Istnieją obawy, że Cezary Kulesza okaże się Grzegorzem Lato v2. Że wraz z trwaniem nowej kadencji wrócimy do czasów, kiedy na jedno dobre słowo o PZPN-ie przypadało dziesięć złych, a poziom PR-u związku niezbyt różnił się od ulicznego pubu za rogiem. Ale jakkolwiek byśmy teraz szastali sceptycznymi hasłami, trzeba pogodzić się z faktem, że będzie po prostu inaczej. Nie oznacza to jednak, że poddamy się pesymistycznej wizji i nowemu prezesowi nie będziemy stawiać wyzwań. Nie, tym bardziej że po dziewięciu latach pracy ekipy Zbigniewa Bońka widzimy, co w świecie polskiej piłki należy usprawnić lub kontynuować. Będziemy wymagać więcej, poprzeczka wbrew pozorom będzie zawieszona wyżej. Z miejsca pojawią się nowe zadania, które trzeba wykonać.
Nie będziemy odkrywać Ameryki, nowości tutaj raczej nie uświadczycie. Trzeba natomiast podkreślać, na co cierpieliśmy do tej pory lub moglibyśmy cierpieć w przyszłości. Generalnie trudno jednoznacznie stwierdzić, czego możemy spodziewać się po prezesie Kuleszy. Jasne, prześmiewczym tonem potrafilibyśmy wymienić szereg pewników i umiejętności miękkich, którym nowy szef PZPN-u się wyróżnia. Ale miara postawionych mu zadań jest uniwersalna. Czy byłby to Marek Koźmiński, czy Jaś Fasola – są w polskiej piłce rzeczy, na które trzeba położyć nacisk niezależnie od profilu zwycięzcy.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
1. Podtrzymać dobry PR
Trzeba przyznać Zbigniewowi Bońkowi, że dobrze wiedział, jak sprzedawać swój „produkt”. Jedni powiedzą, że to było opakowywanie wątpliwej jakości dania w ładne, kolorowe pudełko. Drudzy, że krok we właściwą stronę, gdzie kluczowe znaczenie ma aspekt profesjonalizacji. My bylibyśmy skłonni do stosowania raczej drugiego hasła, bo logicznym jest, że najbogatszy związek sportowy w Polsce powinien prezentować się godnie. Kiedy patrzysz na organizację budzącą sympatię i ewentualnie zachęcającą do współpracy, wiesz, że trafiłeś w odpowiednie miejsce. Z takiego założenia mogli wychodzić wszelcy sponsorzy, ale też kibice reprezentacji Polski. W ich oczach ocieplony wizerunek PZPN-u za rządów Bońka był wyraźnie innym tworem niż ten Grzegorza Laty, a przynajmniej o to próbował zadbać zarząd działający przez ostatnie 9 lat. To były dwa różne okresy oddzielone grubą linią kojarzące się z innymi podmiotami. Miały w tym rolę już same nazwiska, ich zestawienie, kontrast. Prosty przykład: Kręcina vs Sawicki.
Gdy zatem cofamy się do okresu sprzed Euro 2012, przypominamy sobie, czego nie chcielibyśmy ponownie zobaczyć. Dlatego też na pracę w tym segmencie będziemy patrzyć na Cezarego Kulesza przez pryzmat pracy Zbigniewa Bońka. O wiele innych kwestii można się do byłego już prezesa przyczepić, ale jednym z najważniejszych zadań Kuleszy jest czerpanie od poprzednika tego, co w nim najlepsze. Wzięcie tego, co potrafił robić skutecznie. To nic złego, ba, to świadczyłoby o rozsądku Kuleszy, który jest mile widziany. Ot, po prostu chcielibyśmy na tym stanowisku oglądać człowieka, który potrafi przyznać, że popełnia błędy i nie jest wszechwiedzący lub nieomylny.
Pokora będzie kluczowa, jeśli chodzi zarówno o prezencję głównego bohatera, jak i całej, związkowej scenografii. Trochę nie w smak byłoby zrobienie kroku w tył i zaprzepaszczenie PR-owej roboty. Nie tak trudno to zepsuć, jeśli już na wstępie ma się opinię postaci, która rozdaje stołki przy kieliszku wódki w rytmie muzyki disco polo. Krzywdzące, fakt, acz właśnie z takiej pozycji startuje Kulesza. Musi coś udowadniać, przełamywać stereotypy. Najlepiej, jakby na wstępie udowodnił, że zbudowana w ostatnich latach siła marki PZPN-u także pod jego wodzą będzie miała się całkiem dobrze.
2. Rozsądnie zarządzać selekcjonerem
Kolejna sprawa, bardziej bieżąca, choć można ją rozważać również w kontekście długofalowym. Jako że kadencja Cezarego Kuleszy potrwa cztery lata, trzeba się spodziewać, że zobaczymy przynajmniej jednego nowego selekcjonera. Nie chcemy mówić, że dni Paulo Sousy są policzone, ale też nie będziemy niepotrzebnie kolorować rzeczywistości. Posada Portugalczyka nie jest pewna, a każdy jego wpadka tylko doda oliwy do ognia. Nie wiemy, jak do tej sprawy chce podejść nowy prezes, lecz można się spodziewać, że ma taką ambicję, że postawić swój wyraźny stempel na seniorskiej reprezentacji Polski. Dodać coś od siebie, wprowadzić własny porządek. Kiedykolwiek by to nie nastąpiło, dobrze by było zachować przy tym rozsądek.
To najważniejszy stolik trenerski w całym kraju. Waga decyzji o angażu nowego sternika dla kadry jest ogromna i tutaj warto by odciąć od siebie sposób myślenia typowego prezesa klubu Ekstraklasy. To jest pewne zagrożenie, jeśli chodzi o Cezarego Kuleszę, coś, co z biegiem czasu może się udzielać. W każdym razie – zarządzanie na tej płaszczyźnie musi być przemyślane i nastawione na przyszłość. Fajnie, gdyby przyszły kolejny selekcjoner miał taki komfort pracy, jak wielu innych na świecie. No i, co najważniejsze, żeby był selekcjonerem trafionym.
Wieści o tym, że Stanisław Czerczesow mógłby zostać głównym kandydatem nowego prezesa PZPN-u na stanowisko selekcjonera, trochę nas martwią. To gość, który ma przeciętne opinie w Rosji, a do tego trener, który kompletnie nie pasuje do nowoczesnej, rozwijającej się piłki. Względem Sousy to byłby krok w tył, ruch na zasadzie dania szansy rosyjskiej wersji Franciszka Smudy. Oczywiście to mogą być tylko plotki, ale i tak istnieje obawa, że Kulesza wymyśli kogoś pokroju trenera Probierza.
Generalnie co by się w głowie Kuleszy nie rodziło, na jego miejscu zrobilibyśmy coś, czego nie zrobił Zbigniew Boniek. Wsłuchać się w głosy piłkarzy, zasugerować się ich opinią, być elastycznym. Nie chcemy bowiem w przyszłości deja vu nawiązującego do kadencji Jerzego Brzęczka. Nie chcemy też wyborów przez pryzmat narodowości, tylko jakości.
3. Poruszyć fundamenty szkolenia
Temat rzeka, który można opisywać za pomocą kilkudziesięciu artykułów. My tyle pola tutaj nie damy, ba, robią to przecież osoby doskonale obeznane z realiami szkolenia piłkarzy w Polsce. Ich głos, ale też nasze własne spostrzeżenia i zbierane opinie ze środowiska trenerów każą myśleć, że jest wiele do poprawy. To moloch o wielu trybikach, niełatwa sprawa. Zbigniew Boniek ze swoją ekipą mieli jakiś pomysł, właściwie to wiele pomysłów, co z jednej strony można było chwalić. Z drugiej jednak to wyglądało tak, jakby chciano złapać zbyt wiele srok za ogon. Wprowadzić w życie masę niekoniecznie potrzebnych projektów, zamiast mocno uderzyć w sedno.
Czym jest sedno? – spytacie. Cóż, przede wszystkim piłka u samych podstaw, piłka młodzieżowa. Ilekroć zaglądamy do świata mniej eksponowanego medialnie, tylekroć słyszymy, że albo trenerzy nie są wystarczająco dobrze opłacani, albo zabijana jest kreatywność zawodników, albo ogółem jest za niski poziom profesjonalizacji na tym pułapie. Latają na lewo i prawo hasła pt. „najlepsi trenerzy powinni pracować na najmłodszych szczeblach” czy „w Polsce zapomnieliśmy o piłkarskim kanonie”. Albo „chcemy za bardzo iść z młodymi piłkarzami w stronę taktyki” i „zabijamy piłkarzy, którzy mogliby w dorosłym futbolu robić na boisku różnicę”. To jedne z setek zdań, które padają z ust młodszego pokolenia szkoleniowców na łamach mediów, choćby naszych. To głos ludzi, których z perspektywy PZPN-u warto posłuchać. Po to, by odwrócić tendencję i zwiększyć szanse na wychowywanie Zielińskich czy Lewandowskich za pomocą określonego systemu, nie szczęścia.
Tym bardziej więc cieszy fakt, że wiceprezesem ds. szkoleniowych został Maciej Mateńko. Czyli trener w szatach działacza, który powinien wiedzieć, co w trawie piszczy. Według środowiska piłkarskiego ten człowiek ma w ręku dobry fach, a jego historia nadaje się na osobną historię. Ot, dobry szkoleniowiec, który niedawno został usunięty ze struktur PZPN po tym jak postanowił kandydować na szefa Zachodniopomorskiego ZPN. Teraz wraca do struktur w roli, po której spodziewamy się czegoś odkrywczego, innego niż dotychczas. To nie żaden baron, tylko człowiek spoza tzw. betonu. Dobra informacja.
4. Postawić na właściwych ludzi w kolegium sędziów
Nie będziemy ukrywać, że to jeden z segmentów, który budzi w ostatnim czasie największe emocje. Reprezentacja Polski czy tematy szkoleniowe to jedno. Wizerunek sędziów oraz ich zarządca – drugie, ba, może nawet ekscytujące. Wiemy już, oczywiście nie od wczoraj, że Zbigniew Przesmycki wraz z dniem 18 sierpnia odszedł ze swojego stanowiska. Był przewodniczącym kolegium sędziów od 2011 roku i o ile jego początkowe rządy nie wywoływały tylu kontrowersji, o tyle gorzki zmierzch kadencji Zbigniewa Bońka łączył się z negatywnymi emocjami wokół osoby pana Przesmyckiego. Na jego temat powstawały niekorzystne artykuły podejmujące tematy z kuluarów, a jego decyzje coraz bardziej wprawiały nas w zdziwienie. Nie dość, że w typowaniu sędziów na mecze Ekstraklasy i „prowadzeniu” ich karier brakowało logiki, to jeszcze po prostu wkurzała swego rodzaju aura zamknięcia. Ze strony szefa sędziów brakowało transparentności, a momentami obrona arbitrów w stylu „aż po grób” budziła śmiech na ustach. Retoryka pt. „wszystko, co złe, to na pewno nie sędziowie” doprowadziła status Zbigniewa Przesmyckiego do miejsca, w którym wieść o zmianie przewodniczącego przyjęto z wszechobecną ulgą.
Kto zostanie mianowany na jego miejsce? Tomasz Mikulski, czyli… poprzedni wiceprzewodniczący, osoba zastępująca Zbigniewa Przesmyckiego. Obawialiśmy się, że to może być ktoś z podobnej kategorii, dlatego nie łudzimy się, że postrzeganie światka sędziów zmieni się na lepsze w najbliższym czasie. Tutaj trzeba było świeżej krwi, kogoś, kto z miejsca będzie budził jak najmniejsze wątpliwości. Wiadomo, co było największym problemem akurat tej części PZPN-u, a kibice na pewno nie chcieliby uświadczyć podobnego betonu jak w ostatnich latach. To też kwestia PR-u, który sędziom przydałoby się trochę podreperować. Ale taki zamiar skończy się porażką, jeśli za sterami siądzie działacz pokroju Przesmyckiego. A takim Mikulski się niestety wydaje, choć możemy się mylić.
Nie pozostaje nam nic innego jak po cichu liczyć na lepsze rządy, również lepsze zarządzanie tą funkcją przez Kuleszę w perspektywie lat. Bo dzisiejszy wybór nie oznacza przecież, że nie będzie mogła zostać dokonana zmiana w przyszłości. Na kolejnym zgromadzeniu zarządu PZPN najprawdopodobniej zostanie wybrany nowy przewodniczący.
5. Być magnesem na Europę
Tak jak zaczęliśmy rzeczą, która Bońkowi wychodziła dobrze, tak też zakończymy kolejnym przykładem skutecznej prezesury. Gdy bowiem spojrzymy na to, jak byliśmy odbierani jako kraj piłkarski kiedyś, a jak teraz – wiecie, różnicę widać gołym okiem. Chodzi tutaj przede wszystkim o organizację imprez sportowych, otwartość na międzynarodową współpracę. Jesteśmy w takim punkcie swojej historii, że na boisku nie zbieramy zbyt wielu zaszczytów, ale już poza nim jak najbardziej. Potrafimy opakować turniej i przekonywać do siebie infrastrukturą, co Boniek nieraz podkreślał. Stąd krokiem w tył byłoby nie potrzymanie tej tendencji, to znaczy: braku mocnej walki o finały europejskich pucharów i tym podobnych.
Nie bójmy się tego powiedzieć: na tym polu jesteśmy mocni i grzechem byłoby zmarnował ten potencjał. Wiadomo – do tego trzeba konkretnych ludzi w sztabie, którzy potrafią wyjść poza granice Polski, żeby właściwie reprezentować nasz kraj w kuluarach. Lobbować pewne rozwiązania, oprzeć się na już zdobytych doświadczeń od czasów Euro 2012. Ważne jest, że PZPN w nowym wydaniu ma dostępne podwaliny, a zatem wystarczy tylko tego nie zepsuć. Mówiąc wprost, Cezary Kulesza musi zadbać o to, żeby w Europie Polska nadal kojarzyła się z fajnym miejscem dla futbolu. Zarówno poprzez reprezentatywną, jakże ważną funkcję prezesa, jak i szereg zakulisowych działań. Oczywiście z myślą o dobru polskiej piłki.
To hasło wyświechtane i pompatyczne, ale na koniec dnia każdemu z nas przydałoby się dać choć trochę wiary, że właśnie taki cel przyświeca następcy Bońka. Nie jest to wymarzony kandydat, acz skoro słowo się rzekło, szable skrzyżowały, a kieliszki stłukły, to byłoby naprawdę miło, gdyby wymienione tutaj zadania udało się wykonać. Te, jak i wiele innych, choćby szkolenie trenerów, do którego jeszcze nie raz w najbliższym czasie będziemy się odnosić.
Fot. Newspix