Reklama

Cotugno – najsłodszy piłkarz w Ekstraklasie

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

16 marca 2021, 16:55 • 10 min czytania 7 komentarzy

Dla Rafała Siadaczki cukrzyca oznaczała koniec kariery. W przypadku Guillermo Cotugno, piłkarza Śląska Wrocław, spowodowała „tylko” kilkumiesięczną przerwę od grania w piłkę, podczas której musiał nauczyć się swojego organizmu i poznać ścisły reżim żywieniowo-medyczny. Musi go przestrzegać, by w bezpieczny sposób uprawiać zawodowy sport. Jak wygląda jego codzienne zmaganie się z chorobą? Dlaczego Śląsk zachował się, jak należy? Jakie zagrożenia niesie za sobą uprawianie sportu przy cukrzycy? Opisaliśmy pokrętne losy Guillermo Cotugno.

Cotugno – najsłodszy piłkarz w Ekstraklasie

Cotugno – nawiększy pechowiec 2020?

Guillermo Cotugno nie był postrzegany w minionym roku jako największy pechowiec polskiej piłki. Ale jeśli się nad tym zastanowimy, jego kandydatura w konkursie „pechowiec 2020” stoi bardzo mocno. Przy jego wejściu w ligę poszło nie tak wszystko, co tylko mogło. Nawet nie zdążył jeszcze zadomowić się w świadomości kibiców.

Z jednej strony – piłkarz jakich wielu. Z drugiej – przyjechał do Ekstraklasy z całkiem ciekawym CV. Dwa mistrzostwa Urugwaju, jeden puchar, sezon w grającym w La Liga 2 Realu Oviedo, półtora sezonu w Rubinie Kazań. Może jego sprowadzenie nie zyskało statusu hitu transferowego, ale czy mógł być postrzegany jako potencjalnie czołowy prawy obrońca ligi? Jak najbardziej. To bardzo ciekawy ruch Śląska, zwłaszcza, że mówimy ściągnięciu 25-latka, a więc zawodnika z potencjałem sprzedażowym.

Oczywiście – jak wielu obcokrajowców, musiał mieć jakiś defekt. W tym przypadku były to pewne zaległości fizyczne. Lekkie, bo swój ostatni mecz przed przyjazdem do Polski Cotugno rozegrał 12 grudnia, a kontrakt w Śląsku podpisał 30 stycznia. Zaczął więc na ławce, a w międzyczasie dochodził do formy. Gdy już wygrał rywalizację o miejsce w składzie i znalazł się w jedenastce z Jagiellonią, przerwano rozgrywki. Powód – pandemia.

Gdy po lockdownie Śląsk wrócił do rozgrywania meczów, Urugwajczyk znów pojawił się w wyjściowym składzie. Mecz z Rakowem zakończył przedwcześnie z powodu skurczów, a potem z tej samej przyczyny nie dokończył spotkania z Arką. W klubie zaczęli się zastanawiać – jak to jest, że zdrowemu piłkarzowi, który normalnie trenuje, odcina prąd przed 90 minutą? Cotugno został wysłany na kompleksowe badania.

Reklama

I na nich wyszło, że ma cukrzycę.

Stracił więc z tego powodu kilka dobrych tygodni, które musiał poświęcić na poznanie swojego stanu zdrowia i nauczenie się życia z chorobą. Do końca sezonu już nie zagrał. Gdy już był szykowany do gry od początku obecnych rozgrywek, tydzień przed startem ligi doznał kontuzji mięśniowej (uszkodzenie przyczepu mięśni przywodzicieli). Wypadł na kolejny miesiąc. Po kilku meczach w rezerwach, pojawił się najpierw na ławce, a potem na boisku.

I wtedy złapał koronawirusa.

Od pierwszej minuty obejrzeliśmy go znów w grudniu, w derbach z Zagłębiem, co też pokazuje, jak dużym zaufaniem jest obdarzony w Śląsku. Wiosną znów wskoczył do jedenastki i wypadł solidnie. Ostatnio także pauzował (problem mięśniowy), ale już na następny mecz będzie zapewne gotowy do gry. Sporo tego się nazbierało, jak na jednego zawodnika, prawda?

źródło: Transfermarkt

Reklama

Diagnoza – cukrzyca

Urazy mięśniowe czy koronawirus to problemy, z którymi mierzyli się też inni piłkarze. Ale cukrzyca? Oczywiście, można podać przykłady wielu sportowców, którym nie przeszkodziła w wyczynowym sporcie – choćby Paula Scholesa czy Michała Jelińskiego (mistrza olimpijskiego w wioślarstwie). Ale jednak, to pewne wyzwanie, które stawia lekki znak zapytania nad tym, czy uda się kontynuować karierę.

Zaniepokoiło nas to, że zawodnika, który spełnia wszystkie kryteria profesjonalnego gracza, w dwóch meczach z rzędu łapią skurcze. Zaczęliśmy się zastanawiać. Zleciliśmy szereg badań, w jednym z nich wyszedł wysoki poziom cukru. Skonsultowaliśmy się z diabetologiem i okazało się, że to dobry trop – opowiada Dariusz Sztylka, dyrektor sportowy Śląska i dodaje, że zorganizowano piłkarzowi pomoc w postaci jednego z najlepszych diabetologów w kraju.

Choroba uaktywniła się nagle w trakcie lockdownu. Cotugno nie zgłaszał nigdy wcześniej żadnych dolegliwości – czuł się normalnie, nigdy nie zdarzyło mu się zasłabnąć. Gdy podpisywał kontrakt, podczas testów medycznych został przebadany od stóp do głów. Wszystkie wyniki badań były wówczas w normie. I tak miał szczęście. Zdarza się, że cukrzycę wykrywa się podczas nagłego zasłabnięcia, które stanowi zagrożenie dla życia.

Zawodnik stanął przed dużym wyzwaniem – musiał nauczyć się funkcjonować ze swoją chorobą. – Moje życie zupełnie się zmieniło, ale najważniejsze jest, by być gotowym do zmian i zaakceptować nową sytuację. Krok po kroku zamierzam to właśnie robić – mówi nam Cotugno.

Klub i zawodnik rozpoczęli więc operację pod tytułem „nauka gry z cukrzycą”. Zaangażowano jednego z najlepszych diabetologów w Polsce, klubowa dietetyk opracowała indywidualny plan żywienia. Na czas adaptacji Urugwajczyk dostał indywidualny plan zajęć, który zakładał inne, lżejsze obciążenia. W międzyczasie przyswajał wiedzę. Uczył się swojego organizmu. On sam znalazł się w nowym kraju – oczywiście nie mówił po polsku, ale i jego angielski był tylko na poziomie podstawowym. Śląsk zorganizował mu więc tłumacza, który wyjaśniał wszystkie medyczne meandry. Sam Cotugno konsultował się też z lekarzami z Urugwaju, którzy pomogli mu utwierdzić się w decyzji, że plan leczenia Śląska ma ręce i nogi.

I pozwoli mu wrócić na boisko.

Jak wygląda życie sportowca z cukrzycą?

A to nie było wcale oczywiste. Organizm cukrzyka nie wytwarza insuliny, a więc hormonu, który pozwala utrzymać stężenie poziomu glukozy na odpowiednim poziomie. Jeśli poziom cukru jest za mały – diabetyk może stracić przytomność i wymagać błyskawicznej interwencji medycznej. Jeśli jest za duży, może pojawić się ogólne zmęczenie i gorsze samopoczucie, a jeśli ten stan utrzymuje się w organizmie permanentnie – cukrzyca rozwala narządy, powoduje miażdżycę, może doprowadzić do amputacji kończyn albo śpiączki cukrzycowej. To dlatego nazywa się ją „cichym zabójcą”.

Cukrzyk musi więc dbać o to, żeby poziom cukru był względnie niski (norma to 80 – 120 mg/dl), ale jednocześnie nie za niski, bo wtedy piłkarz dla swojego bezpieczeństwa musi zejść z boiska. Poziom cukru podwyższa przyjmowanie węglowodanów. Obniża go podawanie insuliny (za pomocą wkłucia) i wysiłek fizyczny. To dlatego zawodowy sport niesie za sobą duże wyzwanie – każdy trening, każdy mecz, może doprowadzić do nagłego spadku cukru. – Cotugno musiał kompletnie zmienić swoje nawyki i mocno kontrolować wszystkie posiłki – mówi Dariusz Sztylka.

Co by się stało w momencie, gdyby poziom cukru Cotugno podczas meczu był zbyt niski? Tłumaczy Aleksandra Zagrodna, dietetyk Śląska: – Objawy niedocukrzenia zwykle pojawiają się przy glikemii około 70 mg/dl, ale ta wartość jest indywidualna dla każdego pacjenta, zależy także od sytuacji. Pierwsze objawy niedocukrzenia to między innymi drżenie i osłabienie mięśni, uczucie niepokoju, kołatanie serca, uczucie głodu, bladość, „zimne poty”. Jeśli pacjent nie zareaguje na te objawy, w dalszej kolejności pojawią się symptomy wynikające z działania centralnego układu nerwowego: kłopoty z koncentracją uwagi, splątanie, niewyraźna mowa, zawroty głowy, zaburzenia równowagi, ból głowy, zmiany w zachowaniu (zwykle agresja, pobudzenie), niewyraźne widzenie. Ostatecznie może dojść do utraty przytomności i drgawek przypominających napad padaczki. Dlatego tak istotna jest tutaj profilaktyka.

A więc jakikolwiek symptom sprawia, że zawodnik musi zbiec do linii i zmierzyć sobie cukier. Cotugno nie musi tego robić akurat poprzez klasyczne ukłucie w palec – ma założony specjalny sensor, który w kilka sekund jest w stanie podać wynik. Gdy poziom cukru jest zbyt niski, najbezpieczniej jest zakończyć mecz, ewentualnie – szybko podać cukry proste.

Cały czas się uczę i poznaję moje ciało. Po każdym kolejnym meczu wiem coraz więcej. To pewna trudność, której zwykli piłkarze nie mają. Ja jednak staram się to przyjąć jako osobiste wyzwanie i chcę, by uczyniło mnie to silniejszym. Próbuję dobrze dawkować insulinę, by móc normalnie grać – opowiada Cotugno.

Wymagana jest kontrola stężenia glukozy we krwi przed treningiem/meczem, w jego trakcie oraz przez kilka godzin po jego zakończeniu. Każdy pomiar glikemii dostarcza informacji, które pozwalają na odpowiednie dopasowanie dawek insuliny i spożywanych posiłków w celu optymalizacji wyrównania metabolicznego. Nowe możliwości kontroli glikemii w trakcie treningu sportowego oferują systemy do ciągłego jej monitorowania. Wykazano, że ich zastosowanie zmniejsza ryzyko hipoglikemii w trakcie i po treningu fizycznym. Fakt, że ma się cukrzycę, nie stanowi przeszkody do uprawiania sportu – opowiada fachowo dietetyk Śląska.

Ważnym elementem reżimu jest ścisła dieta, która nie różni się specjalnie od diety innych sportowców, ale wymaga skrupulatnego liczenia, ile węglowodanów znajduje się w każdym posiłku. I ustalania na tej podstawie dawki insuliny. Raz jeszcze Aleksandra Zagrodna: – Ogólne zalecenia żywieniowe dla piłkarzy nożnych z cukrzycą typu I na treningu/meczu nie różnią się od zaleceń dla sportowców zdrowych. Dieta u zawodników z cukrzycą typu I powinna bazować na produktach bogatych w węglowodany. Diety niskowęglowodanowe nie są zalecane oraz mogą obniżać zdolności wysiłkowe sportowców, a także upośledzać regenerację powysiłkową. Bardzo ważne jest także odpowiednie nawodnienie, ponieważ odwodnienie może niekorzystnie wpływać na glikemię oraz na czynność serca. Dotyczy to szczególnie wysiłku fizycznego wykonywanego w wysokiej temperaturze.

Choroba w niczym mu nie przeszkadza, jeśli bardzo ściśle przestrzega diety, kontrola planu posiłkowego to w zasadzie jedyne ograniczenie – dodaje Dariusz Sztylka.

Jak zachował się Śląsk?

Jak słyszymy, Śląsk ani przez moment nie próbował kombinować nad rozwiązaniem kontraktu Cotugno. Mógł mieć poczucie, że wdepnął na minę? Powiedzmy sobie szczerze – znamy kluby, które w takiej sytuacji dążyłyby do łatwego rozwiązania kontraktu. Bo po co płacić gościowi, u którego pojawił się problem zdrowotny, a który jeszcze się nawet nie zdążył pokazać?

Nie było w klubie ani przez moment myśli, by rozwiązywać kontrakt. Wiedzieliśmy, jaki to jest człowiek. Po prostu zasługiwał na to, by klub zaoferował mu pomoc, nie tylko sportową, ale też ludzką. Z informacji od specjalistów diabetologii wiedzieliśmy, że przy pełnym zaangażowaniu klubu i zawodnika, zmianami jego nawyków i mocną samodyscypliną, jest szansa w stu procentach przywrócić go do normalnego, profesjonalnego uprawiania sportu. I choroba nie będzie się wiązała z żadnymi ograniczeniami – mówi Dariusz Sztylka.

Sam Cotugno zdaje się być zadowolony z pomocy, którą otrzymał: – Od samego początku klub był przy mnie, robił mi wszelkie możliwe badania i pomagał, jeśli tylko tej pomocy potrzebowałem. Jestem niezwykle wdzięczny, bo to sytuacja, której nikt nie zakładał. Wszyscy chcieli pomóc mi rozwiązać ten problem i dojść do formy w jak najlepszy sposób.

Zatem Śląsk…

  • po dwóch skurczach zadbał o to, by kompleksowo przebadać piłkarza,
  • gdy poznano diagnozę, zadbał o pomoc jednego z najlepszych diabetologów w Polsce,
  • stworzył plan powrotu do gry, w który byli zaangażowani klubowy dietetyk, fizjoterapeuci i sztab pierwszej drużyny,
  • by zawodnik czuł się komfortowo, na konsultacje z lekarzami zorganizował tłumacza języka hiszpańskiego,
  • ani przez moment nie chciał rozwiązać kontraktu, wierząc, że piłkarzowi uda się wrócić na boisko.

W żadnym momencie nie było kombinowania, ściemniania czy podchodów na zasadzie „a może rozwiążemy”. Od razu dostał pełną opiekę ze strony klubu – potwierdza Marcin Matuszewski, agent, który sprowadził Cotugno do Polski. – Była też otwartość na to, by Cotugno ewentualnie wrócił do kraju, jeśli sam uznałby, że jako osoba nieanglojęzyczna nie poradzi sobie z przyswojeniem diety i zaleceń lekarzy. Takie zachowanie powinno być normą, ale nie zawsze jest, więc warto to podkreślać.

Jest to podejście, któremu warto przyklasnąć.

Guillermo Cotugno – happy end

Kilka lat temu z powodu cukrzycy karierę przerwać musiał Rafał Siadaczka. Chociaż jak on sam twierdzi – powodem były bardziej obawy klubów. A te miały wątpliwości, czy w ogóle da radę zawodowo uprawiać sport. Siadaczka mówił dla „Onetu”:

– Miałem swoje problemy z Legią, ale chciały mnie wtedy inne kluby. Gdy z pytaniem o mnie zadzwoniło KSZO, to dyrektor Janusz Olędzki powiedział, że mam cukrzycę i on nawet nie wie, czy ja jeszcze mogę grać w piłkę. I być może z tego powodu nikt już po mnie się nie zgłosił.

Stał się pan ofiarą złej famy?

– Nie wiem, być może. Byłem świadkiem tylko tamtej jednej rozmowy pana Olędzkiego. Ile było ich później? Nie wiem. Być może potem drogą pantoflową się to rozeszło. 

W przypadku Cotugno cała historia zakończyła się happy endem. Dał radę wrócić na boisko i – przy obecnym rozwoju medycyny – nie ma żadnych obaw, czy choroba przeszkodzi mu w graniu w piłkę jeszcze przez kilka ładnych lat. On sam ma nadzieję, że taka kumulacja pecha jak w 2020 roku już mu się nie przytrafi.

Nie chcę nazywać tego pechem, takie jest życie. Wielokrotnie zadaje różne ciosy, a ja chcę wychodzić z tego silniejszym. Staram się mieć takie podejście. Oczywiście, mogę rozmyślać o wszystkich złych rzeczach, które mi się przytrafiły, ale wolę się skupiać na pozytywach, a tych jest bardzo dużo. Zdecydowałem, że będę potrzebował wsparcia profesjonalistów. Mam własnego dietetyka, własnego psychologa. To dwa bardzo ważne dla mnie aspekty – mówi Cotugno.

Wymowa nazwiska Cotugno sprawiła, że już w momencie transferu mógł kandydować do miana najsłodszego piłkarza Ekstraklasy. Zwłaszcza, że nie gra w niej już Grzegorz Piesio. Życie pokazało, że takie określenie ma znacznie większe podstawy niż tylko żart z nazwiska.

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Sędziowie powinni mieć obowiązek tłumaczenia swoich decyzji!

Paweł Paczul
0
Sędziowie powinni mieć obowiązek tłumaczenia swoich decyzji!

Komentarze

7 komentarzy

Loading...