Reklama

Ryan The Intern Mason – najmłodszy szkoleniowiec w historii Premier League

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

25 kwietnia 2021, 10:51 • 8 min czytania 5 komentarzy

Jose Mourinho był pierwszym szkoleniowcem klubu z Superligi, który został zwolniony. Był też pierwszym, który zarobił kilkadziesiąt milionów funtów. Był również tym, który Tottenham do tej Superligi wprowadził. No właśnie – był. A Ryan Mason jest, póki co – tymczasowo. 

Ryan The Intern Mason – najmłodszy szkoleniowiec w historii Premier League

Wciąż jednak to on napisze historię, być może większą niż ten, którego zastąpił. 29-letni szkoleniowiec jest najmłodszym trenerem w Premier League, najmłodszym trenerem w historii Tottenhamu. Jeszcze kilka lat temu kopał piłkę w angielskiej ekstraklasie, a teraz powierzono mu zadanie z gatunku misji samobójczych. Bo to nie tylko o Puchar Ligi idzie, nie tylko o miejsce w (ostatecznie) Lidze Mistrzów, ani nawet udobruchanie fanów po przebojach z Superligą.

Ryan Mason ma być głosem klubu, który w ostatnich miesiącach zaliczał spektakularny regres. Tottenham leciał na głowę, na kark, na nadgarstki i wyprostowane kolana. Ma być nowym głosem, ale przede wszystkim musi coś udowodnić. Kiedy bowiem w trybie natychmiastowym pożegnano się z Jose Mourinho, wiele osób sądziło, że Daniel Levy ma kogoś w zanadrzu i zaraz ogłosi, że Julian Nagelsmann poprowadzi jego klub od początku następnego sezonu. Godziny mijały, miliony wpadały na konto Portugalczyka, a tymczasowy Ryan Mason stawał się coraz bardziej związany z przyszłością.

Miał być na dzień, później na tydzień, a ostatecznie do końca sezonu. Nikt jednak nie wie, jakie będzie ostateczne rozwiązanie. Do tej młodzieńczej twarzy na ławce jednego z największych klubów w Premier League przyjdzie nam się chyba po prostu przyzwyczaić. Być może na chwilę, być może na dłużej.

Upadek, który zmienił życie Ryana Masona

Mason nigdy nie był wybitnym piłkarzem, jak na standardy angielskiej ekstraklasy. Był po prostu w porządku – zaliczył dwa niezłe sezony w barwach Tottenhamu i jeden przyzwoity, gdy grał już dla Hull City. Zaliczył krótki przelot przez reprezentację Anglii, przebywając na boisku przez 16 minut meczu z Włochami.

Reklama

Trudno go nawet porównać do jakiegokolwiek zawodnika z bieżącej kadry Tottenhamu. No dobra, nie ma co się szczypać – Ryan Mason to była zwykła zapchajdziura. Odstawał od innych piłkarzy w podobnym wieku, którzy grali na tej pozycji i często irytował kibiców stołecznego klubu. Nie będzie to kłamstwo, jeśli powiemy, żen nikt na nim za White Hart Lane nie płakał, kiedy Tygrysy wyłożyły na niego bagatela 13 milionów funtów.

Ba! Daniel Levy przyjął to z błogosławieństwem. Kilkanaście milionów za gościa, który wcale nie był szałowym piłkarzem. Kilkanaście milionów, które stanowiło transferowy rekord Hull City. Tottenhamowi trudno było sobie wyobrazić lepszą transakcję, wszak wydoili swojego spółkowicza do ostatniego funta. Zadowolony był też zapewne sam Ryan Mason, który wreszcie trafił do miejsca dla siebie. Chociaż należałoby wyrazić się precyzyjniej – być może KC Stadium było miejscem dla niego. Trudno to bowiem ocenić na podstawie jednego niepełnego sezonu. Tyle właśnie Anglik pograł jeszcze w piłkę, zanim został zniesiony nieprzytomny z murawy.

Najgorsza noc w życiu

22 stycznia 2017 roku Hull City grało ligowy mecz z Chelsea. Początek spotkania dla podopiecznych Anotnio Conte nie był żadnym spacerkiem. Rywal bronił się naprawdę dobrze, wahadła The Blues nie funkcjonowały tak, jak należy. Trudno było też przebić się środkiem pola. Jedyna nadzieja pozostawała w stałych fragmentach gry, gdzie londyńczycy mieli kilku kozaków. Należał do nich Gary Cahill.

Środkowy obrońca poszybował do piłki zagranej z rzutu rożnego. Ryan Mason też poszybował. Żaden z nich nie osiągnął zamierzonego celu. Bardziej niż w piłkę, trafili w swoje głowy. Pusty trzask, który usłyszeliśmy w momencie kontaktu ich ciał, mroził krew w żyłach. Sędzia tamtego spotkania od razu przerwał mecz i wezwał służby medyczne, które pobiegły do wpółprzytomnych piłkarzy.

 

Okazało się, że Cahill właściwie nie ucierpiał, przynajmniej nie pod względem fizycznym. Po chwili opatrywania był gotowy do gry, nawet zdobył w tym meczu jedną bramkę. Czy było to rozsądne – zdecydowanie nie, tym bardziej patrząc na obrażenia, jakich doznał Ryan Mason.

Reklama

Obecnemu szkoleniowcowi Tottenhamu pękła wówczas czaszka. Potrzebował ośmiu minut pomocy medycznej, zanim można było przetransportować go do szpitala. Tam przeszedł skomplikowaną operację. W jego głowę wmontowano 14 metalowych płytek, blisko 30 śrub i 42 szwy. Całość wieńczyła długa na ponad 15 centymetrów blizna. Rehabilitacja trwała rok, ale zakończyła się tylko połowicznym sukcesem. Mason żył, nie odniósł obrażeń, które rzutują na obecne funkcjonowanie. Musiał jednak odejść z piłki. Mając zaledwie 26 lat, odwiesił buty na kołku. Z futbolu jednak nie zrezygnował.

Kochał tę dyscyplinę do tego stopnia, że nie potrafił wyobrazić sobie istnienia bez niej, nawet jeśli sport niemal zakończył jego życie. Gdy zatem na treningi Tottenhamu – tym razem w roli asystenta – zaprosił go John McDermott, Mason nie mógł odmówić.

Pojawił się w bazie i w niej pozostał na kolejne trzy lata. Z każdą sesją stawał się coraz bardziej zżyty ze środowiskiem klubu z północnego Londynu. Wsiąkł w jego struktury jako wychowanek i jako trener, w zaskakująco szybkim czasie. Była to jednak doskonała okazja, by narodził się nowy Ryan Mason.

Szkoleniowiec z papierami

Kiedy zaczął – nie mógł się zatrzymać. Wiele osób, z którymi Anglik dzielił piłkarską szatnię, wspomina go jako grzecznego, miłego, ale przede wszystkim bardzo ciężko trenującego zawodnika. Czy zatem można było przewidywać, że taki sam Ryan Mason będzie jako trener? Ano tak.

Chociaż początkowo wzbraniał się przed podpisaniem pełnowymiarowego kontraktu, chcąc łączyć piłkę nożną z golfem, w końcu złamał się. Ruszył na kursy szkoleniowe, po wiedzę, papiery i odznaki. W 2018 ostatecznie związał się z akademią Tottenhamu i już rok później prowadził młodzież tego klubu w stosownych rozgrywkach Ligi Mistrzów. Po kilkunastu miesiącach trafił do struktur rozwoju zawodników od lat 17 do 23, którego to działu został szefem. Był niewiele starszy od ostatniej grupy wiekowej, którą zarządzał.

Pracował w ten sposób aż do minionego poniedziałku, w którym Daniel Levy skrócił o głowę Jose Mourinho. Wówczas świat Ryana Masona zawirował, bowiem ogłoszono go nowym szkoleniowcem Tottenhamu. Był jedyną możliwą opcją na teraz, na już. Inny z kandydatów, a przy okazji legenda klubu, Ledley King – nie miał stosownych dokumentów. A u Masona wszystko jak w zegarku. Czy jednak może zostać trenerem na lata, a nie tylko do lata? Tak.

Cytując Michaela Dawsona – po to właśnie stworzono marzenia.

Jednak w wypadku 29-letniego szkoleniowca mają one jakkolwiek namacalny charakter. Mecz z Manchesterem City nie będzie jego debiutem w roli trenera Spurs, ten miał miejsce przeciwko Southampton. I całe szczęście, bo zniknęła cała ta mitologiczna otoczka, która z pewnością pojawiłaby się podczas konfrontacji z Pepem Guardiolą. A tak, Ryan Mason pierwsze szlify zebrał przeciwko Southampton Ralpa Hasenhuttla. Przeciwko zwykłemu Southampton, które po prostu trzeba było pokonać, by pozostać w walce o trzy punkty.

I Tottenham to zrobił, chociaż łatwo nie było.

Mason nie dokonał żadnej taktycznej przemiany – jak, na Boga, miałby to zrobić. Był jednak na tyle przekonujący, że zawodnicy chcieli po prostu dla niego grać. Nie było konieczności pójścia w ogień, rzucenia się niczym kamień na szaniec. Potrzeba było jednak pełnej mobilizacji, szczególnie wtedy, gdy Święci prowadzili do przerwy.

Drugie 45 minut należało do podopiecznych 29-latka. Po zmianie stron zobaczyliśmy drużynę odmienioną, atakującą od początku, do samego końca. Było to coś nowego, w porównaniu z tym, co mogliśmy ujrzeć pod koniec kadencji Jose Mourinho. Spurs Portugalczyka cierpiało w drugich połowach, Spurs Masona rozdawało karty. To tylko jeden mecz, ale nie ma lepszego sposobu na pokazanie, że idzie nowe.

Ryan The Intern Mason

Gdy udało się doprowadzić do wyrównania, Tottenham się nie zatrzymał. Parł do przodu, zdobywając kolejne bramki. Najpierw trafienie Sona anulował VAR, ale to nie powstrzymało zapędów graczy z Londynu. Szli po swoje, tak jak na początku tego sezonu. Gestykulacja, wskazówki od Masona były szczątkowe. Pokazywał tylko swoim podopiecznym, by nie stali, tylko dalej napierali na bramkę przyjezdnych.

Gola na wagę trzech punktów strzelili w 90. minucie.

Czy jednak zwykła wola pozwoli na pokonanie Manchesteru City Pepa Guardioli? To już inna kwestia. The Citizens to nie Święci, tutaj zwykle potrzeba podchodów i taktycznego geniuszu podobnego do tego, którym dysponuje Thomas Tuchel. Ryan Mason – siłą rzeczy – na tym poziomie jeszcze nie jest. Wszystko jednak oscyluje wokół słowa jeszcze.

Finały naprawdę rządzą się swoimi prawami, nawet wtedy, gdy rozmawiamy o Carabao Cup. To tylko jeden mecz, a może on na zawsze uczynić 29-latka legendarną postacią. Co więcej – do historii przejdzie też cały skład Tottenhamu z tego meczu, wszak swoje ostatnie trofeum podnieśli grubo ponad 10 lat temu. Od tamtej pory było kilka okazji, z Ligą Mistrzów na czele, ale zawsze coś nie wychodziło, zawsze było ale.

Tottenham czy Manchester City?

Tottenham wygra w podstawowym czasie gry? W Fuksiarzu kurs: 6,20!

Może tym razem fortuna uśmiechnie się do fanów drużyny z północnego Londynu? Pod względem zwycięstw ich życie naprawdę nie było usłane różami w ostatnim czasie, ale wygrana w tak istotnym spotkaniu uczyniłaby ten dywan nieco bardziej miękkim. Czasami po prostu wszystkim, czego ci trzeba, jest jakaś bajkowa historia, która może stanowić punkt zaczepienia dla kolejnych pokoleń.

Gdyby Ryan Mason sięgnął po Puchar Ligi i na tym zbudował swoją trenerską przyszłość, mógłby stanowić aspirację dla wielu chłopaków. Także dla tych, którym w zawodowej piłce po prostu nie wyszło. To jednak tylko gdybanie. Pewne jest natomiast to, że Daniel Levy nie zwolniłby szkoleniowca, który wreszcie uzupełnił klubową gablotkę. To dla 29-latka stanowiłoby idealną okazję. W końcu pozbyłby się tego ohydnego stażysty, dowodząc, że jedynym Ryanem, który powinien nosić to miano, jest ten z The Office.

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
0
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Anglia

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
0
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Komentarze

5 komentarzy

Loading...