Kamil Kiereś zdecydował się z Wisłą Płock na tak wiele zmian i odważnych decyzji, że podobno dyrektor sportowy Velo Nikitović zatrzasnął się w trakcie meczu w skrytce na miotły, żeby czasem też nie zostać wygonionym na murawę. Szramowski? Debiucik w ESA. Lokilo? Też debiucik, w Polsce Belg jest od paru dni. Serrano – debiucik. Orłowski? W tym sezonie bez minuty. Pajnowski – szalone 31 miut. Wędrychowski pierwszy mecz po wypożyczeniu.
Ale w tym szaleństwie znalazła się metoda.
To nie tak, że świeżaki pokazały starszyźnie jak się gra w piłkę – nie. Po pierwsze, nie wszyscy błysnęli. Po drugie, wciąż to starszyzna odegrała największą rolę w pierwszym zwycięstwie Górnika. Ale widać u tych, którzy dostali dziś nieoczekiwaną szansę, że mogą dać impuls. Ba – mogą dać tej drużynie coś ekscytującego, a do tej pory w słowniku piłkarskim ciężko było stawiać obok siebie słowa “ekscytujący” i “Górnik Łęczna“.
To była twarz Górnika, jakiej jeszcze w tym sezonie nie widzieliśmy.
To było zasłużone zwycięstwo po pięknych bramkach, wyprowadzających od 0:2 do 3:2.
GÓRNIK ŁĘCZNA – WISŁA PŁOCK: DWA OBLICZA
Ten mecz długo wyglądał, jakby miał być klasycznym spotkaniem zdeterminowanego, nieźle grającego outsidera, z zespołem, który po prostu ma więcej jakości. No bo Górnik od pierwszych minut chciał prowadzić grę. Nawet przedostawał się pod pole karne. Ale tam brakowało kreatywności. Walenie głową w mur. Pierwszy jakikolwiek strzał po pół godzinie gry.
A wtedy już Wisła Płock prowadziła 1:0. Wrzutka, zgranie głową Szwocha – Rasak huknął sprzed pola karnego, wpadło. Mogło być niebawem i 2:0, gdy Warchoł uderzył, rykoszet od Pajnowskiego – centymetry a Gostomski nie miałby nic do powiedzenia.
Ale to, co było szczególne w tym meczu dla Górników, to że tracone bramki nie rozregulowywały ich. Owszem, Kiereś wrzeszczał przy linii jak nigdy, było poddenerwowanie piłkarzy na arbitra – czasem słuszne – ale grali swoje. Przed przerwą zrobiło się groźnie choćby po dwójkowej akcji Śpiączka-Gąska. Zapachniało golem, ale znowu nie wpadło.
Po zmianie stron powtórka z rozrywki – Górnik bardzo chce, próbuje, ale dostaje bramkę. W zasadzie z niczego. Gąska przy próbie interwencji kopnął Warchoła w nogę w polu karnym, ewidentny karny. Tego na gola zamienia Szwoch. 2:0 – no cóż, takich, którzy przy tym wyniku pogrzebaliby szanse łęcznian na punkty, na pewno było wielu. Bo przecież nie słyną ani z kreatywności, ani z odrabiania strat. Trzeba przyznać, że Nafciarze chyba podeszli nawet lekceważąco po drugim golu, bo ich gra później była dość żenująca w ofensywie. Widać było brak Wolskiego, ale generalnie – bardzo niewiele mieli do zaproponowania.
A Górnik wreszcie trafił po ładnej akcji i naprawdę świetnej wrzutce Orłowskiego. Śpiączka wielokrotnie w tym sezonie pokazał już, że potrafi walczyć w powietrzu – tym razem to potwierdził i dobrym uderzeniem nie dał szans Kamińskiemu. Kontaktowy gol, a już po chwili 2:2. Fatalna strata w środku pola Rasaka, tu przejmuje piłkę Gąska i od razu kapitalnym prostopadłym podaniem uruchamia Śpiączkę. Ten wychodzi sam na sam, pewnie kończy. Warto tu docenić Gąskę – to on zawalił drugiego gola nieodpowiedzialnym zagraniem, ale też nijak to na niego nie wpłynęło negatywnie. Pozostawał aktywny, próbował z dystansu, napędzał akcje.
Dużo też dały zmiany, bo Lokilo i Mak nie dawali w tym meczu tyle, ile mogli – Krykun z Wędrychowskim na skrzydłach wprowadzili nową jakość, nową energię. Swoje też dało ustawienie wyżej Janusza Gola po wejściu Drewniaka. I gra Górnika po prostu się kleiła w ofensywie. Akcja na 3:2 to już majstersztyk – podania wymieniło w niej pół drużyny. Piłka poszła jak po sznurku od obrony. Wisła próbowała już nawet faulować – nie dała rady. W końcu wpada w pole karne Serrano, zagrywa piłkę wzdłuż szesnastki, tam inteligentne przepuszczenie piłki i kończy to pewnym strzałem Wędrychowski. 3:2, zasłużone, rywal najpierw posłany na liny, a potem znokautowany.
GÓRNIK ŁĘCZNA – WISŁA PŁOCK: CO DALEJ Z GÓRNIKIEM?
Dla łęcznian to mecz z gatunku: nadaje się pod ten osławiony mit założycielski drużyny. Że na nim można budować coś trwałego, coś – a co, powiemy odważnie – ekstraklasowego. Ale jakkolwiek dziś mają pełne prawo do radości, tak wciąż trzeba studzić głowy – to Wisła Płock, a wygranie poprzez odrabianie strat z 0:2 na 3:2 wciąż liczy się tylko za trzy punkty, nie za trzydzieści.
Niemniej nie ma co się oszukiwać, nikt by się nie zdziwił, gdyby Górnik dłużej czekał na pierwsze zwycięstwo. To zwycięstwo jest dla łęcznian światłem w tunelu. Nawet przypomina nam się jak Velo Nikitović mówił, że kadra Górnika będzie zamykana dość późno – czy dotychczasową dyspozycję trzeba zrzucać na ten karb, a teraz patrzeć na łęcznian inaczej? Czas pokaże, jedna jaskółka ani wiosny, ani udanej jesieni jeszcze nie czyni. Ale taki Górnik chętnie byśmy oglądali co tydzień.
Fot. NewsPix