Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

08 kwietnia 2021, 18:53 • 8 min czytania 28 komentarzy

Gratuluję Legii Warszawa mistrzostwa Polski. Liczyłem, że komukolwiek bym nie gratulował, to gratulować będę trochę później. Ale cóż – z tego tytułu należy gratulować tylko mocniej. Legia szybciej, niż się spodziewałem, zamknęła grę.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Czasy Małyszomanii. Cała Polska znad rosołu, znad noworocznego stołu, znad każdego sobotniego i niedzielnego popołudnia ogląda Małysza. Większość z nas była w tej dyscyplinie nowa, co sprawia, że patrzysz w sposób świeży, nieskażony sugestią, na dyscyplinę. I pamiętam, że miałem zawsze problem z mistrzostwami świata. A nawet – możecie już pisać, że to świętokradztwo – z Igrzyskami Olimpijskimi. Mój ojciec był mniej kontrowersyjny, ale zdarzyło mu się powiedzieć:

– Ja tam bardziej cenię tego, kto wygra w Pucharze Świata. Bo w Pucharze Świata musisz być mocny cały rok.

Gdzie jak gdzie, ale w skokach, dyscyplinie na przestrzeni jednego konkursu mogącej zawierać sporą losowość, to dla mnie miało sens. Ważnych zawodów, całkowicie wypaczonych przez warunki, każdy pamięta dość. Choćby mistrzostwa świata 2019, kiedy pan Bóg otwarcie przyznał się do polskich korzeni. Na przestrzeni całego roku skakania cuda są jednak niemożliwe. Ktoś będzie miał więcej farta, ktoś mniej, ale nie do tego stopnia, by to zdecydowało o zwycięstwie. Puchar Świata, choć nieporównywalnie bardziej wymierny, jest jednak postrzegany… no, może drugorzędny to złe słowo. Ale nie jest priorytetem.

Z polską ligą i Legią jest porównywalnie. Meczów wypaczonych przez losowość, błąd arbitra, jakieś kuriozum – też jest całkiem sporo. Dodaj do tego fakt, że piłka w ogóle ma w sobie szacunek dla przypadkowości i też wyjdzie niezły bajzel.

Reklama

Ale mistrzem Polski – serio, nie wierzę, że to jeszcze mogą wypuścić; najwyżej się skompromituję, bo to pierwszy raz – zostanie zawsze ten, kto był najrówniejszy. Różne kuje się teorie – a, mistrza zdobywa się w grze ze słabymi. Mistrza zdobywa się na wyjazdach. Mistrza zdobywa się wiosną, mistrza zdobywa się pewną grą u siebie, mistrza zdobywa się tak, śmak. Wszystko to sprowadza się do tego, że sezon nieubłaganie wyciąga twoją średnią. Ze stylu gry, z efektywności, czasem nudnej, męczącej, mozolnej. Dzielenie punktów i runda finałowa to zakrzywiało, mogło w nawet istotny sposób, ale nie taki sezon, jak ten trwający.

Myślę, że były w tym sezonie zespoły na równym Legii poziomie. Problem w tym, że ich termin ważności był o wiele krótszy. Raków, w sumie, jeszcze latem i wczesną jesienią. Pogoń w grudniu, kiedy zagrała pięć meczów, wszystkie wygrała, zdemolowała Lecha 4:0, straciła jedną bramkę. Piast od czasu, gdy się przełamał.

Ale choć to zawsze sztuka złapać formę, tak prawdziwa sztuka ją zachować. Ograniczyć jej wahania. To jest zupełnie inna półka sztuk, inna klasa sztuk. Legia też notowała wpadki, notowała wpadki zawstydzające. Były realne dołki. Ale nigdy tak głębokie, nigdy tak duże.

A nawet zastanawiam się nad tym równym poziomem innych, nawet czasowym. Raz, że ma to drugorzędne znaczenie – miałoby w turnieju Apertura i Clausura większe, miałoby, gdyby mistrzostwa Polski rozgrywano jak mundial, w miesiąc. Ale skoro tak się nie gra, zasady są inne, to dobra forma kiedyś tam, gdzieś tam, ma mizerną wagę, jeśli w tabeli na koniec jej nie widać. Powiem wam też, jako ktoś, kto robi w mediach – zespół taki jak Raków, Pogoń, czy nawet Piast, gdy wygrywa, puchnie w oczach. Bo to jest ciekawsza historia. Legia wygrywa od dekady. Wpadką jest dla niej wicemistrzostwo. Jej tytuły, jej brak chwiejności, nie jest niczym zaskakującym, jest normą.

Odchył od normy zawsze jest ciekawszy.

I w ten sposób przepompowywani są czasem ci wrześniowi, październikowi, grudniowi mistrzowie Polski. W ten sposób przepompowywani są gracze efekciarscy, w ten sposób też – tak, tak – często za szybko zachłystujemy się młodym polskim piłkarzem, nawet, jeśli realnie daje dwa razy mniej, niż ktoś kto już się opatrzył. Bo efektowny piłkarz to interesująca, rzadka w ESA historia, a dobry młody polski piłkarz – jeszcze lepsza. Kuje się wtedy ten mit, nawet podświadomie.

Reklama

Warto o tym pamiętać. Warto wylewać sobie ten kubeł zimnej wody na głowę.

Ale czasem historia naprawdę jest intrygująca i trudno nie dać się ponieść.

Bo przecież po to jest futbol. Czy kibice Górnika, którzy przeżyli piłkarskie niebo po zdobyciu Łazienkowskiej, powinni za wszelką cenę wtedy studzić emocje? Może powinni. Może reszta sezonu tym bardziej potwierdza, że powinni. Może, gdyby odjąć im pierwsze kilka kolejek, wyszłaby za resztę sezonu bardzo przeciętna drużyna.

Ale ja im się jakoś nie dziwię, nie zżymam się: kto z nas czasem nie lubi się połudzić, że jest lepiej, niż naprawdę. Czy futbol nie jest tą przestrzenią, której rolą jest przynajmniej czasowe zawieszanie brutalnej logiki. Szczególnie, że dostatecznie często w przeszłości z tej logiki kpił.

***

Problem Legii Warszawa jest oczywisty i niczego nowego nie zdradzę. Legia jest rzetelną drużyną, przewidywalną w dobrym tego słowa znaczeniu, czyli – można się spodziewać jakiegoś poziomu. Nie oszołamiającego, ale nawet przy słabym meczu w lidze coś tam zrobią. Przynajmniej częściej niż rzadziej.

Natomiast nie mam do Legii zaufania, że to jest zespół, który na pewno poradzi sobie w pucharach.

Bo skąd mam mieć. Czy ten skład mnie rzuca na kolana? Nie. Ten skład ma świetne ogniwa. Uważam, że para Mladenović-Juranović to jest na polskie warunki majstersztyk. Niby doceniany, a jednak niedoceniany. Myślę, że ten duet będziemy wspominać długo po tym, jak z tych lub innych przyczyn się rozleci.

Cenię wielu graczy Legii, ALE:

Był czas się nauczyć, że puchary to zupełnie inna bestia. Liga wiele wybacza. Ekstraklasa jest wyrównana, ktoś zaraz gubi punkty, mistrz Polski w ostatnich latach potrafił przegrać blisko jedną trzecią meczów. I bardzo to lubię, chyba to moja ulubiona cecha ESA, że wiele klubów ma ambicję, że nie ma wyraźnego, nudnego podziału na – powiedzmy – ze trzy czołowe drużyny i peleton. Mocarzy i dżemik oswojony z tym, że jest dżemikiem.

No, ale Łudogorec czy inny Ferencvaros nie strzeli sobie gola w uznaniu tego, że dziewiąty klub w polskiej lidze jest mocniejszy niż odpowiednik w Bułgarii czy na Węgrzech.

Poza tym już jakiś czas dajemy się nabierać. My przed pucharami wierzymy w te zespoły. Ostatnie lata to wyjątkowo kuriozalny cykl: odpadaliśmy szybko, nie było więc żadnego papierka lakmusowego z zewnątrz. Kisiliśmy się we własnym sosie tak długo, że aż się nabieraliśmy, że ci najlepsi faktycznie dadzą radę.

No ale BATE czy inne Bodo/Glimt… no, wiecie jak to dalej idzie.

Mam wiarę w to, że za Michniewicza może być inaczej. Wiem, że ma dużą frakcję przeciwników, wiem, że jak na tym portalu napisze się o nim pozytywnie, to zaraz jest wyciągany argument “A, BO WESZŁO ZAWSZE ZA MICHNIEWICZEM”. Ja nigdy go nie poznałem, całe moje doświadczenie to jedna kilkuminutowa rozmowa do reportażu pisanego osiem lat temu. Natomiast to nie jest na pewno przypadek kogoś, kto jest w siodle trenerskim przez zasiedzenie. Podoba mi się ten warsztat, analizy, nawet piłkarze siedzący przy pracach domowych. Podobało mi się jak taktycznie zagiął Raków u siebie, gdzie wcześniej to Papszun uchodził za kogoś, kto umie wymyślić zespół na nowo pod konkretnego rywala – tutaj Michniewicz nie tylko znalazł receptę na Raków. Tą receptą było jeszcze, w dużej mierze… granie w stylu Rakowa. Wymowne, z wykrzyknikiem.

Z Karabachem próbował wymyślić coś konkretnie na ten mecz i zawiódł całkowicie. Pamiętam to. Ale jednak, wtedy dopiero co objął zespół, to zupełnie co innego niż po przepracowaniu roku.

Niemniej nie zmienia to faktu, że na kogo by Legia nie trafiła, będę podchodził do tego dwumeczu z duszą na ramieniu. Ranking Legii 16.500 na coś tam jeszcze pozwoli, rozstawienie tu czy tam. Gorzej, że – przypominam po raz któryś – Legii od przyszłego sezonu odpadnie ranking za Ligę Mistrzów. W tym rankingu aktualnie Legia z rankingiem 8.500:

  • remisuje z litewską Suduvą Marjampole
  • jest za Sheriffem, Mariborem, całą klasą średnią naszego regionu
  • i tak – remisując z Suduvą Marjampole – jest najlepszą polską drużyną

Niby ESA się rozwija, przychodzą ciekawsi piłkarze, płaci się, a juniorzy sprzedawani są za krocie. Ale jak Legia nie zrobi wyniku w najbliższych pucharach, będziemy bez ani jednego zespołu mającego przynajmniej przyzwoity pucharowy ranking.

***

Dariusz Żuraw został zwolniony.

I trudno się dziwić. Ja na pewno się nie dziwię.

Dariusz Żuraw miał dobry zespół kadrowo, nie potrafił go przemodelować. Poległ również od własnych bajek, choćby tak wyświechtanej o potrzebie przełamania, a potem to już na pewno pójdzie.

No więc życie, według mojego doświadczenia, tak nie działa, że raz się przełamiesz, a potem już idzie. Każde kolejne zwycięstwo to osobna, równie ciężka praca, a nie jakieś magiczne przełamanie. Nie deprecjonuję kwestii morale, ale też nie można ich przeceniać. Lech i Żuraw mieli dość innych argumentów, czysto piłkarskich, by nie brnąć w żenadę o przełamaniu.

Żuraw dostał wiele szans wyjścia z kryzysu, bo nim w lidze był cały ten sezon. Jesień była katastrofalna. Po takim 0:4 z Pogonią – a raczej ich odpowiednikach – w wielu klubach nie byłoby czego zbierać. Miał duży kredyt zaufania. Ale każdy kredyt trzeba spłacać. Żuraw niczym go nie spłacił. Ta porażka z Cracovią, która w ten sposób się przełamała po serii kolejnych wtop – symboliczna. Tak samo jak fakt, że Warta jest wyżej w tabeli.

Ile można wcierać sól w rany.

Przecież tam, przy Bułgarskiej, już brakuje na to i ran, i soli.

Żuraw jest winny, bo miał kadrowo zespół, który powinien grać lepiej, ale nie może być tak, że robi się z niego kozła ofiarnego. Gołym okiem widać, że problem jest dużo bardziej złożony, rozciągnięty w czasie, skomplikowany. I dobrze, że nikt w Poznaniu nie czyta problemów klubu w sposób płaski. W tym jest jakaś nadzieja. W patrzeniu na ręce. Być może jeszcze większym, niż do tej pory. Bo potencjał, jaki jest marnowany w Poznaniu, to po prostu bestsellerowy kryminał.

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Dominacja skoczków w biało-czerwonych barwach! Tak, chodzi o Austriaków…

Szymon Szczepanik
0
Dominacja skoczków w biało-czerwonych barwach! Tak, chodzi o Austriaków…

Komentarze

28 komentarzy

Loading...