Trzeba to napisać otwarcie – w drugiej połowie meczu z Osasuną pachniało kolejnym remisem Realu Madryt w nieco dziwnych okolicznościach. Przecież w tym sezonie „Królewscy” wiele razy poprzez brak skuteczności głupio tracili punkty. Dzisiaj ich gra naprawdę mogła się podobać. Zaprezentowali wiele składnych akcji, nieszablonych zagrań, z tym że futbolówka za żadne skarby nie chciała wylądować w sieci. Jednak podopieczni Zinedine’a Zidane’a siłą woli w końcu wcisnęli bramkę po stałym fragmencie gry i ostatecznie wciąż są w grze o mistrzostwo Hiszpanii.
Real Madryt – Osasuna: bramkarz gości dokonywał cudów
Real wyglądał dziś bardzo dobrze. Generalnie to do przerwy powinien wypracować sobie co najmniej dwubramkową zaliczkę i spokojnie kontrolować spotkanie. Od samego początku niezwykle aktywny był Eden Hazard. Z łatwością mijał rywali, lecz zabrakło mu zimnej krwi w finalizacji akcji. W sumie to na wyżyny swoich umiejętności wspiął się golkiper gości – Sergio Herrera. Belg otrzymał znakomite podanie z głębi pola od Marcelo, ale jego strzał końcówkami placów zatrzymał właśnie Herrera.
Z chwilę Eder Militao uderzył głową i znowu Herrera popisał kapitalną paradą. „Królewscy” mogli się tylko złapać za głowy, patrząc na to, co wyczyniał na linii. Potem świetne prostopadłe podanie od Marco Asensio otrzymał Vincius Junior, nieźle przyjął sobie futbolówkę w polu karnym, lecz trafił w boczną siatkę. Przecież tu można było stawiać dolary przeciwko orzechom, że goście zaraz coś zmajstrują. Zresztą, kilka razy udało im się wyjść z groźną kontrą. Nie chowali się wyłącznie za podwójną gardą, tylko szukali sposobności, by przedostać się pod bramkę Realu.
I tuż przed przerwą przysnęło się defensorom Realu, a Chimy Avilla skierował piłkę do bramki. Natomiast sędzia boczny od razu podniósł chorągiewkę – napastnik znajdował się na pozycji spalonej. „Los Blancos” wrócili z dalekiej podróży.
Eder Militao bohaterem Realu
W drugiej odsłonie Real stracił ten ofensywny rozmach. Jasne, miał dość dużą przewagę, tylko nie przekładało się to na jakieś znakomite okazje bramkowe. „Królewscy” walili głową w mur i wydawało się, że spotkanie zakończy się ich kolejnym bezbramkowym remisem. Zidane wpuścił na plac gry Rodrygo, który nieco rozruszał ofensywę. Jednak inna zmiana okazała się kluczowa. W 72. minucie na placu gry pojawił się Isco i niespełna na kwadrans przed końcowym gwizdkiem idealnie dośrodkował na głowę Miliato, który zapewnił prowadzenie. Swoją drogą, do złudzenia przypominało to, jak nieobecny Sergio Ramos wielokrotnie – właśnie za sprawą trafienia po stałym fragmencie gry – ratował skórę kolegów.
Ale nie tylko golem przysłużył się do wygranej. Wcześniej interwencją wślizgiem zatrzymał groźną akcję Osasuny. Bez wątpienia jest on jednym z największych wygranych ostatnich tygodni w ekipie „Los Blancos”. Godnie zastępuje kontuzjowanego kapitana.
Real uniknął nerwowego finiszu, za sprawą kuriozalnego trafienia Casemiro. Otóż Karim Benzema błyskawicznie zabrał się z piłką, przebiegł z nią prawie całą połowę i zdecydował się na prostopadłe zagranie w pole karne, trochę takie podanie do nikogo, na stratę. Tylko że piłka odbiła się od stopy Brazylijczyka i wturlała się do bramki. W tamtym momencie było już pozamiatane.
„Królewscy” wygrali w pełni zasłużenie. Obserwowanie ich gry naprawdę sprawiało sporo przyjemności. Sprawa końcowego triumfu w La Liga wciąż jest otwarta. Do liderującego Atletico Real traci zaledwie dwa punkty. Zostały jeszcze cztery kolejki. W dodatku mało brakowało do tego, by ekipa Diego Simeone wypuściła z rąk wygraną – w doliczonym czasie Elche nie strzeliło karnego. Cóż, czekają nas kapitalne emocje na samym finiszu Primera Division.
Real Madryt – Osasuna Pampeluna 2:0 (0:0)
76′ E. Militao, 80′ Casemiro
fot. Newspix