Reklama

Stawowy, Dobi, presja i uciekające punkty. Dwugłos przed derbami Łodzi

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

06 marca 2021, 08:58 • 10 min czytania 6 komentarzy

Kto ma dziś większą presję, ŁKS czy Widzew, Wojciech Stawowy czy Enkeleid Dobi? Czy w przypadku porażki pod którymś z trenerów mocno rozgrzałby się stołek? Jakie są nastroje w obu obozach? Czy Widzew się rozwija, a ŁKS zwija? A może prawda o słabszej formie ŁKS-u jest bardziej skomplikowana? Do dwugłosu przed derbami zapraszają Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski, prowadzący audycji „W mieście Łodzi”.

Stawowy, Dobi, presja i uciekające punkty. Dwugłos przed derbami Łodzi

***

LM: Kuba, pozwól, że swoim zwyczajem zacznę od dygresji. Jerzy Brzęczek miał niewątpliwego pecha, by dwukrotnie trafić w Lidze Narodów na Włochy. W ten sposób powstawała bowiem klarowna klamra. Pierwszy mecz kadencji Brzęczka to mecz ze Squadra Azzurra – całkiem udany, w dodatku na wyjeździe. Mecz po dwóch latach z tym samym rywalem – kompromitacja reprezentacji Polski, którą La Gazzetta porównywała do poziomu Estonii. Jak na dłoni było widać, że reprezentacja pod wodzą Brzęczka się nie rozwinęła, a Mancini dokonał wyraźnego postępu. I teraz, jak tak patrzę na łódzkie kluby, to może się łudzę, może przemawia przeze mnie widzewskość, ale: do wrześniowych derbów na Widzewie podchodziłem bez najmniejszej choćby wiary. Spodziewałem się, że Widzew dostanie w trąbę, zastanawiałem się tylko ile, a także w jakim stylu. I moim zdaniem w tym meczu była różnica klas na korzyść ŁKS-u. Widzew, poza walecznością i może jednym, krótkim zrywem po przerwie, nie pokazał nic.

Ale też jak to miało inaczej wyglądać? Dobi dopiero zaczynał pracę. Widzew miał za sobą fatalny ligowy początek, a i awans był – jak to ładnie ujął Andrzej Klemba – najbrzydszym awansem świata. Wy surfowaliście wtedy na fali, funkcjonowaliście jako dowód na przepaść pomiędzy Ekstraklasą i I ligą, skoro w ESA wam aż tak nie żarło, a w I lidze aż tak wam żarło. O waszym stylu gry mówiło się w Polsce. Teraz? Dopiero co wykaraskaliście się z serii porażek. Przypominałem ci przed meczem z Odrą Opole tabelę za szereg ostatnich kolejek, a w której ŁKS był na samym dnie. Widzew natomiast, gdy abstrahować od pierwszych trzech kolejek, jest na miejscu barażowym. W ostatnich meczach może nie zawsze wyglądało to ładnie – może nawet rzadko – ale stał się twardym orzechem do zgryzienia, o czym dobrze przekonał się Radomiak. Powiem tak – nigdy bym nie powiedział wtedy, po waszych wygranych derbach, że za pół roku nastroje przed kolejnymi derbami będą takie, że Widzew na ten mecz spojrzy z uzasadnionymi nadziejami, a wy z obawami.

JO: Oczywiście jako wieczny pesymista jeśli chodzi o mecze mojego ukochanego klubu, ja takim obrotem spraw zaskoczony nie jestem. Natomiast zwróciłbym uwagę na to, że właśnie w derbach dopiero poznamy właściwą odpowiedź na pytanie, w jakim miejscu właściwie jest ŁKS po tym półroczu. Pamiętajmy, że ta seria porażek składała się może z trzech naprawdę słabych meczów – przeciw Radomiakowi, Górnikowi Łęczna i GKS-owi Tychy. Miedź Legnica? Czerwona kartka, do tego eksperymentalny skład i mimo wszystko dość kontrowersyjne decyzje w końcówce. Puszcza? Naprawdę porządna gra ofensywna mimo gry w dziesiątkę. Nieciecza? ŁKS zasługiwał na remis, a błędy sędziowskie punktowali nawet inni arbitrzy obecni na Twitterze. Do tego pamiętajmy, że ŁKS wówczas potrafił pojechać na mecz w 16 osób plus juniorzy, bo tak przetrzebił drużynę koronawirus.

Reklama

Czerwona lampka zapaliła się w drugiej połowie meczu z Odrą. ŁKS początek miał świetny, jakby serii porażek nigdy nie było. Natomiast po przerwie zagrał nieprawdopodobną padlinę, solidnie podlaną błędami w obronie. Z Widzewem przekonamy się, która z twarzy ŁKS-u jest bardziej prawdziwa. Nie ma już mowy o kontuzjach, nie ma mowy o osłabieniach, o trudach obozu przygotowawczego. Jest ŁKS w prawie najmocniejszym składzie i jest Widzew, który idzie twardo po baraże. Albo okaże się, że ŁKS jest w gronie drużyn walczących o bezpośredni awans, albo okaże się, że bliżej mu do drużyny celującej w miejsce 3-6 i awans właśnie tą drogą. Smutno to pisać, ale tak właśnie wygląda tabela. Natomiast też zaznaczmy – jest w tym trochę stałego problemu z mentalnością kibiców. Wy po remisie z Radomiakiem liczycie stratę do pierwszego miejsca. My po zwycięstwie nad Odrą Opole patrzymy, czy siódme miejsce się nie zbliża.

LM: Z tym „idzie twardo po baraże” to bym się nie rozpędzał, bo tabela moim zdaniem wciąż nie jest sprzymierzeńcem Widzewa.  Widzew ma 23 punkty, ostatni na ten moment zespół z miejsc barażowych, Radomiak, 31. Widzew mógłby nadrobić stratę poprzez wygraną w zaległym meczu z Odrą, ale to wciąż pięć punktów. I jasne, pięć punktów na tym etapie sezonu nie jest czymś, czego należy się bać. Natomiast to nie jest też takie nic, żeby traktować taką różnicę lekko. Tu trzeba wygrywać, także na ŁKS-ie. I to jest ta presja, że niezła gra może nie wystarczyć, jeśli nie pójdzie za nią seria zwycięstw.

A co do derbów, to moim zdaniem największa presja spoczywa na szkoleniowcach, choć z dwóch różnych przyczyn. Z jednej strony, Wojciech Stawowy. Jak sam wielokrotnie podkreślałeś, w ŁKS-ie raczej nie lubią wykonywać nerwowych ruchów, ale Stawowy dostał czas, dostał wykonawców, dostał zaufanie, dostał wszelkie możliwości, żeby realizować swój plan. Na warunki pierwszoligowe, naprawdę otrzymał bardzo wiele. A przecież przypomnijmy, że jeszcze miał serię ekstraklasowych sparingów na koniec minionego sezonu, kiedy mówiło się, że Stawowy już może budować drużynę pod pierwszą ligę. Według mnie, jeśli Stawowy nie zrobi wyniku w tym sezonie z ŁKS-em, wyniku czyli awansu, to może znowu wylecieć na parę lat z ligowej karuzeli. Przegrana z Widzewem mogłaby mocno podgrzać stołek pod nim, zasiać kolejne ziarna niepewności.

Enkeleid Dobi natomiast nie ma najmocniejszej pozycji w Widzewie, to jest jasne od dawna. Nawet występ Michała Rydza i Piotra Szora w Stanie Futbolu mógł o tym zapewnić – otwarte mówienie o sondowaniu rynku, brak zdecydowanego stanięcia za szkoleniowcem w kwestii pewnych jego ruchów. To jest to, o czym mówiliśmy w naszej audycji: jeśli publicznie pojawiają się jakieś rysy w stosunku władz do trenera, to można śmiało te rysy pomnożyć kilkukrotnie, a wyjdzie nam realna relacja, bo przecież publicznie takich rzeczy się nie wywleka. Natomiast jakkolwiek Widzew Dobiego nie porywa, tak ja widzę postęp tego zespołu. Gdyby Dobi wygrał na ŁKS-ie, mógłby dostać potężny zastrzyk zaufania. Odnotuję też, że to Dobi był pomysłodawcą sprowadzenia Patryka Muchy, którego znał z Polkowic, a raczej trudno narzekać na tego piłkarza.

JO: Bez wątpienia dla Wojciecha Stawowego ten sezon to jest „make or break”. Jeśli zrobi awans do Ekstraklasy, na pewno będzie mógł spokojnie zaprezentować przemyślenia z pięciu lat przebywania poza marginesem seniorskiego futbolu. Jeśli nie zrobi – może się okazać, że czeka go nie pięć, a piętnaście lat pracy w piłce młodzieżowej. Nie sądzę, by w Polsce istniał drugi klub, w którym tak wyrozumiale podchodzi się do błędów wynikających z filozofii trenera, ba, gdzie tę filozofię się popiera. To zresztą dość ciekawa sprawa w kontekście ewentualnych następców Stawowego. Znowu Kazimierz Moskal? Profilem pasują chyba jedynie Dominik Nowak, skądinąd z ŁKS-em związany oraz Marek Gołębiewski z II-ligowej Skry Częstochowa. Za wcześnie jednak, by o tym wszystkim pisać, bo tak jak wspomniałem: Stawowy tak naprawdę na razie zawalił jeden, może dwa mecze. W pozostałych ma tak przekonujące wymówki, że ja sam na przykład jestem skłonny w nie uwierzyć – gdyby nie koronawirus, ŁKS nie przegrałby z Miedzią, gdyby nie błędy sędziowskie, wywiózłby punkt z Niecieczy.

Za Tychy i Odrę nie ma żadnych wymówek, derby mogłyby tu być trzecim gwoździem. I o ile nerwowych ruchów nie przewiduję, o tyle pamiętajmy – ŁKS miał już takie zagrania, jak choćby po awansie z II ligi do pierwszej. Wtedy Wojciech Robaszek zrealizował cel, ale „nie rokował”, więc został wymieniony na Kazimierza Moskala. Pod tym kątem Stawowy nie tylko musi punktować, ale jeszcze robić to w sposób wykorzystujący potencjał poszczególnych zawodników.

Reklama

Dobi ma o tyle jasną sytuację, że już kupił sobie sporo zaufania właśnie tym rozwojem drużyny. Wspominałeś o zestawieniu – derby jesienne, derby wiosenne. Ale widzieliśmy przecież, o ile lepiej Widzew zaprezentował się na tle Radomiaka w ubiegłym tygodniu w stosunku do tego, co pokazał kibicom w pierwszym meczu tych drużyn. Klub z Radomia zimą zrobił naprawdę sporo, by upatrywać w nim ekipy ze ścisłego topu, być może nawet rywalizującej o drugie miejsce. Tymczasem widzewiacy mimo gry w osłabieniu pokazali niezły futbol i ostatecznie wyszarpali remis. Zastanawia mnie w kontekście rywalizacji szkoleniowców coś innego. Czy Enkeleid Dobi jest już na takim poziomie wiary w swoją drużynę, by pójść z ŁKS-em na wymianę ciosów. Moim zdaniem: bardzo możliwe.

LM: Na pewno musi szukać punktów. Wiesz, mam wrażenie, że często derby w ostatnich latach bywały zamkniętymi spotkaniami. Każdy bał się wychylić. Remis jako tako był przyjmowany z wyrozumiałością po obu stronach. Dominowało „nie przegrać, bo nas rozjadą za porażkę”, a remis przechodził. Natomiast to jest mecz, w którym remis nie urządzi nikogo. To znaczy, jest pole pod powstanie narracji gloryfikujących remis. Po stronie ŁKS, jak sobie wyobrażam: nie przegraliśmy z Widzewem, mimo, że mamy gorszy moment, a ogółem w sezonie derbowy dwumecz wygraliśmy. Po stronie Widzewa: zrobiliśmy remis przy Alei Unii, widać postęp. No ale jedni i drudzy walczą o konkretne cele, jedni i drudzy potrzebują do tego punktów. Widzew musi nadrabiać do strefy barażowej, ŁKS walczy o to, by do niej nie spaść. Źle brzmi hasło „remis, czyli dwóch zabitych” w kontekście tej fazy sezonu, ale zarówno w przypadku celu Widzewa jak i ŁKS-u, uważam, że o ich realizacji może przesądzić jeden, dwa punkty. Nie wyobrażam sobie, by Widzew złapał taki gaz, że wejdzie do baraży spokojnie, analogicznie bezpośredni awans ŁKS-u będzie tańczył do końca na ostrzu noża. Dlatego widzę tu pole pod ofensywny mecz, naprawdę ciekawy, gdzie jedni i drudzy powalczą otwarcie o pełną pulę. Szczególnie, jeśli ktoś otworzy wynik, może zacząć się jazda bez trzymanki.

JO: Nie będę oszukiwał – dawno nie było derbów, gdzie tak czysto dziennikarsko byłoby tyle smaczków. Wspominasz o jeździe bez trzymanki i to już jest diabelnie ciekawe – czy to oznacza bardziej szalony pressing Widzewa, byle wykorzystać to, że obrona ŁKS-u potrafi się pogubić nawet bez większej asysty rywala? Czy jednak bardziej przekierowanie ŁKS-u na frontalny atak, bo też przecież pod bramką rywala, biało-czerwono-biali czują się najlepiej i najpewniej? Czasem czyta się teksty o walce najlepszej obrony ligi z jej najlepszym atakiem. Tutaj mam wrażenie, że walczyć będzie siła ełkaesiackiego ataku z chybotliwością ełkaesiackiej defensywy, tak jak to zresztą było w meczu z Odrą Opole. Jestem bardzo ciekawy, jak trener Dobi potraktuje to wyzwanie, bo były już mecze, gdzie rywal podchodził do ŁKS-u bardzo wysoko i wcale na tym nie korzystał – by wspomnieć Stomil, bezlitośnie kontrowany przez ŁKS. Ale były też mecze, gdy zagęszczenie środka i próba zaplastrowania Pirulo kończyły się bombardowaniem bramki rywala.

Mam wrażenie, że kto pierwszy strzeli, ten już wygra cały mecz. I zastanawiam się tylko, czy większe szanse ma koronkowa akcja Rygaarda, Pirulo, Domingueza czy Trąbki, czy jednak skuteczny press od Kity czy Robaka. Od razu zdradzę – chyba bym tutaj szacował szanse jak buki. Delikatnie na swoich.

LM: To ja delikatnie na Widzew. Ze szczególną uwagą będę obserwował Przemka Kitę, dla niego to wyjątkowy mecz, a i bez takich stawek potrafi pokazać „widzewskość” w swojej grze. Ciekaw jestem też czy zagra sprowadzony z Czech Marek Hanousek, któremu wystawiane są znakomite rekomendacje. To jest potencjalna gwiazda RTS, więc dlaczego miałby już teraz nie zostać wpuszczony do grania, szczególnie, że został zgłoszony, a Możdżeń wyleciał. Liczę też na dobry mecz Kuby Wrąbla, bo pewnie trochę pracy będzie miał. Ale ta przewaga na bramce – którą, uważam, Widzew ma – może okazać się decydująca.

JO: Nie ma co ukrywać, Malarz po katastrofalnym błędzie, Wrąbel po dwóch dobrych meczach. Ja nadziei upatruję w Carlosie Morosie Gracii, który już udowodnił, że jest piłkarzem o wiele pewniejszym od Dąbrowskiego. Z Odrą, która momentami grała naprawdę wysoko, ŁKS popełnił trzy błędy – dwa Malarz, jeden Sobociński. Jakkolwiek to zabrzmi – jak na ŁKS, to wcale nie tak dużo. Poza tym pociesza mnie też myśl, że do zdrowia niedługo powróci Adam Marciniak i zyskamy unikalną możliwość zagrania w obronie czterema klasycznymi obrońcami. Więc nawet ewentualne wtopa w derbach, być może nie zaważy na losach całego sezonu.

Na koniec dodam jeszcze swoją prywatną opinię, że niezależnie od wyniku i przebiegu meczu, to będą jedne z najgorszych derbów w historii futbolu. Bywały już mecze bez kibiców gości, z różnych przyczyn, ale bez żadnych kibiców, w dodatku nawet bez perspektyw wspólnej zabawy przy telebimie czy w jakimś lokalu, to spełnienie najgorszych koszmarów. Oby następne odbyły się już w Ekstraklasie i z fanatykami po obu stronach boiska.

Fot. NewsPix

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...