Reklama

Czy to TEN sezon? Widzew po zmianach napędza optymizm

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

09 sierpnia 2021, 14:46 • 12 min czytania 24 komentarzy

Widzew Łódź zaczął sezon od dwóch zwycięstw i pięciu strzelonych bramek. Nie oznacza to konieczności pompowania balonika i dmuchania w telewizor, pod narty, żeby łodzianie nie zatrzymywali swojego lotu. Faktem jest jednak to, że od czasu reaktywacji Widzew tylko raz zaczął sezon w podobny sposób – trzy lata temu w drugiej lidze. Faktem jest też to, że łodzianie do Ekstraklasy wracają powoli, ale niemal zawsze awans udawało się wywalczyć w drugim sezonie w danej klasie rozgrywkowej. Czy to, że akurat nastał drugi rok Widzewa na zapleczu najwyższej ligi to czysty przypadek? Być może, ale w Łodzi optymizm jest większy niż zwykle.

Czy to TEN sezon? Widzew po zmianach napędza optymizm

Większy niż zwykle, bo nie ma sensu iść w narrację w stylu „nie było niczego”. Droga prowadząca czterokrotnego mistrza kraju do elity jest wyboista, pełna wstydliwych porażek, jak passa remisów czy awans wypuszczony w trzy kolejki na finiszu trzeciej ligi. Niemniej jednak optymizmu kibicom nie brakowało i nie był on oparty jedynie na ślepej wierze w swój zespół. Żeby jednak na stałe wrócić między wielkich graczy, potrzeba było znacznie stabilniejszych fundamentów niż dotychczas. I wydaje się, że w końcu zostały one wylane.

TRZECIE ZWYCIĘSTWO WIDZEWA? WYGRANA Z CHROBRYM PO KURSIE 1,90 W FUKSIARZ.PL!

Widzew Łódź w sezonie 2021/2022. Będzie awans do Ekstraklasy?

Widzew był tak zorganizowany, że wszystko się maglowało. Prezesi, dyrektorzy, piłkarze – wyglądało to jak w jakiejś pralce, co chwilę były inne pomysły. Przychodziła nowa miotła i wszystko zamiatała. Martyna Pajączek zwolniła trenera, który nie poprowadził jeszcze żadnego meczu. Kiedy wchodził Murapol, po pierwszej kolejce poleciał Przemysław Cecherz, wzięto Franciszka Smudę. Gdy wysypał się deal z Murapolem, który miał był właścicielem klubu, Smuda wyleciał na kolejkę przed końcem sezonu. Radosława Mroczkowskiego też zwolniły nowe władze, Enkeleida Dobiego też przecież zwolnił Piotr Szor, który przyszedł po Martynie Pajączek, a kontraktu z Marcinem Broniszewskim nie przedłużył już kolejny prezes. Różnica jest taka, że teraz po raz pierwszy jest pewność, że w najbliższych latach rządzić będzie jedna osoba. Nie będzie zebrania za pół roku, na którym przegłosowana zostanie decyzja o zmianie kursu. Nawet jeśli to nie wyjdzie, to będzie można po prostu skorygować plany, zamiast robić fikołki, po których i tak Widzew stał w miejscu. “Choć to też nie sam fakt zmian, a to, że trzeba było zmieniać, był najgorszy. Zawodziła selekcja niemal na każdym szczeblu, od drużyny po kierownka sklepu, co powodowało konieczne roszady. Najczęściej znów nietrafione – tłumaczy Barłomiej Stańdo z portalu “Łączy nas Pasja”.

Łódzki klub jeszcze do niedawna miał unikalną ekipę decyzyjną. Kilkanaście osób decydowało o tym, co dzieje się z klubem, a takie rozproszenie nie sprzyjało niczemu. Bujano się od wizji do wizji, a że każdy przy okazji próbował przeforsować swoje opcje, stabilizacji nie było w tym za grosz. Groszy zaczęło zresztą brakować, bo w poprzednim sezonie pojawiały się głosy o tym, że klub może utracić płynność finansową. Jeśli dysponujesz czołowym budżetem 1. ligi i wisi nad tobą widmo zaległości – nie jest dobrze. Ratunek przyszedł ze strony Tomasza Stamirowskiego, który wykupił 79% klubu.

Reklama

Wykupując udziały Stamirowski dokapitalizował spółkę, więc jeśli były jakieś problemy finansowe, to można zakładać, że zostały one rozwiązane przy zmianie właściciela – tłumaczy Stańdo. Ale skąd w ogóle wzięły się problemy finansowe? – Kilka milionów złotych na koncie zostawił Przemysław Klementowski, to był koniec 2018 roku. Była nadwyżka budżetowa, ale przez następne trzy lata ta górka stopniała. Trudno jednak powiedzieć, gdzie ta górka wyparowała. Moim zdaniem powodem byli przepłacani piłkarze i brak umiejętności sprzedaży zawodników – dodaje.

Ostatni trop jest ciekawy, bo Widzew faktycznie dość frywolnie podchodził do kontraktowania piłkarzy. Płacił dużo, oferował sporo, a gdy przychodziło do rozstania, problemów nie robił. – Przez te sześć lat przewinęło się tu ponad 130 piłkarzy, więc można było wymagać, że klub zbuduje bazę piłkarzy, którzy albo przyniosą awans do Ekstraklasy, albo uda ich się do Ekstraklasy sprzedać. Tymczasem Widzewa tam nie ma, oni w niej są, ale pieniędzy z tego też nie ma. To grzech popełniany od dawna, nawet kilka dni temu oddano za darmo Karola Czubaka. 21 lat, 17 bramek w drugiej lidze, młodzieżowy reprezentant Polski, za którego Widzew też zapłacił spore pieniądze, oddany lekką ręką. Można stawiać dolary przeciwko orzechom, że prędzej czy później do Ekstraklasy trafi, tak jak trafił do niej Adam Radwański, którego też można było próbować sprzedać za jakieś pieniądze. Michael Ameyaw też odszedł za darmo, na Przemysławie Banaszaku klub kokosów nie zarobił. To oczywiście też wina wspomnianego bałaganu – mówi nasz rozmówca.

Lato 2021 – udane transfery Widzewa?

Łodzianie na Czubaku nie zarobili, ale w przyszłości takie błędy mają się już nie powtarzać. Zadba o to Łukasz Stupka, któremu powierzono rolę dyrektora sportowego Widzewa. Wcześniej dobrze radził sobie w Niecieczy, więc nadzieje są spore. Letnie okienko tylko je pobudziło, bo w końcu widać w tym wszystkim ład i skład. – Widzew na pewno jest osłabiony brakiem Marcina Robaka, może nie tyle w dyspozycji dzisiejszej, ale to jednak najlepszy strzelec zespołu w dwóch poprzednich sezonach i taki zawodnik by się przydał. Na innych pozycjach jest lepiej. Zieliński w porównaniu do Kosakiewicza to przeskok na półkę wyżej. Wydaje się, że Widzew nie miał też takiego skrzydłowego jak Danielak. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało z Fabio Nunesem, który ma dobre CV, ale trzeba jeszcze na niego poczekać. Zostało wielu zawodników z poprzedniego sezonu, ale mimo to udało się oczyścić atmosferę i szatnię, jest też miejsce na kolejne ruchy – objaśnia Bartłomiej Stańdo.

Piłkarze, którzy są lepsi od poprzedników i pasują do koncepcji trenera. Niby oczywistość, a jednak nowość. Bywało w Łodzi i tak, że zawodników ściągało się na oślep. Ciężko nie odnieść wrażenia, że np. Karol Czubak trafił do Widzewa Łódź trochę na oślep. Jego profil na 90minut.pl wyglądał obiecująco – 17 goli w 2. lidze zdradza talent. Ale nie trzeba było podsłuchiwać przez ścianę, żeby wiedzieć, że młody napastnik ma problemy z mentalnością czy zapałem do pracy. Takie opinie krążyły po środowisku, a do Łodzi nie dotarły. Rzucenie na głęboką wodę kogoś, kto miał takie wady, musiało się skończyć tak, jak się skończyło. Kontuzjami i niespełnionym potencjałem.

NAJCIEKAWSZE TRANSFERY LATA W 1. LIDZE

Reklama

Inne transfery? Plotki głoszą, że kiedy do Łodzi trafiał Dominik Kun, myślano, że ściągnięty został Patryk. Oczywiście domniemamy, że chodziło o pomylenie profili obydwu piłkarzy, bo przecież imion nie pomylono. I może być w tym ziarnko prawdy, bo patrząc na pierwszy sezon Dominika w Łodzi, faktycznie ciężko było stwierdzić, że pasuje do tej ekipy jak ulał. Strach pomyśleć, ile podobnych koszmarków przewinęło się przez lata w Łodzi. Lista niezrozumiałych transferów na pewno byłaby dłuższa niż ten artykuł. – Po reaktywacji był “zaciąg Chodakowski”, który pomógł awansować do trzeciej ligi, ale okazało się, że na trzecią ligę to za mało, trzeba było dokonywać lepszych transferów, których brakowało. Postawiono na dyrektora sportowego, Łukasza Masłowskiego, ale te transfery znów w pewnej części były nieudane. Rafał Pawlak, kolejny dyrektor sportowy, też nie zachwycił. Wrócono więc do Mirosława Leszczyńskiego i dyrektorskie życie zatoczyło koło – mówi nasz rozmówca i dodaje, że w końcu dyrektor sportowy ma pewne podłoże. Może działać bez obaw, że za moment straci pracę.

Oczywiście na pełną ocenę okna i transferów przyjdzie jeszcze czas, nie ma co ferować wyroków na podstawie dwóch kolejek. Niemniej i tu czuć pozytywne sygnały. Z drugiej strony – nie było o nie trudno, skoro jeszcze parę miesięcy temu zastanawiano się, czemu kolejne szanse dostają piłkarze, którzy mecz w mecz prosili się o to, żeby odpocząć od gry na ławce rezerwowych.

Trenerska zmiana na plus

Nadzieja przebija się także z ławki trenerskiej. Janusz Niedźwiedź podobnie jak Enkeleid Dobi pracował w Polkowicach, jednak ma opinię jednego z ciekawszych trenerów nowego pokolenia. – Ci, którzy bronili Enkeleida Dobiego przekonali się, że można dość szybko wdrożyć nowy pomysł w drużynę i uszyć coś ciekawego z tego materiału, który się ma. Zarówno Dobi, jak i Niedźwiedź obejmowali zespół, mając niespełna miesiąc do pierwszego meczu. Różnica jest taka, że teraz Widzew zaczął widowiskowo, pokazuje kilka schematów na rozegranie akcji, ma pomysł na stałe fragmenty gry a przecież Dobi twierdził, że stałymi fragmentami gry nie chce wygrywać meczów, bo ma inną wizję. Tyle że ta wizja wzięła w łeb, gdy przegrał trzy pierwsze mecze i tak naprawdę od razu wypisał się z walki o awans. Teraz nikt nie chce pompować balonika, ale po prostu pierwszy raz od dawna przyjemnie było iść na stadion – uważa Stańdo.

DOBI: WIDZEW ZACZYNA GRAĆ TAK, JAK OCZEKUJĘ

Zmiany widać nawet po tym, że na dziś skład Widzewa nie jest wywrócony do góry nogami, ale jego gra już tak. Niedźwiedź nie chciał zrzucać z planszy wszystkiego, co zostawił mu poprzednik. Poprzestawiał figury, znalazł złoty środek. – Okazuje się, że piłkarze ściągnięci przed rokiem mogą mieć jednak inne role. Dominik Kun wychodzi w środku pola i radzi sobie całkiem nieźle. Potrafił włączyć się do ofensywnej tercji boiska z głębi, nie tak jak przed rokiem, gdy miał dryblować, dorzucać do tego liczby i tego w ogóle nie było. Czegoś takiego kilka miesięcy temu nikt sobie tego nie wyobrażał. Lepiej niż w poprzedniej rundzie wygląda Marek Hanousek. Inne jest ustawienie i inny pomysł na wykorzystane piłkarzy, wydaje się, że teraz mogą oni obskoczyć kilka pozycji, a wcześniej było to bardziej sztywne i przewidywalne. Dziś Widzew zaskakuje nawet własnych kibiców – słyszymy od widzewskiego eksperta.

Enkeleidem Dobim problem był taki, że gdy nie miał wyników, klub stał za nim murem. A kiedy przyszły, klub się go pozbył. Trener Dobi robił dobre wrażenie, jak się oglądało Widzew w telegazecie, bo ten zespół punktował. Jeśli oglądało się te mecze w telewizji, nie wyglądało to już tak dobrze, bo każdy widział, że punkty są, ale takie wyplute i przemielone. Człowiek wiedział, że limit szczęścia zaraz się wysypie i tak często bywało, jak np. w drugiej połowie derbów. Widzewowi brakowało jaj, a to tym historycznie cechował się ten zespół. Kibice nie chcą tu oglądać czegoś takiego, jak czekanie do końcowego gwizdka przy prowadzeniu 1:0. Niedźwiedź w Polkowicach mimo odejścia kilku piłkarzy zdołał zrobić zdecydowanie lepszy wynik niż Dobi. Słyszałem, że to może być taki Marek Papszun dla Widzewa – mówi Stańdo.

cashback na start fuksiarz

Ciężko jednak uniknąć wrażenia, że gdyby Albańczyk dociągnął sezon do końca, Widzew mógłby jeszcze powalczyć o baraże. Powierzenie drużyny Marcinowi Broniszewskiemu, który ze zdobywaniem punktów ma takie same problemy, jakie ma Paweł Tomczyk ze strzelaniem goli z gry, ostatecznie zabiło nadzieje na dobry wynik. W każdym razie ten projekt i tak nie mógł trwać dłużej. Pod koniec pobytu Dobiego w Łodzi szatnia była skonfliktowana, a atmosfera ciężka. Na pewno nie pomogło w tym to, że asystent kopał pod nim dołki. Ale i charakter trenera, który był uparty i wysoko cenił swój warsztat, nie pomagał.

Wojciecha Pawłowskiego wyrzucił, bo nie spodobał mu się jakiś żart. Nie było gadania, tylko przesunięcie do rezerw. Inni piłkarze, którzy pełnili znacznie ważniejsze funkcje w drużynie, też mu podpadali, ale nie traktował ich na równi. Może dlatego stracił szatnię, mimo że to bardzo sympatyczny człowiek, który potrafi zaczarować kibiców. Wszyscy go polubili, jednak być może nie miał szansy zrobić takiej rewolucji kadrowej, jakby chciał. Nie miał też szansy być wyżej niż kilka osób w klubie, żeby to poukładać na swoją modłę. Janusz Niedźwiedź ma taką pozycję, że jest nad zespołem, ogon nie będzie już kręcił psem – zdradza nasz ekspert.

Łyżka dziegciu w beczce miodu

Drużyna Dobiego miała swoje minusy – lubiła dostać gonga na starcie lub w samej końcówce meczu. Częściej traciła bramki po stałych fragmentach gry, niż strzelała. Popełniała sporo fauli. Były też jednak plusy – statystycznie Widzew był najczęściej atakującym zespołem w lidze, stał wysoko pod względem posiadania piłki, tempa wymienianych podań, zagrań w pole karne czy odbiorów. Nie można powiedzieć, że ta drużyna nie przyswoiła stylu trenera – przyswoiła, ale nie zdołała dopracować go do perfekcji. Dużym problemem było wykańczanie sytuacji. To się powoli poprawia.

Trudno wyrokować, ale kilka rzeczy daje nadzieję na to, że nawet w przypadku wpadek jest zbudowana jakaś baza. Takiej nadziei nie było w poprzednim sezonie, bo gdy Widzew przegrywał tłumaczono, że coś tu się buduje, tylko tej budowy nie było widać, to było po prostu łatwe tłumaczenie, że trwa jakiś proces. Teraz nabrało to jakichś kształtów, widać kilka wyraźnych schematów, stałych fragmentów gry, budowę akcji od bramkarza. Czasami może nie wyjść, może się pojawić błąd techniczny czy błąd w kryciu, ale można zakładać, że to z czasem będzie rosło, słabsze elementy będą zastępowane i zauważymy efekt. Wcześniej wyglądało to tak, jak z tą rzeźbą-widmo sprzedaną za ogromne pieniądze: uwierzcie, że coś tu jest i to kupcie – ocenia Stańdo.

NIEDŹWIEDŹ: CHCIAŁEM BYĆ TRENEREM, KTÓRY WPROWADZI STAL DO EKSTRAKLASY

Nie ma co jednak robić hagiografii, bo i trener Niedźwiedź może wpaść w problemy znane jego poprzednikowi. W końcu i jego charakter nie zawsze był wspominany jako przyjazny i bezproblemowy. Młody szkoleniowiec lubi inspiracje, ale miał tendencje do przesady i zamęczania piłkarzy swoimi pomysłami. Jednocześnie lubi mieć duży wpływ na życie klubu, więc choć zmiany właścicielskie pozwalają sądzić, że nie będzie z tym problemu, to przecież wciąż ma nad sobą kilka osób, które nie będą chciały, żeby ktoś wchodził im na głowę. Podobne zarzuty i cień niepewności można rzucić na innych ludzi “dobrej zmiany”. Bo przecież Łukasz Stupka, choć ma duże doświadczenie w roli skauta, w roli dyrektora sportowego tak dużego projektu aż tak bogatego CV już nie ma. Tomasz Stamirowski? Widzewiak, z zapałem, wiedzą i pasją. No ale był już prezesem i zakończyło się to przegraniem awansu na ostatniej prostej z ratującym się przed upadkiem GKS-em Bełchatów.

Dlatego w Łodzi zamiast pompowania balonika, dominuje hasło kojarzone z kimś mocno związanym z Widzewem – “spokojnie”. Celem jest pierwsza szóstka, a słowo “awans” nie będzie odmieniane przez wszystkie przypadki, 24 godziny na dobę. Chyba że przez ekspertów, którzy chyba trochę zauroczyli się tym, że zmiany w Łodzi w końcu są realne i namacalne.

Wygląda to tak, jakby ktoś w dusznym pokoju otworzył okno – podsumowuje Bartłomiej Stańdo. No to, drodzy widzewiacy, weźcie głęboki oddech i cieszcie się piękną pogodą. Oby trwała ona jak najdłużej.

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
0
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna
Piłka nożna

Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Patryk Stec
7
Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Felietony i blogi

Komentarze

24 komentarzy

Loading...