Sobotni remis Podbeskidzia z Wisłą Płock oznacza, że jeżeli Stal Mielec pokona dziś Legię Warszawa, to na kolejkę przed końcem zapewni sobie utrzymanie w Ekstraklasie. Wtedy od jej meczu we Wrocławiu na zakończenie sezonu już nic by nie zależało. Oczywiście łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić, ale widzimy kilka promyków nadziei dla zespołu beniaminka.
Legia nadal jest zdecydowanym faworytem tego spotkania. Dopiero co została mistrzem Polski, w lidze pozostaje niepokonana od trzynastu kolejek, a od pięciu meczów nie dała sobie strzelić gola. Po raz ostatni coś w jej siatce wylądowało 3 kwietnia, gdy Pogoń Szczecin uratowała honor, zmniejszając rozmiary porażki z 0:4 na 2:4.
Nie znaczy to, że w przypadku Stali nie ma żadnych pozytywnych punktów zaczepienia. Są i to więcej niż niektórym się wydaje.
Stal już w tym sezonie wygrała z Legią
To oczywiście argument najbardziej konkretny. Mielczanie pokonali “Wojskowych” na zakończenie jesiennego grania i to przy Łazienkowskiej, gdy drużyna Czesława Michniewicza też znajdowała się w gazie. Miała wówczas passę dziewięciu meczów bez przegranej (siedem zwycięstw, dwa remisy). Mimo to doszło do sensacji, Stal wygrała 3:2, wszystkie gole strzelając po rzutach karnych. Tego występu z pewnością nie zapomni Łukasz Zjawiński, który wywalczył komplet jedenastek.
Legia nie wystawi optymalnego składu
Z różnych względów w Mielcu nie wystąpi trzech bardzo istotnych zawodników w układance Michniewicza. Tomas Pekhart ma już wolne, żeby trochę odsapnąć przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy, na które powinien pojechać z reprezentacją Czech. Bartosz Slisz przeszedł zabieg dentystyczny, który wyklucza go na kilka dni z treningów. Luquinhas natomiast poleciał do Brazylii, żeby być przy żonie, lada dzień spodziewającej się narodzin dziecka.
Do tego w bramce znów ma stanąć Cezary Miszta. Dotychczas w Ekstraklasie nie zawodził, ale przeciwko tak zdeterminowanemu przeciwnikowi jeszcze nie grał.
Stal dorobiła się swojego patentu na gole
Mielczanie w trzech ostatnich meczach siali popłoch w defensywach rywali po wyrzutach z autu. W ten sposób strzelili zwycięskiego gola z Pogonią Szczecin i obie bramki z Lechem Poznań. Przeciwko Rakowowi już w pierwszych minutach po tym stałym fragmencie bardzo groźnie uderzał Marcin Flis. Schemat świetnie wyćwiczony, który może robić różnicę. A przy takim sytuacyjnym zamieszaniu łatwiej o jakieś błędy ze strony drużyny broniącej. Tutaj płynnie przejdziemy do punktu następnego…
Stoperzy Legii zawsze mogą coś wywinąć
Piłkarze Stali coś o tym wiedzą. W grudniu w Warszawie wszystkie trzy karne były na swój sposób kuriozalne (jeden dlatego, że był po prostu niesłuszny), a prawdopodobnie najgorszy mecz w barwach Legii rozegrał Artur Jędrzejczyk. On przez lata przyzwyczaił, że poniżej pewnego poziomu nie schodzi. W tym sezonie jednak mu się to zdarzało. Wiosną mniej więcej wrócił do równowagi i ustabilizował formę na niezłym poziomie, ale niezmiennie zapalnikiem bywa Mateusz Wieteska. W większości meczów popełnia on przynajmniej jeden poważny błąd. Nie zawsze ma to bolesne konsekwencje dla Legii, ale rywale już dobrze wiedzą, że w jego przypadku zawsze trzeba się spodziewać niespodziewanego. Trzeci do kompletu Mateusz Hołownia gwarantem wielkiej solidności nie jest, tak po prostu.
To wręcz kuriozalne, że wszyscy aktualnie grający stoperzy bezapelacyjnego przecież mistrza Polski mają średnią not w okolicach 4.50. Nie przez przypadek przeciwko Legii podyktowano w tym sezonie najwięcej rzutów karnych (8, żaden nie został obroniony). Trzy, jak wspominaliśmy, dotyczą Stali.
Legia będzie już rozluźniona
Taki argument to rzecz jasna potencjalny miecz obosieczny. Równie dobrze rozluźniona Legia zagra na jeszcze wyższym poziomie niż normalnie, bo presja zeszła, więc można sobie pozwolić na więcej, a kilku rezerwowych spróbuje się pokazać. Spotkanie z Wisłą Kraków, pierwsze po zdobyciu tytułu, dało jednak Stali nadzieję, że zespół z Łazienkowskiej już niekoniecznie będzie umierał na boisku. Delikatnie mówiąc, tydzień temu nie widzieliśmy maksymalnej mobilizacji po stołecznej ekipie i w efekcie będąca zupełnie bez formy “Biała Gwiazda” potrafiła zremisować.
Fot. FotoPyk