Reklama

Czy Unai Emery jest wielkim trenerem?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

26 maja 2021, 11:58 • 13 min czytania 7 komentarzy

Fernando Navarro uważał, że po jego analizach piłkarze Sevilli wiedzieli o rywalach więcej niż ich przeciwnik mógł wiedzieć sam o sobie. Grzegorz Krychowiak zachwycał się jego dbałością o najmniejsze detale, nawet o narodowość analizowanego piłkarza w myśl zasady, że każdy szczegół może stanowić o przewadze. Joaquin nazwał go świetnym trenerem, ale dodał, że czwartego roku by u niego nie wytrzymał. Gael Kakuta twierdził zaś, że zrobił z niego królika doświadczalnego. Wyszło mu we wszystkich klubach hiszpańskich, ale poległ przy każdym zagranicznym wyzwaniu. Został królem Ligi Europy, ale nigdy nie podbił Ligi Mistrzów. Przed państwem Unai Emery.

Czy Unai Emery jest wielkim trenerem?

Czy szkoleniowiec Villareal jest wielkim trenerem? I tak, i nie. Szukamy odpowiedzi. 

Tak, bo w szaleństwie jest metoda

Unai Emery lubi mówić o sobie, że jest szalony.

I w istocie taki właśnie jest.

***

Unai Emery, kiedy tylko może posługiwać się językiem hiszpańskim, błyszczy na konferencjach prasowych. Iberyjscy dziennikarze zachwycają się jego pasją, ikrą, żywiołowością, wiarygodnością i własnym językiem, którym operuje opowiadając o piłce. Kiedy mówi, że „futbol to opowieść z pogranicza sztuki i iluzji” nikt nie zastanawia się nad sensem jego wypowiedzi, bo wszystko załatwia poetyka tej myśli. Nieprzypadkowo swojego czasu przyrównywano jego filozofie do złotych słów Jorge Valdano.

Reklama

Przy linii bocznej szaleje. Macha rękoma i dłońmi, jakby trzymał w nich pada, na którego ruchy mieliby reagować jego podopieczni. Wskazuje kierunki – prawo, lewo, do przodu, do tyłu. Krzyczy głośno i melodyjnie. Nieustannie podpowiada. Przeżywa każdy moment, każdą chwilę, niezmiennie od lat. Na początku jego kadencji w Arsenalu, kibice Kanonierów nie mogli nadziwić się – po latach kostycznych rządów Arsene’a Wengera – że na boiskowe wydarzenia można reagować tak żywiołowo. Klaskanie i przeżywanie Emery’ego jest maksymalnie emocjonalne i równie maksymalnie przerysowane, co czasami zdarzało się parodiować jego byłym podopiecznym. Koronnym przykładem podśmiechujki ławki Valencii.

Ale to raczej z sympatii dla Emery’ego niż chęci podkopania autorytetu charyzmatycznego szkoleniowca.

***

Po przegranym finale Ligi Europy z 2019 roku spał trzy godziny. Nie dlatego, że nie mógł zasnąć, że wszystko przeżywał od nowa, że czegoś żałował. Po prostu nie potrzebował spać dłużej. Wolał siąść do analizy, kilkanaście razy obejrzeć powtórkę starcia z Chelsea, skrupulatnie rozłożyć wszystko na czynniki pierwsze i przy pierwszej okazji podzielić się wszystkim ze swoimi zawodnikami. Spotkanie zwołał na rano. Następnego dnia tuż po powrocie z Baku do Londynu. Nie chciał tracić czasu.

Manchester United wygra w finale Ligi Europy?

Kurs 1.88 w Fuksiarz.pl

W każdym klubie umiejętne dobiera sobie współpracowników. Wszystko zaczyna się od jednego głównego kryterium – trzeba umieć wytrzymać tempo jego pracy. Przed każdym meczem poświęca minimum dwanaście godzin na analizę wideo. Sam wycina, edytuje, analizuje nadesłane mu materiały. Resztą zajmuje się jego sztab, w którym każdy ma swoje zadania, również wymagające kilkunastogodzinnej roboty. Tydzień w tydzień Emery ogląda od czterech do sześciu meczów rywala z następnego weekendu ligowego. Jeśli jego drużyna gra akurat w europejskich pucharach, liczba oglądanych spotkań przeciwnika zwiększa się do ośmiu. Musi wiedzieć wszystko. O wszystkim. Fernando Navarro, jego podopieczny z Sevilli, powiedział kiedyś, że analizy Emery’ego sprawiały, że „wiedział więcej o rywalach więcej niż ich rywale mogli wiedzieć sami o sobie”.

Reklama

***

Furorę robił też cytat Joaquina, który tak wspominał współpracę z Emerym w Valencii: – Pokazywał nam tyle filmów, filmików, materiałów, analiz, fragmentów meczów, że aż mi brakowało popcornu, żeby to wszystko oglądać. Przepracowałem z nim świetne trzy lata. Czwartego bym nie przeżył, nie ma opcji.

To jeszcze nie puenta. Po latach panowie spotkali się jeszcze raz. Fiorentina z Joaquinem w składzie mierzyła się z Sevillą pod wodzą Emery’ego w półfinale Ligi Europy. Dwumecz oczywiście wygrała Sevilla. Po meczu Emery podszedł do Joaquina, objął go ramieniem i wziął go na krótki spacer wzdłuż boiska. Emery tłumaczył. Joaquin słuchał.

– Spędziliśmy trzy dni treningów ćwicząc to, jak cię zatrzymać – najpierw na wideo, potem na boisku – mówił Emery tłumacząc kolejne niuanse taktyczne.

– Eh, ja to przecież wiem – odparł Joaquin.

Wiedział. Musiał wiedzieć.

***

Unai Emery napisał książkę o „Mentalidad Ganadora: El Metodo Emery”, czyli „Mentalność zwycięzcy: o metodzie Emery’ego”, kiedy jeszcze nic nie wygrał.

– Pisałem to, kiedy pracowałem w Valencii. Graliśmy wtedy w Lidze Mistrzów i zajęliśmy trzecie miejsce w La Liga, ale nigdy niczego nie wygrałem. Wiedziałem to, ale nic sobie z tego nie robiłem. Miałem obliczone ryzyko, wykazałem się odwagą, bo dla mnie zwycięską mentalność ma nie tylko ten, który już coś wygrał, ale często też ten, który umiejętnie dąży do wygrywania. Bo w futbolu liczy się tylko i wyłącznie wygrywanie. Nie da się być dobrym trenerem, jeśli nie wygrywasz. 

***

Unai Emery zwykł przekazywać indywidualne materiały do analizy poszczególnym zawodnikom. Było ich tak dużo, że niektórzy piłkarze nawet ich nie oglądali, a następnego dnia udawali, że mają wszystko przeanalizowane i przekonywali, że zamierzają wyciągnąć mityczne wnioski. Odwalali fuszerkę. A przynajmniej tak podejrzewał Emery. Postanowił więc przechytrzyć największego kombinatora i starą szpiegowską metodą pewnego razu podarował mu pustego pendrive’a. Zawodnik niczego nie podejrzewał.

– Oglądałeś?
– Tak, tak, szefie. 
– Wyciągnąłeś wnioski?
– Oczywiście. 

Unai Emery musiał go ukarać. Analiza była i jest dla mnie kluczowa.

***

Unai Emery: – W szkolę miałem po godzinie łacinę, matematykę, historię, filozofię, angielski, hiszpański. Miałem osiemnaście lat i wszystko to kułem. Uczyłem się. Musiałem to robić. To było po sześć godzin dzień w dzień. Do klubu przychodzisz i masz godzinę piłki nożnej. GODZINĘ. PIŁKI NOŻNEJ. Piłki nożnej, którą lubisz, którą uwielbiasz, którą kochasz. Więc, uwierz mi, obejrzenie godzinnego filmiku wideo o piłce nożnej nie powinno stanowić problemu absolutnie dla żadnego piłkarza, to sztuczny problem. 

***

Uroczę anegdotkę opowiadał też Grzegorz Krychowiak, jeden z ulubieńców Emery’ego, w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą.

– Emery to świetny trener. Przed każdym meczem godzina analizy przeciwnika, a w dniu meczu godzina analizy naszego meczu. Czasem mamy odprawę, minęła już godzina, trener tłumaczy, ale nagle przypomina sobie zawodnika, o którym nic nie powiedział, nie pamięta narodowości, wychodzi z pokoju do swojego biura, sprawdza w notesie, skąd pochodzi, wraca i uzupełnia wypowiedź. Detale. Wszystko musi być perfekcyjne.

To obsesja kontroli. Kontroli nad wszystkim, co da się kontrolować, ale nie kontrola autorytarna, tylko twórcza. Dowody? W złotych czasach Sevilli stworzył zgrany duet z Monchim, a w Arsenalu zrobił wszystko, żeby odejść od mocno angielskiego menadżerskiego modelu pracy Arsene Wengera, przekazując istotne role osobom trzecim – dowodzenie w kwestii rekrutacji zawodników oddał Svenowi Mislintatowi, człowiekowi stojącemu za skautingiem Borussii Dortmund w latach, gdy klub podniósł się z kolan i zaszedł aż do mistrzostwa Niemiec i finału Champions League pod wodzą Jurgena Kloppa, natomiast dyrektorem sportowym uczynił Raula Sanllehiego, wcześniej pełniącego przez dziesięć lat podobną rolę w Barcelonie.

Emery jest tytanem pracy, ale tytanem, który umie dzielić się robotą z innymi. W tym jego szaleństwie autentycznie jest metoda. Tylko, że świat już tak jest skonstruowany, że nie zawsze wszędzie uda się być sobą.

Nie, bo szaleństwo go gubi

Unai Emery ma problem z diagnozowaniem własnych błędów i porażek. Nie lubi przyznawać, że zbłądził. Kiedy jego PSG skompromitowało się w rewanżowym meczu z Barceloną w Lidze Mistrzów, trwoniąc czterobramkową przewagę z pierwszego meczu i dostając 1:6 w plecy, on w pierwszej kolejności powiedział, że nie jest zdziwiony, bo „Barca ma swoich szeregach piłkarzy zdolnych do robienia wielkich rzeczy”, w drugiej kolejności skrytykował pracę sędziów, a dopiero w trzeciej kolejności powiedział:

– No i na końcu, powinniśmy zagrać lepiej.

Autentycznie.

***

Rok później naszpikowane gwiazdami PSG mierzyło się w Lidze Mistrzów z Realem. Skończyło się porażkami 1:2 i 1:3. Emery podjął kilka dziwnych ruchów personalnych, ale na konferencji prasowej przyczyn klęski, znów, dopatrywał się w decyzjach sędziowskich.

Pisaliśmy wówczas:

– Arbiter faworyzował Real, podjął wiele decyzji na ich korzyść – lamentował zaraz po meczu. – Dało się to zauważyć w kwestiach takich jak rozdawanie zółtych kartek, dyktowanie rzutów wolnych po faulach czy przyznanie im karnego. A ręka Ramosa? Dla mnie to było przewinienie i powinniśmy otrzymać jedenastkę. Drużyna rozegrała dobry mecz, ale wynik tego nie oddaje. Z innym sędziowaniem, osiągnęlibyśmy lepszy rezultat – narzekał.

Widocznie Bask uważa, że podjął dobrą decyzję, wystawiając Lo Celso kosztem Diarry czy Pastore, choć Argentyńczyk okazał się być praktycznie najgorszym na boisku, co spowodowało z kolei całkowite rozchwianie taktyczne zespołu. A rozegrał aż 84 minuty! Widocznie trener sądzi, iż słusznie zdjął Cavaniego po nieco ponad godzinie gry, a za niego wpuścił Meuniera, choć na tablicy widniało wówczas 1:1. Wróciła karma za skrajny minimalizm.

Szkoleniowiec musiał uznać, iż do niczego nie przyda mu się Angel Di Maria, oceniając potencjał chyba najlepszy z rezerwowych PSG, który jednak przez 90 minut tylko oglądał mecz przez 90 minut marznąc na przydzielonym mu krzesełku. W końcu widocznie Emery twierdził, że z powodów taktycznych dobrze było posadzić na ławce Thiago Silvę i grać Kimpembe, choć tego wieczoru Presnel – według whoscored – nie wygrał ani jednego pojedynku główkowego i zaliczył tylko jeden odbiór. Przypominamy, piszemy o stoperze!

***

Unai Emery ma swoich ulubieńców, nie brakuje jego wyznawców wśród piłkarzy, ale przez lata kłócił się z wieloma podopiecznymi. Gael Kakuta zarzucał mu, że traktuje go jak „królika doświadczalnego” i preferuje „dziwacznie eksperymentalne metody treningowe”. Burzliwe relacje miał z Gerardem Deulofeu i Iago Aspasem, z których był wiecznie i ostentacyjnie niezadowolony, a z którymi potrafił się nawet kłócić podczas meczów. W Arsenalu zdarzyło mu się krytykować mentalność nowych zawodników, a zarazem dać horrendalną i niezasłużoną podwyżkę Mesutowi Ozilowi na kilka tygodni przed swoim odejściem.

Mało?

W PSG nie potrafił panować nad ego szatni pełnej gwiazdorskich manier. Na przykład w zażegnywaniu sporów między Matuidim a Krychowiakiem albo Aurierem, Kurzawą a Ben Arfę wyręczał go Thiago Silva. Żona brazylijskiego gwiazdora krytykowała Emery’ego na Instagramie za niewystawienie kapitana PSG w ważnym meczu, ironizując „Taktyka, taktyka, co to jest taktyka? Eh…”. Kiedy Cavani z Neymarem kłócili się o karnego, Emery nie był w stanie salomonowym wyrokiem tego rozsądzić, tylko rzucił, żeby panowie rozsądzili sprawę między sobą. Nie jest to zachowanie trenera pewnego swego.

***

Unai Emery dba o wszystkie szczegóły, wymaga maksymalnego przygotowania i obsesyjnej kompetencji. A zarazem we Francji i w Anglii nie był w stanie nauczyć się płynnie porozumiewać się ani w języku Moliera, ani w języku Szekspira. Niby znał podstawy, niby z prostym szatniowym językiem radził sobie nienagannie, niby nie był niemową, ale nie był też sobą. Jednym z najważniejszych elementów jego warsztatu jest bowiem płynność, z jaką opowiada o futbolu. Jest elokwentny, wygadany, przekonujący, pełen pasji. Ale do tych wszystkich godzinnych analiz, charyzmatycznych przemów w przerwie, konkretnych przekazów i całego swojego show potrzebuje własnego języka. Języka, którego brakowało mu w PSG i w Arsenalu.

We Francji nieco śmiano się z jego przesadnej gestykulacji na konferencjach prasowych, która miała zastępować nieznane słowa, w Anglii memem zostało jego „Good Ebening”.

– Kiedy mówiłem „Good Ebening” przy wygranej, było to zabawne, kiedy mówiłem „Good Ebening” przy porażce, stawało się to niegrzeczność. Świat piłki – tłumaczył.

I nie, Emery nie przegrał w PSG i nie przegrał w Arsenalu, bo nie znał języka. Ale to rysy na jego wizerunku perfekcjonisty. Nieprzypadkowo oczekiwania spełniał i spełnia tylko w klubach iberyjskich. Z pracy w Spartaku Moskwa musiał zrezygnować, bo na rosyjskim pokładzie wybuchł bunt piłkarzy wymierzony wprost w niego. Powody? Nieporozumienia komunikacyjne…

Tak, bo Lorca, Almeria, Valencia, Sevilla i Villareal

Na hiszpańskim gruncie Unai Emery jest nieprzeciętnym specjalistą.

***

Lorca Deportiva przejmował, kiedy miał 33 lata, na trzecim szczeblu rozgrywkowym. Klub był skromny, niewielki, pełen własnych wewnętrznych problemów i ani myślał o awansie do Segunda Division. Jesienią 2004/05 Emery jeszcze grał w nim w piłkę. Kończył już powoli swoją mocno przeciętną karierę, przydarzyła mu się kontuzja i myślał nad swoją przyszłością. Zwolnienie Quique Yagüe spadło mu jak z nieba. Mógł zacząć spełniać się w trenowaniu. A do tego szykował się od lat. Efekt?

Wiosna 2005: Czwarte miejsce w trzeciej lidze i wygrane baraże.

Sezon 2005/06: Walka o awans do La Liga do ostatniej kolejki Segunda Division.

W Almerii najpierw zrobił awans do La Liga, a potem zajął z nią ósme miejsce w elicie, mimo że jego zespół wskazywany był jako jeden z faworytów do spadku.

Villareal wygra w finale Ligi Europy

Kurs 4.40 w Fuksiarz.pl

***

W Valencii sprzątał po Ronaldzie Koemanie. Klub szukał swojej tożsamości. Odchodziły gwiazdy – Silva, Villa, Mata. Emery musiał łatać, mieszać, zastępować. Jak mu poszło? Pisaliśmy wówczas krótko: Świata nie zwojował, żadnego trofeum nie zdobył, ale wstydu i tak nie było.

Nazwisko wyrobił sobie w Sevilii. To tam na dobre wykrystalizował się jego styl. Widzieliśmy Sevillę przebojową i efektowną, ale też Sevillę wyrachowaną i pragmatyczną. Pokazywano mu tę ikonografikę:

Ale zarazem trudno, żeby w Sevilli podejmował równorzędną walkę z Atletico, Barceloną i Realem, a broniło go zapełnianie klubowej galerii kolejnymi trofeami – trzema z rzędu pucharami Ligi Europy. A o to właśnie w piłce chodzi, tak uważa Emery. Emery, który w Sevilli zaczął być zauważany jako jeden z najzdolniejszych fachowców młodego pokolenia. Jako gość, który pochłania piłkę nożną, którą idealnie wpisuje się w nowoczesny nadchodzący trend trenerów-laptopowych, dla których najważniejszą wartością jest praca i kontrola.

W Villareal zaś na pierwszej konferencji prasowej powiedział, że przyszedł tutaj, żeby coś wygrać. Brzmiało to nieco śmiesznie, nieco banalnie, ale, no, miał rację. Bilans ma średni – 31 zwycięstw, 15 porażek, 11 porażek. Fernando Roig, prezydent klubu, spodziewał się czegoś bardziej spektakularnego. Siódme miejsce w La Liga to wynik rozczarowujący. Ekipa Emery’ego nie mogła ustabilizować formy, wygrywać większymi seriami, zawsze i wszędzie przekonywać stylem. Ale jak Emery powiedział, to może zrobić, bo przy okazji Villareal doprowadził do finału Ligi Europy.

I ma prawo marzyć o zwycięstwie.

Nie, bo PSG i Arsenal

W PSG miał wygrywać. Paryż był dla niego nagrodą za lata pracy w mniejszych klubach. Nasser al-Khelaifi widział w nim szefa sportowego projektu na lata. Pasował – młody, dynamiczny, elokwentny, nowoczesny. Dostał grube pieniądze na transfery. Wzmocniono mu każdą pozycję. Ściągnięto mu Neymara i Mbappe. Zostawiono wolną rękę w budowaniu potęgi. Warunek był jeden – wygrać wszystko. Ligę Mistrzów też.

Takie były oczekiwania.

Rzeczywistość wyglądała tak, że dwa razy odpadł w 1/8 Ligi Mistrzów, a w swoim pierwszym paryskim roku dał sobie odebrać mistrzostwo rozpędzonemu AS Monaco. Odchodził w niesławie. Z poczuciem niespełnionego obowiązku, nieokiełznania gwiazdorskiej szatni PSG i nieudanym podejściu do piłki największego kalibru.

Lądowanie miał miękkie.

***

Arsenal. Klub nieco podupadły, z tęsknotą wspominający złote czasy, niewydający wielkich pieniędzy na transfery, ale też miejsce z tradycją, z oczekiwaniami, z bazą kibicowską i niezłymi piłkarzami. Emery wchodził w buty Arsene Wengera. Miał zostać jego następcą na lata.

I co?

W październiku 2018 roku fani Arsenalu byli nim zachwyceni. Trwała seria kilkunastu meczów bez porażki. Kanonierzy grali szczęśliwy, efektowny i wesoły futbol. Wygrywali. Trybuny skandowały: „Mamy swój Arsenal z powrotem”. Było dobrze.

W listopadzie 2019 fani Arsenalu się od niego odwrócili. Skandowali: „Emery musi wylecieć” albo „Emery, rano już cię nie będzie”. Było źle. Musiał odejść.

Unai Emery, jak zwykle, szukał winy wszędzie, tylko nie w sobie. Narzekał na transfery, na klimat angielskiej piłki, na poszczególnych zawodników, na brak liderów i kapitanów. Ponoć brakowało mu pleców.

– W Sevilli miałem Monchiego, w PSG Nasser al-Khelaifi chronił mnie w szatni i publicznie. A w Arsenalu nie było nikogo takiego. Podchodzili do mnie jak do Wengera, który robił wszystko i był wszystkim, a ja taki nie jestem. Nikt nie stał za mną przed fanami, przed szatnią. Czułem się samotny – opowiadał.

A wielcy, i taka jest rzeczywistość, bywają samotni i muszą z tą samotnością żyć.

Nie, bo Liga Mistrzów

Unai Emery nigdy nie podbił Ligi Mistrzów. Wszystkie jego podejścia:

  • 10/11: 1/8 z Valencią
  • 11/12: grupa z Valencią
  • 12/13: grupa ze Spartakiem
  • 15/16: grupa z Sevillą
  • 16/17: 1/8 z PSG
  • 17/18: 1/8 z PSG

Nie wygląda to dobrze. Ale przynajmniej jest królem Ligi Europy.

Tak, bo Liga Europy

Nie ma lepszego ambasadora tych rozgrywek niż Unai Emery. Liga Europy często traktowana jest jako rozgrywki pocieszenia, młodszy i gorszy brat Ligi Mistrzów. Wielu trenerów, wielu piłkarzy, wiele klubów nie podchodzi do niej poważnie. A Emery tak. Tu znalazł swoją niszę, tu jest najlepszy, tu wygrywa.

Wszystkie finały Emery’ego w Lidze Europy:

  • 2014: zwycięstwo (Sevilla 4:2 Benfica)
  • 2015: zwycięstwo (Sevilla 3:2 Dnipro)
  • 2016: zwycięstwo (Sevilla 3:1 Liverpool)
  • 2019: porażka (Arsenal 1:4 Chelsea)
  • 2021: ? (Villarreal vs Manchester United)

Dość powiedzieć, że od 2013 roku Emery poprowadził dwadzieścia dwa dwumecze w fazie pucharowej Ligi Europy. Wygrał wszystkie. Serio. To coś wielkiego. Finały jednak, uwaga – banał, rządzą się swoimi prawami. Tu można wygrać, tu można przegrać, prawidła nie grają żadnej roli. Unai Emery, wieczorem w Gdańsku, dalej będzie definiował się jako wielki trener.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...