Nikt nie spodziewał się, że Hertha dzisiejsze spotkanie wygra. Niemniej, grając z Borussią, która była osłabiona brakiem kilku zawodników, a na dodatek zmęczona po pucharowych bojach z Sevillą, trzeba było się jakoś pokazać. No i w sumie stołeczna ekipa się pokazała, tylko, że z tej jak najgorszej strony.

Cel postawili sobie bardzo jasny – nie stracić bramki. Było to ich jedyne zadanie w całym spotkaniu, w dodatku zakończone niepowodzeniem. Piłkarze Dardaia poświęcili się mu jednak z takim oddaniem, że kompletnie zapomnieli o stwarzaniu zagrożenia pod bramką Borussii. Nie zrobili w tej kwestii niczego, za co można by ich pochwalić.
W oczywisty sposób odbiło się to na grze Krzysztofa Piątka, który zaliczył jeden z gorszych meczów w tym sezonie. Polak wystąpił od pierwszej minuty, ale wiele o tym, jak bardzo nie znajdował się pod grą, mówi nam liczba kontaktów z piłką. Całe 31. Tylko dwóch zawodników z pola miało gorszy wynik – Plattenhardt oraz Cordoba.
Nie trudno się zatem dziwić, że 25-latek ani razu nie oddał celnego strzału. Ba! Nie miał żadnej próby, co jest o tyle niezaskakujące, że cała Hertha spróbowała szczęścia całe trzy razy. Poza uderzeniem w samej końcówce, które otarło się o poprzeczkę, żadne nie było w stanie zagrozić Hitzowi, a co najwyżej stanowi krzesełek na Signal Iduna Park.
Jednakże problemy Piątka w tym meczu nie kończą się na jego ofensywnej zapaści. Koledzy zupełnie nie kreowali sytuacji, a były napastnik Cracovii nie jest typem zawodnika, który weźmie na swe barki ciężar stworzenia okazji. W żaden sposób nie rozgrzesza go to z niewielkiego wkładu w pracę Herthy w defensywie.
Trzeba bowiem zespołowi z Berlina oddać, że przez większość meczu bronił się całkiem umiejętnie. Nie było to przyjemne do oglądania, ale skuteczne. Zupełnie z gry wyłączony został Haaland (tyle samo celnych strzałów co Piątek). Na niewiele mógł pozwolić sobie Hazard i Reus. Wielka w tym zasługa przeważającej części zespołu gospodarzy, którzy do obrony rzucili wszystko, co mieli.
Napastnicy regularnie schodzili w okolice koła środkowego, zaś Plattenhardt zupełnie zrezygnował z gry do przodu, cały czas zaciekle walcząc z niezłomnym Meteu Moreyem. Koniec końców wspomniany Cordoba miał aż trzy odbiory, zaś Darida i Mittelstadt po pięć. Często też faulowali, ale do tego jeszcze przejdziemy.
Wynik Piątka – jeden przechwyt – wygląda przy tym dość cienko, tak jak cała jego gra w tym spotkaniu.
Nie ma co szczypać się w język – dzisiaj Polak był głównie statystą. W pierwszej połowie dostał bardzo silne podanie w pole karne, ale fatalnie sobie przyjął, piłka odskoczyła i akcja spaliła na panewce. Ot, podsumowanie.
Czy Piątek w takiej formie pojedzie na Euro?
Ano tak, ale powoli trzeba postrzegać go jako ekskluzywną opcję. To dość brutalne, że piszemy takie słowa po meczu z Borussią Dortmund, czyli jedną z najlepszych ekip w Bundeslidze, ale ten mecz stanowił dla nas po prostu dowód, że dopiero dwudzieste czwarte miejsce w klasyfikacji strzeleckiej, nie jest dziełem przypadku.
Hertha zdaje się wysysać z Piątka jakiekolwiek strzeleckie zacięcie. Ciężko zrobić coś w sytuacji, gdy większość czasu piłka przebywa na twojej połowie, a co więcej, pod stopami ma ją przeciwnik.
Rosnąca forma Arkadiusza Milika, który wbił gola Brest, pozwala sądzić, że to on znowu wskoczy na miejsce numer dwa w ataku reprezentacji Polski. Będzie to naturalna kolej rzeczy, biorąc pod uwagę dyspozycję obu zawodników. Jeden pojechał do Francji i odżył, drugi kisi się w Niemczech, w drużynie, która prezentuje styl daleki od jego potrzeb. Co więcej, nie jest się w stanie do niego dostosować.
Na ten moment Piątkowi bliżej do opcji numer trzy i to w dodatku takiej mało ekskluzywnej. Oczywiście, być może w roli jokera będzie szło 25-latkowi znacznie lepiej, ale to tylko gdybanie. Rzeczywistość jest bowiem dość brutalna i weryfikująca, powtórki z meczu z Augsburgiem nie było.
Co Hertha Berlin jest w stanie zaoferować Bundeslidze?
Oglądając spotkanie z Borussią, można było dojść do wniosku, że starcie z Augsburgiem, było wypadkiem przy pracy. Hertha zagrała tam naprawdę odważnie, zdołała odwrócić losy spotkania. Natomiast przeciwko podopiecznym Terzicia nie byli w stanie zrobić niczego, nawet wtedy, gdy już przegrywali.
Swoją drogą bramkę stracili w sposób komiczny. Tak jak wspomnieliśmy – bronili się całkiem nieźle, zaś Jarstein zaliczył kapitalną interwencję po strzale Bellinghama. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia, bowiem w drugiej połowie Norweg nagle poczuł w sobie zew Wilfredo Leona i próbował przyjąć uderzenie Brandta. Skończyło się bramkarską katastrofą.
Na początku wydawało się, że Brandt golazo, ale na powtórkach Jarstein katastrofa. #BVBBSCpic.twitter.com/RF9YuZUDhN
— Kamil Rogólski (@K_Rogolski) March 13, 2021
Później wcale nie było dużo lepiej, bo gola na 2:0 w samej końcówce strzelił 16-letni Moukoko, który posłał uderzenie między nogami doświadczonego bramkarza. Warto w ogóle docenić zmianę Niemca, bowiem w 10 minut zdołał zrobić więcej, niż trzech napastników Herthy łącznie.
Poza dwiema kuriozalnymi bramkami, berlińczycy popisywali się jeszcze brutalnością. Jakim cudem Mittelstadt nie dostał przynajmniej jednej żółtej kartki? To wie tylko arbiter. Jakim cudem po faulu Plattenhardta nie było nawet rzutu wolnego? To wie tylko arbiter.
Na swoje szczęście pan Martin Petersen bez chwili namysłu wyrzucił z boiska Daridę, który bestialsko wjechał Reusowi w ścięgno Achillesa. Niemiec musiał koniec końców opuścić plac gry i nie wiadomo, jak poważny jest jego uraz. Kolejna długotrwała kontuzja jednego z największych talentów niemieckiej piłki, spowodowana bezsensownym wślizgiem na środku boiska? Super robisz Hertho, oby tak dalej i już nikt nie będzie dziwił się, że nad strefą spadkową masz przewagę równą długości włosów Pepa Guardioli.
Borussia Dortmund 2:0 Hertha Berlin
J.Brandt 54′, Y.Moukoko 91′
Fot. Newspix
Ja Cię nie pierdolę. Piątek przecież ty z piłkarza masz tyle co Adam Małysz z boksera lub ojciec rydzyk z skoczka narciarskiego. Piątek ty się maksymalnie nadajesz do 3 ligi Korei Północnej lub ewentualnie na sprzedawcę taniej odzieży w Etiopii. ty z piłkarza nie masz KOMPLETNIE NIC!!! Zmień jak najszybciej piłkę nożną na np. szydełkowanie lub zbieranie złomu. Plissssssssss!
Dawaj Krzysiek jeszcze kilka sztuk do końca sezonu i będzie git.
No to w końcu ekskluzywna opcja czy nieekskluzywna?
Ja nie wiem po co oni w ogóle jeszcze wystawiają tego Piątka. Przecież on nie zdobyłby obecnie nawet króla strzelców Ekstraklasy i to grając w Legii.
Miał ten rok, gdzie co nie kopnął to weszło. No każdy kto pokopał trochę w piłkę czy w ogóle jakikolwiek sport wie jak to jest, jak wchodzi. Nie wiadomo dlaczego, ale wchodzi. Zrobisz coś idiotycznego, a wychodzi idealnie.
No i Piątkowi trafił się fartownie ten moment we Włoszech. No miał flow, miał „to”. Nie myślał, kopał se i wchodziło. Ale flow zawsze kiedyś się kończy i trzeba polegać na umiejętnościach. A te ma przeciętne. To moim zdaniem jest zawodnik pokroju Marcina Robaka, nic ponad to.
Marcin Robak akurat to typ zawodnika, który potrafił sam wygrać mecz, gdy reszta kopała się po czołach. Wiadomo trzeba brać poprawkę na to, że to zawodnik typowo ekstraklasowy, ale na nasze warunki był to absolutny top i gwarant bramek, a nie gość jadący na rundzie konia.
Niemożliwe. Przecież gość się skupia na garażu, a nie na piłce.
Co lepsi Janusze w szczycie tej pożal się boże piątkomanii (xD) chcieli Lewego na ławce sadzać w kadrze 🙂
Jest jeden bardzo istotny plus w tej calej sytuacji – przynajmniej nie trzeba ogladac tych jego pedalskich pistolecikow na kapiszony.
Poczytajcie sobie komentarze na socjalach Herthy. PIatkinio wystapil w spocie proszacym kibicow o wsparcie. Wypadl tak jakby wystawili manekina. Komentarze sa boskie: 'mrugnij jezeli potrzebujesz pomocy’ itd,
Piątek „Pistolero”. Ja, ja, ja. Śmiech na sali. Taki z niego pistolet jak z kozich czterech liter trąba. Jeśli już nadać Piątkowi jakiś przydomek związany z bronią, to najbardziej pasowałaby chyba proca z czasów kiedy ganialiśmy za mamutami. Albo bardziej maczuga. „Maczugolero”. Tak samo toporny jak i ona. Trzeba było podejść jak najbliżej łba dzikiego zwierza żeby trafić. No to on też trafi ino jak będzie stał już na linii bramkowej. Piątek, Piąteczek, Piątunio… jeśli tak, to ja już wolę poniedziałki.