Reklama

Moskal: – Nie widzę powodów, by wywracać w Zagłębiu wszystko do góry nogami

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

23 marca 2021, 12:10 • 6 min czytania 7 komentarzy

Nie widzę powodów, dla których mielibyśmy po tych czterech meczach nagle wywracać wszystko do góry nogami, zmieniać sposób gry czy plan pracy, jaki sobie przyjęliśmy – mówi Kazimierz Moskal, który zmierza z Zagłębiem Sosnowiec do II ligi. Miał odmienić drużynę, tymczasem wyniki się nie zmieniły – w jedenastu meczach pod wodzą Moskala Zagłębie wygrało tylko raz. Porozmawialiśmy ze szkoleniowcem czerwonej latarni w programie Weszłopolscy.

Moskal: – Nie widzę powodów, by wywracać w Zagłębiu wszystko do góry nogami
Pewnie sądził pan obejmując Zagłębie Sosnowiec, że będzie trudno. Ale chyba nie sądził pan, że aż tak trudno.

Nikt chyba nie myślał, że będzie aż tak trudno. Przychodziłem w trudnym momencie. Sytuacja nie była najlepsza, ale szczerze mówiąc – spodziewałem się, że będzie to wyglądało lepiej punktowo.

Pewnie gdy dołączał pan do Zagłębia, dokonał pan pewnej kalkulacji potencjału tej drużyny. Na jakie miejsce od 1. do 18. Zagłębie ma kadrę?

Na pewno nie na to, na którym jesteśmy. Takie kalkulacje czasami nie mają zupełnie sensu. Myślę, że problemów jest kilka. Nie można tak łatwo tego zdiagnozować. Ale jestem przekonany, że nie jesteśmy na miejscu adekwatnym do tego, jaki jest potencjał.

Pan jest generalnie zadowolony z zimowego okienka? Uderzyło mnie to, że w krótkim odstępie padły dwie zupełnie niespójne deklaracje. Z pana strony, że wzmocnienia są potrzebne i ze strony prezesa Jaroszewskiego, że pan jest zadowolony z jakości kadry. Finalnie w okienku było sporo ruchów.

Nie ukrywam, że oglądając na początku Zagłębie widziałem, gdzie chcemy dokonać wzmocnień. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, w jakich czasach żyjemy i jak to wygląda na rynku transferowym. Jeśli mogę wyrazić swoją opinię na ten temat, udało nam się sprowadzić zawodników, na których nas stać i których chcieliśmy jak Ambrosiewicz, Misak, Sobczak czy Masłowski, co do którego nie byliśmy do końca pewni, w którym momencie go będziemy mieli na sto procent. Ale okazało się, że w miarę szybko udało nam się go doprowadzić do gry. Nie ukrywam też, że szukaliśmy jeszcze przynajmniej dwóch wzmocnień. Nie udało się tego dokonać z różnych powodów. I trudno. Musimy sobie radzić w takim składzie, w jakim jesteśmy.

Na jakie pozycje miały to być wzmocnienia?

Szukaliśmy jeszcze środkowego obrońcy i młodzieżowca.

Reklama
Ale nie ma takiej pozycji jak młodzieżowiec!

Ale jest wymóg gry młodzieżowca.

Trochę żartowałem. A jest pan zaskoczony może nie tyle swoją drużyną, co postawą rywali? Okazuje się, że drużyny, które jeszcze niedawno wymienialiśmy jako zespoły, które do końca mogą być zaangażowane w „walkę o spadek”, powoli się z tej walki wypisują, jak chociażby Sandecja. Resovia, wydaje się, też może być mocna. GKS-u Bełchatów też skreślić nie potrafię.

Myślę, że przede wszystkim na początku sezonu wiele zespołów myślało o tym, aby załapać się do szóstki i mieć szanse na awans do Ekstraklasy, natomiast te plany – jak się okazało w naszym wypadku – mocno trzeba było zweryfikować. Oczywiście, że Sandecja miała bardzo słaby okres, jeśli chodzi o start. Później udało im się mieć serię meczów bez porażki i wydaje się, że ta sytuacja jest dużo, dużo lepsza. Aczkolwiek jeszcze jest wiele spotkań i wszystko może się zmienić. Niemniej rzeczywiście grono tych zespołów, które gdzieś tam są najbardziej zainteresowane walką o pozostanie, zrobiło się mniejsze.

Ciekawe jest to, że Sandecja i Zagłębie praktycznie w jednym momencie zmieniły trenerów. Jeśli spojrzymy sobie w tabelę wyników, Sandecja jest na pierwszym miejscu za ten okres. A Zagłębie Sosnowiec na przedostatnim. Można powiedzieć, że w jednym klubie ta zmiana wyszła na dobre, a w drugim nie do końca.

Tak to pokazują wyniki, nie ma co z tym dyskutować. Natomiast mówię – zapewne dobrze panowie wiecie o tym, że na wynik w poszczególnych meczach składa się wiele rzeczy. Na niektóre z nich mamy wpływ, na niektóre zupełnie nie. Tak naprawdę ta końcówka jesieni była dla nas bardzo ciężka, bo nie mieliśmy w zasadzie możliwości jakichś ruchów w składzie w środku pola. Mieliśmy dosyć dużo kontuzji, do tego kartki. Chcieliśmy jakoś przetrwać tę jesień. Nie wyszło to najlepiej, bo rzeczywiście też liczyłem na to, że zdobędziemy więcej punktów. Wiosną zaczęliśmy, wydaje mi się, trochę inaczej grać, ale nie przekłada się to na razie na punkty.

Czuje się pan pewnie w Sosnowcu? W przeszłości były takie sytuacje, że szatnia poniekąd zwalniała trenerów czy miała na to wpływ. Ale nie mówmy tylko do szatni, a o samym wyniku. Porównując te zmiany ktoś może uznać, że to nie był dobry pomysł i nadal trzeba czegoś szukać. A w Sosnowcu lubią zmieniać trenerów.

Jak powiedziałem – na wynik meczu wpływ ma wiele czynników. I jeżeli ktoś dojdzie do wniosku, że głównym powodem jest to, jak trenujemy czy jakim systemem, sposobem chcemy grać, no to mogą takie decyzje zapaść. My, trenerzy, musimy być na to przygotowani. Ostatnio słyszałem wypowiedź trenera Lavicki. Otrzymał przed ostatnim meczem ligowym zapewnienie i wsparcie zarządu, a w niedzielę okazało się, że stracił pracę. My musimy być uodpornieni na to, ale też z drugiej strony przygotowani. Bo wszystko się może stać. Wyniki są tu bardzo ważne, bo wiadomo, że chcemy za wszelką cenę utrzymać się w pierwszej lidze.

Czy mecz z ŁKS-em był sygnałem, że zespół zaczyna iść we właściwym kierunku, jeśli chodzi o styl gry, który chce pan narzucać?

Myślę, że przede wszystkim był odpowiedzią na ten słaby występ z Odrą Opole. Mecz z Termalicą graliśmy dobrze, tak, jak chcieliśmy, jak przez 1,5 miesiąca przygotowywaliśmy się. W meczu z Tychami też były momenty, kiedy realizowaliśmy to wszystko, co wypracowaliśmy. Natomiast mecz z Odrą Opole gdzieś tam na pewno w niektórych głowach zasiał jakąś wątpliwość. Ale w Łodzi, uważam, że też pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie grać z tymi dobrymi zespołami. Nie widzę powodów, dla których mielibyśmy po tych czterech meczach nagle wywracać wszystko do góry nogami, zmieniać sposób gry czy plan pracy, jaki sobie przyjęliśmy.

Kiedy widział pan brutalne wejście Antonio Domingueza, pomyślał pan sobie „nie poznaję człowieka”?

Działo się to po przeciwnej stronie, widziałem, że był atak z tyłu, natomiast nie widziałem tego dokładnie. Wydaje mi się, że to nie był złośliwy faul, natomiast skutki są fatalne dla Mateusza Szweda. Na pewno to też nam trochę krzyżuje plany. Mówiąc o młodzieżowcu, będąc do końca szczerym – szukaliśmy właśnie młodzieżowca na skrzydło, żeby w razie takiego zdarzenia jakie miało miejsce w Łodzi mieć zmianę 1 do 1. Musieliśmy przesuwać zawodników w formacji.

Reklama
Mecz z ŁKS-em to jeszcze moment, gdy pańskie serce bije trochę szybciej czy tamten rozdział to już kompletnie przeszłość?

Nie. Staram się nie myśleć o tym, co było. Myślimy o kolejnym meczu. Pewnie, że trudno wymazać z pamięci ostatnie miejsce pracy, natomiast traktuję to normalnie, jako kolejnego przeciwnika. Chcieliśmy tam zagrać na tyle dobrze, żeby podtrzymać to, co wypracowaliśmy i zmazać to złe wrażenie po meczu z Odrą Opole.

Zakończmy optymistycznie – gdzie pan upatruje szans na utrzymanie Zagłębia? I gdzie mają upatrywać ich kibice?

Mamy jeszcze sporo meczów. Teraz gramy dwa razy u siebie. Kwiecień będzie kluczowy dla rozstrzygnięć na koniec sezonu.

Rozmawiali WESZŁOPOLSCY

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...