Wybory, wybory i po wyborach. Poznaliśmy odpowiedzi na najważniejsze pytania polskiej piłki: kto był w SB, a kto nie. Kto pije wódeczkę, a kto stoi pod drzwiami dwie godziny. No i kto został prezesem PZPN.
Wystąpienie Marka Koźmińskiego było jednym z najbardziej absurdalnych wystąpień, jakie widziałem. A polska piłka ma długą tradycję wystąpień o lynchowsko-parcianej logice. Zaczął tak, jakby miał przygotowane przemówienie mające powalczyć o głosy. Ale kompletnie nieprzekonująco wypadł ten osobisty fragment – sztucznie, jałowo. Potem już były żale i strzały. Nie wiem, może i to było lepsze, bo próbowało rzucić światło w niektóre ocienione miejsca polskiej piłki. Nawet jeśli musieliśmy mieć świadomość, że nie jest to światło słoneczne, tylko ktoś trzyma i celuje latarkę. Natomiast cała forma podania tego była bardzo kiepska. I może to ja byłem nieuważny, ale nie widziałem ani nie czytałem choćby jednego wywiadu z Markiem Koźmińskim, w którym wypadłby naprawdę przekonująco. Ten obóz chyba postawił na złego konia, bo jakkolwiek Marek Koźmiński jest ogarniętym człowiekiem, tak wybory mogą wymagać od kandydatów pewnych cech, których on nie ma. I wcale nie chodzi mi o tę już osławioną wódeczkę, bo to raczej zrozumiałem w formie przenośni, w sumie nietrudnej do rozszyfrowania.
Cezary Kulesza wypadł lepiej, zgodnie z zasadą, że milczenie jest złotem. Z tym, że w tym przypadku, w najlepszym wypadku jest tombakiem. Ja rozumiem, że wybory prezesa PZPN nie są wyborami powszechnymi. Nie wybiera prezesa PZPN ani każdy Polak – to, rzecz jasna, byłoby absurdalniejsze od wystąpienia Marka Koźmińskiego – ani, przykładowo, nie wybiera go każdy, kto jakoś należy do piłkarskiego środowiska. W tym drugim wypadku byłyby to takie wybory wójta gminy “Polska piłka”.
NIEMNIEJ, jakkolwiek nie domagam się wrzucania swojego głosu do urny, jakkolwiek rozumiem, że cała kampania odbywa się w terenie i za zamkniętymi drzwiami, tak jednak to środowisko niegłosujących, a zainteresowanych losem polskiej piłki, istnieje. I jakkolwiek lakoniczność wystąpień Kuleszy miała swój urok, tak był to urok folklorowy, anegdotyczny. Trochę zabarwiony taką bezczelnością, że przecież nie muszę, no to nie robię.
Ale jest wiele osób w środowisku, które chciałyby dowiedzieć się więcej o programie Cezarego Kuleszy.
Można powiedzieć: przyjdzie na to czas. Można sięgnąć do nieśmiertelnego “po owocach ich poznacie”. I jak zawsze, poznacie. To jedno z niewielu przysłów, które faktycznie ma rację. Natomiast walne zgromadzenie było transmitowane w necie, zbierało tysiące widzów, później jego przebitki i cytaty rozlewały się po sieci i telewizjach. To był dobry moment, by powiedzieć COŚ. Rzucić jakimś konkretem. Nam, którzy nie mają gumowego ucha za zamkniętymi drzwiami obrad, którzy nie posiadają wtyk w – strzelam – Warmińsko-Mazurskim Związku Piłki Nożnej, przekazać o co w tej kadencji będzie chodzić.
Bo tak szczerze, na razie wydaje mi się, że wiem tylko jedno: że Kuleszy na pewno będzie zależało, by ta kadencja była dobra. Tak po prostu. Czyli: nie tylko przejęcie i jedziemy z interesami swojego obozu. Nazwijcie mnie naiwniakiem, ale tak po ludzku, uwierzyłem w jego tremę. Że to dla niego misja, że to wielkie wydarzenie dla niego samego. Sporo osiągnął w życiu, ale to jest mierzenie się z zupełnie innym kalibrem wpisu do historii. Gra toczy się o stawki wyższe, niż to, żeby zrobić dobrze temu czy tamtemu środowisku.
Natomiast nie mam wątpliwości, że szczere chęci to za mało – przecież nie mam wątpliwości, że Lato też chciał dobrze. Ile razy rozmawiam z panem Grzegorzem, tyle razy jestem w zasadzie urzeczony, jaki to fajny, równy gość. Ale w zarządzaniu potężnymi organizacjami, kiedy każdy twój ruch ma dalekosiężne konsekwencje, to nie wystarczy nawet na przeciętność.
Ale na pewno nie zamierzam dzisiaj mówić, że przegrał polski futbol, że teraz już będzie tylko źle. Jak będzie źle, to napiszę, że będzie źle. Będzie dobrze, to napiszę, że będzie dobrze. Funkcja prezesa PZPN to oślepiające w zasadzie światło reflektorów. Wiele rzeczy w piłkarskim piekiełku uchodzi bokiem, natomiast prezes PZPN jest postacią wychodzącą poza naszą piłkarską gminę, kojarzy go każdy Polak, na równi jeszcze tylko z selekcjonerem i gwiazdami reprezentacji Polski. A tym wszystkim osobom każdy Polak patrzy na ręce, i każdy ma na ich temat zdanie.
Nie jestem osobą, która zna siatki układów, kto z kim, gdzie, jak i po co. Mówiąc jednak po tym, co widać gołym okiem, to weźmy taką obsadę wiceprezesów. O Henryku Kuli, baronie Śląskiego ZPN-u, słyszałem różne rzeczy. Na tym poprzestanę. O panu Golbie z Podkarpacia wczoraj mówiło się głównie przez pryzmat niegdysiejszego bębniarstwa w zespole Kazimierza Grenia. I jest to jakiś humorystyczny aspekt, ale w sumie – co jest złego w grze na perkusji w zespole Grenia. Niemniej z innych przyczyn i tu mam wątpliwości.
Ale są też Adam Kaźmierczak i Maciej Mateńko. Adam Kaźmierczak ma się zająć piłką amatorską i naprawdę ma do tego dryg. Baron łódzkiej piłki poświęca niższym ligom mnóstwo uwagi, także prywatnego czasu. Nie zapomnę, jak chłopaki z Hattrick TV, łódzkiej telewizji internetowej o niższych ligach, którzy mają nieustający, niezwykle intensywny kontakt ze środowiskiem dołu piramidy piłkarskiej rejonu Kaźmierczaka, mówili, że Kaźmierczak zawsze był dostępny. Zawsze znalazł czas. Doceniał amatorską inicjatywę o jednak niskim zasięgu, ale widząc, że ktoś chce się wokół tej gleby zakręcić, nawet w takim wymiarze. Na pewno nie jest tak, że kluby z niższych lig w łódzkim pod Kaźmierczakiem były mlekiem i miodem płynące, ale na pewno Kaźmierczak nie jest figurantem wrzuconym na stanowisko, tylko kimś, kto zna problemy tych klubów, kto był blisko tych problemów i może teraz się wykazać. Skoro mówi się, że to ma być PZPN z mocniejszym kierunkiem na Ekstraklasę – tym bardziej liczę, że udźwignie wyzwanie, bo niższe ligi to dół piramidy, to prawdziwe powszechne kopanie piłki. Jak to podmyjemy, sypać się będzie całość. O Kaźmierczaku w całym gronie wiceprezesów mówi się najmniej, a być może będzie miał jedną z ważniejszych ról do odegrania – przynajmniej powinien, liczę na jego aktywność, na mocny głos w sytuacjach, gdy wajcha miałaby zostać przesunięta tylko w kierunku najmocniejszych.
Maciej Mateńko próbował kruszyć beton w ZZPN i jest wyrzutem sumienia starej ekipy PZPN. Jego historia jest wręcz filmowa. To kolejny człowiek, który faktycznie już wcześniej próbował zmienić piłkarską rzeczywistość na lepsze, traktując to jako coś misyjnego. O Wojciechu Cyganie wiele mówić nie trzeba – powiedzieć, że to jeden ze sprawniejszych działaczy polskiej piłki, to nic nie powiedzieć.
Zdania wobec dworu Kuleszy mam więc podzielone. I takie też na ten moment mam wobec nowego prezesa. Ale na pewno nie skreślam. Trzeba dać nowej ekipie uczciwą szansę.
Leszek Milewski