Sławomir Peszko był jednym z gości ostatniego programu Kuby Wojewódzkiego nadawanego w TVN. Oczywiście głównym tematem były aspekty rozrywkowe i ekscesy byłego reprezentanta Polski.
Wojewódzki zapytał na przykład, po którym z kadrowiczów najbardziej było widać, że imprezował. – Po Borucu widać bardzo. Od razu zaczesuje włosy – śmiał się Peszko.
Prowadzący program dopytał, czy widać u Kamila Glika. – On właśnie się zaprze i nie widać. My tego nie ukrywaliśmy, ale nie odwaliliśmy aż takich numerów, jak niektórzy czasem myślą – padła odpowiedź.
Nie zabrakło tematu afery taksówkarskiej sprzed dekady. – To mój największy życiowy błąd i do tej pory go żałuję. Ominęło mnie Euro 2012, a byłem podstawowym piłkarzem u Smudy. Pijarowo straciłem bardzo dużo, rodzina to przeżyła. To był okres świąteczny, Wielkanoc. Popsułem święta sobie, rodzicom, teściom, braciom, swojemu agentowi, kilku ludziom w klubie, przyjaciołom. Wszyscy dzwonili – wspomina skrzydłowy Wieczystej Kraków.
– Nie zawsze znałem umiar. Później zdałem sobie sprawę, że nie tędy droga i warto poświęcić się piłce, bo można i dużo zarobić, i pół świata zwiedzić, i dobrze żyć – dodał.
Peszko nie jest też w pełni przekonany do początków Paulo Sousy w roli selekcjonera. – Trener Sousa nie do końca mnie zauroczył tymi wywiadami, że będziemy zmieniać taktykę. Okej, jest odważny, że wstawia wielu napastników, że są nowe twarze. Ale dziwię się dziennikarzom, że kupują bajerkę o płynnym przejściu w nowe ustawienie. Do mnie to nie trafia. Sousa dobrze wygląda w garniturze, ciekawie się wypowiada, ale przełożenie na boisko ma to nie od pierwszej minuty, tylko wtedy, gdy już mamy nóż na gardle – podsumował.
źródło: TVN
Fot. FotoPyK