Reklama

Bartosz Nowak: W tym sezonie nie grałem nawet na 50 procent swoich możliwości

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

15 maja 2021, 11:26 • 10 min czytania 10 komentarzy

Bartosz Nowak rok temu zamienił Stal Mielec na Górnika Zabrze i można powiedzieć, że za nim przyzwoity sezon. Rewelacyjny na początku, później bywało różnie, ale całościowo wstydu nie ma (4 gole, 3 asysty, 2 kluczowe podania). Mimo że dla 27-letniego pomocnika był to dopiero drugi sezon w Ekstraklasie, nie jest on zadowolony ani z siebie, ani z tego, gdzie finiszuje Górnik i mówi wprost, że ambicje ma znacznie większe. Rozmawiamy o tym, co i dlaczego nie funkcjonowało, w jakich aspektach Nowak czuje największy żal w swoim kontekście, jakiego wygórowanego celu nie zrealizował, gdzie ma największe rezerwy i dlaczego porażka z Wisłą Płock okazała się tak bolesna, że pozwolił sobie na emocjonalną wypowiedź przed kamerami. Zapraszamy. 

Bartosz Nowak: W tym sezonie nie grałem nawet na 50 procent swoich możliwości
Został jeden mecz do końca, ale sportowo w Górniku już niewiele może się zmienić, więc czas na pewne podsumowania. Odczuwasz więcej smaków słodkich czy gorzkich patrząc na ten sezon?

U mnie chyba jednak przeważają gorzkie. Nie mówię już o nawet o samym starcie, ale patrząc na to, jak wyglądał cały sezon, mogliśmy walczyć o wyższe cele. Dużo było meczów, w których powinniśmy lub mogliśmy zapunktować, a tego nie robiliśmy i teraz tych punktów brakuje, więc walczymy jedynie o dziewiąte miejsce. Wiadomo, że skoro możemy być na nim zamiast na jedenastym, to chcemy je zająć, ale nie jest to osiągnięcie, które nas zadowala.

Czyli przed startem rozgrywek jasno mówiliście sobie o ambitniejszych celach?

Cele drużynowe zazwyczaj są ustalane po pierwszej rundzie. Teraz tym bardziej nie było wiadomo, czego się spodziewać. Pierwszy od dawna sezon z trzydziestoma kolejkami, gdzieś tam w tle ciągle koronawirus, zaszło kilka zmian w składzie, wdrożyliśmy nowe ustawienie. Nikt nie wiedział, jak to wypali. Mogę mówić za siebie, o celach, która stawiałem przed sobą, przychodząc do Górnika. Bardzo chciałem powalczyć o wyższe lokaty. Przynajmniej o tę czwartą, która dziś dawałaby pucharowe eliminacje. No i odczuwam niedosyt, bo mam przekonanie, że było to w naszym zasięgu. Uważam, że jesteśmy naprawdę fajną drużyną, z dużym potencjałem, ale nie do końca go wykorzystaliśmy. O to mam do siebie pretensje.

Rewelacyjny początek sezonu paradoksalnie wam zaszkodził? Tak rozbudziliście apetyty, że potem nawet stany średnie mogły być odbierane jako porażka.

Może coś w tym jest. Na początku zaskoczyliśmy wszystkich, również trochę siebie. Nie zakładaliśmy, że od pierwszego meczu będzie nam to tak dobrze wychodzić. Później rywale zaczęli nas traktować trochę inaczej, w inny sposób podchodzili do meczów z Górnikiem. Nawet drużyny, które lubiły dominować i rozgrywać piłkę od tyłu, przeciwko nam tego nie robiły. Nasz plan zakładał wysoki pressing, cały czas graliśmy tak samo i od pewnego momentu efekty były słabsze. W kilku spotkaniach brakowało nam dodatkowej iskry. Ale nie szedłbym w narrację, że chodziło tylko o rozczytanie przez rywali. Gdybyśmy nadal znajdowali się w tak dobrej dyspozycji i realizowalibyśmy wszystkie założenia, tak czy siak moglibyśmy wygrywać.

Górnik Zabrze wygra na wyjeździe z Lechem?

Kurs 4.50 w Fuksiarz.pl

Reklama
Chwilami odnosiło się wrażenie, że Górnikowi brakuje planu B. Jeżeli wyjściowe założenia się nie sprawdzały, nie za bardzo mieliście alternatywę.

Mam do siebie pretensje, że w momentach, w których główny plan nie wypalał, ja – i generalnie nasi zawodnicy ofensywni – nie potrafiłem wziąć ciężaru gry na własne barki, za mało jakości dawałem zespołowi. Dopiero co pół żartem, pół serio mówiłem, że mimo bardzo słabego punktowania przez drugą połowę sezonu, wystarczyłoby wygrać dwa mecze więcej i nadal bylibyśmy w grze o puchary. To tylko pokazuje, jak wysoko mógł nas zaprowadzić ten udany początek.

Mówisz, że wy, zawodnicy ofensywni, chwilami dawaliście za mało. Czy to znaczy, że na papierze jednak mieliście plan B?

Do każdego meczu przygotowywaliśmy się podobnie. Patrzyliśmy przede wszystkim na siebie, a nie na przeciwnika. Wiadomo, analizy dotyczące rywali też były, ale niczego mocniej nie zmienialiśmy pod konkretny mecz. Przez cały sezon chcieliśmy grać po swojemu, szlifować nasz plan i nieustannie rozwijać się w tę stronę. Piłkarze ofensywni w założeniu mają tu dawać coś ponad punkt wyjścia, a nie zawsze tak było.

Po tobie też było widać spadek formy. W pierwszych kolejkach nabijałeś sobie liczby, natomiast w tym roku zaliczyłeś tylko jedną asystę.

Nawet już nie patrzę na te statystyki, bo tylko bym się denerwował. Dawno nie miałem tak słabego roku w ofensywnych konkretach. Wydaje mi się, że mimo wszystko tych sytuacji mieliśmy całkiem sporo. To pokazuje, że nieraz brakowało odrobiny szczęścia i chłodnej głowy przy finalizacji akcji, co przełożyłoby się na wynik drużynowy. Brakowało nam wszystkim, czyli mi także, skuteczności w polu karnym. Nie wiem, czy był taki mecz, w którym przeciwnik z nami przeważał, był danego dnia w lepszej formie, lecz to my byśmy wygrali. Jeżeli już wygrywaliśmy, to zazwyczaj byliśmy zespołem lepszym, stwarzającym sobie więcej sytuacji. Gdy mieliśmy gorszy dzień, nie potrafiliśmy wyszarpywać punktów. To była jedna z naszych bolączek.

Z czego ona wynika? Od razu nasuwa się myśl, że z braku doświadczenia.

To są takie ogólniki… Uważam, że jest u nas w szatni kilku naprawdę doświadczonych piłkarzy i to nawet nie tyle w kwestii samego wieku, co samych występów w Ekstraklasie czy ligach zagranicznych. Myślę, że po ostatnim meczu trenerzy przeprowadzą analizy, które sprawią, że w następnym sezonie nie będziemy popełniali tych samych błędów.

Mówiliśmy, że w tym roku brakowało ci liczb. Ten fakt oddawał jakość twojej gry czy często chodziło tylko o to, że na przykład kolegom brakowało skuteczności? Gdyby ostatnio z Jagiellonią Boakye po twoim podaniu trafił do siatki zamiast w poprzeczkę, już byłoby lepiej.

To jest ten ułamek szczęścia. Mówi się, że jak idzie, to idzie. Na początku sezonu wpadały nam gole nawet z bardzo nieoczywistych sytuacji. Chociażby strzał Manneha w Mielcu, który mógłby być nominowany do miana bramki sezonu. Wtedy żarło u nas wszystkim. Teraz przez długi czas było inaczej. W dwóch ostatnich meczach Richmond dwukrotnie w niemal identycznych sytuacjach po moich dośrodkowaniach trafiał w poprzeczkę. Piłka odbijała się i wychodziła w pole. Myślę, że na starcie sezonu odbijałaby się i przekraczała linię bramkową. Brakuje nam odrobiny więcej szczęścia i nieco bardziej chłodnej głowy przy wykończeniu. I to nie tylko „Ricziemu”.

Reklama

Odczuwam niedosyt, bo mam poczucie, że nawet w tym sezonie mogłem wykręcić liczby podobne do lat ubiegłych. Pokazują to statystyki stworzonych sytuacji czy kluczowych podań. Tak samo Górnik odczuwa zespołowy niedosyt, bo wszyscy czujemy, że można było zrobić coś więcej.

Indywidualnie zakładałeś double-double przed sezonem?

Nooo… tak! Jakkolwiek śmiesznie to teraz brzmi, to właśnie tak zakładałem. Zawsze przed sezonem mam cel indywidualny i cel drużynowy, o którym nie mówię na głos. W tym sezonie niestety żadnego z nich nie zrealizowałem.

Po niedawnym 0:2 z Wisłą Płock mówiłeś przed kamerami Canal+, że jest ci wstyd za to, co zagrałeś. To był moment największego rozgoryczenia w tym sezonie?

Jeżeli kolejny raz nie wychodzi – a to był szósty mecz z rzędu bez zwycięstwa, z czego czwarta porażka – i na dodatek grasz u siebie z drużyną, która w tabeli znajduje się niżej, to wiadomo, że bardzo chcesz wygrać. Wszyscy chcieliśmy, a w ogóle nie było tego widać na boisku. Mieliśmy tylko fragmenty niezłej gry, zdecydowanie za mało. Powiedziałem to, co czułem. Wiadomo, działo się to w emocjach. Dzień czy dwa później podczas analizy dostrzeżesz więcej szczegółów i jakieś pozytywy też wychwycisz. Negatywów tym razem było jednak znacznie więcej. Wisła robiła wszystko, żeby na finiszu nie wmieszać się jeszcze do walki o utrzymanie. Grała nisko, grała prosto i bardzo agresywnie. To w tamtym dniu na nas wystarczyło. Ten fakt bolał mnie najbardziej.

Czułeś w szatni zwiększoną odpowiedzialność? Nie miałeś dużego doświadczenia w Ekstraklasie, ale rocznikowo znajdowałeś się w starszyźnie zespołu.

Z mojego rocznika są Erik Janża, Jesus Jimenez czy Michał Koj, starsi są Martin Chudy i Romek Prochazka. Staramy się z resztą dłużej grających chłopaków pomagać młodszym, dopiero zaczynającym z ligowym graniem. W Ekstraklasie przed sezonem miałem tylko 17 meczów, ale to nie znaczy, że nie jestem doświadczony. W I i II lidze łącznie rozegrałem blisko 200 spotkań, trochę już w tej piłce przeżyłem. A kontaktu z Ekstraklasą nigdy nie straciłem. Od dawna regularnie ją oglądam. Myślę, że wyszedłby co drugi mecz. Jeśli więc mogę jakoś doradzić, zwłaszcza w trudnych chwilach, to nie uciekam od tego.

Wiosną nawet na kilka tygodni straciłeś miejsce w składzie. Jeszcze bardziej zasuwałeś na treningach czy może zacząłeś więcej rozmyślać i analizować?

To był trudny okres. I dla mnie, bo nikt nie lubi siedzieć na ławce – zwłaszcza że całą rundę grałem regularnie – i dla drużyny, bo wyniki w tym roku mieliśmy słabe. Trener szukał różnych ustawień personalnych, a ja cały czas starałem się dobrze trenować i znaleźć optymalną formę. Czekałem znowu na swój moment.

Czyli czułeś, że decyzja Marcina Brosza była na swój sposób logiczna, że z czegoś wynikała?

W danym momencie każdy zawodnik chce grać i uważa, że ta gra mu się należy. Swoją postawą w meczach i na treningach chciałem pokazywać, że na ten skład zasługuję. Myślałem, że tak było, trener widział to inaczej. Pozostawało mi dalej robić swoje. Nie obrażałem się i z czasem wróciłem do regularnego grania.

Na pewno Górnik nie ma problemów z przygotowaniem fizycznym. Biegacie najwięcej w lidze, a w klasyfikacji sprintów na mecz jesteście na szóstym miejscu. To najbardziej intensywne granie z jakim masz do czynienia?

Tak, bez dwóch zdań. W Górniku mam najtrudniejsze i najmocniej dające w kość treningi. Każdy trening odbywa się na bardzo wysokiej intensywności, jest dużo sprintów i pressingów. Od początku tygodnia wszystko jest już ukierunkowane na najbliższy mecz, pod wynik i zwycięstwo. Myślę, że fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani. Ja czuję się pod tym kątem bardzo dobrze. Momentami słabiej czułem się piłkarsko i o to jestem na siebie zły. Muszę jeszcze więcej popracować, żeby znów czuć się swobodnie z piłką tak, jak wcześniej.

Skąd się brał ten brak swobody?

Nie wiem. Nie ma jednej przyczyny. Teraz nie jestem w stanie stwierdzić. Został ostatni tydzień tego sezonu, więc niewiele już mogę zrobić. Mogę jedynie wyluzować i spróbować pokazać to, co mam najlepszego. Chcę to poprawić w nowym sezonie, żeby ponownie czuć się pewnie przy piłce. To zawsze było moim atutem.

Mówiliśmy na wstępie, że smaków gorzkich jest więcej niż słodkich, ale jednak tych drugich też trochę było.

Jasne. Początek sezonu, później pojedyncze mecze też fajnie nam wychodziły. Po tych paru kolejkach i my, i kibice mieliśmy apetyt na coś większego, na znacznie więcej zwycięstw. A nieraz sama gra była w porządku, tylko brakowało kropki nad „i”, tak jak niedawno na Cracovii czy Pogoni. Jeden błąd powodował utratę gola, całościowo nie byliśmy zespołem gorszym.

Czyli nie masz obaw o przyszłość tego zespołu? Gdyby liczyć od 5. kolejki – jesteście na przedostatnim miejscu. Za rundę wiosenną – na ostatnim.

Nadal mam w pamięci nasze zwycięstwa, w których pokazywaliśmy naprawdę dobrą piłkę. To jeszcze nie do końca uwolniony potencjał. Każdy po sezonie wyciągnie swoje wnioski i będzie wiedział, co trzeba zrobić lepiej w nowych rozgrywkach.

Wyczuwam z naszej rozmowy, że rozsadza cię ambicja. Nie satysfakcjonuje cię sam fakt trafienia do Ekstraklasy, pojedyncze przebłyski, strzelenie paru goli czy zaliczenie paru asyst.

To jest mój największy ból: czuję, że nie grałem nawet na 70 procent swoich możliwości. Ba, nawet nie na 50 procent, jeśli mówimy o ofensywie. I o to mam do siebie pretensje. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że rozegrałem trzy czy cztery dobre mecze, po których spojrzałem w lustro i powiedziałem, że było fajnie. A tak to zawsze jakieś uwagi do siebie miałem. Dawniej nawet przy słabszych występach dawałem konkrety, teraz rzadko się tak działo.

To po których meczach patrzyłeś tak w lustro?

Na przykład po Legii, Lechii, Stali. Było też kilka meczów całkiem dobrych, ale także trochę słabszych, w których byłem nijaki. Tego nie lubię. Będę chciał te proporcje zmienić. Jestem ambitnym zawodnikiem. Do Górnika nie przyszedłem tylko dlatego, żeby być w Ekstraklasie. Przyszedłem tu, gdzie mnie najbardziej chcieli oraz gdzie uważałem, że mogę powalczyć o coś więcej niż środek tabeli. Wierzę, że w następnym sezonie w większym stopniu te ambicje zaspokoimy.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

10 komentarzy

Loading...