Reklama

Czy czarne konie mnie słyszą? (7)

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

17 czerwca 2021, 15:11 • 7 min czytania 22 komentarzy

Sukcesy reprezentacji Polski na Euro 2020? Wpisanie się przez Wojciecha Szczęsnego do historii turnieju – a że samobójem, to didaskalia. Lećmy dalej: Niemcy też z porażką. Punkt straty do Hiszpanii na tym etapie, czyli można powiedzieć, że – a co – jesteśmy o włos za jednej z potęg. No i wreszcie obecność Turcji.

Czy czarne konie mnie słyszą? (7)

Liczyłem i określenie “czarny koń”  padło w ostatnim czasie 20555535231 razy, z czego 1431242 razy o Turcji. Oczywiście głównie przed pierwszym meczem, ale jednak. I nie były to zamki budowane na piasku. Bowiem, gdy porównać do nas:

Nasz optymizm – no dobrze, czyjś, bo na pewno nie mój – opierał się na tym, że Robert Lewandowski jest dobrym piłkarzem. Ostatnio pobił rekord Gerda Mullera, ma aktualnie Złotego Buta. Ale jak się człowiek zastanowił, to te powody do optymizmu każą raczej sądzić, że Lewy przyszły sezon też powinien mieć niezły, niż że reprezentacja Polski będzie miała fenomenalny turniej.

Poza tym mogliśmy czerpać optymizm jeszcze z paru personaliów, a także oczywiście wspaniałego “DOPÓKI PIŁKA W GRZE” czy innego “WSZYSTKO SIĘ MOŻE ZDARZYĆ”. Czyli, wszystkie nasze powody do optymizmu, raczej krążyły wokół drużyny, niż dotyczyły samej drużyny. Bo o niej mówisz, gdy chwalisz Włochów mówiąc, że grają jak drużyna klubowa, mają taki automatyzm.

O Polakach w takim kontekście nigdy nie mówiono, bo i niby o czym. O Turkach – no, inna historia.

Reklama

Turcja, gdy spojrzeć na nią pod kątem surowego potencjału, nie była szalonym zespołem. Nieprzewidywalnym, owszem, bo 3:3 z Łotwą, ale też 4:2 z Holandią. 3:3 z Niemcami, 3:3 z Chorwacją. A wreszcie ich kapitalne boje w eliminacjach o Euro, kiedy Turcy zremisowali 1:1 we Francji, a jeszcze poprawili 2:0 u siebie. Tak, Francja, którą dzisiaj wymieniamy obok Włochów jako drużynę, która zrobiła największe wrażenie, w eliminacjach do turnieju od Turków zbierała bęcki. Turcja przez całe eliminacje straciła raptem trzy gole, coś wyjątkowego.

Rzecz w tym jednak najwyraźniej, że te eliminacje to 2019 rok. Dwa lata temu. Ostatnie rezultaty nie zwiastowały tak żelaznej defensywy i to też zobaczyliśmy z Walijczykami.

Był to dziwny mecz z punktu widzenia Walii, bo oni byli postrzegani jako outsider grupy. Włosi, wiadomo, petarda. Turcja, czarny koń, Szwajcaria, zawsze solidne stany wyższe. A Walia miała być już po swoim szczycie. Już się na Euro nachapali pięć lat temu, starczy im. Mnie, gdy grali przeciw Turkom, przypomniało się jak mała potrafi być różnica między sukcesem a zwycięstwem:

– Walijczycy popracowali ze Szwajcarami, wyrwali 1:1, choć wielu ich już skreślało, duża sprawa
– Walijczycy wyszli na prowadzenie z Turcją, duża sprawa
– A przecież mieli więcej szans, bo Ramsey, bo karny Bale’a, bo nawet niemal przejęcie Cakira, duża sprawa
– A jednak, choć grasz drugi dobry mecz, boksując de facto powyżej swojej wagi, choć w tym drugim meczu jesteś lepszy, to jeden stracony gol i masz ciężary
– Bo przecież dwa punkty na koncie i w perspektywie mecz z Włochami to jest pewniaczek do tego, by nawet w przypadku zajęcia trzeciego miejsca nie awansować dalej

To wciąż, mimo tak wielu małych – a tak naprawdę dużych – sukcesów, mogło się wypieprzyć.

Ale udało im się i dobrze.

Reklama

Walia, kolejny dowód, że można mieć drużynę, która nie posiada nie wiadomo kogo w zespole, a jednak daje sobie radę. Bale w tym meczu to z kolei dowód, że lider, owszem, ma prawo do błędów. Ale lider też potrafi zarazem wziąć odpowiedzialność za mecz na siebie.

Te rzuty rożne tuż pod koniec… To było już ośmieszenie Turków. Czegoś takiego jak żyje nie widziałem i myślę, że już nie zobaczę. Dwa takie same zagrania, rajdy od chorągiewki wzdłuż linii, Turcy pozwalają, Turcy zostają trafieni. Tam brakowało tylko dramatycznej melodyjki z Elif czy innego “Wspaniałego stulecia”. Ośmieszenie, wcieranie soli w rany, tego obrazu nie wymażą z pamięci.

***

Finlandia nie będzie drugą Islandią. Wielkie turnieje lubią pomagać outsiderom, ale nie aż tak. Tu futbolowi bogowie powiedzieli: pas.

Powiedzieli dokładnie wtedy, kiedy przez całą pierwszą połowę wysyłali Finom zaproszenia do kolejnej rundy turnieju, a oni konsekwentnie mówili “dziękuję, nie, może następnym razem, może postoję”. To co się mieli z Finami kłócić – dali to Rosjanom.

Rosja wygrała, Rosja w drugiej połowie wyglądała rzetelnie, również w tyłach. Ale i tak, liczba błędów, takich prostych, po których trener w SKS-ie chce zobaczyć, czy nie bierzesz zwolnień z wf-u… Mam wrażenie, że poważniejsza od Finlandii drużyna po 40 minutach prowadziłaby 2:0 i grała w przewadze jednego zawodnika. Rosjanie, w przeciwieństwie do Turcji, wycofali się z szalonego wyścigu o zostanie najgorszą drużyną turnieju, ale wielkiej przyszłości to ja im nie wróżę.

***

Nie wiem, nie mogę się zdecydować, kto podoba mi się bardziej – Francja czy Włochy. Na rzecz Włochów przemawia sześć bramek i powtarzalność. Ta niebywała passa meczów bez porażki przed turniejem, a nawet nierealna liczba kolejnych bramek bez straty gola.

Dla mnie Włochów wręcz rozsadza aktualnie pewność siebie. Ale w taki sposób, że to nie jest ura bura ciocia Agata, tylko pewność siebie optymalna, dająca spokój przy tym, co robisz. Taka pewność, że wiesz, że sobie poradzisz. Wiesz, że zadanie cię nie przerośnie. Nie bujasz w chmurach, że samo się zrobi, że wszystkich pozamiatasz, ale że z tym, z czym masz się zaraz zmierzyć, będzie dobrze.

Było takie wyjście od pressingu, kiedy Szwajcarzy bodaj we trójkę stali tuż przed Donnarummą. Jeden fałszywy ruch bramkarza, czy potem obrońców, a jest czyściutka sytuacja do gola. W zasadzie jest gol. A Włosi nic. Grają w dziada na własnym polu karnym. Pewnie wychodzą sobie po skrzydle kombinacją podań.

No i w zasadzie każda ich kontra, gdy ruszają trójką, czwórką, czy nawet piątką, jeszcze podkreślona reakcją trybun w Rzymie… Piękno piłki. Inne od tego, co pokazują Francuzi, ale też gra niezwykle nowoczesna w swoim pięknie.

***

Tak, widziałem nagranie ŁączyNasPiłka, na którym Paulo Sousa tłumaczy, że tego Skriniara to w sumie warto pokryć. I tak, słuchałem konferencji prasowej Bednarka, na której padł dialog:

– Mieliśmy indywidualne krycie. Po czerwonej kartce musieliśmy zmienić ustawienie, jeden z zawodników miał pokryć strefę Krychy. Piłka nożna ta gra błędów i decyzji, my podjęliśmy taką, a nie inną, to nie wyszło. Drugi raz tego samego rożnego nie będziemy bronić, musimy iść dalej.

DZIENNIKARZ PYTA: – Kto miał to indywidualne krycie?

– Nieważne.

Sousy nie wybielam, te ostatnie sparingi w eksperymentalnych składach moim zdaniem nie pomogły. Natomiast tak, ten gol pokazuje, że być może GENERALNIE trener zbyt często jest kozłem ofiarnym, zamiast skupić się na odpowiedzialności piłkarzy. Ze Słowacją po prostu nawalili i trzeba o tym pamiętać.

Inna jednak kwestia przy tej sytuacji mi się rzuca w oczy. To, że taki film wypływa, niejako ustawiając piłkarzy na cel… No cóż, może to było potrzebne. Może faktycznie jest transparentne. Ale t0 też przecież nie jest pełny obraz. To wycinek, wymowny, ważny, o konkretnym zdarzeniu, które potem miało miażdżące konsekwencje, ale jednak. Mnie się patrząc na to wszystko wydaje, że ta atmosfera w reprezentacji Polski, jako grupie, do najlepszych nie należy. Kieruję się taką zasadą w podobnych sytuacjach, że jeśli COKOLWIEK wychodzi na zewnątrz, to już musi być niezły gnój. Bo jednak zwykle szatnia pozostaje w takich sytuacjach dość szczelna, szczególnie “na żywo”, bo po latach to różne rzeczy wychodzą.

A tu mamy machanie Lewego łapami podczas meczu z Islandią.

Mamy mecz ze Słowacją, gdzie dochodzi do uwiecznionej kłótni między Bereszyńskim i Lewandowskim.

Mamy film, który ustawia celownik.

Mamy sprzeczne ze sobą wypowiedzi na konferencjach.

Nie możesz czegoś konkretnego wskazać, bo nie masz wiedzy, ale gdzieś podskórnie czujesz, że ten zespół – tę grupę ludzi – toczy coś poważnego. Ach, serio, jest tyle dobrych, fajnie walczących reprezentacji na tym turnieju, że jak mam posłuchać o tym co w polskim obozie, to robię się chory.

***

Słabego dnia na turnieju wciąż nie uświadczyłem. Ech, aż żałuję, że powoli będzie się kończyć turniejowe apogeum, czyli czas, gdy mecze lecą od 15 do 23. To jest Euro w najlepszej postaci.

A zarazem kto wie, czy nie najistotniejsze, co wokół tego Euro, to twarde wyniki spadającej oglądalności. Ja jestem w uprzywilejowanej sytuacji – mogę z racji zawodu to wszystko pochłonąć, przeżyć. I wtedy Euro ma pełny smak. Ale kto jeszcze sobie może na to pozwolić?

W ilu elementach dla zwykłego zjadacza chleba futbol wydaje się już niedzisiejszy pod kątem samej swojej konstrukcji?

Przypomnę, że kiedyś baseball niepodzielnie rządził USA, nikt nie miał nawet podjazdu. Aktualnie baseball osunął się i osuwa nadal, bo demografia jego kibiców to +50. Mam wrażenie, że władze piłki nożnej powinny przyjrzeć się uważniej przypadkowi tej dyscypliny. Bo tak mi się czasem zdaje, że w ostatnich latach – miesiącach? – gołym okiem widać, jakby fala, która wynosiła futbol coraz wyżej i wyżej, miała się załamać. Nie w sposób drastyczny, ale po prostu zacząć opadać.

***

Polecam też dzisiejszy Stan Euro w składzie Przemek Michalak, Szymon Janczyk, Damian Smyk, Paweł Paczul.

fot. NewsPix.pl

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

22 komentarzy

Loading...