać. Okej, wymuszona była absencja Jesusa Imaza, który nie doszedł do siebie po poprzedniej kolejce (stłuczone żebra), ale pozostałe wybory należały już do sztabu szkoleniowego. Na ławce w tym czasie siedzieli Pazdan, Pospisil, Nastić czy Tiru. To prawda, że kibice “Jagi” od dawna domagają się większych szans dla młodych, że zauważali spadek formy Pospisila i tak dalej. Nikomu chyba jednak nie chodziło o tak drastyczne zmiany, doprawione na dodatek takimi karkołomnymi próbami jak Prikryl na lewej stronie defensywy.
W Wiśle Płock sielanki nie ma, bo ten mecz skończyła z kontuzjami Rafała Wolskiego i Mateusza Szwocha. W przypadku pierwszego niespodzianką był sam fakt, że w ogóle wystąpił, ale po dwóch kwadransach granie się dla niego skończyło. Szwoch musiał zostać zmieniony na początku drugiej połowy.
Wisła Płock – Jagiellonia: Furman i Kolar wypracowali gole
Paradoksalnie, po fakcie można stwierdzić, że te wymuszone roszady gospodarzom pomogły. Dominik Furman i Marko Kolar sporo dołożyli do tego zwycięstwo. Furman wracał po długim zawieszeniu za czerwoną kartkę z Gliwic i na pewno chciał się pokazać. Sporo prób mu nie wychodziło, kilka dośrodkowań było na pierwszego obrońcę, ale przy dwóch golach mocno maczał palce. To od jego przytomnego przerzutu z wolnego do Vallo zaczęła się akcja na 1:0. Na 2:0 asystował bezpośrednio z rzutu rożnego, gdy najsprytniejszy w polu karnym okazał się Damian Michalski. Furman zafundował też sobie i Maciejowi Bartoszkowi moment niepokoju. Wysoko uniósł nogę w pojedynku z Toporkiewiczem, Piotr Lasyk odgwizdał faul i pokazał kartkę. Na szczęście żółtą, a nie czerwoną.
Kolar długimi fragmentami przebywał na boisku dość dyskretnie, ale w kluczowych chwilach był nad wyraz konkretny. Chorwat ma w protokole dwie asysty. Pierwsza to strzał głową zamieniony na gola przez Damiana Warchoła, druga to wyłożenie piłki do Sekulskiego po fatalnym błędzie Kwietnia. Stoper “Jagi” wycofał piłkę prosto pod nogi przeciwnika. To także Kwiecień zgubił krycie Michalskiego przy rzucie rożnym i generalnie w drugiej odsłonie grał bardzo niepewnie. Niezmiennie nie możemy się nadziwić, jakim cudem ktoś tak bardzo pozbawiony atutów piłkarskich i umiejętności zachowania koncentracji przez 90 minut, już od blisko dekady – z drobnymi przerwami na I ligę – jest obecny w Ekstraklasie.
Goście w ofensywie praktycznie nie istnieli. Krzysztof Kamiński raz musiał się mocno wysilić po próbie Romanczuka sprzed pola karnego, w końcówce w poprzeczkę przywalił Nastić i tyle. Wisła również nie przesadzała z sytuacjami, ale jednego gola powinna jeszcze mieć. Zaraz po objęciu prowadzenia, Sekulski zmarnował sam na sam ze Steinborsem, zabierając Warchołowi klasową asystę.
Wisła Płock – Jagiellonia: Lech już czeka
Jagiellonia na zwycięstwo czeka od pięciu meczów. Dziś biła od niej aura beznadziei i marazmu. Poza tradycyjnie skutecznym w pojedynkach Romanczukiem, trudno kogokolwiek pochwalić, choćby odrobinę. Ewentualnie jeszcze można wspomnieć o przebłyskach Toporkiewicza, któremu zdarzało się podejmować fatalne decyzje – co zrobił tuż przed przerwą, gdy mógł iść sam na sam, a dograł do nikogo, wie tylko on sam – ale generalnie coś ten chłopak w sobie ma.
“Jaga” na zwycięstwo czeka od pięciu kolejek, drużyna z meczu na mecz zdaje się być coraz bardziej przybita. Teraz zmierzy się u siebie z Lechem, zatem… Tak, tak, ekstraklasowa logika podpowiada pierwszą porażkę “Kolejorza”, to byłaby typowa Ekstraklasa, ale tym razem byłoby to naprawdę duże zaskoczenie. W Białymstoku cała nadzieja w tym, że już z Imazem, Pospisilem (dziś słabiutka zmiana), Pazdanem i Nasticiem uda się rozegrać najlepsze zawody w sezonie i przy okazji mieć sporo szczęścia.
Wisła Płock na wyjazdach dostaje wyłącznie w cymbał, za to u siebie zdobyła jak dotąd 10 punktów na 12 możliwych i straciła jednego gola. Bartoszka może martwić głównie to, że nadal nie może się doczekać, kiedy w jednym momencie do jego dyspozycji będą znajdujący się w optymalnej formie Szwoch, Wolski i Furman.
Fot. FotoPyK