Po prawie jedenastu latach spędzonych w Borussii Dortmund, Łukasz Piszczek oficjalnie wraca do Polski. Przez moment mogliśmy się jeszcze łudzić, że może pod wpływem impulsu zmieni swoją decyzję, choć tak naprawdę próżno było na to liczyć. Były reprezentant Polski postanowił odejść na własnych zasadach, przede wszystkim w blasku triumfu w Pucharze Niemiec. Jednak wciąż jest nam trudno uwierzyć, że jeszcze tylko ten jeden, ostatni raz zobaczymy go na prawej flance defensywy BVB. Nastąpi to już jutro – podczas domowego meczu Bundesligi z Bayerem Leverkusen. Z tej okazji przedstawiamy jego najważniejsze momenty w dortmundzkiej ekipie.
Mistrzostwo Niemiec 2010/11
Tamten sezon bez wątpienia okazał się przełomowy dla Łukasza Piszczka. Jeżeli ktoś stwierdziłby, że punktem zwrotnym w karierze Polaka, było przesunięcie go wcześniej przez Luciena Favre’a na prawą obronę, z pewnością wybroniłby swoją tezę. Ale tak naprawdę podczas pierwszego roku gry dla BVB reprezentant Polski pokazał swój ogromny potencjał jako zawodnik linii defensywnej.
Zresztą, namacalnie doświadczył, jak bardzo los może być przewrotny. Przecież zanim został graczem dortmundzkiej ekipy, zaliczył z Herthą Berlin spadek z Bundesligi. Akurat „Piszczu” należał do niewielkiego grona graczy stołecznej drużyny, którzy nie musieli ze wstydu chować się w katakumbach Olympiastadion. I tak dość sporym zaskoczeniem było to, że znalazł angaż w BVB. Zatem, dlaczego wylądował na Signal Iduna Park? Otóż został sprowadzony za darmo i miał stanowić alternatywę dla Patricka Owomoyeli. Gdyby jakiś kibic wtedy powiedział, że zostanie legendą klubu, a przygoda będzie trwać aż 11 lat, raczej zostałby uznany za pozbawionego rozumu.
Z początku pełnił funkcję zawodnika rezerwowego – albo zastąpił kogoś w atak, albo wszedł na skrzydło. Taka trochę zapchaj dziura. Ale po zaledwie kilku kolejkach poważnej kontuzji doznał Owomoyela i na stałe wskoczył do podstawowej jedenastki. No i znakomicie wykorzystał szansę. Stał się kluczowym graczem pewnie kroczącej po mistrzostwo Niemiec drużyny Jurgena Kloppa. W tej edycji rozgrywek zaliczył siedem asyst. Nie Jakub Błaszczykowski, nie Robert Lewandowski, który z powodu spektakularnych pudeł często gościł w nagłówkach niemieckiej prasy, a Łukasz Piszczek był najbardziej wyróżniającym się naszym zawodnikiem.
Bramka z Schalke Gelsenkirchen – 14.04.2012 r.
Ówczesna BVB była jedną z najbardziej zjawiskowych drużyn na początku tamtej dekady. Słynny „heavy metal” Kloppa i ofensywny rozmach ekipy z Zagłębia Ruhry na stałe pozostał w świadomości kibiców. O ile już w poprzednim mistrzowskim sezonie Piszczek prezentował się znakomicie, tak podczas drugiego rok pobytu w Dortmundzie potwierdził wielkiej klasę. Warto wspomnieć, że to też nie były czasy, gdy polscy piłkarzy brylowali w praktycznie każdej topowej lidze zagranicznej. A tu proszę – Lewandowski zaczął strzelać jak na zawołanie, a Błaszczykowski z Piszczkiem na prawej flance BVB robili marmoladę z rywali. Polskie trio leczyło nas wówczas z kompleksów i dawało – jak się potem okazało złudne – nadzieje, że Euro 2012 będzie udane dla naszej reprezentacji.
Generalnie z tamtego sezonu można byłoby wskazać wiele znakomitych momentów dla Łukasza Piszczka. Borussia oostatecznie obroniła paterę mistrzowską, w finale DFB Pokal brutalnie przejechała się po Bayernie – wygrała 5:2, „Lewy” zaliczył hat-tricka, Błaszczykowski i Piszczek zaliczyli asysty. Genialny występ naszych reprezentantów. Natomiast koniecznie należy przywołać trafienie Polaka z derbowego meczu z Schalke. Po pierwsze – nie zdobywał często bramek dla BVB (19). Po drugie – gol w derbach zawsze smakuje wyjątkowo. Po trzecie – naszym subiektywnym zdaniem to najładniejsze trafienie Piszczka w żółto-czarnych barwach.
Cudowny wolej na wagę remisu, który przybliżał Borussię do końcowego triumfu w lidze.
Dwumecz z Realem Madryt w 1/2 finału Ligi Mistrzów – sezon 2012/13
Oczywiście, że tamtą słynną półfinałową rywalizację zawsze będziemy wspominać przez pryzmat czteropaka Roberta Lewandowskiego. Można się zastanawiać, czy wtedy, a może rok wcześniej, podczas finału Pucharu Niemiec, zapowiedział całemu światu, że w kilka lat późnej stanie się najlepszym napastnikiem na świecie. Jednak po dziś dzień jest to najlepszy indywidualny występ polskiego zawodnika w Champions League.
Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
Z kolei nieco w cieniu kapitalnego osiągnięcia „Lewego”, Łukasz Piszczek dwa razy zaprezentował wręcz światową klasę. Po prostu nakrył czapką Cristiano Ronaldo, który nie był w stanie przy nim rozwinąć skrzydeł. Portugalczyk to dopiero ma pecha do naszych prawych obrońców – jak nie Grzegorz Bronowicki w Chorzowie, to Piszczek w barwach BVB. Polak miał ogromny wkład w awans do finału na Wembley. Znajdował się wówczas w formie życia. Tylko że te występy były okupione ogromnym ryzkiem. „Piszczu” bowiem od dłuższego czasu zmagał się z urazem biodra. Trochę oszukiwał organizm, ciągle walczył z bólem. Po sezonie konieczna była operacja, a lekarz wykonujący zabieg stwierdził wówczas, że istnieje 50% szans na to, że wróci na boisko. Sprawa była niezwykle poważna.
Być może, gdyby nie uraz, zabieg i kilkumiesięczna rehabilitacja, przeszedłby do Realu Madryt. Jose Mourinho był wielkim orędownikiem jego transferu. Cała saga trwała zresztą kilka okienek transferowych. Jasne, teraz to już sfera gdybologii, niemniej jednak w tamtym czasie Piszczek znajdował się w TOP3 prawych obrońców na świecie.
250. występ w Bundeslidze – 26.08.2017 r.
Przez bardzo długi czas polskim zawodnikiem, który miał na swoim koncie największą liczbę występów w najwyższej niemieckiej klasie rozgrywkowej był Tomasz Wałdoch. Ikona Schalke Gelsenkirchen zagrała w 249 meczach Bundesligi. Ostatni raz pojawił się na placu gry w 2006 r. Jego rekord przetrwał jedenaście lat, aż wreszcie padł łupem Łukasza Piszczka. Akurat tak się złożyło, że obrońca BVB wskoczył na szczyt tej klasyfikacji po występie z Herthą Berlin, czyli z drużyną, w której zadebiutował w tej lidze. Aby uzbierać 250 spotkań na tym poziomie, potrzebował dziesięciu lat. Pierwszy występ dla Starej Damy zanotował 11 sierpnia 2007 roku – z Eintrachtem Frankfurt (0:1).
Co ciekawe – podczas tego pięknego jubileuszu założył też opaskę kapitańską. Tuż przed przerwą z powodu kontuzji Sokratis Papastatopulous musiał opuścić murawę, a w ten czas Piszczek przejął jego obowiązki. W dodatku Borussia wygrała 2:0, tak więc w jego przypadku nastąpiła pełna kumulacja pozytywnych okoliczności.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Pierwszy gol w Lidze Mistrzów – 08.12.2020 r.
Może i Piszczek strzelał piękniejsze bramki w swojej karierze. Może i to trafienie nie miało wielkiej wagi dla całej drużyny. Wszak była to ostatnia kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów, czyli mecz o pietruszkę. Ale dla niego gol w meczu z Zenitem St. Petersburg stanowił ogromną wartość. Na trafienie w najbardziej elitarnych europejskich rozgrywkach klubowych musiał bowiem czekać aż do tego sezonu. Była to jego dziewiąta edycja Champions League, w której miał okazję wystąpić. Przez ten czas uzbierał 52 mecze, ale wcześniej ani razu nie udała mu się ta sztuka. A przecież we wcześniejszych latach znajdował się w kapitalnej formie, asystował przy bramkach.
W tym sezonie już ewidentnie zszedł na drugi plan. W rundzie jesiennej Bundesligi złapał raptem kilkanaście minut, lecz w Lidze Mistrzów od Luciena Favre’a dwa razy dostał szansę do gry od pierwszej minuty. I wykorzystał ją. Jak się potem okazało, był to jego ostatni występ w tych rozgrywkach. W dodatku okraszonym bramką. Piszczek po prostu potrafi w pożegnania.
Triumf w Pucharze Niemiec – 12.05. 2021 r.
Czy można wymarzyć sobie rozstanie z klubem w lepszych okolicznościach? Śmiemy wątpić. Na samym finiszu ligowych rozgrywek w wyniku kontuzji Mateu Moreya wskoczył do podstawowego składu, a nasz rodak jest talizmanem dla BVB – gdy znajduje się na placu gry, drużyna z Dortmundu nie przegrywa. Nie żegna się z zespołem jako zawodnik od atmosfery, ale jako ważny gracz, który ma wpływ na wyniki. Natomiast finał Pucharu Niemiec stanowił niepowtarzalną okazję, by mógł zejść z pokładu jako triumfator, w blasku wielkiej wygranej.
Piszczek kolejny raz wspiął się na wyżyny swoich możliwości – od niemieckiej prasy otrzymał bardzo wysokie noty. Jednak najbardziej istotne jest to, co wydarzyło się zaraz po końcowym gwizdku. Cały zespół podbiegł do wzruszonego Polaka i w ramach uznania zaczął go podrzucać. Zawodnicy w wywiadach pomeczowych podkreślali, jak dużym szacunkiem i podziwem darzą jego osobę. A sam widok „Piszcza” unoszącego pokaźne trofeum, to najlepszy możliwy epilog pięknej historii, którą pisał przez ponad 10 lat występów dla BVB.
Jak już schodzić ze sceny, to właśnie w takim stylu. Tak właśnie rozstaje się z zespołem żywa legenda Borussii.
fot. Newspix