O niektórych klubach mówi się, że spadek podziałałby na nie oczyszczająco. Jest w tym wiele populizmu, bo zmiany mogą dokonać się zazwyczaj w mniej radykalny sposób, a pierwszoligowa rzeczywistość pokazuje, że łatwiej się w niej zakopać niż powrócić do elity. Nie bez powodu uznaje się, że zaplecze Ekstraklasy to najdroższa liga świata. Kluby bez wsparcia dużych pieniędzy z telewizji rzadko zaliczają szybki powrót na nowych, zdrowych zasadach. Budżety diametralnie się zmniejszają, a płace – niekoniecznie.
Czy inaczej będzie z Koroną Kielce? Mamy wrażenie, że to jeden z nielicznych klubów, któremu faktycznie przydała się degradacja. Gdyby nie ona, „złocisto-krwiści” pewnie nadal tkwiliby w rękach rodziny Hundsdörferów, zmierzając donikąd z Krzysztofem Zającem pod rękę, przepalając kolejne środki (także miejskie) na dziwnych piłkarzy, którym daleko było do gwarancji jakości. Tylko pogłębiałaby obraz jednego z najbardziej patologicznych polskich klubów. Zamiast tego, miasto i firma Suzuki wyprowadzają Koronę na prostą.
I choć wciąż trzeba sprzątać po poprzednikach, choć wciąż nikt nie mówi o stabilizacji, wizja powrotu do Ekstraklasy wreszcie staje się realna.
Korona Kielce 20/21 – przejściowy sezon
W zeszłym sezonie z klubu można było kilkakrotnie usłyszeć przekaz, że celem jest awans do Ekstraklasy. Takie deklaracje budowały nadzieje kibiców, ale nie niosły za sobą żadnej wartości. Czy Korona mogła realnie myśleć o pierwszej szóstce? Absolutnie nie. I jasne – znalazł się w niej chociażby Górnik Łęczna, w którym też się nie przelewa. Ale to wynik ponad stan, a nie coś, co w realny sposób można zakładać.
Gdy Korona była przejmowana przez miasto, przypominała stajnię Augiasza. W pierwszej kolejności trzeba było posprzątać po poprzednikach ten największy syf, pożegnać niektórych piłkarzy, zasypać dziurę w budżecie, doprowadzić do końca proces sprzedaży klubu, który wydawał się być prostą historią, a koniec końców przypominał długą szarpaninę. Początek nowego rozdania odbywał się jeszcze pod rządami Krzysztofa Zająca (przynajmniej teoretycznie), który dopiero w październiku przestał być pracownikiem klubu. Początek okna transferowego był zablokowany przez formalności związane z przejęciem akcji. Korona straciła niemalże wszystkich piłkarzy i przez pewien okres nawet nie mogła zatrudniać nowych.
W efekcie, gdy już dopięto formalności, musiała kleić kadrę na „ura bura ciocia Agata”, nie dysponując przy tym wielkimi środkami, nie wiedząc nawet, czy w ogóle uda się odbić klub z niemieckich rąk. Maciej Bartoszek kompletował drużynę niemalże w pojedynkę. Ruszył w teren, jeździł po meczach, by obserwować zawodników. Ciężko powiedzieć, że stworzył oszałamiającą maszynkę. Ale jak na warunki, w których przyszło mu pracować – było godnie.
Na tyle godnie, by przetrwać.
Kibice raczej więcej nie oczekiwali.
Wiosna 20/21 – niezdrowe ambicje
Czy od drużyny lepionej na ślinę i trytyki można było oczekiwać awansu? Władze kieleckiego klubu z jakiegoś powodu uznały, że tak. I taki cel postawiły zimą przed zespołem – co najmniej szóste miejsce. Przy ogłaszaniu ambitnych planów doceniono rolę Macieja Bartoszka – nie tylko trenera, ale i ratownika, człowieka od transferów, człowieka od rozmów z miastem. Na konferencji prasowej z pompą ogłoszono, że funkcję szkoleniowca połączy z byciem dyrektorem sportowym.
Nie minął miesiąc, a już go w klubie nie było.
Zwolnienie Bartoszka pokazało, że Korona nie jest gotowa na awans nie tylko budżetowo czy kadrowo. Także organizacyjnie. Zamiast rozsądku, który miał cechować całe nowe otwarcie, obejrzeliśmy przykład absolutnie chorych ambicji. Zmieciono z planszy człowieka, bez którego Korona mogłaby w ogóle nie przystąpić do sezonu. Tylko dlatego, że nie spełnił przeszacowanych celów, do realizacji których nie dostał narzędzi. Prezes Korony, Łukasz Jabłoński, przypominał wtedy drugiego Krzyszofa Zająca – w lepszym garniturze, ładniej się wypowiadającego, ale jednak kopię poprzednika.
Wielu kibiców, mających spore zaufanie do nowych władz, pokazało wtedy klubowi żółtą kartkę. Zwłaszcza, że nowe rozdanie trenerskie – kilka tygodni pracy Kamila Kuzery i zatrudnienie Dominika Nowaka – wcale nie pokazały, że to Bartoszek był powodem tego, że Korona tkwi w środku tabeli. Korona skończyła jesień na jedenastym miejscu, mając sześć punktów straty do szóstej Miedzi Legnica. Choć teoretycznie stawka była w zasięgu, to patrząc na skalę problemów w klubie – tych sportowych, ale i organizacyjnych – szaleństwem było zakładanie, że ten cel musi się udać. Sezon skończyła na dwunastej pozycji.
W międzyczasie można było się pogubić, widząc przemiał na najważniejszych stanowiskach w klubie. Sezon w roli prezesa zaczynał jeszcze Krzysztof Zając, którego trzeba było usunąć (w końcu sam zrezygnował po przejęciu klubu). Łukasz Jabłoński – człowiek Piotra Dulnika, głównego sponsora klubu – najpierw został prokurentem i spekulowano, że Korona szuka w międzyczasie nowego prezesa, którego obowiązki pełnił Sławomir Gierada z nadania miasta (to doradca Bogdana Wenty, prezydenta Kielc). Finalnie pozytywnie zaopiniowano pracę Jabłońskiego, którego przedstawiono jako prezesa z początkiem lutego.
Za sprawy sportowe miał odpowiadać Maciej Gil, który został szefem skautów, lecz usłyszał jednocześnie, że de facto ma pełnić rolę dyrektora sportowego. Po kilku miesiącach dyrektorem sportowym ogłoszono Bartoszka. A po jeszcze kilku następnych, do klubu przyszedł Paweł Golański, przez co pozycja Gila miała osłabnąć. Ten poczuł się oszukany i odszedł z klubu, a teraz próbuje swoich sił w Arabii Saudyjskiej. Korona długo szukała stabilizacji także w personaliach. Ta została w końcu osiągnięta.
Korona finansowo – główny sponsor na dłużej
Co na pierwszy rzut oka różni obecną Koronę od poprzedniej? Transparentność. Poprzedni właściciel był postacią-widmo, nie komunikował się z mediami/kibicami, nawet na meczach można było go zobaczyć od naprawdę wielkiego dzwonu. Jego człowiek, Krzysztof Zając, był jednym z najbardziej zamkniętych na media prezesów w najnowszej historii Ekstraklasy. Złośliwi powiedzą, że przynajmniej w tej kwestii działał z głową, bo niemal każde jego wystąpienie publiczne oznaczało kompromitację.
Dlatego warto doceniać takie gesty, jak przedsezonowa konferencja prasowa, na której najważniejsi ludzie w klubie (w tym przypadku Piotr Dulnik – prezes rady nadzorczej, Łukasz Jabloński – prezes klubu, Dominik Nowak – trener i Paweł Golański – dyrektor sportowy), zasiadają przy stole w sali konferencyjnej i tłumaczą, co udało się zrobić i jakie są cele na przyszły sezon.
– Korona nie była start-upem, który zaczyna z czystą kartą. Jeszcze siedem miesięcy temu klub posiadał zadłużenie w kwocie 17 milionów złotych, a musicie państwo wiedzieć, że wartość środków w klubowej kasie wynosiła 100 tysięcy złotych – mówi Piotr Dulnik z Suzuki. Bez tej współpracy misja ratunkowa Korony Kielce nie miałaby szans.
Niewiele jest zresztą w Polsce klubów, w których sponsor – niemający udziałów w klubie – miałby tak mocne wpływy. 30% budżetu Korony opiera się na wsparciu Suzuki. Sam Dulnik jest prezesem rady nadzorczej klubu. W wielu kwestiach ma decydujący głos. Po spadku z Ekstraklasy – czując odpowiedzialność za losy Korony – nie wycofał się z finansowania.
– To był trudny czas też z punktu widzenia sponsora. Zanotowaliśmy spadek z Ekstraklasy, a potem egzystowaliśmy w pierwszej lidze. Waga Suzuki w budżecie przekracza 30%. To kilka milionów rocznie i kilkanaście milionów, które już zostały zainwestowane bez żadnego zwrotu w postaci ekwiwalentów marketingowych. Zasięg dotarcia do odbiorców w pierwszej lidze nie jest duży – opowiada Dulnik.
Kilka dni temu jego firma przedłużyła z Koroną umowę na sezon 21/22. Suzuki wciąż będzie sponsorem głównym klubu i sponsorem tytularnym stadionu. – Wartość dwóch podpisanych umów jest wyższa niż wartość, jaką przekazywało Suzuki, gdy Korona Kielce występowała w Ekstraklasie – deklaruje Dulnik.
Korona finansowo – udane sprzątanie, bilans na zero
Na konferencji prasowej wykazano, że przez ostatnie jedenaście lat Korona Kielce „wypracowała” 84 miliony złotych straty. Dotyczy to nie tylko koncertowego przejadania pieniędzy przez Krzysztofa Zająca, ale i poprzedniego rozdania właścicielskiego, gdy Korona jako klub miejski co chwilę musiała błagać na sesjach rady miasta o dofinansowanie.
W sezonie 20/21 – tym, w którym trzeba było ratować klub przed upadkiem – wypracowano… zysk. Symboliczny, wynoszący 14 tysięcy złotych, ale jednak. To świetny sygnał – Korona wreszcie jest w stanie sama się finansować.
PIERWSZA LIGA W FUKSIARZ.PL – OBSTAWIAJ MECZE NAJBARDZIEJ ZWARIOWANYCH ROZGRYWEK NA ŚWIECIE!
Czy obecne władze miały w jakiś sposób łatwiej? Absolutnie nie. Odeszła pokaźna transza z Canal+ i TVP, która jest oparciem budżetów klubów Ekstraklasy i oznacza pracę w nieporównywalnie łatwiejszych warunkach niż w pierwszej lidze, gdzie sumy, jakie płaci się za zawodników, również są pokaźne. W dodatku trzeba było spłacać zadłużenie z poprzednich lat. Przed sezonem wynosiło ono 19 milionów złotych. Teraz jest na poziomie 8,3 miliona złotych.
– Dynamika spłacania zobowiązań jest na bardzo dobrym poziomie, ale daleko jeszcze by stwierdzić, że sytuacja finansowa w klubie jest w pełni ustabilizowana. Naszym zdaniem dojście do pełnej stabilizacji finansowej będzie możliwe w sezonie 22/23. Wówczas efektywnie zadziałają wszystkie punkty planu naprawczego – deklaruje prezes, Łukasz Jabłoński.
Wypracowanie symbolicznego zysku nie byłoby oczywiście możliwe, gdyby nie sprzedaż młodych piłkarzy, czyli komfort, na jaki Korona nie mogła sobie pozwolić… nigdy. W ostatnich latach w Kielcach pojawiła się zdolna młodzież, która zmiażdżyła CLJ z szesnastopunktową przewagą. Mimo to w klubie można było usłyszeć, że wciąż nie jest gotowa na Ekstraklasę.
Na młodych postawił dopiero Bartoszek. Daniel Szelągowski nie był docenioną postacią nawet w rezerwach, u Bartoszka szybko odpalił. Raków zapłacił za niego 250 tysięcy euro. Iwo Kaczmarski, chłopak z rocznika 2004, stał się u obecnego trenera Wisły Płock podstawowym zawodnikiem. Zagwarantował 350 tysięcy euro. Także Wiktor Długosz „przyniósł” do klubu około 50 tysięcy. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to Bartoszek załatwił Koronie kilka milionów, które pozwoliło zamknąć bilans zysków i strat na plusie.
Bez – jak w poprzednich latach – wydzierania pieniędzy na sesjach rady miasta pod szantażem, że brak dodatkowych środków spowoduje upadek klubu. Dopóki Korona będzie w stanie się w ten sposób finansować, nowy właściciel nie będzie jej potrzebny. Takie były zresztą obietnice, że nowe rozdanie nie będzie oznaczać nieustannego dosypywania środków z miejskiej kasy.
Korona Kielce – awans realnym celem?
Jeśli Korona ma przetrwać, potrzebuje awansu. Nie wiadomo, jak się zachowa firma Suzuki w momencie, gdy przyjdzie jej znów finansować klub na ekstraklasowym poziomie, nie otrzymując za to ekstraklasowych ekwiwalentów. Ziarno niepewności sieje sam Dulnik: – Nadrzędnym celem na ten sezon jest Ekstraklasa. I to nie jest pompowanie balonika czy nasze marzenia. Mówię czysto biznesowo. Musi być Ekstraklasa, ponieważ dalsza egzystencja w pierwszej lidze z punktu widzenia sponsora mija się z celem. Jeżeli nie awansujemy, będziemy musieli usiąść i odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej?
Paweł Golański nie jest typowym byłym piłkarzem, który dostał funkcję dyrektora sportowego, by najpierw nauczyć się fachu. Doskonale się na nim zna, bo przez kilka lat pracował jako menedżer w agencji INNfootball. Dla wielu kibiców był wymarzonym kandydatem na funkcję dyrektora sportowego. Także dlatego, że zna kielecki klimat i śmiało można go postrzegać za najlepszego piłkarza w historii Korony. Zasługi, przywiązanie, kompetencje – to zestaw skrojony na miarę.
Golański miał na Koronę konkretny plan. Chciał nawiązać w jakiś sposób do złotego okresu kieleckiego klubu, czyli „Bandy Świrów”. Zbudować zespół na charakternych, doświadczonych Polakach, którym nie zależy na odcinaniu kuponów. Sam zresztą wypowiadał się kiedyś, że taki Adnan Kovacević za jego czasów nie byłby nawet dziesiątym do opaski kapitańskiej, co miało recenzować niezbyt logiczną politykę transferową poprzednich władz.
Czy mu się udało? Do Korony przyszli latem…
- Adam Frączczak (kapitan Pogoni)
- Łukasz Sierpina (kapitan Podbeskidzia, w przeszłości związany z Koroną)
- Michał Koj (solidny zmiennik w Górniku)
- Piotr Malarczyk (wychowanek Korony, który wraca do niej już drugi raz)
- Adrian Danek (podstawowy prawy obrońca Sandecji)
- Konrad Forenc (rezerwowy bramkarz Zagłębia, któremu charakteru też raczej nie można odmówić)
- Maciej Bortniczuk (młodzieżowiec z Jagiellonii – wypożyczenie)
- Janusz Nojszewski (chłopak z rocznika 2003 pozyskany z Mazovii Mińsk Mazowiecki)
Na papierze wygląda to bardzo obiecująco. Takiego Adama Frączczaka spokojnie widzielibyśmy jeszcze w słabszym klubie Ekstraklasy. Piotr Malarczyk miewał swoje gorsze momenty w Piaście, ale generalnie trzymał poziom. Rezerwowy w postaci Forenca to jak na pierwszą ligę wręcz luksus (Korona potrzebowała zmiennika, by puścić Marka Kozioła, a sezon zacznie w bramce Zapytowski, który jest młodzieżowcem). Michał Koj także nie zaniżał poziomu Górnika. Wiosną sprawdził się Jakub Łukowski, którego należy uznać za jeden z najlepszych transferów zimowego okna w całej lidze, są też inne postaci jak chociażby Jacek Podgórski czy Grzegorz Szymusik, na których można śmiało budować.
Wygląda to co najmniej solidnie. Wiadomo, jak jest z ocenianiem transferów przed pierwszym meczem, ale na ten moment Korona nie musi mieć kompleksów przed żadnym innym pierwszoligowcem. – Ruchy mają poprawić jakość piłkarską, ale też charakter tej drużyny – mówi na konferencji prasowej Golański. Dużym plusem jego pracy jest także to, że kadra została domknięta jeszcze przed pierwszym treningiem, co chwali w rozmowie z nami Dominik Nowak.
– Wszyscy zawodnicy i sztab trenerski od pierwszego dnia wiedza, jaki jest cel Korony Kielce – awans do Ekstraklasy. I to nie są puste słowa. Nie przyszedłem tutaj opowiadać bajek i mówić, co byśmy chcieli. My w to głęboko wierzymy – deklaruje Golański.
Na polu sportowym dojdzie też do innych zmian. Przebudowane są rezerwy, które spadły w zeszłym sezonie do czwartej ligi. Golański sugeruje, że nie widział u wszystkich piłkarzy charakteru, który pozwoliłby przebić im się z drugiego zespołu do jedynki. Zmiany dotyczą także akademii, na czele której stanął Tomasz Wilman, trenerski wychowanek klubu, kolejna postać, z którą kibice mogą się w jakiś sposób utożsamić.
***
– Jaka jest klauzula odstępnego za Pawła Golańskiego? – pada pytanie z sali.
Piotr Dulnik odpowiada: – Mamy osiem milionów zadłużenia, więc dwa miliony euro.
Mimo chaosu na wiosnę i nerwowego zwolnienia Macieja Bartoszka, władze Korony zapracowały na to, by dać im kredyt zaufania. Przed sezonem wreszcie wszystko się spina. Kibice nie muszą czuć obaw, co więcej – mogą snuć nadzieje, które nie są jedynie myśleniem życzeniowym.
Twarde podstawy przed sezonem do budowania optymizmu – takiej sytuacji nie było w Koronie od wielu, wielu lat.
Fot. newspix.pl
PIERWSZA LIGA W FUKSIARZ.PL – OBSTAWIAJ MECZE NAJBARDZIEJ ZWARIOWANYCH ROZGRYWEK NA ŚWIECIE!