Reklama

Legia wyszarpała wygraną, mistrzostwo formalnością

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

25 kwietnia 2021, 20:20 • 4 min czytania 81 komentarzy

Mecze z Piastem i Lechią miały przetestować klasę Legii po dwóch słabszych występach zakończonych remisami. Można zatem jasno stwierdzić: egzamin został zdany co najmniej na mocną czwórkę. Po wygranej w Gliwicach „Wojskowi” sięgnęli także po pełną pulę w Gdańsku i właśnie schylają się po mistrzowską koronę. Musiałoby im jednocześnie strzyknąć coś w krzyżu, zlecieć na głowę i przejechać po plecach, żeby tytuł nie został w Warszawie.

Legia wyszarpała wygraną, mistrzostwo formalnością

Oględnie mówiąc, był to mecz ciężki do oglądania. Różnica w największym stopniu polegała na tym, że Legia błąd rywala wykorzystała, a Lechia nie. Jedni i drudzy swoje kiksy zaliczali, a w zasadzie dotyczy to konkretnych zawodników.

Lechia – Legia: przesądził rzut karny Pekharta

W ekipie gospodarzy do koszmarów z początku sezonu powrócił Mario Maloca. To przez jego mało rozsądny wślizg w szarżującego Luquinhasa Jarosław Przybył podyktował rzut karny, który przesądził o wyniku. Tomas Pekhart znów dziś nie imponował, uderzał nawet z kompletnie nieprzygotowanych pozycji, ale z jedenastu metrów kopnął jak trzeba. Jego bramkowy licznik z powrotem drgnął i wskazuje liczbę 22.

Maloca został też z łatwością ograny w końcówce przez Rafaela Lopesa. Portugalczyk przerzucił sobie piłkę nad chorwackim stoperem i mocno strzelił, ale Kuciak zdołał odbić piłkę. To były w zasadzie jedyne dwa godne odnotowania momenty jeśli chodzi o ofensywę Legii w drugiej połowie.

W pierwszej wcale nie wyglądało to dużo lepiej. W zasadzie przeważający goście z Warszawy urzekli nas tylko raz. Juranović z Kapustką kapitalnie pograli przy linii bocznej, potem Slisz wypuścił Kapustkę, a ten wycofał do Luquinhasa, którego strzał w bliższy róg obronił Kuciak. Tę akcję z przyjemnością śledziło się nawet przy kolejnej powtórce, ale to tyle. Pudło w niezłej sytuacji zaliczył jeszcze Pekhart, podobnie jak Hołownia po zgraniu piłki przez Wieteskę i nic więcej nie jest warte wspomnienia.

Reklama

Lechia – Legia: błędy Hołowni bez konsekwencji

Wróćmy jednak do tego, że obie drużyny popełniały błędy. W Legii brylował w tym wspomniany Mateusz Hołownia. Zaraz po zmianie stron źle zachował się po dalekim podaniu biało-zielonych, dzięki czemu piłkę przejął Flavio Paixao i z dość ostrego kąta obił zewnętrzną stronę słupka. Artur Boruc solidnie opieprzył niedoświadczonego kolegę i Hołownia już do końca spisywał się niepewnie. Mogło się to zemścić w doliczonym czasie. Kolejne dobre dośrodkowanie rezerwowego Udovicicia, Hołownia nie skontrolował swojego ustawienia i stuprocentową okazję miał Fila. Dobrze przyjął na klatkę piersiową, lecz uderzenie z powietrza było już fatalne. Koniec końców gdańszczanie nie oddali dziś ani jednego celnego strzału.

Udovicić dał ożywczą zmianę, ciągle posyłał penetrujące podania w pole karne. Po jednym z nich na najwyższym ryzyku interweniował Wieteska, mógł być gol samobójczy. Innym razem Zwoliński praktycznie wyszedłby sam na sam po lepszym przyjęciu, a tak Boruc w ostatniej chwili wybił mu piłkę nogami. Rozpędzony napastnik Lechii na dodatek zderzył się ze słupkiem. Bolało od samego patrzenia. Zwoliński wcześniej kompletnie pogubił się w pojedynku z Borucem, ale nawet gdyby trafił do siatki, sędzia na pewno anulowałby bramkę po obejrzeniu powtórek. Podanie Flavio ze środka pola wyglądało miodnie, co nie zmienia faktu, że było spóźnione.

Lechia – Legia: Slisz piłkarzem meczu

Piotr Stokowiec postanowił na Legię wyjść ustawieniem z trzema stoperami, licząc na ofensywne wejścia wahadłowych, którzy dogrywaliby do duetu napastników. Środek pola w komplecie złożony z zawodników o mocno defensywnej charakterystyce, miał przede wszystkim pilnować tyłów. I też to średnio wychodziło, bo bardzo odważnie poczynał sobie Bartosz Slisz. Dziś nie tylko wywiązał się ze swojej podstawowej roboty, ale imponował również przydatnością w grze do przodu. Świetnie otworzył kilka akcji, na czele ze wspomnianym podaniem do Kapustki w pierwszej połowie. Zasłużony plus meczu.

Legia oficjalnie jeszcze nie jest mistrzem, bo tracący do niej 10 punktów Raków Częstochowa ma zaległe spotkanie ze Stalą Mielec, więc do zdobycia pozostaje mu 12 „oczek”. W praktyce wszystko rozstrzygnięte, zwłaszcza że piłkarze Michniewicza na mecie sezonu mierzą się z Wisłą Kraków, Stalą i Podbeskidziem. A Raków wynik z Gdańska także cieszy, bo dzięki niemu ma już zapewnione podium i start w pucharowych eliminacjach.

Fot. FotoPyK

Reklama

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

81 komentarzy

Loading...