Reklama

Baranki wielkanocne polskiej piłki

redakcja

Autor:redakcja

04 kwietnia 2021, 12:29 • 9 min czytania 34 komentarzy

Ze świętami Wielkiej Nocy niezmiennie kojarzy się baranek, ale polska piłka barankami żyje cały czas, bo nasz futbol już chyba nigdy nie uwolni się od absurdów, głupot, dziwnych decyzji. Dlatego wybraliśmy największych baranków ostatnich miesięcy z nadzieją, że z tych baranów wyrosną niegdyś orły. Jest to oczywiście niemożliwe w przyrodzie, ale znów: w ekstraklasowym futbolu wszystko jest możliwe, nawet tak dziwne hybrydy.

Baranki wielkanocne polskiej piłki

KORONA KIELCE

Szkoda, po prostu szkoda.

Korona spadła – wielkanocny akcent – na prezesurze Zająca, który do końca uważał, że Korona nie spadnie, a potem ku zaskoczeniu tylko jego jednak spadła. Kadra była skonstruowana źle i nikogo poza Zającem ten spadek nie mógł zdziwić. Zdawało się jednak, że po pożegnaniu Zająca idzie nowe, lepsze. Że jakoś to zostanie poukładane.

No cóż, ostatnio znowu coraz więcej w Kielcach transferów „zającopodobnych”, a sytuacja z Bartoszkiem… Wystarczy wskazać dwie daty:

  • 18 luty, Maciej Bartoszek dyrektorem sportowym Korony, rozszerzony zakres obowiązków
  • 11 marca, Maciej Bartoszek odchodzi z Korony

Nie wygląda to na synonim profesjonalizmu, na nowe, lepsze czasy.

Reklama

ZBIGNIEW PRZESMYCKI

To, że w czasach VAR mamy tyle dyskusji o arbitrach, to jednak sztuka. I to nie tak, że chcemy aby sędziowie byli bezbłędni. Wiemy, że VAR nie eliminuje wszystkich zagrożeń.

Ale Zbigniew Przesmycki mógłby postarać się choćby o większą transparentność. Ewidentnie jest potrzeba, by poprawić pewne kwestie, takie jak choćby wgląd w oceny obserwatorów, takie jak umożliwienie arbitrom na obronę swoich decyzji. Zbigniew Przesmycki broni swoich racji jak oblężonej twierdzy, podczas gdy naszym zdaniem takie podejście szkodzi samemu środowisku sędziowskiemu.

BOGDAN ZAJĄC

To, że Bogdan Zając zawiódł w Jagiellonii, jest jakoś tam zrozumiałe. Trener bez samodzielnego doświadczenia, od razu wskakujący na wysokiego konia. Nie dziwimy się, że przyjął robotę, to była dla niego wielka szansa. Powalczył, próbował – determinacji nikt mu odmówić w Białymstoku nie mógł, chłop dawał ile mógł, ale brakło warsztatu, zarządzania drużyną, innych kwestii.

Problem w tym, że Zając nie trzymał ciśnienia.

Tam, gdzie Nawałka, nawet w obliczu trudnych chwil, umiał zachować jakąś elegancję zachowania, Zającowi nie udało się zupełnie pójść w ślady trenera, który był jego mentorem. Mieliśmy komiczne groźby wobec dziennikarza, który „jakby wszedł do szatni, mógłby już z niej nie wyjść”. Mieliśmy kopanie bandy. Mieliśmy klasyczny syndrom oblężonej twierdzy. Mieliśmy w końcu na finiszu opowiadanie, że wreszcie jest kolorowo, choć kolorowo wcale nie było.

Reklama

Zając przegrał to wynikami, ale swoją pozycję jeszcze dodatkowo pogrążył wszystkim, co wokół.

CRACOVIA

Wyniki są oczywiście jakie są, choć wczorajsza wygrana z Lechem na pewno uspokoiła nastroje, a także to bezcenne trzy punkty w grze o utrzymanie. Niemniej w Cracovii sporo się w tym roku nie udało.

Mieliśmy cyrk w postaci dymisji Probierza, potem dymisji anulowanej. Mieliśmy cyrk na VIP-ach podczas derbów, mieliśmy odbieranie telefonu na wizji w Canal+. Szatnia Pasów robi za modelowy przykład tego, jak można zebrać szereg nieźle kopiących piłkarzy, ale nie mogących stworzyć razem zespołu. Powiedzmy tak: Probierz już trochę w siodle trenerskim jest, ale ten sezon to – jak się ładnie mówi – doskonały materiał do analizy.

Trzeba jednak oddać, że Cracovia wciąż może jakoś uratować ten sezon zdobywając Puchar Polski. Inna sprawa, że ich ścieżka do półfinału to nie były Himalaje trudności: Chrobry Głogów, Świt Szczecin, Warta Poznań, Chojniczanka Chojnice.

TOMASZ RZĄSA I LECH POZNAŃ

Wczorajszy mecz był w zasadzie derbami tego, kto jest najbardziej rozczarowany trwającym sezonem. No i Cracovia, na którą sypały się gromy ze wszystkich stron – uzasadnione – nie tylko wygrała, ale pamiętajmy, że ma jeszcze o co grać w tym sezonie, bo jest ten półfinał.

Lech Poznań nie ma nic.

Przegrał sezon ligowy w kompromitującym stylu. Jesienią zrzucano słabsze wyniki na karb gry w pucharach, ale wiosna to dramat z niemal tej samej półki. Nie pomogło zaklinanie rzeczywistości per „jedno zwycięstwo i już pójdzie”. Nie pomogło nic, Lech Poznań jest po prostu słabym zespołem.

Trudno dziś nie zastanawiać się nad letnimi ruchami kadrowymi w sztabie Lecha, kiedy odszedł między innymi Dariusz Skrzypczak, a odsunięty od pierwszego składu został Karol Bartkowiak. Rzutuje to na pewno na ten sezon, skłania do teorii, które godzą w warsztat Żurawia. Który nie obronił się. Żuraw miał swój moment w eliminacjach, ale to, co stało się w rozgrywkach rodzimych, jest nie do obrony.

Oczywiście nie można robić też z Żurawia kozła ofiarnego, choć jego zmiana latem wydaje się naturalnym krokiem, ten projekt się wypalił. W Lechu kuleje zarządzanie, w Lechu od lat panuje pewien minimalizm, nie ma kultury wygrywania. W tym roku specjalistą od zaklinania rzeczywistości był Tomasz Rząsa, choć rzecz jasna i on nie wyczerpuje liczby winnych.

Mieć taki budżet, mieć takie transferowe success story z młodzieżowcami, mieć wreszcie sukces w pucharach, a tak szybko znaleźć się w tak złym miejscu – wyjątkowa sztuka.

KAMIL WOJTKOWSKI

Nikt specjalnie Wojtkowskiego nie chciał po tym, jak skończył mu się kontrakt z Wisłą. Piłkarz czekał długo, wydawało się, że ESA już uciekła. A tu znalazła się szansa w szukającej nowych opcji w ofensywie Jagiellonii.

Wojtkowski powinien wiedzieć, że to być albo nie być w lidze. Dostanie minuty, musi się pokazać. Musi się skupić na piłce.

Tymczasem zamiast tego zabłysnął GTA Białystok, uciekaniem przed policją, podczas którego spowodował stłuczkę. Według Radia Białystok, Wojtkowski miał też pozytywne wyniki narkotestu. Jaga rozwiązała z nim kontrakt, a teraz piłkarz ma taką łatkę, że każdy siedem razy zastanowi się przed daniem mu choćby testów.

Brawo Kamil – w niektórych mediach już „Kamil W.” – pokazałeś jak to się robi.

BYŁE WŁADZE STALI MIELEC

W Stali Mielec po awansie troszkę się obrażano, gdy ktoś przytaczał powiedzenie „organizacyjnie Stal Mielec”. Niestety, gdzieś w opowieści, że w Stali jest tak sobie organizacyjnie, tkwiło nie tylko ziarno prawdy. Rąbka tajemnicy uchylił Jacek Klimek, który został zatrudniony w klubie po rundzie jesiennej na stanowisku prezesa:

Mamy 56 osób na kontraktach przy pierwszej drużynie i trzeba się z tych zobowiązań wywiązywać. Nie uciekam od tego. Przekazuję taką informację dla porządku. Nie stwierdziłem nigdzie, że to dobrze czy źle. Choć w mojej opinii powinniśmy mieć to inaczej skonstruowane. (…) a sobie nie wyobrażam, żeby co pół roku sponsorom nie składać pełnych relacji z naszego budżetu. Przyznaję, byłem zszokowany tym, że czegoś takiego w klubie nie było. (…) Nie chciałbym w to wchodzić, natomiast dostęp do dokumentów, faktur i zobowiązań był bardzo utrudniony. Z jakiego powodu, nie chcę tego oceniać. (…) mam wrażenie, że za awansem do Ekstraklasy nie poszła ekstraklasowa organizacja. Powiedzmy sobie jedną zasadniczą rzecz. Pracowałem w dużych korporacjach, ale pomagałem i zarządzałem też kiedyś Stalą. Jeśli ktokolwiek w dzisiejszych czasach myśli, że prowadzenie klubu piłkarskiego to przyjście i pozarządzanie sobie bez odpowiedzialności, to znaczy, że nie ma pojęcia o tym biznesie. To ciężka administracyjna harówa. Absolutnie wiedziałem, że będzie ciężko. Myślałem, że jest może trochę mniej bałaganu.

Dodajmy do tego brak skautingu, brak dyrektora sportowego, ściąganie zawodników, którzy potem nie grali, nie pasowali do koncepcji. I tak duży sukces, że Stal w takich warunkach zrobiła awans, ale teraz bez utrzymania w lidze może być postawiona pod ścianą. Ale tę ścianę też sobie postawiła mając taką a nie inną organizację.

PUCHAROWA LEGIA

Oj, dawno to było, bo kiedy, jeszcze latem. Ale chyba nie ma nikogo, kto by łatwo o tym zapomniał. Legia piłuje swój ujemny rekord.

Legia w ostatnim pięcioleciu:
– Odpadła z Omonią przegrywając mecz u siebie
– Odpadła z Karabachem będąc złomowanym w meczu u siebie
– Zremisowała na Gibraltarze
– Odpadła z Dudelange
– Odpadła ze Spartakiem Trnawa
– Odpadła z Sheriffem Tyraspol
– Odpadła z FK Astana

A wcześniej w minionej dekadzie:

– dwukrotna walka na wiosnę z Ajaxem w Lidze Europy
– Trzecie miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów, gdzie remis 3:3 z Realem i wygrana ze Sportingiem
– 15 punktów w fazie grupowej Ligi Europy sezonu 14/15
– Kilkukrotny udział w fazie grupowej Ligi Europy

O pokonaniu Spartaka, Gaziantepsoru czy tym podobnych nawet nie wspominamy. Awans do Ligi Mistrzów był dokonany po miernym dwumeczu z Dundalk, ale decydował on aż o takiej stawce, bo Legia konsekwentnie gromadziła pucharowe punkty. Teraz to już tylko wspomnienie.

WALDEMAR SOBOTA

Ech, Waldek. Jak wracałeś do Ekstraklasy, myśleliśmy, że Śląsk sprowadza kozaka. Kogoś, kto będzie tu rozdawał karty. Nie wracałeś w wieku 38 lat, nie wracałeś po trzech latach na ławie w piątej lidze belgijskiej. Nie, grałeś w 2.Bundeslidze, liczyłeś się tam. To wszystko miało ręce i nogi.

A potem przyszło takie granie, że obecnie w składzie są Janasik czy Scalet. Z całym szacunkiem dla tych graczy, bo wypada docenić ich rozwój, ale nikt by nie wpadł na to, że Sobota będzie grzał ławę przez ten duet.

No, może Jacek Magiera jakoś cię obudzi, na razie twój powrót jest jednym z większych rozczarowań sezonu.

DJORDJE CRNOMARKOVIĆ

Crnomarković, czyli zawodnik, za którego sprowadzenie do Polski Lech powinien zapłacić jakąś grzywnę.

Raz, że w porywach przeciętny w Lechu – podkreślamy: w porywach, czyli w istocie zbędny. Przykładowo, tak podsumowaliśmy postawę Crnomarkovicia w grupie LE: „W każdym z jego trzech występów możemy mu wskazać spore błędy. W starciu z Benfiką ograny jak junior przez Nuneza. W meczu ze Standardem – kretyńska czerwona kartka. Pożegnanie z Rangersami – zamieszany przy dwóch bramkach, rozwinął czerwony dywan przed Ittenem, brakowało tylko kwiatów, chleba i soli. Serb w Ekstraklasie może być solidny, ale Europy z nim w składzie Kolejorz nie podbije”.

Szczególnie ta kartka ze Standardem kosztowna, bo przecież w tym meczu naprawdę można było zrobić wynik, a ten to konkretna kasa do klubu.

No cóż, nawet z tą solidnością poszliśmy na wyrost. Lech go wypchnął, co było mądrą decyzją, a Crnomarković w Zagłębiu zapisał kartę już w zasadzie historyczną.

Crnomarković szybko zasłynął swoim chamstwem, które skończyło Piotrkowi Pyrdołowi z Wisły Płock sezon.

Potem odczekał trzy mecze dyskwalifikacji, by powrócić w glorii chwały. Jego niewykorzystany karny sprawił, że Zagłębie odpadło z Pucharu Polski z Chojniczanką, wsławił się też sprokurowaniem karnego na 1:0 z Legią Warszawa. No cóż, po prostu top. Przypomina nam się kariera Muhameda Omicia, ale on nikogo celowo nie połamał.

PIOTR MANDRYSZ

Chyba największy trenerski przegrany sezonu. Wyniki Sandecji za Piotra Mandrysza w tym sezonie:

10 kolejek, 9 porażek. Jeden remis 0:0 u siebie z GKS-em Bełchatów. Średnia punktowa szalona: 0.09 na mecz. Gdyby Sandecja punktowała tak do końca sezonu, zdobyłaby szalone trzy punkty. Gratulujemy.

Wyniki odkąd Sandecja pożegnała Mandrysza:

12 kolejek, 1 porażka.

Zobaczcie jak to wygląda na tabelach, bo jest dość szokujące. Za Mandrysza…

… i bez Mandrysza.

Fot. NewsPix/FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Komentarze

34 komentarzy

Loading...