Wow, tego się nie spodziewaliśmy. Jasne, Torino to w tym sezonie jeden z najsłabszym zespołów w Serie A, ale żeby przerżnąć u siebie 0:7 z Milanem, dalekim już do formy z jesiennej części rozgrywek? Szok!
Turyńczycy wyszli na dzisiejsze spotkanie w mocno rezerwowym składzie – stąd między innymi obecność Karola Linettego w podstawowej jedenastce – i widać było, że najwyższą wagę przywiązują do kolejnych spotkań ligowych. No ale można było jednak oczekiwać, że postawią Milanowi jakikolwiek opór. Tak się nie stało. Rossoneri wyszli na prowadzenie już w 19 minucie meczu, zaraz potem dołożyli gola na 2:0. Ustawili sobie mecz. Ofensywa mediolańskiej ekipy hulała całkiem nieźle, pomimo nieobecności kontuzjowanego Zlatana Ibrahimovicia.
Prawdziwa strzelanina rozpoczęła się jednak dopiero po przerwie. Rozpędzony Milan strzelił w drugiej połowie aż pięć goli, z czego trzy na swoim koncie zapisał Ante Rebić. Jeden z bohaterów ostatniego zwycięstwa nad Juventusem. Można powiedzieć, że Rossoneri podbili Turyn – najpierw 3:0 na wyjeździe z Juve, teraz 7:0 z Torino. Dziesięć bramek w dwóch spotkaniach, mnóstwo naprawdę spektakularnych akcji.
Choć trzeba przyznać, że defensywa Torino w dzisiejszym meczu była – delikatnie rzecz ujmując – niepoważna. Spójrzcie, to gol numer pięć:
Generalnie jednak – przed Milanem czapki z głów. Jeśli wracać do Ligi Mistrzów, to w takim stylu.
TORINO 0:7 MILAN
(T. Hernandez 19′ 62′, F. Kessie 26′, B. Diaz 50′, A. Rebić 67′ 72′ 79′)
fot. NewsPix.pl