Wczoraj w Krakowie od 0:2 do 2:2, dzisiaj w Krakowie od 0:2 do 2:2. Wczoraj bramka w zasadzie w ostatniej akcji, dzisiaj bramka w zasadzie w ostatniej akcji. Wczoraj punkt dzięki dwóm golom gracza, który seryjnym snajperem nie jest, dzisiaj dwa trafienia stopera Frydrycha. Mecze Cracovii i Wisły w tej kolejce miały wspólny refren.
WISŁA KRAKÓW – LECHIA GDAŃSK: AWANTURA O WOLNY I INNE PRZYGODY
Wisła weszła w ten mecz tak, jakby to był pucharowy dwumecz, a Biała Gwiazda z jakiejś przyczyny potrzebowała 5:0. Gnietli. W pierwszym kwadransie w zasadzie hokejowy zamek, 70% posiadania piłki, Lechia skupiona na przeszkadzaniu, by nie powiedzieć: radosnym kopaniu po autach. Podczas gdy Wisła mogła strzelić – szansa po rajdzie Yeboaha i odegraniu Brown Forbesa, próby Szoty, Klimenta – Lechia błysnęła w tym fragmencie o tyle, że dwóch graczy Lechii stało za blisko przy wykonaniu rzutu wolnego i Gajos dostał w łepetynę.
No ale przetrwali gdańszczanie, przetrwali.
A potem trochę zaczęli jednak grać.
Sygnał do ataku? Gdy Ceesay wystawił piłkę Gajosowi. Taki karny w ruchu, tylko, że z ciut dalszej pozycji. Frydrych błysnął po raz pierwszy: Kieszek nie zdążyłby, źle zareagował, ale Frydrych sparował piłkę.
Chwilę potem dość imponująca akcja Lechii, jak się nad nią dobrze zastanowić. Bo Wisła miała piłkę, szukała rozegrania od obrony. No bywają z tym problemy, ale Wisła próbowała dobre dwie minuty i nic. A Lechia zwiększała pressing, zwiększała, aż w końcu odzyskała wysoko piłkę. Gajos do Durmusa, ten wpada pod bramkę, uderza – jeszcze Frydrych blokuje, piłka na poprzeczce, ale obija się i kończy to Kubicki. Tu można mieć pretensje do kilku defensorów Wisły – zamiast pilnować Kubickiego, szykować się do zbiórki, to tylko biernie obserwowali co się dzieje. Kieszek też umiarkowanie się w tej akcji popisał, zero kontroli nad sytuacją, rykoszet nie może tego w pełni tłumaczyć.
Od tej bramki, do końca pierwszej połowy, szło cios za cios. Próbował Yeboah, był strzał Klimenta. Niebywałą bombę posłał Gajos, ale Kieszek wspiął się na wyżyny. Nieźle uderzył El Mahdoui z wolnego, było zgranie Frydrycha głową wzdłuż pola karnego, które mógł ktoś przeciąć.
Ale tuż przed przerwą coś z pomiędzy komedii a klasowego meczu. Ceniąc jedno i drugie – będzie jedna z bardziej wyrazistych akcji kolejki. Durmus zakłada siatę Frydrychowi, jest faulowany, rzut wolny na 20 metrze. I zabiera piłkę i nikomu nie chce jej oddać. Pietrzak nalega – Durmus olewa. Przychodzi Zwoliński negocjował – Durmus ma to gdzieś. Ostatecznie Pietrzak odsuwa się, kręcąc głową z niedowierzaniem, jaka to samowolka Durmusa. Ale Durmus ładuje piłkę idealnie pod ladę, 2:0.
Ryzykował? No pewnie. Wszystko poniżej gola – byłaby krytyka, pewnie bura od trenera, naraziłby się też drużynie. A tak pokazał pozytywną bezczelność.
WISŁA KRAKÓW – LECHIA GDAŃSK: SNAJPER FRYDRYCH
Druga połowa to w zasadzie dość kuriozalny przebieg. Bo z jednej strony, zdawaliśmy sobie sprawę, że to 2:0 Lechii nie oddaje obrazu gry. Wisła wyglądała całkiem nieźle, tworzyła sytuacje, mogła odwrócić ten mecz.
Ale Biała Gwiazda po zmianie stron grała naprawdę, ale to naprawdę źle. Kwadrans wyłączonej wtyczki, no, może poza średnią próbą Szoty. Po kwadransie strzał rozpaczy Hanouska, więcej pokazujący frustracji, niż naporu Wisły. Wydawało się, że Lechia, skupiona na bronieniu, układa sobie ten mecz pod siebie. Nawet jak lechiści wpadali na siebie – zdarzyło im się dwukrotnie – to przecież też im pasowało, bo uciekały sekundy rywalom.
Gula dał jednak dobre zmiany, wpuszczając Żukowa, a przede wszystkim Hugiego. Hugi najpierw dał sygnał strzałem, który przeciął Forbes – strzał leciał za linię, nic by z tego nie wpadło, ale przecinka Forbesa już była grona, słupek. W końcu przyszedł gol kontaktowy – rozegrany przez środek pola korner, długa piłka Żukowa, wygrywa pojedynek w górze Hugi. Potem do głosu dochodzi Frydrych, zastawiając się przed Żukowskim, odstawiając młodego na trzy metry, a potem strzelając po widłach. Alomerović bez szans. Uderzenie bezbłędne. Ale Żukowski dał się zrobić jak junior, nikt też do Frydrycha już nie doskoczył.
Lechia w ostatnich minutach realizowała plan na drugą połowę, czyli dużo leżała na murawie, ale w ostatniej akcji została za to pokarana. Dorzut Hugiego, Frydrych najlepszy w powietrzu – 2:2. I chyba zasłużenie, bo jakkolwiek można docenić w tym meczu niektórych lechistów, ze szczególnym uwzględnieniem Durmusa i Gajosa, tak pokazali sporo minimalizmu w drugiej połowie. Niemniej przy debiucie Tomasza Kaczmarka w roli trenera Lechii można postawić mały plus – trochę się przeliczył, ale więcej działało niż nie działało. Wisła natomiast po remisie i tak może sobie pluć w brodę – przecież ta pierwsza połowa nie wyglądała tak źle, żeby przegrywać 0:2.
Fot. FotoPyK