Kiedy zbliżają się wielkie turnieje dla reprezentacji, każdy z nas próbuje wytypować piłkarzy mogących stać się ich bohaterami. Zagrać świetne zawody, strzelać ważne bramki i ponieść swoje zespoły do osiągnięcia fajnych wyników. W tym kontekście naszą uwagę kradną głównie nazwiska, dla których mistrzostwa Świata lub Europy są szansą na zwieńczenie znakomitego sezonu w klubowych rozgrywkach. Często jednak zapominamy, że takie postacie są mocno wyeksploatowane. Dlatego też warto poszukać zawodników, którzy nie mają na sobie presji ogromnych oczekiwań i mogą zaskoczyć. Grali mniej, ale mimo to mają duże umiejętności.
Idealnym przykładem na to, że trzeba uważać z wymaganiami względem pierwszoplanowych piłkarzy w piłce klubowej, jest choćby Pedri z Barcelony. Odkrycie sezonu La Liga i najprawdopodobniej pewniak do wyjściowej jedenastki w kadrze Luisa Enrique. To brzmi dobrze, tylko że istnieje jedno “ale”: młody Hiszpan rozegrał cały sezon od deski do deski. Widać było, że na finiszu oddychał rękawami, w wyniku czego jakość jego zagrań zauważalnie spadła. Może to za daleko idący wniosek, ale dla jego rozwoju lepiej byłoby teraz zarządzić sobie porządne wakacje, a tak, cóż, trzeba jechać kolejne kilometry. Bynajmniej nie w kierunku Malediwów, a po murawie. I to, rzecz jasna, tyczy się wielu innych zawodników w całej Europie.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Taka sytuacja oczywiście wiąże się z faktem, że komuś może zabraknąć świeżości. Tym bardziej, jeśli z trudami futbolu na najwyższym poziomie dany zawodnik zderzył się po raz pierwszy lub jest w bardziej zaawansowanym wieku (czytaj: Modrić). To nic dziwnego, raczej normalka. Ale, co tutaj najważniejsze, szansa do wykazania się dla tych, którzy w nogach nie mają aż tylu minut. Któż to będzie? Wiecie, do pewnego stopnia wróżymy z fusów, ale kilka sensownych propozycji da się wyróżnić. No i pamiętajmy – ten sezon z powodu pandemii był wyjątkowy, dlatego każdy gram odpoczynku był na wagę złota. Stąd jeśli ktoś ma na liczniku po 3500-4000 minut, do tej klasyfikacji się oczywiście nie nadaje.
Wybrani przez nas piłkarze mają nie więcej niż ok. 2500 minut w sezonie 2020/2021 i maksymalnie 50-60% możliwego czasu na boisku (tylko liga).
10 piłkarzy mniej wyeksploatowanych, którzy mogą odpalić na Euro
Mateo Kovacić (2688 minut w sezonie 2020/2021, 53%)
Zestawienie zaczynamy od piłkarza, który był ważną postacią Chelsea w drodze do osiągnięcia sukcesu, jakim było czwarte miejsce w Premier League i triumf w Lidze Mistrzów. Postacią ważną, ale nie kluczową tak jak choćby Mason Mount, który zebrał ponad 4000 minut na wszystkich frontach. Chorwat wyjdzie na Euro 2020 w podstawowym składzie u boku Modricia, a więc od jego formy będzie wiele zależeć. Wydaje się, że handicap w postaci mniejszych obciążeń na przestrzeni ostatniego roku zrobi chociaż małą różnicę. Tym bardziej że 27-latek grał regularnie, ale najpierw Lampard, a później Tuchel dozował mu czas spędzony na boisku. Dobry interes pod kątem turnieju.
Ousmane Dembele (2669 minut, 52%)
Dla francuskiego skrzydłowego miniony sezon w Barcelonie był przełomowy. W końcu udało mu się zagrać większość sezonu bez problemów zdrowotnych, a kiedy już biegał po murawie, rzadko kiedy spędzał na niej pełne 90 minut. To może zaprocentować. Pod okiem sztabu szkoleniowego Barcelony zbudował formę fizyczną i nie został zajechany. Czasami dlatego, że rozczarowywał, po prostu nie zasługiwał na więcej, ale jednego możemy być pewni. Zdrowy i w miarę wypoczęty Dembele to duże zagrożenie dla każdego rywala. A właśnie takiego piłkarza powinniśmy ujrzeć na Euro 2020. 24-latek jest ważną częścią układanki trenera Deschampsa w reprezentacji Francji, zawodnikiem nr 12, który niemal zawsze albo wchodzi z ławki, albo zaczyna mecz od 1. minuty.
Kai Havertz (2519 minut, 44%)
Kolejny świeżo upieczony zwycięzca Ligi Mistrzów. Z pozoru może się wydawać, że ma za sobą morderczy sezon, bo oprócz gonitwy w Premier League do samego końca pojawiła się walka na innych frontach. Ale nie – liczby mówią jasno. Niemiec często nie dogrywał meczów lub łapał ogony. Dość powiedzieć, że na angielskich boiskach dziewięć razy wchodził z ławki, a ogółem 17. Z racji rotacji stosowanej przez Thomasa Tuchela wśród piłkarzy ofensywnych pewniak do pierwszego składu u trenera Loewa nie powinien aż tak odczuwać trudów pierwszego sezonu na Wyspach. W przeciwieństwie do Wernera, który minut uzbierał o wiele więcej.
Joao Felix (2349 minut, 46%)
Jeśli chodzi o liczbę minut, drugi sezon Felixa w Atletico Madryt był niewątpliwie mniej intensywny. Dlatego, że w wielu meczach ten piłkarz nie potrafił sprostać wymaganiom. Ba, w pewnych okresach można było wręcz powiedzieć, że Portugalczyk nie jest tak potrzebny trenerowi Simeone jak choćby Luis Suarez. A na pewno, że nie ma już takiego statusu, z jakim przychodził z Benfiki. W La Liga więcej razy wchodził z ławki, niż wychodził na boisko od 1. minuty, i tylko w Lidze Mistrzów zawsze grał od początku. W każdym razie co do tego nazwiska można się spodziewać, że zaskoczy pozytywnie. Raz, że mówimy tutaj o jegomościu z zaledwie 46% możliwego czasu na boisku w lidze, a dwa: pamiętajmy, że on będzie mógł wykazać się w trakcie Euro w zupełnie innym, korzystniejszym pod kątem jego umiejętności systemie gry.
Ołeksandr Zinczenko (2330 minut, 43%)
Piłkarz, który wreszcie zaskarbił sobie większe zaufanie ze strony Pepa Guardiola. W poprzednich sezonach grywał niewiele, choć z każdym rokiem coraz więcej. Teraz po raz pierwszy w karierze przebił granicę 2000 minut w ciągu jednej kampanii, co, powiedzmy sobie szczerze, dla zawodnika w topowym klubie jest wynikiem do znacznej poprawy. Ukrainiec urósł jednak w oczach kibiców Manchesteru City, pokazując, że potrafi być ważną postacią wychodzącą z drugiego planu. A że nie został w większym stopniu wyeksploatowany, to na pewno ma jeszcze spore rezerwy na Mistrzostwa Europy jako niezwykle istotna postać w układance trenera Szewczenki.
Patrik Schick (2282 minuty, 60%)
Czeski snajper ma za sobą pierwszy pełnoprawny sezon w Bundeslidze. To nazwisko jest dobrze znane we Włoszech, w końcu mówimy o zawodniku, który był wypożyczony do AS Romy czy Sampdorii. Teraz wydaje się, że Schick odnalazł się w dobrym dla siebie miejscu. Strzelił kilkanaście bramek dla Bayeru Leverkusen, mimo że nie grywał regularnie w pierwszym składzie. Dziewięć razy w Bundeslidze wchodził z ławki, a poza tym stracił trochę spotkań z powodu kontuzji mięśniowej. Jako że zdążył pokazać wartość i wykręcić udział przy 20% goli swojego zespołu, można upatrywać w nim gościa, który na Euro może namieszać. Czechy śmiało mogłyby powalczyć o wyjście z grupy D (Szkocja, Anglia, Chorwacja), a 25-latek ma argumenty ku temu, żeby zostać czołową postacią tej kadry.
Emil Forsberg (2154 minuty, 51%)
Jeśli ktoś zna Bundesligę jak własną kieszeń, wie, że Forsberg to był swego czasu jeden z najlepszych zawodników w lidze (sezon 2016/2017 – 8 goli, 22 asysty). Mówiło się w jego kontekście o transferze do większego klubu, ale Szwed został w RB Lipsk. Nadal pełni w nim ważną rolę, choć, trzeba przyznać, nie tak ważną jak w przeszłości. 29-latek pod wodzą trenera Nagelsmanna musi liczyć się z faktem, że podlega rotacji. Stąd mniejsza liczba minut i oczywiście mniejsze zmęczenie sezonem. Liczby dalej niezłe, a rola w kadrze większa niż w klubie, więc można się spodziewać, że Forsberg z reprezentacją Szwecji ma szansę dokonać czegoś fajnego.
Ferran Torres (2111 minut, 38%)
Pierwszy sezon Torresa w Manchesterze City to dość miękkie lądowanie. Kilkanaście goli, kilka asyst i całkiem niezła pozycja pod okiem Guardioli. Jak na 21-latka – naprawdę obiecująco. Tym bardziej zatem trzeba zwrócić na tego piłkarza uwagę w kontekście Euro 2020. To jeden z pierwszych wyborów Luisa Enrique, opcja nr 1 na skrzydło. Większość zawodników “La Furia Roja” awizowanych do wyjściowej jedenastki ma za sobą trudne sezony, a młody Hiszpan się z tego wyłamuje. Jeśli chodzi o grono nazwisk w niniejszym zestawieniu, po Torresie można spodziewać się być może najwięcej.
Christian Eriksen (1693 minuty, 41%)
Eriksen ma za sobą dziwny sezon. Najpierw stał trochę na uboczu, ale w końcu nastał moment zwrotny. Antonio Conte znalazł dla Duńczyka odpowiednią formułę, dzięki czemu pomocnik Interu przeobraził się w jedną z ważniejszych postaci w drugiej połowie kampanii. Braki w grze nadrobił w 2021 roku, kiedy czternaście razy pojawiał się w pierwszym składzie na mecze Serie A (trzy razy jesienią). 29-latek po nieudanym 2020 roku odżył, a przy tym nie powinien narzekać na ciężkie nogi. Jeśli ktoś zna możliwości Eriksena, chyba nie musimy mówić, co to wszystko oznacza dla gry reprezentacji. To może być game changer w meczach z Rosją, Finlandią czy nawet Belgią.
Xherdan Shaqiri (819 minut, 16%)
Na koniec nazwisko, które doskonale pamiętamy z Euro 2016. Wtedy Shaqiri zalazł nam za skórę, strzelając pięknego gola w 1/8 finału. Od tamtego czasu wiele rzeczy uległo jednak zmianie. Tą najważniejszą jest fakt, że Szwajcar zmienił barwy klubowe. Niby na lepsze, ale prawda jest brutalna: dzisiaj 29-latek może liczyć tylko na ogony. W Liverpoolu ma co raz mniej przebłysków, stał się postacią marginalną. Ale to wciąż groźny piłkarz, którego nie można zlekceważyć. Nieważne, że bez regularności w występach klubowych. To taki gość, który potrafi wyłamać się z logicznych schematów, nawet jeśli tym razem szanse są na to niewielkie.
Fot. Newspix