Reklama

PRASA. “Atutem Legii będzie Michniewicz. Jeśli awansuje do LM, przed nim już tylko reprezentacja”

redakcja

Autor:redakcja

03 sierpnia 2021, 09:02 • 15 min czytania 45 komentarzy

Wtorkowa prasa to przegląd ligowych wydarzeń w Ekstraklasie i w 1. lidze, a także mała zapowiedź europejskich pucharów. Przede wszystkim starcia Legii Warszawa z Dinamem Zagrzeb, które obejrzymy już jutro. Łukasz Gikiewicz twierdzi, że atutem mistrzów Polski będzie trener. – Nazwiska można wymieniać, ale brakuje im jednego – porządnego trenera. Takiego posiada za to Legia, która ma magika Czesława Michniewicza. Wierzę, że on jest w stanie wyczarować odpowiednią taktykę, by wyeliminować Dinamo. Jeśli by mu się to udało, jeśli potem awansowałby do Ligi Mistrzów, to przed nim już tylko reprezentacja Polski. Każdy ma o co walczyć – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”.

PRASA. “Atutem Legii będzie Michniewicz. Jeśli awansuje do LM, przed nim już tylko reprezentacja”

Sport

Marek Papszun przekombinował. Liczba zmian w składzie Rakowa sprawiła, że Jagiellonia gładko pokonała częstochowian.

– Nie zwykliśmy ostatnio przegrywać, nie jesteśmy więc przyzwyczajeni do tego. Na pewno jesteśmy zmartwieni nie tylko porażką i jej rozmiarami, ale bardziej naszą postawą w pierwszej połowie. Nie przystoi nam tak grać i musimy wyciągnąć wnioski – powiedział na pomeczowej konferencji Marek Papszun. Szkoleniowiec Rakowa podkreślał także, że dla wybranych przez niego zawodników nie było to proste spotkanie. – Wystawiłem taki, a nie inny zespół i na pewno część zawodników miała ciężko – debiutowali w ekstraklasie. Nie był to łatwy mecz w takiej konfiguracji personalnej, ale jesteśmy w takim momencie i takie decyzje zapadły. Zawodnicy muszą sobie z nimi radzić – są piłkarzami Rakowa. Wiemy co mamy do poprawy, ile jeszcze przed nami pracy – dodał Papszun. Szkoleniowiec Rakowa, wybierając zestawienie na niedzielny mecz, dużo ryzykował. Nikt nie spodziewał się takiego zestawu personalnego. W przedmeczowej wypowiedzi nawet prezes Rakowa, Wojciech Cygan, sugerował, że sam sztab mógł być zaskoczony takimi decyzjami. Do tej pory Papszun wpuszczał na boisko jednego, maksymalnie dwóch napastników. W niedzielę do boju posłał trzech.

Lukas Podolski ocenia swój debiut w Ekstraklasie. Twierdzi, że Bayernu z Górnika nie będzie.

Reklama

Po wejściu na boisku starał się pan być wszędzie. Jakie były założenia, kiedy wchodził pan na murawę?

– Ja chcę grać w piłkę. Kiedy jestem na murawie, to nie denerwuję się, nie stresuję. Jak się przegrywa, to się szuka gry, szuka miejsca. Jakbym tego nie robił, to pytalibyście mnie czemu stałem z przodu, czemu nie pomagałem kolegom. Starałem się pomóc jak mogłem.

Takie jest założenie, że na boisku ma pan wolną rękę?

– Tak zawsze grałem, jak znacie moją karierę. Tak było gdy reprezentowałem klub z Kolonii i w reprezentacji Niemiec. Grałem na „8” czy „10”. Nigdy nie było tak, że stałem na „9” i czekałem. Moja gra jest taka, żeby szukać piłki, grać nią i pomagać kolegom.

A nie jest tak, że partnerzy nie nadążają za pana pomysłami i zagraniami? 

– To jest piłka. Wiemy jaki mamy budżet i jaki mamy skład. Nie jesteśmy w pierwszej trójce w ekstraklasie. Mamy taki a nie inny skład i co? Trzeba walczyć. Przegraliśmy dwa pierwsze mecze. Start w naszym wykonaniu nie jest taki, jakbyśmy oczekiwali, ale sezon jest długi i trzeba się starać w kolejnych ligowych grach. To że jest tutaj teraz Łukasz Podolski, nie oznacza, że zrobimy od razu Bayern Monachium czy Borussię Dortmund. Mamy wielu młodych graczy i trzeba im jakoś pomóc.

Reklama

Dinamo Zagrzeb potyka się w lidze. Nadzieja dla Legii?

Jakimś pocieszeniem dla Legii jest to, że Dinamo również w meczu ligowym nie zaprezentowało się nadzwyczajnie. Zremisowało w minioną niedzielę z HNK Rijeka na własnym stadionie. Dwukrotnie mistrzowie Chorwacji obejmowali prowadzenie, ale w drugiej połowie musieli nawet gonić wynik i mecz zakończył się remisem 3:3. Generalnie początek zmagań w lidze nie jest dla obrońców tytułu zbyt udany, bo na inaugurację dwa tygodnie temu przegrali ze Slavenem Koprivnica 0:2 u siebie. Później wygrali 4:0 z beniaminkiem rozgrywek Hrvatskim Dragovoljacem. Po trzech kolejkach drużyna z Zagrzebia ma na swoim koncie cztery punkty i zajmuje piąte miejsce w tabeli.

Jedenastka kolejki według “Sportu”. Bohaterem tygodnia – Taras Romanczuk.

Kapitan jedenastki z Białegostoku Taras Romanczuk był bohaterem nie tylko swojego zespołu, w efektownie, bo 3:0 wygranym meczu z wicemistrzem Polski Rakowem Częstochowa, ale całej 2. kolejki PKO Ekstraklasy. Nieczęsto zdarza się bowiem, żeby defensywny pomocnik dwa razy trafi ał do siatki rywala, a taką sztuką popisał się w niedzielę 29-letni pomocnik. Oprócz goli, jak zwykle dołożył do tego solidny występ. Nic dziwnego, że otrzymał za niego od „Sportu” jedną z najwyższych ocen, bo 8” – Dla mnie indywidualne nagrody nigdy nie były ważne, liczy się zespół. Jesteśmy drużyną, staramy się, zamieniamy się pozycjami, ktoś idzie do przodu, ktoś go asekuruje. Myślę, że to też duża zasługa trenera, że przyszedł, poukładał to. Mamy nadzieję, że ta nasza dobra passa potrwa jak najdłużej – komentował po bardzo dobrym meczu z Rakowem Taras Romanczuk. Dodajmy, że dotychczas najwięcej goli dla Jagiellonii, bo 5 zdobywał w sezonach 2016/17 i 2017/18. Teraz, patrząc na jego dyspozycję z początku rozgrywek, ten wynik może być znacznie poprawiony. 

Radomiak rewelacją początku sezonu. Teraz czeka ich teoretycznie łatwiejsze zadanie.

– Starałem się mentalnie wpłynąć na zespół abyśmy grali odważniej. Pierwsza połowa jeszcze tego nie pokazała, ale po przerwie podeszliśmy do rywala bez zbędnego respektu i wygraliśmy mecz – taką, jak się okazało po spotkaniu, receptę na pokonanie Legii Warszawa miał Dariusz Banasik, szkoleniowiec Radomiaka, dla którego mecz ten był szczególny. Ze stołecznym klubem związany był bowiem bardzo długo. Zaczynał w nim jako bardzo młody trener młodzieży w wieku zaledwie 28 lat. Później był asystentem w drużynie rezerw, a także w zespole występującym w Młodej Ekstraklasie. Następnie samodzielnie prowadził tę drużynę i dwukrotnie rozgrywki ME wygrał. […] Co czeka Radomiaka w kolejnej serii gier? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że… dużo łatwiejsze zadanie. Beniaminek pojedzie do Płocka na mecz z Wisłą. Swoją drogą ciekawe czy trener Banasik, analizując terminarz pierwszych kolejek sezonu, zakładał konkretną zdobycz punktową. Jeżeli tak było, to z całą pewnością cztery punkty w trzech pierwszych meczach brałby w ciemno. Teraz Radomiak może już tylko i wyłącznie zdobyć więcej „oczek”.

Patryk Lipski próbuje odciąć się od przeszłości. Jeśli będzie to robił tak, jak w 2. kolejce, będzie to udana misja.

Nie zmienił się i można powiedzieć, że jest on na granicy pierwszego składu, jak i pierwszego… zmiennika. „Lipa” balansuje na granicy gry od początku. W meczu z Rakowem pojawił się z ławki i mógł przypieczętować triumf, ale stało się inaczej. Niewykorzystany rzut karny i fala krytyki ze strony kibiców. To nie były łatwe dni dla piłkarza, który jednak otrzymał pomoc ze strony trenera Fornalika. Tak bowiem należy ocenić grę od pierwszej minuty w wyjściowym składzie w Mielcu. I Lipski pokazał, że potrafi odciąć się od niepowodzeń. Wygrany 2:0 mecz ze Stalą w jego wykonaniu był zupełnie inny, a dwie asysty są tego najlepszym potwierdzeniem. -Tydzień temu ten karny mocno wpłynął na wynik i miałem o to do siebie dużo pretensji, ale w kolejnych dniach starałem się to odrzucić i ciężko pracowałem, by już w kolejnym meczu pokazać lepszą grę. Dostałem kolejną szansę od trenera, wyszedłem w pierwszym składzie i myślę, że dobrze to wyglądało z mojej strony i cała drużyna również zagrała dobre spotkanie – podsumował sobotni mecz.

Miedź Legnica zainaugurowała sezon czterema golami. Tym samym jest liderem rozgrywek 1. ligi.

Pierwsze miejsce w tabeli nie oznacza oczywiście, że przeciwko Odrze „Miedzianka” zagrała bezbłędnie. Co to, to nie! Trener Wojciech Łobodziński też to dostrzegł, ale był bardzo zadowolony z postawy zespołu. – Wyglądało to naprawdę dobrze, ale przy prowadzeniu 3:0 przyszedł moment rozluźnienia – zauważył. – W takich sytuacjach pokazuje się c h a r a k t e r z e s p o ł u . Przetrwaliśmy trudny moment, a później znów kontrolowaliśmy przebieg meczu. […] Powody do satysfakcji miał bohater piątkowej potyczki, Krzysztof Drzazga. – Cieszę się bardzo z bramek i asysty, ale przede wszystkim radość sprawia mi to, że dało to drużynie trzy punkty – powiedział 26-letni napastnik. – To jest na końcu najważniejsze. Wreszcie udało nam się wygrać w Opolu i najbliższy tydzień spędzimy w dobrych nastrojach. Na boisku Odry nigdy nie gra się łatwo, dlatego te trzy punkty smakują szczególnie. […] W tym sezonie zielono-niebiesko-czerwoni mieli najlepszy start od kilku lat. Trzeba jednak uczciwie zaznaczyć i przypomnieć zapominalskim, że w ostatnich sześciu sezonach Miedź nie przegrała żadnego meczu „otwarcia”. Odniosła w nich cztery zwycięstwa i dwukrotnie dzieliła się punktami z przeciwnikiem. Bilans bramkowy 9:2!

Zagłębie Sosnowiec postawiło w bramce na młodzieżowca i ten spełnił swoje zadanie. Kamil Bielikow zaliczył kilka cennych interwencji przeciwko Arce Gdynia.

Dla Kamila Bielikowa był to zresztą pierwszy mecz na zapleczu ekstraklasy. Premiera wypadła okazale, bo choć wpuścił bramkę, to w kilku innych sytuacjach zachował zimną krew i uratował Zagłębie przed stratą kolejnych. Błysnął zwłaszcza w sytuacji, gdy z bliska próbował go pokonać Mateusz Żebrowski. – O tym że zagram w Gdyni od pierwszej minuty dowiedziałem się w dniu meczu, kilka godzin przed jego rozpoczęciem. Bardzo się cieszę, że trener postawił na mnie. Jestem zadowolony z tego występu i myślę, że pomogłem drużynie. Dobrą grą i postawą na treningach będę chciał udowodnić, że zasługuję na grę w pierwszym składzie – podkreśla. Bramkarz sosnowiczan wypożyczony z Zagłębie Lubin szanuje punkt wywalczony na trudnym terenie. – Trzeba szanować tę zdobycz. Wiadomo jak to jest na początku sezonu, każdy chce się dobrze wejść w nowe rozgrywki. Wyszyliśmy na boisko aby powalczyć o zwycięstwo, zresztą jak podkreśla trener tak mamy grać w każdym meczu. Mieliśmy plan na to spotkanie, bo każdego interesuje wygrana. Nie ważne czy grasz u siebie, czy na wyjeździe. Teraz skupiamy się już tylko i wyłącznie na starciu z Widzewem. Przed nami kolejny trudny bój, ale w tej lidze każdy mecz taki będzie – dodaje Bielikow.

Jacek Trzeciak ubolewa, że GKS-u Jastrzębie nie stać na transfery. Kadrowo to jeden z najsłabszych klubów 1. ligi.

Kiedy do pańskiej dyspozycji będą Dominik Kulawiak i Farid Ali?

– Obaj mają naprawdę duże problemy zdrowotne. Myśleliśmy, że szybciej wrócą na boisko. Ali od trzech tygodni w ogóle nie trenuje z nami, Kulawiak od dwóch tygodni. Byliśmy pewni, że ich kontuzje są typowymi kwestiami przemęczeniowymi, ale okazało się, że urazy są poważniejsze. Na razie nic nie wskazuje na to, że szybko do nas dołączą. Ale ich absencja nie była przyczyną porażki z Puszczą, bo chłopcy którzy grali w ich zastępstwie, w większości meczu zdali egzamin.

Cel, który postawił pan przed sobą i drużyną, do którego będziecie zmierzać? Gracie w tym sezonie tylko o utrzymanie, czy o coś więcej?

– Cel, o który będziemy walczyć, określi pierwsza runda. Uważam, że wytyczanie celu po pierwszym meczu nowego sezonu jest nie fair. Ponieważ przegraliśmy i to u siebie, można byłoby powiedzieć, że walczymy tylko o utrzymanie. Nie, tak jak jestem chudy, tak jestem zawziętym człowiekiem i aż mnie nosi po porażce, dlatego nie mogę doczekać się już następnego meczu. I to na pewno będę wpajał swoim zawodnikom, zresztą robię to od samego początku. Nie byłem wielkim piłkarzem, ale charakter, który miałem, pozwolił mi na to, że zagrałem kilka meczów w ekstraklasie (Jacek Trzeciak rozegrał w ekstraklasie 114 meczów, broniąc barw Ruchu Radzionków, RKS-u Radomsko i Polonii Bytom – przyp. BN) i to na całkiem niezłym poziomie. I ten charakter będę starał się „wciskać” zawodnikom. Jeżeli to pytanie padłoby przed pierwszym meczem, to powiedziałbym tak jak trenerzy wszystkich zespołów, że rozpoczynamy rozgrywki o mistrzostwo I ligi. 

GKS Katowice i udana inauguracja – to nie chodzi w parze. Katowiczanie klasycznie już zaliczyli falstart.

– W ostatnich latach inauguracje mieliśmy słabe. 0:3 ze Zniczem do przerwy, potem 0:3 do przerwy w Krakowie z Hutnikiem… Teraz, na rozpoczęcie nowego etapu, dopisujemy punkt. Z niedosytem, ale szacunkiem, bo trzeba docenić klasę rywala – przekonywał Adrian Błąd, jeden z liderów ofensywy GKS-u, który był centralną postacią sobotniego meczu. Centralną – nie oznacza, że wyłącznie pozytywną. Zdobył piękną bramkę, potem obił słupek, w końcówce zmarnował po kontrze okazję na 3:1, aż wreszcie jego prosty techniczny błąd przy przyjęciu piłki zapoczątkował akcję, po której Resovia wyrównała. – Zacząłem fantastycznie, skończyłem klopsem – smucił się Błąd. 30-latek sięgnął pamięcią do inauguracji dwóch poprzednich sezonów. II ligę GKS zaczynał od porażek ze Zniczem Pruszków (1:3) i Hutnikiem Kraków (2:3), ale najnowsza historia rozpoczęcia rozgrywek „made in GieKSa” jest ciut dłuższa i znacznie gorsza. Między 2016 a 2020 rokiem katowiczanie przegrali każdą! 0:1 z Wigrami Suwałki, 1:2 z Pogonią Siedlce, 0:1 z Podbeskidziem… Za każdym razem grając u siebie.

Super Express

Nic o piłce.

Przegląd Sportowy

Kamil Kosowski twierdzi, że Lukas Podolski powinien strzelić focha na kolegów jak Messi w Barcelonie.

Na potknięciach Legii i Rakowa najbardziej skorzystał Lech Poznań. Wygrana 3:1 z Górnikiem dała Kolejorzowi nieco spokoju, ale to jeszcze nie była weryfikacja potencjału drużyny trenera Macieja Skorży. Uważam, że zabrzanie to jeden z najsłabszych zespołów ekstraklasy w tym sezonie, nawet z Lukasem Podolskim. Mistrz świata zadebiutował, ale bez fajerwerków. Zauważyłem, że brakuje mu wsparcia w postaci dwóch pomocników za plecami, którzy będą za niego biegać i podawać mu piłkę. Poldi powinien grać w Górniku tak, jak Leo Messi, kiedy jest sfochowany na swoich kolegów z Barcelony. Wtedy mniej biega i tylko czeka aż dostanie piłkę. W tym wieku nikt nie wymaga od byłego gracza Bayernu, że będzie wykręcał najlepsze wyniki biegowe w zespole. W piłkę grać potrafi, ale to sport zespołowy i wsparcie innych jest niezbędne. […] Patrzę na tabelę i pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to fakt, że żaden zespół nie wygrał dwóch meczów. Można się zastanawiać, czy obecne rozgrywki będą bardziej atrakcyjne i bardziej wyrównane od poprzednich. To jednak sygnał, że dalej nie mamy w Polsce klubu, który byłby w stanie zatrzymać młodych piłkarzy i z zagranicy sprowadzić tych lepszych. Trener Skorża mówi, że lada moment dwóch zawodników wzmocni Lecha. Mamy sierpień, a oni czekają na wzmocnienia – przecież to groteska.

Gdzie Legia powinna szukać szans z Dinamem? Ocenia Łukasz Gikiewicz.

To podobnie jak mistrzowie Polski. Legia na starcie zdobyła tylko trzy punkty w dwóch meczach, Dinamo też zawodzi: trzy mecze nowego sezonu, tylko cztery punkty. Na ile te liczby są efektem formy tych drużyn?

Dinamo tak jak Legia w lidze eksperymentuje. Bardziej niż na tych ostatnich wynikach skupiałbym się na indywidualnościach, jakie ma w składzie. Mislav Oršić, Luka Ivanušec, Bruno Petković, który jeszcze się nie odkręcił po EURO 2020, gdzie wyglądał fatalnie i wciąż tak się prezentuje. Rywalizuje o miejsce w ataku z Mario Gavranoviciem, którego Dinamo chciało się pozbyć, był przymierzany nawet do Legii. Zgodził się na obniżenie kontraktu, ale ostatecznie został w Zagrzebiu. Strzelił ładnego gola w mistrzostwach Europy, jego trafi enie w meczu z Francją sprawiło, że Szwajcaria walczyła o awans w rzutach karnych i ostatecznie zwyciężyła w tym konkursie. Fenomenalnym piłkarzem jest Lovro Majer, ale w niedzielę zaliczył dwie straty w środku pola. Jak widać i on się myli. Nazwiska można wymieniać, ale brakuje im jednego – porządnego trenera. Takiego posiada za to Legia, która ma magika Czesława Michniewicza. Wierzę, że on jest w stanie wyczarować odpowiednią taktykę, by wyeliminować Dinamo. Jeśli by mu się to udało, jeśli potem awansowałby do Ligi Mistrzów, to przed nim już tylko reprezentacja Polski. Każdy ma o co walczyć.

Zablokowanie którego sektora boiska może być kluczowe?

Przede wszystkim legioniści muszą opanować środek pola, gdzie rządził będzie Lovro Majer. Zawodnik lewonożny, „niskopodłogowy”, któremu bardzo trudno odebrać piłkę. To on odpowiada za tempo gry. Nie można mu pozwolić dorzucać lewą nogą, trzeba też zatrzymać na skrzydle Oršicia – strzelca trzech goli w pamiętnym meczu z Tottenhamem. Ma ogromną szybkość, widać było, jak podczas EURO k r ę c i ł Hiszpanami, k i e d y wszedł na boisko w drugiej połowie. Ma wielkie umiejętności, chce się sprzedać, ma świadomość, że faza grupowa europejskich pucharów może być dla niego ostatnią szansą na transfer do naprawdę mocnego klubu. No i jest jeszcze Petković – uśpiony potwór. Trener Nenad Bjelica powtarzał, że ma kapitalne umiejętności, jednak głowa nie dojeżdża poziomem do skali jego talentu. Znany z imprezowania, potrafi wylecieć na jednodniowe wojaże do Mediolanu, wszyscy wiedzą, że wyjeżdża, by się pobawić. Jeśli jednak skupi się na meczu, jeśli będzie mu się chciało, to legioniści muszą bardzo uważać. Nawet Eric Abidal był pod ogromnym wrażeniem jego umiejętności. Niestety nie ma mentalności, by daleko zajść. Gdyby miał inną głowę, już dawno nie byłoby go w Dinamie. No i jest jeszcze bramkarz Dominik Livaković – przez samego Danijela Subašicia okrzyknięty jednym z lepszych w historii Chorwacji. Dinamo już kilka razy odrzucało duże oferty, jego cena wciąż rośnie. Rywale Legii nie mają zbyt mocnych środkowych obrońców, tu widzę szansę dla polskiego zespołu.

Wisła Płock strzeliła w poniedziałek gola. Niestety był to samobój, więc wygrała Lechia.

– Pomimo zmiany ustawienia fajnie wychodziliśmy spod pressingu, byliśmy nieźle zorganizowani w obronie. W pierwszym meczu Legia oddała trzy celne strzały, Lechia oddała cztery, a straciliśmy dwie bramki. Nie ma jednak dramatu, bo dwukrotnie graliśmy na wyjeździe z dobrymi rywalami – tłumaczył po meczu kapitan Wisły Jakub Rzeźniczak. Bartoszek dokonał czterech zmian względem starcia z Legią. […] Zdecydowanie większa stabilizacja panuje w gdańskim zespole. Piotr Stokowiec był zadowolony po meczu w Białymstoku (1:1). W wyjściowej jedenastce z konieczności znalazł się Mykoła Musolitin, który zastąpił kontuzjowanego Bartosza Kopacza. W bramce Lechii ponownie zagrał Zlatan Alomerović i jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa uratował gdańszczan przed utratą bramki. 30-latek odbił strzał głową Damiana Rasaka po jednym z wielu dobrych dośrodkowań Mateusza Szwocha. – Mamy w kadrze dwóch z trzech, może z czterech najlepszych bramkarzy ligi. Gdybyśmy mieli tak mocno obsadzone pozostałe pozycje, to byśmy mogli mierzyć wysoko – przyznał przed kamerami Canal Plus Stokowiec.

Śląsk Wrocław idzie jak burza. Bez porażek, strzelając mnóstwo bramek.

Magiera, mimo straty gola i zupełnie niepotrzebnej nerwówki w końcówce, woli zwracać uwagę na pozytywy – że Śląsk długo nie dał się złamać Cracovii. Że owszem, pozwalał jej próbować konstruować akcje, z czego jednak niewiele wynikało, bo wrocławianie skutecznie zamykali boczne sektory boiska, utrudniając próby dobrych dośrodkowań, co jest ulubioną bronią drużyny Michała Probierza. Śląsk z każdym spotkaniem zdaje się nabierać coraz większej pewności, a niezłe wyniki go uskrzydlają. Gra co trzy, cztery dni może się wreszcie zacząć odbijać czkawką, ale trzeba przyznać, że tu trener działa jak wytrawny psycholog – przekonuje zawodników, że są przygotowani do zniesienia takiego nietypowego dla nich wysiłku. Najważniejsze dla jego drużyny są nie tylko punkty, lecz również fakt, że decydowały o nich gole Roberta Picha i Erika Exposito. Ostatnio obaj są w świetnej formie strzeleckiej, niezależnie od tego, czy zaczynają mecz w podstawowym składzie, czy wchodzą do gry z ławki rezerwowych. Magiera ostrożnie gospodaruje siłami ważnych zawodników, bo potrzebuje ich w najlepszej dyspozycji.

Kłopoty Kamila Jóźwiaka i Krystiana Bielika. Nie mają nawet z kim zagrać gierki treningowej.

Czego się boję najbardziej? Spadku do League One. To byłaby katastrofa. Mamy słaby skład, zakaz transferowy, a na horyzoncie dodatkowo czai się kara w postaci ujemnych punktów. Atmosfera jest pogrzebowa – mówi „PS” Cory, zagorzały kibic Derby County i współautor wideobloga „Rams Review Podcast”. Sytuacja klubu Kamila Jóźwiaka i Krystiana Bielika jest bardzo zła. Na treningach trener Wayne Rooney ma tylko dziewięciu piłkarzy. A właściwie miał. Teraz ma ośmiu, bo jednego – Jasona Knighta – wykluczył na trzy miesiące ostrym faulem podczas gierki. Legendarny napastnik Manchesteru United nie może skompletować dwóch drużyn do wszystkich ćwiczeń treningowych, więc sam zakłada strój i uczestniczy w zajęciach. W pewnym momencie Rooney, zawsze słynący ze stuprocentowego zaangażowania w grę, ostro potraktował swojego piłkarza. Diagnoza? Co najmniej 12 tygodni przerwy w grze. To chyba najlepsze podsumowanie wszystkich nieszczęść, z jakimi od wielu miesięcy zmaga się klub z Pride Park.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

45 komentarzy

Loading...