Nie są to najlepsze tygodnie dla Wojciecha Szczęsnego. Można było mieć do niego uzasadnione pretensje o mecz z Węgrami. Z Andorą nie miał nic do roboty, z Anglią swoje wybronił, ale też wcale nie został bohaterem na Wembley. A żeby było mało, Roman Kosecki powiedział, że jeszcze trochę brakuje mu do ojca Macieja. No dobra, to ostatnie wypada z tej wyliczanki. Tak czy inaczej, całość nieprzekonującego efektu dopełnia występ Szczęsnego w meczu z Torino.
Bramka pierwsza. Szczęsny wypluwa przed siebie strzał z dystansu. Bezlitośnie wykorzystuje to Antonio Sanabria, który wybija się niejako z bezradnie interweniującego reprezentanta Polski i strzela na 1:1.
Bramka druga. Antonio Sanabria pędzi w stronę pola karnego, ale przed nim stoi jeszcze kilku defensorów Juventusu, a jego pozycji do oddania strzału też jest daleko do idealnej. Mimo to 25-letni napastnik Torino decyduje się na uderzenie. Robi to przyzwoicie, ale po prawdzie to taka typowa sytuacja do nabicia statystyk celnych strzałów. Zobaczcie sami tę stopklatkę.
To trzeba obronić.
A piłka przeleciała przez ręce bramkarza polskiej kadry i wpadła do siatki. Szczęsny puścił drugiego gola i tu już jest wina była absolutnie bezsprzeczna. Reakcja Matthijsa de Ligta, który rozłożył tylko szeroko ręce i wzniósł wzrok ku niebu, mówi sama za siebie. Co gorsza, widzimy bliskie podobieństwo między błędem Polaka przy tej bramce i przy bramce Rolanda Sallaia dla Węgrów na 1:0 w eliminacjach MŚ. I tu, i tu Szczęsny źle się ustawił, nieodpowiednio przykrywając bliższy słupek.
Przy tym nie mamy zamiaru znęcać się nad Szczęsnym. To wyśmienity bramkarz. Pewnie jeden z pięciu najlepszych w Europie. Do kogo jak kogo, ale do niego w Juventusie nikt nie powinien mieć pretensje za niesatysfakcjonujące tegoroczne wyniki. Polak zazwyczaj staje na wysokości zadania. Jeden gorszy mecz nic w tej kwestii nie zmienia.
Torino 2:2 Juventus
Sanabria 27′, 46′ – Chiesa 13′, Ronaldo 79′
Fot. Newspix