Nie minęła jeszcze pełna doba od meczu na Wembley, a już wróciliśmy do pierwszoligowej rzeczywistości. GKS Tychy po raz drugi w tym sezonie pokonał Arkę Gdynia i uspokoił swoją sytuację w tabeli po trzech meczach bez zwycięstwa (dwa bezbramkowe remisy i porażka). O ile jednak jesienią w Trójmieście podopieczni Artura Derbina wygrali w pełni zasłużenie, całkowicie kontrolując grę, o tyle dziś mieli dużo szczęścia.
GKS Tychy – Arka Gdynia 1:0 po kapitalnym golu Wiktora Żytka
Pomijając sam początek, gdy Daniel Kajzer odbił uderzenie Sebastiana Stebleckiego, Arka przed przerwą sprawiała dużo lepsze wrażenie i była stroną wyraźnie dominującą. Wyróżniał się zwłaszcza Christian Aleman. Ekwadorczyk imponuje wyszkoleniem technicznym, ma to “coś” i to on stwarzał największe zagrożenie.
Konrad Jałocha nie narzekał na nudę. Arkowcy oddali łącznie siedem celnych strzałów, choć tak po prawdzie, Jałocha jakichś genialnych interwencji nie notował, po prostu robił swoje. Paradoksalnie najbardziej wykazał się idealnym wyjściem na przedpole, dzięki czemu był o ułamki sekund szybszy od Mateusza Żebrowskiego, startującego do kapitalnego prostopadłego podania Alemana.
A czasami Jałocha miał po prostu szczęście. Tak było po dogrania Rosołka na piąty metr do Żebrowskiego, od którego piłka niekontrolowanie się odbiła i prawdopodobnie wturlałaby się do siatki, gdyby z interwencją przed linią nie zdążył Maciej Mańka. No i przede wszystkim bramkarz tyszan (i nie tylko on) mógł dziękować niebiosom za to, że Łukasz Wolsztyński w 75. minucie obił poprzeczkę, wykonując rzut karny. Podwójny kamień z serca spadł Łukaszowi Monecie, który sprokurował tę jedenastkę chwilę po wejściu na boisko. Trącił nogę Alemana, który skorzystał z tego faktu i sędzia wskazał na “wapno”. Tego dnia bramka gospodarzy była zaczarowana.
GKS przez większość meczu się bronił i poza próbą Stebleckiego z pierwszych minut jeszcze tylko raz strzelił celnie. Ale za to jak! Wiktor Żytek posłał płasko lecący pocisk z jakichś trzydziestu metrów, piłka przeszła kilku zawodników gości i wylądowała w siatce. Kajzer, mimo szczerych chęci, niewiele mógł zrobić.
31 strzałów
W drugiej odsłonie Arka, poza tym rzutem karnym, nie była już tak groźna, a gospodarze z rzadka próbowali konkretniej zaatakować. Nie korzystali nawet z takich prezentów, jak fatalne rozegranie Kasperkiewicza na własnej połowie. Steblecki nie potrafił odnaleźć podaniem Damiana Nowaka i cała akcja spaliła na panewce. Mimo to nie nudziliśmy się. Obie drużyny razem oddały 31 strzałów, z czego 9 celnych. Gdyby każdy mecz I ligi tak wyglądał, bylibyśmy wniebowzięci.
Poza Alemanem, w Arce na wyróżnienie zasługuje jeszcze 17-letni Kacper Skóra. Młokos przeprowadził kilka świetnych rajdów na skrzydle, potrafił nawet minąć trzech rywali w jednej próbie. No i zaimponował dojrzałą wypowiedzią po meczu przed kamerami Polsatu Sport. Przy okazji zadeklarował, że celem jego i kolegów nadal jest pierwsze lub drugie miejsce, czyli bezpośredni awans. Patrząc jednak realnie – gdynianie powinni się skupić na utrzymaniu w czołowej szóstce.
Dla zespołu z Trójmiasta to już trzecia ligowa porażka w tym roku. GKS Tychy dzięki temu zwycięstwu odskoczył na sześć punktów, ale Arka ma jeszcze mecz zaległy. Ogólnie zapowiada się niezwykle interesujący finisz sezonu na pierwszoligowych szczytach. Może tu jeszcze dojść do wielu przetasowań, choć w pewnym momencie wydawało się, że pewne rzeczy w praktyce są już jasne.
GKS Tychy – Arka Gdynia 1:0 (1:0)
1:0 – Żytek 41′
Fot. Newspix