Różne rzeczy można mówić o tym, jak PZPN majstruje przy systemach rozgrywek, głównie rzeczy krytyczne, ale akurat do turnieju barażowego o Ekstraklasę przyczepić się nie potrafimy. Raz, że dzięki temu na zapleczu przez cały sezon emocji jest dużo, a dwa, że śledzenie tych trzech decydujących spotkań to również solidna rozrywka. Tak, nawet biorąc pod uwagę to, że właśnie mamy mistrzostwa Europy. Pierwsza odsłona tej rywalizacji nas zdecydowanie nie zawiodła.

A trochę baliśmy tego, że Górnik Łęczna przyjedzie do Tychów, by zabić mecz i czekać na swoje okazje po kontrach i stałych fragmentach gry. Biorąc pod uwagę tylko rundę wiosenną, goście z Lubelszczyzny to ligowy średniak (9. miejsce w tabeli w tym okresie), któremu przed chwilą przytrafiła się seria dziewięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa, więc byłoby to całkiem logiczne rozwiązanie. I być może nawet miał je w głowie Kamil Kiereś, ale szybko trzeba było wprowadzić w życie plan B.
Po prostej stracie w środku pola, ledwie w 3. minucie, GKS Tychy wyszedł na prowadzenie – podawał Jakub Piątek, strzelał Kacper Piątek, bracia znaleźli sobie świetny moment, by zaprezentować zrozumienie. Jeśli ktoś zastanawiał się, czy GKS Tychy będzie trochę podłamany tym, że nie udało się wywalczyć bezpośredniego awansu do tzw. elity, a my się na przykład zastanawialiśmy, szybko można było uznać, iż ekipa Artura Derbina jest zwarta i gotowa. Piątek mógł zresztą szybko dorzucić drugą bramkę i sytuacja gospodarzy byłaby już bardzo komfortowa.
Potem oglądaliśmy po prostu niezły, w miarę szybki mecz, który bez wstydu można by puścić pod szyldem Ekstraklasy. W poszukiwaniu jego bohaterów na pewno warto zwrócić uwagę na Konrada Jałochę, bo jedno trzeba powiedzieć – Łęcznej ten szybko stracony gol (potem też drugi, ale słusznie nieuznany) nie podłamał. Bramkarz GKS-u Tychy miał wiosną gorsze momenty, ale po tym, jak ogarnął się rywal, długo to właśnie on utrzymywał tyszan na powierzchni. To co, szybka wyliczanka:
- świetnie obronił strzał głową Banaszaka w końcówce pierwszej połowy,
- tego samego zawodnika zatrzymał w sytuacji sam na sam kilka minut później,
- w doliczonym czasie gry obronił trudny strzał Śpiączki,
- konkurs rzutów karnych zaczął od wybronienia strzału Wojciechowskiego.
A to tylko te kluczowe interwencje, które wrzuca się do kompilacji. Było tego więcej. Bramkarz tyszan, jak pewnie się skapnęliście po ostatnim punkcie o karnym, dał się pokonać w meczu tylko raz. Górnik Łęczna dążył do wyrównania i dopiął swego w 87. minucie, kiedy to Leandro wyłożył piłkę Makowi, a ten w końcu zrobił różnicę, której na Lubelszczyźnie oczekiwali, gdy proponowali mu kontrakt. Co ciekawe, po tym golu goście zdążyli stworzyć sobie jeszcze trzy okazje, po których mogli uniknąć dogrywki, o jednej zresztą wspominaliśmy. Mentalnie, wraz z upływem kolejnych minut, mocniejszy był właśnie szósty zespół sezonu zasadniczego.
O awansie przesądziła umiejętność strzelania karnych i tu kibice GKS-u Tychy największe pretensje powinni mieć do Szymona Lewickiego. Wszystko zaczęło się pięknie, od wspomnianej interwencji Jałochy, ale kilkadziesiąt sekund później napastnik gospodarzy sieknął w poprzeczkę zamiast do bramki i Górnik dostał „drugie życie”, którego już nie zmarnował. Na zakończenie czwartej serii pomylił się Paprzycki, którego beznadziejny strzał odbił Gostomski. Strzelił Jagiełło, było pozamiatane.
W poprzednim roku po barażach do Ekstraklasy awansowała trzecia w sezonie zasadniczym Warta Poznań, w tym już wiemy, że rozstrzygnięcie będzie inne. Z jednej strony szok, szczególnie biorąc pod uwagę to, jaką wiosnę miał Górnik, z drugiej ten sezon jest tak popaprany, że nie zdziwi nas nawet awans łęcznian po niedzielnym finale. Będzie ogień.
GKS Tychy – Górnik Łęczna 1-1, rzuty karne 2-4
Piątek 3′ – Mak 87′
Fot. FotoPyK
Mecze zakodowane PSP…. Niewielki dostęp do tego, te kanały ma bardzo mało kablówek, chyba tylko jedna… Weszlaki widziały, bo mają od polszmatu dekoder…
Jak masz tak płakać to zamiast kablówki kup sobie dekoder.
DEKODER NIE DEKODER – POLSAT ZŁAMAŁ UMOWĘ Z ABONENTAMI PŁACĄCYMI ZA PAKIET SPORTOWY – zakodował im wydarzenie, które mają normalnie w abonamencie za który już płacą!!
A mi się wydaje że Polsat daje na ipli.
Skoro ktoś kupił pakiet sportowy w skład którego wchodzą mecze 1 ligi a Polsat je dodatkowo zakodował – mowa o ostatniej kolejce i barażach, to wydaje mi się że złamał umowę i działał nielegalnie – tym powinien zająć się UOKiK i KRRiT, bo coś mi się wydaje, że ktoś tutaj łamie prawo. Pomijając że jest to zwykłe skurwysyństwo i każdy kto ma wykupiony pakiet sportowy powinien dostać zwrot kasy jeśli kupił te mecze z automatu. To tak jakby C+ stwierdził że niby płacisz za ekstraklasę ale ostatnia kolejka będzie dodatkowo płatka bo… TAK FRAJERZY!
”Różne rzeczy można mówić o tym, jak PZPN majstruje przy systemach rozgrywek, głównie rzeczy krytyczne, ale akurat do turnieju barażowego o Ekstraklasę przyczepić się nie potrafimy.”
A ja potrafię.
3 w tabeli drużyna 1 ligi powinna grać baraż z 16 w tabeli drużyną z Ekstraklasy, tak by było najbardziej przejrzyście, stabilnie, profesjonalnie i sprawiedliwie.
Właśnie, że nie. Rzadko kiedy by drużyna z 1 liga awansowała a w przypadku tego sytemu są emocje.
I póżniej jest męczenie buły w Ekstraklasie w wydaniu starych sączy, pól kukurydzy, obajtków z płocka czy innych pordzewiałych stali, sorry ale taka prawda, a im niżej w tabeli to drużyny są słabsze i obecny system bardzo pomaga takim drużyną, dla nich taki baraż to jak piękny prezent, bo to mecz, który rządzi się swoimi prawami i często niżej notowanej drużynie może być łatwiej nie mając presji, tak jak np. pamiętne mecze Lecha z Błękitnymi, uważam że nie powinno się specjalnie stwarzać warunków by takich sytuacji było więcej, może dla ciebie to są emocje ale dla mnie żenada i brak profesjonalizmu, który poźniej oglądam w Ekstraklasie w moim dużym mieście na porządnym stadionie. I jeżeli w tabeli ktoś zajmuje 4,5 czy 6 miejscie to zwyczajnie jest za słaby i nie zasługuje by dać mu jeszcze możliwość powalczyć o awans, tu weryfikacja jest sprawiedliwa i oddaje rzeczywistość całego sezonu, a nie pojedynczego meczu. 3 drużyna jeszcze jak najbardziej ale nic niżej. I taki baraż trzeciej drużyny z 16 Ekstraklasy przy 18 drużynowej ekstraklasie byłby bardzo emocjonujący i mógłby być spokojnie dwu-meczowy.
Tak się brandzlujesz do tych swoich stadionów, budowanych zapewne za państwową kasę – czyli znowu obajtki! – a twoja drużyna gra, relatywnie do Europy, taki sam piach jak te pola kukurudzy, co to rzekomo niesprawiedliwie awansują.
Łęczna wchodzi. Pewniaczek.
Bo to tak nie może być, razem z Bruk Betem spadła – to razem awansuje. Też pewniaczek dla mnie.
choć mogłem się pomylić 😀 ale na 99% Łęczną widzę.
Początkowo zakładałem, że taka rywalizacja barażowa to coś wspaniałego – emocje, widowisko itd. Ale po tym, co stało się w tym sezonie, mam sporo wątpliwości.
To znaczy, dalej jestem za, ale warto uwzględnić fakt, że w tym przypadku de facto najgorzej traktujemy te zespoły które, zdobywszy więcej punktów, „nieomal” wywalczyły awans i skazujemy je na sporą dozę przypadku.
Skra zdobyła 52 punkty, a Chojniczanka czy Wigry odpowiednio aż 67 i 64! Katowice mając zaledwie 70 punktów, awansowały bez najmniejszego wysiłku.
I to samo wyżej. Łęczna zdobyła 56 punktów, Tychy 63, a Arka 60. Bruk-Bet mając 65, wchodzi sobie spacerkiem.
Rozumiemy problem? Taki wicelider, awansując z marszu, może się potknąć, remisując w czasie sezonu np. z zespołem, który zakończy rozgrywki na 14 czy 18 miejscu i nikt nie robi z tego problemu. Ale już remis w barażach Tychów z 63 punktami wyrzuca je za burtę, choć Bruk-Bet z 65 wchodzi ot tak sobie.
I w dalszym ciągu mamy sobie ciag zdarzeń, w którym wiele zespołów w ostatnich kolejkach gra w sumie o nic, mając zagwarantowany bezpieczny byt w środku tabeli, a inne walczą o wszystko.
Jest wiele sposobów służących zwiększeniu dramaturgii, ale np. z dzielenia punktów na pół w ekstraklasie zrezygnowano. Ciekawe dlaczego…
Można na przykład na różne sposoby zabawić się bez multiplikowania wysiłku. Np. po zakończeniu sezonu podstawowego za każde zwycięstwo z drużyną z ostatnich czterech miejsc odjąć po jednym punkcie. Wszakże kiedyś za zwycięstwo były dwa pkty i było OK. Wygrana z tymi, którzy okazali się największymi słabeuszami nie przynosi przeciez aż tak wielkiej chluby. I analogicznie, paru najsłabszym można na zakończenie podać po bonusowym punkcie za wygraną z tymi z góry tabeli. Zwiększa emocje? Tak! Ma sens? No tak sobie – podobnie jak nagradzanie tych, którzy pod koniec wygrają dwa mecze, kosztem tych, co zdobyli znacznie więcej punktów.
Zastanówmy się zatem na spokojnie, czy stałoby się coś złego, gdyby np. o awans do Ligi Konferencji, o to najpodlejsze miejsce, w którym trzeba rywalizować od I rundy, zorganizować baraże?
Śląsk, Warta, Piast i Lechia starłyby się w bojach i wygrałaby Lechia z siódmego miejsca, odbierając puchary Śląskowi z czwartego. Lechia zdobyła 42 punkty, a Śląsk zaledwie 43. Dlaczego zatem TAM nie było baraży?
Spójrzcie jeszcze raz na punkty w I i II lidze. Tam były.