Zaskoczeń w pierwszych kolejkach eliminacji zatrzęsienie. Hiszpania remisuje z Grecją, męczy się z Gruzją. Niemcy przeciągają linę z Rumunami, zaś Portugalia traci dwubramkowe prowadzenie z Serbią. Jednakże w całym tym zalewie wynurza się jedna reprezentacja – Słowacja. Ostatnie dwa spotkania? Dramat.
Narzekamy na to, że w pełni nie rozwijamy swojego potencjału. Że remis z Węgrami, a z Andorą nieciekawe 3:0. To, czy jest to krytyka słuszna, czy wyssana z palca, to już inna opowieść. Istotne jest jednak to, że są to wyniki (pod względem wyników jedynie) całkiem zadowalające. Cztery punkty po dwóch pierwszych spotkaniach? Nie ma dramatu, nie ma rewelacji.
W kontrze do tego stoi reprezentacja naszych południowych sąsiadów. Wiadomo – pod względem potencjału są gorsi od nas, lecz to, co zrobili w dwóch pierwszych starciach eliminacyjnych, przebija o lata świetlne nasz wyszarpany remis z Węgrami. Przedstawmy to najprościej, jak potrafimy – Słowacja po meczach z Cyprem oraz Maltą ma na swoim koncie dwa punkty.
Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny, także i takie maleńkie, lokalne w zasadzie, futbolowe katastrofy. Porozmawialiśmy na ten temat z Pawłem Zimończykiem z FairSportAgency, agencji menadżerskiej prężnie działającej działającej na tamtejszym rynku.
Miłe złego początki
Słowacja zmieniła selekcjonera zaraz przed barażami do Mistrzostw Europy. Zwolniony został znany z Ekstraklasy, Pavel Hapal, zaś jego miejsce zajął Stefan Tarković, który przez lata pełnił funkcję asystenta. Początek zwiastował, że był to dobry strzał, bo Sokoli udało się wywalczyć awans na Euro.
Jasne, nie osiągnęli tego w zachwycającym stylu, wszak ich starcie z Irlandią Północną było jednym z najgorszych w play-offach. Liczył się jednak skutek, a ten był więcej niż zadowalający. Samobójcze trafienie Skriniara nie podcięło Słowakom skrzydeł i jeszcze w dogrywce zdołali ustalić wynik spotkania na 2:1.
Później jednak rozpoczął się zjazd do bazy. Jak okazało się w minioną sobotę, była to właściwie baza ludzi umarłych. Zespół, który zdołał złączyć się i wspólnymi siłami dźwignąć do awansu, okazał się kruchy w swej konstrukcji. Remis z Cyprem przebiegał bez większych ceregieli, lecz wydarzenia z Maltą sprawiły, że na Słowacji poczuli niewielkie wstrząsy sejsmiczne. Było ono spowodowane szczękami milionów Słowaków, które z łoskotem spadły na podłogę.
Oni nie tylko przegrywali z Maltą 0:2, oni tam nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. – Dusan Kuciak, który awaryjnie zastępował Marka Rodaka, tak naprawdę nie dostał okazji do wykazania się. Goście totalnie rozmontowali Słowaków, a Kuciak przy pierwszej oraz drugiej bramce był całkowicie bezradny – twierdzi Zimończyk.
No i faktycznie – w pierwszej sytuacji Gambin miał tyle miejsca i czasu, by spokojnie złożyć się do uderzenia swojego życia. Reprezentanta Malty nie atakował nikt. Wytłumaczenia, że również nikt się tego nie spodziewał, są w tym wypadku bezcelowe.
Ukarani przez 19-latka
Tym bardziej, że już cztery minuty później popełnili jeszcze większy błąd. Tam po prostu nie doskoczyli do rywala przed polem karnym. Tutaj nie zaatakowali napastnika, który był w ich polu karnym. Na ósmym metrze. Skierowany twarzą w stronę bramki Kuciaka.
Reprezentacji, której obronę w tamtym momencie stanowili Valjent (Majorka), Koscelnik (Slovan Liberec), Hancko (Sparta Praga), a nade wszystko – Milan Skriniar – upokorzył 19-letni Alexander Satariano, reprezentant maltańskiej Sliemy. Wymówek próżno szukać w temacie nieobecnych, wszak ten rezultat i tak pozostaje jednym wielkim wstydem.
– Jasne, zabrakło kilku podstawowych zawodników, ale wydaje mi się, że reprezentacja Słowacji – niezależnie od wystawionego składu – powinna po prostu z Maltą wygrywać. Nie było Haraslina, Hamsika, Rodaka, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie. Jednocześnie nie krytykowałbym dużej liczby powołań dla piłkarzy z Ekstraklasy. Teraz od początku wystąpił Kuciak, ale nie popełnił błędu. Holubek z Piasta jest zaś zawodnikiem grającym na pozycji fatalnie obsadzonej. Gdyby był pomocnikiem, a nie lewym obrońcą, pewnie nawet nie dostałby zaproszenia na mecze, a tak rozegrał blisko pół godziny. Lubomir Satka musi zaś wiele poprawić, jego szanse na grę nie są pewne, nawet, gdyby nawiązał do najlepszych występów w Lechu Poznań.
Comeback, który nie cieszy
W normalnych okolicznościach odwrócenie wyniku spotkania, odrobienie dwubramkowej straty, byłoby powodem do dumy. Wystarczy zapytać Serbów, ale i można spojrzeć na nas, wszak – było nie było – daliśmy radę zrewanżować się stosunkowo dobrej reprezentacji. Ale Słowacy swój comeback mieli z Maltą. Upokarzający jest już sam fakt, że rzeczywistość sprowokowała taką sytuację. Jak można się domyślać – radości po końcowym gwizdku nie było. Raczej chowanie głowy w piach.
– O ile Słowacy przełknęli jakoś bezbramkowy remis z Cyprem, o tyle tutaj przelała się czara goryczy. Odebrali to w klarowny sposób – jako kompromitację. Pozostaje czekać na konsekwencje tych wyników, bo wydaje mi się, że nikt nie przejdzie z tym do porządku dziennego – mówi Zimończyk.
Jednocześnie jednak godne uwagi jest to, że Słowacy są dość chłodni w kalkulacjach. Gdyby podobną wpadkę zaliczyła reprezentacja Polski, głów domagano by się tu i teraz. Tam atmosfera również jest gorąca, ale zachowano na tyle powściągliwości, by powstrzymać się od zwolnienia kolejnego trenera. Tarković poprowadzi reprezentację także w kolejnym meczu i dopiero na tej podstawie będą wyciągnięte daleko idące wnioski, o czym przekonuje nasz rozmówca: – Jutro zmierzą się z Rosją i ewentualna wysoka porażka może doprowadzić do zmiany trenera. Nie będzie to jednak dobra informacja dla reprezentacji Polski, bo głównym kandydatem jest Vladimir Weiss. Szkoleniowiec legendarny, który wyszedł ze Słowacją z grupy na Mistrzostwach Świata 2010. Ten kraj rzadko jeździ na wielkie imprezy, ale gdy się im to udaje, zwykle nie stanowią łatwej przeszkody. Z Weissem u sterów na pewno mielibyśmy trudniej.
Pokoleniowa zmiana w reprezentacji Słowacji
No właśnie – Euro. Słowacy zaczynają spoglądać nieco dalej, a jednocześnie paradoksalnie bliżej. Po fatalnym starcie eliminacji do Mistrzostw Świata wiedzą, że o odrobienie strat i awans na Mundial będzie niebywale trudno. Podstawą do zwolnienia Tarkovicia nie byłyby zatem żenujące remisy z Cyprem oraz Maltą, ale konsekwencje, które może to ze sobą nieść na tegorocznym wielkim turnieju.
Nie ma bowiem co się łudzić, że reprezentacja Słowacji jest tak słaba, jak jej dwa ostatnie mecze.
– W ostatnich latach naprawdę rozwinęła się młodzież. Imponuje przede wszystkim Żlina, która wychowała takich piłkarzy jak Skriniar, Bożenik, Benesz. Właściwie co pół roku wypuszczają za kilka milionów do mocniejszej ligi jakiegoś zawodnika, który się sprawdza. Sukcesy ma też Slovan Bratysława – sprzedali Sporara za sześć milionów, awansowali do Ligi Europy. Jednakże to nie liga, która jest bardzo słabo finansowana przez niskie koszty praw telewizyjnych, jest największą siłą słowackiej piłki.
Oczywiście, polski futbol, przede wszystkim na poziomie reprezentacyjnym, stoi na nieco wyższym poziomie, ale nie można ich deprecjonować. Przekonaliśmy się o tym na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy, dziesięć lat temu przekonali się o tym Włosi. Pod żadnym pozorem nie możemy ich lekceważyć, czego, mam nadzieję, nie zrobią nasi reprezentanci. Wciąż jest tam kilku dobrych zawodników i jeśli dostaną odpowiedniego trenera, mogą być naprawdę groźni. Będą przecież dodatkowo zmobilizowani – czy to fatalnym startem eliminacji, czy to faktem, że następuje wymiana pokoleniowa. Dla Kucki i Hamsika to koniec drogi, dla Skriniara i Benesza pora na przejęcie pałeczki. Może nas czekać zacięty bój – podkreśla Paweł Zimończyk.
Nie ma co udawać, że można jakoś tę kompromitację Słowaków wytłumaczyć. Niewątpliwie drzemie w nich potencjał, który można rozbudzić. Nie są może śpiącym olbrzymem, ale nie są i liliputem, którego łatwo zdeptać. Niemniej, więcej punktów ma już Luksemburg, Czarnogóra, Białoruś, Macedonia Północna i Armenia, które wcale nie mierzyły się z rywalami znacznie łatwiejszymi – przynajmniej na papierze – niż Cypr i Malta.
Punktowy dorobek Słowaków to największa wpadka początku bieżących eliminacji, ale i dowód na to, że w futbolu wszystko może posypać się w ciągu kilku miesięcy. Przecież nie tak dawno Tarković do prowadził do wyjazdu na Euro. Teraz nawołuje się do jego zwolnienia, w celu ratowania… Euro.
Fot.Newspix