Reklama

Kądzior: Nie chcę grać w drugiej lidze hiszpańskiej. Legia? Nie mam sygnałów

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

26 maja 2021, 15:15 • 13 min czytania 21 komentarzy

Damian Kądzior po kilku latach bycia na fali wznoszącej, w minionym sezonie musiał pogodzić się z paroma niepowodzeniami. Najpierw nie przebił się do składu Eibaru w Primera Division, a potem nie do końca odbudował się na wypożyczeniu w tureckim Alanyasporze, przez co nie został powołany na Euro 2020. Rozmawiamy głównie o ostatniej rundzie, którą spędził nad Bosforem. W jakiej kwestii jest już teraz mądrzejszy? Który moment ostatecznie go wyhamował? Czemu nie chciałby zostawać w Eibarze? Jak komentuje doniesienia o zainteresowaniu Legii? Dlaczego, mimo problemów w niektórych aspektach, nie wyklucza dalszej gry w Turcji? Jakiego marzenia jeszcze w karierze nie spełnił? Zapraszamy. 

Kądzior: Nie chcę grać w drugiej lidze hiszpańskiej. Legia? Nie mam sygnałów
Sezon w Turcji dobiegł końca. Alanyaspor to już temat zamknięty?

Tak. Pożegnałem się z klubem. Już jakoś od półtora miesiąca wiedziałem, że mnie nie wykupią i latem się rozstaniemy. W dużej mierze z tego względu pod koniec sezonu grałem mniej. Wcześniej wypadłem na kilka tygodni z powodu kontuzji, straciliśmy szansę na awans do pucharów i trener stawiał już na innych zawodników, z którymi wiąże plany na przyszłość. Liczyłem się z tym, idąc do Alanyi. Podjąłem ryzyko, które niestety nie opłaciło się w takim stopniu, jak bym chciał. Liczyłem na więcej, ale nie chcę się na siłę usprawiedliwiać. Ten sezon – w porównaniu do poprzednich 4-5 lat, gdy naprawdę wysoko zawiesiłem sobie poprzeczkę – był po prostu nieudany. Brakowało minut, brakowało ciągłości. Po drodze pojawiły się jakieś kontuzje i opuszczone okresy przygotowawcze, co wcześniej mnie nie spotykało. Sezon w sezon grałem po trzy tysiące minut lub nawet więcej, a w tym nie wiem, czy łącznie uzbierałbym tysiąc. W piłce są okresy wzlotów, ale też okresy upadków, które teraz przeszedłem. Wierzę, że wkrótce wrócę do regularnego grania.

EARLY PAYOUT W FUKSIARZ.PL! JEDYNA TAKA OFERTA NA POLSKIM RYNKU!

Co dalej?

Na tę chwilę jestem zawodnikiem Eibaru, z którym wiąże mnie jeszcze dwuletni kontrakt. Trudno powiedzieć coś więcej, bo sami z agentem i rodziną czekamy na jakiekolwiek decyzje. Eibar spadło, w poniedziałek zakomunikowano, że Jose Luis Mendilibar odchodzi. Byłem na łączach z chłopakami, więc od dłuższego czasu mogłem się nastawiać, że trener raczej nie zostanie. Nie ma też dyrektora sportowego i jego asystenta, czyli ludzi, którzy w największym stopniu maczali palce przy moim transferze. Na tę chwilę nawet nie mamy z kim rozmawiać, brakuje osób decyzyjnych. Jesteśmy w zawieszeniu.

Reklama
Spadek Eibaru był szokiem? Kiedy odchodziłeś, jeszcze się na niego nie zanosiło.

No właśnie koledzy się śmiali, że chyba byłem talizmanem drużyny, bo po moim odejściu zaczęła się fatalna passa. Eibar nie wygrało szesnastu meczów z rzędu. W pewnej chwili w szatni już się zaczęli godzić, że czeka ich spadek. Ale potem wreszcie zwyciężyli 3:0 z Alaves po bardzo dobrym spotkaniu. Pogratulowałem hat-tricka Kike Garcii, który powiedział wprost, że mecz z Getafe to finał. Udało się wygrać po karnym w samej końcówce. Dawno się tak nie cieszyłem, oglądając piłkę w telewizji. Utrzymanie znów stało się realne, zwłaszcza że inne ekipy z dołu tabeli przegrywały. Brakowało bodajże trzech punktów do Elche. Z Betisem niestety chłopaki szybko stracili gola. Stworzyli multum sytuacji, ale zdołali jedynie wyrównać. Po tym spotkaniu widać było, że wiara w ich szeregach osłabła. W przedostatniej kolejce wysoko przegrali z Valencią, a na koniec mierzyli się z Barceloną już jako spadkowicz.

Eibar spędziło siedem lat w hiszpańskiej ekstraklasie, co można uznać za duże osiągnięcie. Spadku raczej nie zakładano. Wiele pisano o tym, że beniaminkowie są najsłabsi od dłuższego czasu, że Elche i Huesca na pewno zaraz wrócą do drugiej ligi, że słabiutkie Cadiz jest bez wzmocnień. W praktyce Cadiz było dwunaste i miało spokój pod koniec sezonu, a Elche się utrzymało kosztem Hueski. Tej ostatniej szkoda, bo prezentowała naprawdę ciekawy futbol. Jesienią w Eibarze zdarzały się takie mecze jak z Getafe, Osasuną czy Valencią, po których kibice mogli odnieść wrażenie, że puszczono im Championship. Mało było w tym piłki. Gdy natomiast pojechaliśmy na Hueskę, dało się zauważyć dużą kulturę gry. Na początku brakowało jej wyników, dopiero trener Pacheta to poukładał, ale zabrakło jednego zwycięstwa.

Bierzesz pod uwagę grę w drugiej lidze hiszpańskiej?

Szczerze mówiąc, nie. Może gdybym był Hiszpanem albo ciut młodszy, to inaczej bym do tego podchodził. W tym roku kończę 29 lat, w poprzednich sezonach zdobywałem mistrzostwo Chorwacji, grałem w europejskich pucharach i na pewno Segunda Division nie jest dziś moim priorytetem. Wiadomo jednak, że nie wszystko zależy ode mnie. Mogę wyrazić swoje zdanie, ale to Eibar musi się określić co do mojej przyszłości. Sądzę, że obie strony będą starały się jakoś rozwiązać tę sytuację. Kupili mnie za 2 mln euro po dwóch fantastycznych sezonach w Dinamie, więc kontrakt indywidualny także dostałem wysoki jak na realia tego klubu. Większość krajowych zawodników w razie spadku ma zapis o dużej obniżce pensji, wielu nawet o połowę. Ja takiej klauzuli nie mam, dlatego Eibar ze względu na same finanse może nie być chętne do zatrzymywania mnie na drugą ligę. Patrzę przede wszystkim na kwestie sportowe i po prostu nie widzę siebie występującego na takim poziomie. Rozmawiałem z naszym kapitanem – na dwudziestu czterech piłkarzy, odejdzie siedemnastu czy osiemnastu. Powstanie nowa drużyna. Liczę, że w najbliższych dniach coś się ruszy w mojej sprawie.

Z twoich słów wynika, że raczej odejdziesz definitywnie.

Gdybym miał 22-24 lata, to mógłbym odchodzić na wypożyczenie. W moim wieku pójście gdzieś tymczasowo nie byłoby atrakcyjną opcją. W Alanyi zdecydowałem się na ten krok, bo chciałem zawalczyć o udział w mistrzostwach Europy, ale przekonałem się, że to jednak jest istotne, czy klub cię wypożyczył, czy kupił. Inna sprawa, że dla Eibaru taki krok też byłby teraz mało logiczny. Wróciłbym po sezonie, do końca kontraktu zostałby rok i po następnej rundzie mógłbym już związać się z kimś innym. Rozsądniejsze wydaje się całkowite rozstanie. Nie wiem, czy dogadamy się jakoś w sprawie rozwiązania umowy, czy będą próbowali mnie sprzedać i odzyskać część pieniędzy.

Aktualnie nawet nie ma z kim porozmawiać w klubie na te tematy, czekamy na nowego dyrektora. A na razie wypoczywam w Polsce, chcę spędzić trochę czasu z rodziną. Po raz pierwszy mieliśmy tak długą rozłąkę. Przez koronawirusa nie widzieliśmy się ani na święta, ani przy innych okazjach. No i oczywiście trenuję indywidualnie z tatą, żeby jak najszybciej wrócić do pełnej formy.

Gdy rozmawialiśmy w styczniu, mówiłeś, że jak na wypożyczenie Alanyaspor i tak dużo w ciebie zainwestował, bo nie tylko zapewnił pensję, ale także zapłacił Hiszpanom kilkaset tysięcy euro.

W rzeczywistości nie wszystko wyglądało tak różowo. Dostałem od Eibaru większość pieniędzy za następne pół roku, a w Alanyi mieli mi wyrównać różnicę plus dać jeszcze coś dodatkowo, bo całościowo zarobki miałem mieć wyższe. Dogadaliśmy się na jedno, w praktyce wychodziło drugie. Przez te cztery miesiące za dużo tych wypłat nie dostałem. W Turcji bardzo często występują tego typu problemy. To jeden z powodów, dla których człowiek się zastanawia, czy warto tam być, mimo że na papierze pieniądze są większe niż gdzie indziej. Sprawy czysto organizacyjne w Europie wyglądają jednak ciut inaczej.

Reklama
Czyli z Alanyasporem nie jesteś rozliczony?

Nie wiem, czy jakikolwiek piłkarz opuszczając Turcję jest w pełni rozliczony (śmiech). Część pieniędzy otrzymałem tuż przed wyjazdem na wakacje. I tak musiałem go opóźnić o cztery dni. Powiedziałem, że nie odpuszczę, czekałem i trochę wypłacili, a co do reszty podpisaliśmy porozumienie, że spłacą mnie w ratach. Mam nadzieję, że będą się go trzymać. Nie chciałbym się włóczyć po sądach w FIFA.

Zaczęto cię łączyć z Legią Warszawa. Co ty na to?

Wiem o wszystkim z mediów. Nikt się ze mną nie kontaktował, nie dostałem też jakichkolwiek sygnałów od agenta. Trudno mi się więc do tego odnieść.

Dopuszczasz w ogóle myśl o powrocie do polskiej ligi?

Pamiętam, skąd wyszedłem, ile czasu czekałem na samo trafienie do Ekstraklasy. W końcu się udało, potem – dość późno jak na transfery z Polski – wyjechałem za granicę i parę marzeń spełniłem, ale na dziś na nic się nie zamykam. Mój agent trzyma rękę na pulsie. W pewnym momencie siądę do ofert, które się pojawiły i podejmę decyzję. Wiele będzie zależało od długości kontraktu, pomysłu na mnie i tak dalej. Nie wykluczam, że na przykład nieco bardziej spojrzę na kwestie finansowe kosztem takich rzeczy jak organizacja i zostanę w Turcji. Mimo że w Alanyi nie nazbierałem wielu minut, to jak już grałem, często pokazywałem się z dobrej strony i inne kluby stamtąd są zainteresowane.

Jest jednak za wcześnie, żeby się jednoznacznie określić. Najpierw musimy wiedzieć, co powiedzą w Eibarze. Pierwszy raz znajduję się w takiej sytuacji. Dotychczas wiedziałem, na czym stoję. W Jagiellonii po jednym telefonie miałem jasność, że mnie nie widzą i szedłem na wypożyczenie. W każdym razie, nie nastawiam się na nie wiadomo co. Skoro nie grałem w spadkowiczu z Primera Division, to inne kluby z tej ligi raczej nie będą zainteresowane i będę musiał spojrzeć w innych kierunkach.

W pewnym momencie wydawało się, że wszystko zaczyna się układać. Zacząłeś grać od początku, trafiłeś do jedenastki kolejki po meczu z Goztepe i wtedy przytrafiła się kontuzja, przez którą straciłeś prawie miesiąc.

W jedenastce kolejki byłem łącznie dwa razy, ale nie powiem, że prezentowałem się tak samo jak w Dinamie Zagrzeb. Czułem jednak, że powoli łapię luz i ciągłość. Organizm był przyzwyczajony do 30-40 meczów w sezonie, wtedy się najlepiej czuję. W Eibarze nie dość, że grałem mało, to jeszcze nie zaliczyłem letnich przygotowań. Dopiero w Alanyi forma powoli zaczęła wracać. No i właśnie wtedy doznałem tej nieszczęsnej kontuzji kostki. Opuściłem dwa mecze ligowe i przede wszystkim półfinał Pucharu Turcji z Antalyasporem, który niestety przegraliśmy. Wybitnie niefortunny moment na problemy zdrowotne, ale widocznie tak musiało być. Wcześniej miałem dużo szczęścia, trafiałem na odpowiednich trenerów, którzy ufali mi i budowali mnie jako zawodnika. Dopiero po transferze do Eibaru karta się odwróciła.

Mężczyznę poznaje się po tym, gdy się podnosi w trudnych chwilach. Ja już ich trochę w życiu przeszedłem. Mówimy teraz o niepowodzeniach w tureckiej ekstraklasie czy La Liga, gdzie długo nawet nie sięgałem marzeniami. Jako młokos spadałem z Motorem Lublin do III ligi, nie mieliśmy grosza przy duszy. Musiałem sobie jakoś radzić i przez niższe poziomy przebijać się do Ekstraklasy. Skoro wtedy się udało, tym bardziej mogę się odbić teraz. Jeszcze wróci Damian Kądzior z czasów Dinama. Odczuwam głód rutyny dnia meczowego, tej adrenaliny. Wejścia na 15-20 minut tego nie zapewniają, podobnie jak stabilizacji formy na wysokim poziomie.

Ale przynajmniej trochę się w Turcji odbudowałeś? Poza tą kontuzją, prawie w każdym meczu coś zagrałeś i znajdowałeś się w rytmie treningowym.

Tak, poszedłem do przodu w porównaniu do wcześniejszego półrocza. Były momenty, w których czułem się naprawdę dobrze. Pod względem życiowym wyglądało to super. Ale jestem ambitny, nie zadowalało mnie ciągłe wchodzenie z ławki. Jak mierzymy się z Galatasaray, Fenerbahce czy Besiktasem, to chcę grać od początku, a nie ostatnie 10 minut. Na pewno nie jestem zaniedbany czy coś takiego. Bardzo dużą wagę przywiązuję do treningów indywidualnych, dlatego nie mogę powiedzieć, że ten czas był stracony. Był jednak ciężki, dał okazję do wielu przemyśleń i jest kopem do dalszej pracy. Są gorsze sytuacje, niektórzy wypadają na pół roku i nie mogą nic zrobić. Ja codziennie z uśmiechem na twarzy wychodziłem na trening, tylko potem liczba minut mi się nie zgadzała. Chcę samemu sobie udowodnić, że ostatni sezon był wypadkiem przy pracy i zbiegiem wielu niesprzyjających okoliczności, na czele ze złymi wyborami klubów.

Mówiłeś, że już nawet półtora miesiąca wcześniej wiedziałeś, że pożegnasz się z Alanyasporem. Chodzi o konkretne zdarzenie?

Cała uwaga w klubie była skupiona na półfinale Pucharu Turcji z Antalyasporem, bo wejście do finału z Besiktasem prawdopodobnie już dałoby europejskie puchary. Niestety wypadliśmy bardzo słabo i zasłużenie odpadliśmy. Moja forma szła do góry, szykowano mnie do pierwszego składu, ale przez tę kostkę nie mogłem wystąpić. Pozostawało nam dalej walczyć w lidze. Najpierw przegraliśmy z Konyasporem, a potem mierzyliśmy się z Genclerbirligi Dominika Furmana. Na ten mecz wróciłem do gry i był to jeden z moich dwóch pełnych występów. Mimo że przegraliśmy 1:2, wypadłem nieźle, zostałem wybrany najlepszym zawodnikiem w zespole. Powinniśmy wygrać różnicą dwóch czy trzech goli, strasznie szwankowała skuteczność. Mogłem mieć 2-3 asysty. Wyszło inaczej. Szanse na puchary znacznie zmalały i otrzymałem informację, że mnie nie wykupią. Trener stwierdził wprost, że w ostatnich kolejkach chce mocniej postawić na innych zawodników. Widać było, że w klubie uleciało powietrze, do tego doszły problemy finansowe i wiedziałem, że w końcówce sezonu już nie poszaleję. Przynajmniej mogłem sobie nieco dołożyć w treningach i przygotować organizm na następne miesiące. Fizycznie jestem super przygotowany.

Trzy dni później przegraliście 0:3 z Besiktasem, co chyba jeszcze utwierdziło wszystkich w Alanyasporze, że warto już myśleć o nowym sezonie.

Wszedłem już przy ustalonym wyniku. Mogłem strzelić gola, a przez chwilę cieszyłem się z asysty przy bramce kolegi, ale VAR ją potem anulował. Szkoda, miałbym pamiątkę z meczu z mistrzem Turcji i zdobywcą pucharu. Besiktas naprawdę fajnie grał w piłkę i życzę mu, żeby dobrze się zaprezentował w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Jakie wrażenie zrobiła na tobie liga turecka?

Bardzo pozytywne. Jadąc tam, nie spodziewałem się, że mają aż tak fajne stadiony. Są lepsze niż w Hiszpanii, nie mówiąc już nawet o Chorwacji. Obiekty porównywalne do tych, które mamy w Polsce. Niestety nie występowałem przy kibicach. Wyjazdowe mecze z klubami ze Stambułu to byłoby wielkie przeżycie, byłby ogień. Czysto piłkarsko też jest dobrze. Parę zespołów z dołu tabeli gra inaczej, ale wiele ekip naprawdę umie grać w piłkę. Nie tylko wielka trójka, ale na przykład także Fatih Karagumruk Artura Sobiecha. Od marca prowadził ich Włoch Francesco Farioli, który w Alanyasporze pracował jako asystent. Bardzo dobry młody trener. Miał świetny kontakt z obcokrajowcami i w największym stopniu decydował o taktyce czy zarządzaniu treningiem. Odszedł po tej porażce z Genclerbirligi, co także pokazywało, że w klubie już lekko wyhamowali. Ogólnie liga turecka na pewno jest silniejsza od chorwackiej – dużo waleczności i jakości w ofensywie. Dlatego, jak mówiłem, mimo pewnych problemów, nie wykluczam, że karierę będę kontynuował właśnie w Turcji.

Przyznawałeś, że poszedłeś nad Bosfor w dużej mierze ze względu na mistrzostwa Europy. Kiedy zdałeś sobie sprawę, że raczej nic z tego nie wyjdzie?

Gdy doznałem kontuzji kostki, czyli w marcu. Wtedy wiedziałem już, że będzie ciężko. Wcześniej brałem udział w tym spotkaniu zawodników z Paulo Sousą na Zoomie. Gdy zaczynało mi iść lepiej i trafiłem do tej jedenastki kolejki po Goztepe, rozmawiałem z Hubertem Małowiejskim i asystentami selekcjonera. Widzieli, że idę do góry, ale w następnej kolejce po godzinie meczu z Trabzonsporem zostałem zniesiony na noszach. Wypadłem na te trzy tygodnie. Czułem, że bardzo trudno będzie zaraz potem grać tak samo jak przed kontuzją i dostać powołanie. Nie dałem wielu argumentów selekcjonerowi, zwłaszcza że nie mam doświadczenia jako wahadłowy, a na bokach teraz w pierwszej kolejności tacy zawodnicy są brani pod uwagę przez sztab. Co nie znaczy, że bym sobie nie poradził. Sił do biegania by mi nie zabrakło, pewnie większe obawy trenerzy mieliby co do gry defensywnej. W takim systemie chyba prędzej mógłbym być ofensywnym pomocnikiem. Przeważnie to właśnie w tej roli występowałem aż do przejścia do Górnika. W Alanyasporze raz zdarzyło mi się tak zagrać, bo akurat szkoleniowiec wyszedł trójką stoperów. Lubię tę pozycję, mam na niej dużo swobody.

Na razie wielkie turnieje mnie omijają. Po sezonie w Górniku znalazłem się w szerokiej kadrze na mundial w Rosji, ale na niego nie pojechałem. Teraz nie pojadę na EURO. Musiałem się z tym pogodzić i patrzeć dalej. Może do trzech razy sztuka? To dziś moje największe marzenie związane z reprezentacją. W karierze klubowej już sporo ich spełniłem: wystąpiłem w Lidze Mistrzów, trafiłem do Primera Division, zagrałem na Camp Nou. Pójście do Alanyasporu miało mi pomóc w kontekście EURO, ale nie wyrzucam sobie tej decyzji. Nie wiadomo, co by się działo, gdybym został w Eibarze. Może przy tak kiepskich wynikach z czasem dostałbym więcej szans, a może nadal byłbym głębokim rezerwowym i jeszcze bardziej się zakopał. Z całego serca trzymam kciuki za chłopaków, żeby dobrze wypadli na mistrzostwach Europy. Niech wróci atmosfera wokół kadry z Euro 2016. To było coś fantastycznego. Kibicowałem przed telewizorem i nie sądziłem, że za jakiś czas przyjdzie mi rywalizować z tymi zawodnikami o miejsce w reprezentacji.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyk/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Szpakowski: Nie stać nas dziś na to, by zrezygnować ze Slisza czy Romanczuka

Bartosz Lodko
3
Szpakowski: Nie stać nas dziś na to, by zrezygnować ze Slisza czy Romanczuka
Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
13
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Komentarze

21 komentarzy

Loading...