Zbyt wiele rzeczy łączy się ze sobą, by wszystko uznawać za dzieło przypadku. 11 maja 2013 roku, Roberto Mancini został ośmieszony na angielskiej ziemi. Jego Manchester City przegrał z Wigan Athletic w finale Pucharzu Anglii, a włoski szkoleniowiec opuszczał Wembley, szykując głowę na szafot. Osiem lat później wziął personalny odwet na Wyspiarzach.
Włoski szkoleniowiec odchodził z Manchesteru City z łatką przegranego. Finał Pucharu Anglii miał być pewną nagrodą pocieszenia, po sezonie pełnym rozczarowań. The Citizens nie zdołali bowiem obronić mistrzostwa Anglii – znacznie, bo o jedenaście punktów, wyprzedził ich Manchester United. Jednakże jeszcze mocniej odbiła się na nich przygoda w Lidze Mistrzów. Ich ówczesny wynik, to była prawdziwa kompromitacja:
- Borussia Dortmund – 14 punktów
- Real Madryt – 11 punktów
- Ajax – 4 punkty
- Manchester City – 3 punkty
Jasne, Anglicy trafili na BVB w zupełnym sztosie, Real Madryt i zawsze niebezpiecznych Holendrów, ale zająć ostatnie miejsce w grupie? To nie przystoi mistrzowi Premier League, tym bardziej, że Mancini dysponował już naprawdę mocnym składem. Grał Hart, Kompany, Zabaleta, Aguero, Yaya Toure, Nasri, Tevez czy David Silva. Na papierze potencjał był na znacznie lepszy rezultat, co Manchester City przecież pokazał w sezonie 2011/12.
Tak znacząca obniżka formy była nie do przyjęcia dla włodarzy The Citizens. O zwolnieniu Włocha mówiło się właściwie od grudnia, gdzie poza odpadnięciem z Ligi Mistrzów doszła jeszcze porażka w derbach oraz zaskakujące wywalenie się na Sunderlandzie. Arabska rodzina odwlekała jednak swoją decyzję w czasie, co prowadziło do powstania coraz kwaśniejszej atmosfery. Mancini pozostawał bowiem szkoleniowcem Manchesteru City, ale coraz więcej mówiło się o tym, że schedę po nim przejmie Manuel Pellegrini.
Zacznij obstawiać zakłady w Fuksiarz.pl!
Jak się później okazało – właściciele zwyczajnie nałożyli na siebie barwy ochronne, gdyż przejęcie klubu przez Chilijczyka było już pewne w lutym 2013. Mancini pozostawał jednak, a może po prostu grał, osobę nieświadomą. Na pytanie jednego z dziennikarzy wypalił w końcu: – Ja pierdolę… (śmiech) nie mogę na to odpowiadać tydzień w tydzień. Mamy jeszcze dwa miesiące, po tym czasie dowiemy się wszystkiego.
No i faktycznie – dowiedzieli się. 13 maja Roberto Mancini stracił pracę. Odchodził nie w zapowiadanej chwale, lecz z bolesnym poczuciem, że sprawa na ostatniej prostej została zupełnie spartolona.
Dlaczego jednak Mancini otrzymał od włodarzy tyle czasu? Z jakiej przyczyny trzymano go na stanowisku nawet po felernym grudniu? Dlaczego wszystkim tak bardzo zależało na tym, by Włoch miał godne pożegnanie z klubem? Co – poza wynikami – koniec końców przyczyniło się do opuszczenia The Etihad? Dlaczego jego obraz podczas Euro 2020 tak mocno mógł zaskoczyć angielskich kibiców?
Od Notts County do Manchesteru City
W 2008 roku Roberto Mancini odszedł z Interu. To nie było przyjemne zakończenie współpracy dla obu stron. Wszystko posypało się w momencie, gdy Włochom przyszło grać z Liverpoolem, a Marco Materazzi zobaczył czerwoną kartkę. Gdyby ekipa z Serie A do końca meczu grała 11 na 11, pewnie uniknęłaby porażki. A tak? Gole Kuyta i Gerrarda w samej końcówce i trudne zadanie zmieniło się we właściwie niemożliwe do zrealizowania. Na potwierdzenie tych słów w meczu rewanżowym wyleciał Burdisso, a wynik dwumeczu ustalił Fernando Torres, trafiając w 64. minucie.
Reakcja Manciniego? Po sezonie pakuję walizki i odchodzę!
Włoch rozmyślił się następnego dnia. Nie zamierzał rozstawać się z Interem, chciał kontynuować swoją pracę. Podstawy miał całkiem solidne – jego klub dowiózł bezpieczną przewagę nad Juventusem i wygrał ligę trzeci raz z rzędu. Szkopuł w tym, że Mancini był w swoich chęciach osamotniony. Massimo Moratti przyjął za wiążącą deklarację Manciniego wygłoszoną po meczu z Liverpoolem i bezpardonowo zwolnił swojego rodaka. Chichot losu polega na tym, że miał już upatrzonego w jego miejsce całkiem konkretnego kandydata. Jose Mourinho prosto z londyńskiej Chelsea.
Jaki był zatem pierwszy klub, z którym łączyła Manciniego angielska prasa? Ano Chelsea oczywiście. Nim jednak Włoch do pracy wrócił, musiało upłynąć dużo czasu, a na jego konto wpłynąć dużo pieniędzy.
Decyzja Morattiego kosztowała bagatela pięć milionów euro. W październiku 2009 chwilowe zawieszenie szkoleniowca się zakończyło, mógł wrócić do pracy. Czy jednak od razu trafił na The Eithad? Ano nie. Nim Manchester City zwolnił Marka Hughesa i zatrudnił Manciniego, Włoch musiał tłumaczyć się z zakusów… Notts County. Sprawa była na tyle poważna, że ewentualne plotki dementowało samo BBC oraz agent – Maurizio De Giorgis: – Z całym dla Notts County i ich projektu, ale w tych stwierdzeniach nie ma nawet ułamka prawdy.
Prawda jednak dotyczyła coraz żywszego zainteresowania ze strony Manchesteru City. Po wyrzuceniu Hughesa, Khaldoon Al Mubarak miał tylko dwóch kandydatów na liście. Nazwisko numer jeden – Roberto Mancini. Nazwisko numer dwa – Michael Laudrup. Ostateczny wybór nie pozostawia chyba złudzeń co do słuszności. Włoski trener wkroczył na The Etihad w środku sezonu i od razu musiał brać się do roboty. The Citizens mieli grać o Ligę Mistrzów, tymczasem walijski poprzednik wpakował klub na ósmą lokatę w Premier League.
Jeden, by wszystkimi rządzić
Zaczął jednak doskonale. Cztery pierwsze mecze, cztery zwycięstwa i wskoczenie na czwartą pozycję. Niestety, nie udało się jej obronić, wszak przytrafiły się Manciniemu wstydliwe porażki z Hull City i Evertonem, a do tego remisy z Sunderlandem, Stoke City i WHU. Do walki o Ligę Mistrzów zabrakło im trzech punktów, chociaż pocieszano się, że i tak wykręcili wynik lepszy niż Liverpool.
Mimo nagłych plotek o zwolnieniu Manciniego wobec braku kwalifikacji do najważniejszego europejskiego pucharu, Włoch mógł kontynuować swoją pracę. Khaldoon Al Mubarak udzielił swojemu pracownikowi pełnego poparcia, a ten odwdzięczył się w najlepszy możliwy sposób.
Mimo, że sezon 2010/11 był sezonem wzlotów i upadków, w historii Manchesteru City zapisał się na zawsze. Nie dlatego, że wywalczyli trzecią pozycję na koniec sezonu Premier League, lecz dzięki temu, że Mancini zakończył najdłuższą w historii suszę pucharową. Ostatnie trofeum przed zdobyciem Pucharu Anglii? Puchar Ligi wywalczony w 1976. Mancini położył kres bezdusznemu oczekiwaniu.
Jednakże w kontraście do reprezentacji Włoch, nie zrobił tego w oszałamiającym stylu. Piłkarze z tamtego okresu powtarzają, że wszystko opierało się na tym samym schemacie. Rozegranie piłki przez obrońców, podanie do środka, obiegnięcie ze skrzydła boiska, podanie do napastnika, podanie do obiegającego, wbiegnięcie w pole karne, podanie, gol albo i nie. I tak cały czas. Jeden motyw drążony przez cały sezon.
Apogeum przyszło nie w wygranym półfinałowym meczu z Manchesterem United, lecz w finale ze Stoke City. Mancini wszedł do szatni i zakomunikował piłkarzom, by niczego nie zmieniali, bo w końcu się przez The Potters przebiją. Miał rację. 130 edycja Pucharu Anglii zakończyła się skromnym zwycięstwem po golu Yayi Toure.
Wystarczyło, by Mancini przeszedł do legendy.
Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
Dało mu to także czas i zaufanie. Suchą stopą przeszedł przez niepowodzenie w Lidze Mistrzów, gdzie City odpadło już w grupie, mimo zdobycia 10 punktów. Nie zrażono się także porażką w Pucharze Anglii, gdzie wyeliminował ich Manchester United.
Wszystko z jednego, prostego powodu. The Citizens walczyli o mistrzostwo Premier League. I to mistrzostwo koniec końców zgarnęli, czyniąc to w najbardziej szalonych okolicznościach, jakie ktokolwiek, kiedykolwiek mógł sobie wyśnić.
A jednak, koniec końców, uważa się, że Manciniemu nie poszło. Agueroooo było – może to i dobrze – tylko jedno, jedyne w historii.
Najgorszy psycholog na świecie
Dlaczego jednak tego sukcesu nie udało się przekuć w coś większego? Dlaczego Mancini w kolejnym sezonie zupełnie zawiódł, a jego Manchester City nie uzupełnił gablotki, mimo że wcześniej zdołał dołożyć nie tylko mistrzostwo Anglii, ale i Puchar Anglii oraz Tarczę Wspólnoty? Na pewno nie dlatego, że był słabym trenerem. Na pewno w dużej mierze dlatego, że był beznadziejnym psychologiem.
On po prostu nie umiał rozmawiać ze swoimi zawodnikami. Zwolnienie, do którego doszło po porażce z Wigan Athletic, mogło być dla niektórych najlepszym dniem roku.
Sky Sports opisało sposób, w jaki Mancini potraktował Jerome’a Boatenga. Niemiecki obrońca chciał trochę wolnego, ponieważ urodziły mu się bliźniaczki. Zamierzał nie tylko zobaczyć swoje dzieci, ale też pobyć z nimi. Mancini zgodził się jedynie na kilkunastogodzinny wyjazd. Stwierdził, że potrzebuje Boatenga w rozgrywkach Ligi Europy, gdzie Manchester City grał z Dynamem Kijów. Oburzony Niemiec przybył o północny do hotelu, Mancini zupełnie go zbył i nie rozmawiał aż do przedmeczowej odprawy. Tam zakomunikował zawodnikowi, że rozpocznie mecz na ławce. Boateng nie wszedł nawet na minutę.
Na podobnej stopie były relacje trenera ze Stephenem Irelandem, jednej z gwiazd Manchesteru City tuż przed erą szejków. – Od samego początku czułem, że mnie po prostu nie lubi. On mnie wręcz prześladował – czy to w sposób, w jaki ze mną rozmawiał, czy to przez to, że kazał trenować mi z dziećmi. Pamiętam, że po udanym tournée w USA poszedłem do niego i powiedziałem, że uważam, iż zasługuję na szansę w pierwszym zespole. A on zaczął się śmiać. Histerycznie śmiać. Nie wiedziałem, kurwa, o co chodzi, aż Mancini wypalił, że albo znajdę sobie tego lata klub, albo czeka mnie rok kopania piłki z dziećmi – wspomina pomocnik w rozmowie z The Athletic.
A to tylko najbardziej znane przypadki, bo na liście Manciniego znaleźli się jeszcze:
- Nedum Onuoha – Włoch stwierdził, że Anglik jest za wolny. Obrońca od dzieciństwa trenował sprinty
- James Milner – kilka dni po kontuzji żeber, Mancini nie dał mu momentu na odpoczynek. Katował Anglika cały miesiąc, a gdy Milner doszedł do pełni sprawności, Włoch posadził go na ławce na sześć meczów z rzędu
- Mario Balotelli – teoretycznie jeden z nielicznych piłkarzy, który lubił się z Mancinim. Nie przeszkodziło to im w skoczeniu sobie do gardeł podczas treningu…
- tak jak z Carlosem Tevezem i Samirem Nasrim
Spięcia towarzyszyły mu także w relacjach z pozostałymi pracownikami. Jednego z fizjoterapeutów po prostu skreślił z listy w dzień, w którym drużyna odlatywała w zagraniczną delegację. Był również w stanie wypalić do swoich podopiecznych: – Bez Toure jesteście niczym, to on dźwiga ten zespół na plecach.
Nie znosił sprzeciwu. Doszło do tego, że koledzy w szatni bali się wstawić za kimś, kogo Włoch miał na celowniku, gdyż mógł to być ostatni dzień w klubie. Chociaż Roberto fatalnie zarządzał materiałem ludzkim, dostarczał spektakularnych wyników. Do 2016 roku był czwartym najlepszym trenerem w historii Premier League pod względem zwycięstw*. Przed nim tylko Ferguson, Wenger i Mourinho.
Dlaczego Roberto Mancini tak dobrze radzi sobie w reprezentacji Włoch?
Nie jest oczywiście tak, że Mancini terroryzował cały zespół. Micah Richards przyznał, że to jedyny trener, z którym tak dobrze się dogadywał. Mario Balotelli również wypowiada się o nim ciepło, podobnie jak Pablo Zabaleta. David Platt – współpracownik Manciniego podczas angielskiego okresu – stwierdził: – Jasne, potrafił robić złe rzeczy. Ale jest to też człowiek pokorny i wyrozumiały. Zbeszta swoich piłkarzy, ale chwilę później przyjdzie, przeprosi, pomoże posprzątać szatnię. To dobry facet.
A przede wszystkim dobry trener. Chociaż jego styl nie był widowiskowy, co niebywale zaczęło przeszkadzać arabskim włodarzom, Mancini doprowadził Manchester City do perfekcji prostych środków. Przyniosły im one trzy puchary w dwa lata. Wcześniej był to wynik, o którym The Citizens mogliby tylko pomarzyć. Kto wie, jak potoczyłby się felerny sezony, gdyby nie postawa właścicieli. Klub wysłał oferty za Edena Hazarda i Robina van Persiego, na The Etihad koniec końców przybył tylko… Scott Sinclair.
Być może eliminacja wszystkich czynników zewnętrznych, na które Mancini nie ma wpływu, stoi za jego sukcesem we Włoszech. Tam samemu dobiera sobie grupę ludzi, która będzie mu pomagała. Gianluca Vialli, Daniele De Rossi. To wszystko autorskie pomysły selekcjonera, które w praniu okazały się strzałem w dziesiątkę.
Jeśli nie lubi jakiegoś gracza, po prostu go odpala i nie wysyła powołania. To proste i to działa. Reprezentacja Włoch, grając niespodziewanie atrakcyjny futbol, przedstawiła angielskim fanom drugie oblicze Roberto Manciniego. Trenera wyważonego, uprzejmego, dojrzałego, spokojnego, ubranego bodaj najlepiej na całych mistrzostwach Europy. Najbardziej zaskoczyły chyba jego relacje z piłkarzami, wszak co do warsztatu, kibice Manchesteru City nie mieli żadnych wątpliwości. Kilka dni przez zwolnieniem Włocha, na The Etihad chóralnie śpiewano: – Wsadźcie sobie w dupę swojego Pellegriniego.
Mimo fatalnego sezonu 2012/13, fani chcieli, by Mancini został. Powrót nastąpił jednak dopiero osiem później i wielu z nim rozdarł serce.
JAN PIEKUTOWSKI
*pod uwagę brano tych trenerów, którzy prowadzili zespół przynajmniej 50 razy
Źródła: The Athletic, BBC, Sky Sports
Fot.FotoPyk