Reklama

Superpuchar nagrodą dla Michniewicza i Papszuna

redakcja

Autor:redakcja

17 lipca 2021, 10:58 • 6 min czytania 11 komentarzy

Dla wielu to po prostu mecz sparingowy. W Anglii podejście do ichniejszego superpucharu jest tak zdystansowane, że niektórzy statystycy nie uznają go za pełnoprawną statuetkę. W Polsce też nieco pozbawia się go atmosfery piłkarskiego święta, wszak terminami żonglowano niczym w najlepszym cyrku świata. Nie zmienia to jednak faktu, że Superpuchar jest i dzisiaj zawalczy o niego Legia oraz Raków. To nie tyle nagroda dla obu tych klubów, co dla Czesława Michniewicza oraz Marka Papszuna. 

Superpuchar nagrodą dla Michniewicza i Papszuna

Tutaj należy dodać, że o ile dla Rakowa sprawa walki w takim meczu jest niecodzienna, o tyle Legia Warszawa to prawdziwy wyjadacz. Od 2014 roku – czyli od momentu, w którym Superpuchar rozgrywany jest nieprzerwanie – stołeczny klub wystąpił w aż siedmiu edycjach:

  • 2014 – Legia Warszawa – Zawisza Bydgoszcz (2:3)
  • 2015 – Lech Poznań – Legia Warszawa (3:1)
  • 2016 – Legia Warszawa – Lech Poznań (1:4)
  • 2017 – Arka Gdynia – Legia Warszawa (1:1, 4:3k.)
  • 2018 – Arka Gdynia – Legia Warszawa (3:2)
  • 2020 – Legia Warszawa – Cracovia (0:0, 4:5k.)
  • 2021 – Legia Warszawa – Raków Częstochowa

Wyjątkiem 2019, gdy o tytuł walczył Piast Gliwice i Lechia Gdańsk. Ogólnie – od 1980 roku – Legia taki przywilej wywalczyła sobie bagatela szesnaście razy. Dla porównania, ich dzisiejszy rywal, Raków Częstochowa, dzisiaj zagra pierwszy mecz o Superpuchar w swojej historii.

Niemniej jednak, chociaż to podopieczni Marka Papszuna zdają się w tej sytuacji osiągać coś znacznie większego, dzisiejszy finał jest nagrodą nie tylko dla szkoleniowca zdobywców Pucharu Polski. Zarówno Czesław Michniewicz, jak i Papszun właśnie, musieli w ostatnich miesiącach gruntować swoją pozycję na rynku wobec nieprzychylnych głosów, czy to w ich stronę, czy w stronę klubów, za wyniki których odpowiadają. Superpuchar będzie zatem ich osobistą potyczką, a zwycięstwo smakować będzie wyśmienicie, nawet jeśli składy zapowiadają się na mocno sparingowe.

Czesław Michniewicz – od niepewności po szklanki

Nie ma chyba obrazka, który więcej mówiłby o otwartości trenera Legii niż ten, na którym tłumaczy Kazimierzowi Węgrzynowi niuanse taktyczne za pomocą szklanek. Na charytatywnym live Kanału Sportowego, dodajmy. Michniewicz wpadł do studia kilka godzin po tym, jak jego klub ograł faworyzowane – chyba nie trzeba bać się tego słowa – Bodo/Glimt. I to nie ledwo, ledwo. 3:2 na wyjeździe, 2:0 u siebie. Rewanżowe spotkanie pod pełną kontrolą, dyktowanie tempa przez mistrzów Polski. Sytuacja w ostatnich latach mocno dla nas wyjątkowa.

Reklama

A przecież już w momencie losowania pierwszej pary eliminacji do Ligi Mistrzów w wielu sercach była niepewność. O projekcie Norwegów słyszała w pewnym momencie cała Europa, a ich piłkarzy ściągał do siebie AC Milan i to nie tylko po to, by grzali oni ławkę. Wydawało się wielu osobom, że Legia zwyczajnie pierwszej przeszkody nie przeskoczy, a nadzieje tonować miały jeszcze transfery, na które również dość mocno narzekano.

Tymczasem okazało się, że jeden z nowo przybyłych – Mahir Emreli – nie tyle dobrze pasuje do konceptu, co wygląda świetnie na tle mocnego, jak na nasze standardy, rywala.

Nie ma jednak co kryć, że większość zasług w tej kwestii powinna wpaść na konto Czesława Michniewicza. Ogarnął zespół bardzo dobrze, mimo relatywnie krótkiego okresu przygotowawczego. Ogarnął zespół na tyle dobrze, że nie było żadnych wątpliwości, kto jest w tym dwumeczu lepszy. To o tyle zaskakujące, że przecież Bodo/Glimt jest w środku sezonu ligi norweskiej, płyną z prądem cały czas. Tymczasem Legia musiała nagle wskoczyć na maksymalne obroty. Sztuka to niełatwa.

Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!

Michniewicz pokazał, że na swoim fachu się po prostu zna. Chociaż Dariusz Mioduski miał niezrozumiałe zarzuty, jakoby trenerowi brakowało obycia w europejskich pucharach, 51-latek zaprezentował się tak, że wytrącił z ręki swojego pracodawcy ten i tak słaby argument. Jego Legia Warszawa była interesująca do oglądania, a przede wszystkim zabójczo skuteczna. Łącznie oddała pięć celnych strzałów. Wszystkie zakończyły się golami.

To poniekąd pokłosie tego, co Legioniści robili w poprzednim sezonie Ekstraklasy. Tomas Pekhart okazał się napastnikiem, który de facto potrzebuje pół sytuacji, by umieścić piłkę w siatce. Chociaż był to bezcenny handicap, trzeba był umieć go odpowiednio wyeksponować. Michniewicz sobie z tym zadaniem poradził. Błyszczał nie tylko Czech, ale też Filip Mladenović i Josip Juranović – nie bez powodu nieironicznie stwierdzono, że Legia ma właściwie lepsze wahadła niż reprezentacja Polski.

Reklama

Chociaż były selekcjoner kadry U-21 ryzykował swoim przyjściem bardzo dużo, póki co jego decyzja broni się w 100%. Ktoś mógł deprecjonować jego osiągnięcia, ktoś narzekał, że styl ma nieciekawy. Dla Michniewicza to pewnie mały problem. Kibice Legii szybko go pokochali. Nic dziwnego – ich klub stoi przed realną szansą gry w europejskich pucharach, a także zdobyciem drugiego pucharu w ciągu kilku miesięcy.

Marek Papszun – od WF z Wojtkiem Pielą po Puchar Polski

Nie można wykluczyć, że dzisiaj przeciwko sobie staną dwaj trenerzy, którzy dysponują najlepszym warsztatem taktycznym w Ekstraklasie. Wobec takiego stwierdzenia jeszcze bardziej wybrzmiewa rozmowa Marka Papszuna z Wojciechem Pielą:

– Gdybym Panu powiedział 10 lat temu na korytarzu w gimnazjum, że wygra Pan Puchar, zagra w pucharach i o Superpuchar, to ile okrążeń wokół boiska musiałbym zrobić, żeby się uspokoić?

– Kazałbym Ci się zatrzymać i ochłonąć.

Marek Papszun to prawdopodobnie jeden z nielicznych szkoleniowców w Polsce, którzy za nazwanie go wuefistą nie dąsałby się na cały świat. W jego wypadku nie byłaby to żadna obelga, lecz w gruncie rzeczy racja, kawałek jego dawnej rzeczywistości. To tylko pokazuje, jak niezwykłą drogę przeszedł trener Rakowa Częstochowa. Teraz zbiera tego plony.

Jego debiutancki sezon w Ekstraklasie nie był porywający. Beniaminek zajął 10 miejsce, pokutowała mocno poszatkowana forma i pech, powtarzający się zdecydowanie zbyt wiele razy. Raków miał jednak rzecz w gruncie rzeczy bezcenną – spokój. To właśnie na nim oparto dalsze funkcjonowanie zespołu, który zaliczał bezustanny progres.

Załóż konto w Fuksiarz.pl i sprawdź ofertę zakładów!

Jednakże nawet jeśli ktoś spodziewał się, że ekipa z Częstochowy będzie lepsza, to zakładanie, że zgarną wicemistrzostwo Polski było stwierdzeniem niezwykle odważnym. A tak się właśnie stało. Nie Pogoń Szczecin, nie Śląsk Wrocław, a już na pewno nie Lech Poznań. To Krzyżowcy właśnie jako jedyni mogli Legii napytać biedy na koniec sezonu. Nie udało się, ale i wykręcono wynik, o jakim w Rakowie nie słyszano nigdy w historii.

Marek Papszun może śmiało ubiegać się o status legendy Rakowa, najlepszego trenera w historii drużyny z Częstochowy. Nie tylko znowu wprowadził ich do Ekstraklasy, wywalczył wicemistrzostwo, ale nade wszystko – wstawił pierwszy puchar do klubowej gabloty. Pokonanie Arki Gdynia, odrobienie strat i zwycięski gol w samej końcówce. Ten trener po prostu zasłużył na to, by o Superpuchar dzisiaj zagrać.

Patrząc na ostatnie wyniki Legii w tych spotkaniach, jego misja nie jest skazana na porażkę. Tym bardziej, że w meczach sparingowych Raków zaprezentował się co najmniej dobrze.

Zakłady bukmacherskie na mecz Legia Warszawa – Raków Częstochowa

Fuksiarz.pl oferuje zakłady na spotkanie z udziałem Legii Warszawa i Rakowa Częstochowa.

  • Legia Warszawa wygra – 2,10
  • Raków Częstochowa wygra – 3,65
  • W meczu zostanie podyktowany rzut karny – 2,80
  • Powyżej 2.5 gola w meczu – 2,00
  • Każda drużyna otrzyma więcej niż jedną żółtą kartkę – 3,10
  • Tomas Pekhart zdobędzie bramkę – 2,25
  • Ivi zdobędzie bramkę – 4,00

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...