Kibice Śląska Wrocław – w tym grupa dwunastu niepełnosprawnych fanatyków z Klubu Kibiców Niepełnosprawnych – nie zostali wczoraj wpuszczeni na stadion w Estonii. Powód? Pracownicy Paide Linnameeskond stwierdzili, że skoro UEFA zabroniła wyjazdów zorganizowanych grup kibicowskich, nie wpuszczą na obiekt nikogo, kto ma na sobie barwy Śląska. O rażącym niezrozumieniu przepisów rozmawiamy z Pawłem Parusem, szefem wrocławskiego stowarzyszenia niepełnosprawnych kibiców, który wraz z innymi fanami Śląska oglądał mecz zza płotu.
Trochę kilometrów zrobiliście, a na miejscu okazało się, że nie zostaliście wpuszczeni na stadion. Jak to wyglądało?
Trochę nieładnie zachowała się strona estońska. Przyjechaliśmy trzy dni temu. Co ciekawe – mieszkamy na stadionie, w hotelu, który jest na obiekcie Paide, codziennie oglądamy więc trybuny i murawę. Okazało się, że gdy wczoraj chcieliśmy przejść wejściem dla niepełnosprawnych, które prowadzi na stadion prawie z naszego hotelu, miejscowi działacze i ochrona stwierdzili, że nie wejdziemy, bo mamy koszulki Śląska Wrocław, a UEFA zabroniła zorganizowanych grup kibiców. Tłumaczyliśmy, że to nie jest zorganizowana grupa, bo bilety kupiliśmy sami, Śląsk nam ich nie sprzedał. Niestety, nic to nie dało. Kilka osób, które znalazło się na trybunach, zostało wyproszonych tylko dlatego, że mieli na sobie barwy. Jak widać – standardy w Estonii są dość specyficzne. Oczywiście zasłaniano się delegatem, który podobno nie wyraził zgody na nasze wejście. Ale przecież wszyscy wiemy, że za tę kwestię odpowiada organizator. Delegat może to tylko opisać w protokole. Spychologia, jeden na drugiego. Po pertraktacjach i półgodzinnym pobycie w drzwiach poproszono nas o opuszczenie obiektu. Poszliśmy więc na drugą stronę pod płot i stamtąd dopingowaliśmy naszych zawodników.
Jakiś absurd. Potwierdzenie przysłowia, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.
No absurd. Tym bardziej, że znamy sytuacje w polskich warunkach, gdy z różnych powodów nie można zorganizować takiego wyjazdu, czyli zakupić biletów przez swój miejscowy klub i wysłać listę kibiców. Idziemy sobie w takich sytuacjach na rękę i często zapraszamy na nasz stadion niepełnosprawnych kibiców innych drużyn oddając im bilety z naszej puli. W tym przypadku jednak żadne tłumaczenia nie pomogły. Trochę nam było przykro, bo na naszych oczach przejechał człowiek na wózku w barwach Paide i nie miał żadnego problemu. A my stojąc w drzwiach… Trochę żenujące to było, jak musieliśmy gestykulować, dyskutować z ochroną, z kierownikiem bezpieczeństwa. Żadne argumenty do nich nie trafiały. Od początku byli mocno nakierowani na to, że żaden kibic Śląska nie może się znaleźć na trybunach. Jak widać – udało im się ten cel doprowadzić do końca.
Teoretycznie – gdybyście poszli przebrać barwy, nie byłoby żadnego problemu.
Tak, dokładnie nam to przekazano. “Macie na sobie barwy Śląska, wpuścimy was, gdy je zdejmiecie”.
Braliście to pod uwagę? Czy stwierdziliście, że nie będziecie się stosować do tak absurdalnych wytycznych? Hotel w sumie niedaleko.
Nie wyobrażamy sobie, byśmy mieli udawać na stadionie kibiców innej drużyny i nie krzyknąć po bramkach, nie dopingować naszych piłkarzy, przebierać się w jakieś niebieskie czy czarne stroje. Nonsens. Jesteśmy kibicami Śląska, przyjechaliśmy do Estonii po to, by wspierać nasz klub. To dla nas święte barwy. Nie wyobrażamy sobie, by ktokolwiek decydował o tym, w jakich koszulkach będziemy oglądać mecz na stadionie. To jakieś nieporozumienie.
Oglądaliście mecz zza bramy. Stadion jest kameralny, coś dało się zobaczyć.
Dwa dni wcześniej dochodziły do nas sygnały, że klub może robić problemy z wejściem. Nie sądziliśmy, że będzie próbował w jakikolwiek sposób anulować nasze bilety, za które przecież normalnie zapłaciliśmy. Poznaliśmy w międzyczasie trochę stadion i rzeczywiście jego kameralność powoduje, że spoza stadionu – w mało komfortowych warunkach, ale jednak – można oglądać mecz. Znaleźliśmy sobie już wcześniej miejsce, które braliśmy pod uwagę, gdyby pojawiły się kłopoty z wejściem. No i udaliśmy się pod płot i wspólnie z innymi kibicami, którzy przyjechali z Wrocławia – część miała bilety i też nie została wpuszczona, część po prostu chciała być w miejscu, w którym gra Śląsk. Wspólnie dopingowaliśmy spod stadionu w grupie około 70 osób. Nasza grupa niepełnosprawnych kibiców liczyła 12 osób.
Udało się zorganizować doping. Piłkarze poszli po meczu podziękować.
Jak najbardziej. Doping był myślę słyszalny w transmisji telewizyjnej, a na pewno na stadionie. Miejscowi kibice byli nieco zdziwieni. Rozstawiliśmy się tak, że dopingowaliśmy w zasadzie z dwóch stron stadionu. Piłkarze podeszli zrobić sobie pamiątkową fotkę z kibicami. Podeszli do nas osobno, podziękowali za przyjazd. Byliśmy słyszani, dobrze widziani, oflagowani. Na pewno pokazaliśmy, że pomimo tych wielkich trudności jesteśmy z drużyną i nie poddajemy się absurdom. Jeśli kiedykolwiek zdarzyłaby się podobna sytuacja, będziemy z każdej możliwej strony dopingować piłkarzy Śląska.
W kolejnej rundzie też nie będzie można wpuszczać kibiców w zorganizowanych grupach. Historia może się powtórzyć.
Tak, bo UEFA powiedziała wprost – pierwsze cztery rundy pucharów mają się odbywać bez zorganizowanych grup. Brak zorganizowanej grupy polega na tym, że klub Śląsk Wrocław nie sprzedaje biletów i nie odpowiada za ten wyjazd. W życiu byśmy się nie spodziewali, że także indywidualne osoby, które po prostu kupiły sobie bilety, będą traktowane w taki sposób. Ludzie przyjeżdżali swoimi samochodami. A potraktowano nas jak zorganizowaną grupę, którą nie byliśmy. Myślę, że to mocne naciąganie przepisów. Albo inaczej – niezrozumienie ich. Zasłanianie się wytyczną.
Z drugiej strony czego spodziewać się po organizacji, która w środku pandemii zrobiła sobie turniej w całej Europie.
UEFA, mam wrażenie, sama sobie pluje w gniazdo. Bardzo wiele mówi o aktywizacji osób z niepełnosprawnościami. Jeździmy także na konferencje po Europie, gdzie słyszymy o otwarciu, dostępności, wielkiej przyjazności. A tu okazuje się, że dla kilkunastu osób, którzy mają bilety, nie ma miejsca na stadionie.
Fajne słowa, ale nie idą za nimi czyny.
Dokładnie. A widać ewidentnie, że na każdym kroku jest jakiś problem. Mam wrażenie, że delegat UEFA, który pojawia się na pucharowych meczach, to jakiś święty człowiek. Nie wolno z nim nawet porozmawiać, jest wszystkowiedzący. Szkoda. Ale wiemy, jak jest.
Nie zrażacie się.
Nasze hasło to “dla nas nie ma barier”. Skoro nie ma, trzeba jeździć tam, gdzie się da. Dzisiaj ruszamy w drogę do Polski. Życzcie nam szerokiej drogi.
Rozmawiali w WeszłoFM JAKUB BIAŁEK i KAMIL GAPIŃSKI
Fot. Klub Kibiców Niepełnosprawnych Śląska Wrocław (Facebook)