Reklama

Nie ma w Ekstraklasie napastnika, którego bym się bał

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

05 marca 2021, 11:59 • 8 min czytania 7 komentarzy

Dlaczego nie gra jako napastnik? Czy po spotkaniu z Lechem Poznań w Pucharze Polski jego nazwisko wylądowało w notesie Paulo Sousy? Dlaczego Rakowowi sprzyja lepszy stan murawy? Co jest największą siłą częstochowskiej ekipy? Czy nowym zawodnikom łatwo odnaleźć się pod Jasną Górą? Jak bardzo zmienił się klub przez te wszystkielata i jak Marek Papszun utrzymywał z nim regularny kontakt, kiedy leczył kontuzję? Czy zapomniał już o długim urazie i czy zaskoczyło go coś w Ekstraklasie? Dlaczego nie boi się żadnego napastnika i dlaczego Vladislav Gutkovskis jest niedoceniany? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiedział obrońca Rakowa Częstochowa, Andrzej Niewulis. Zapraszamy. 

Nie ma w Ekstraklasie napastnika, którego bym się bał
Myślę, że gdyby trenerem Rakowa Częstochowa był Leszek Ojrzyński, to mógłbyś grać jako napastnik. 

O kurczę, ciekawe stwierdzenie. Możliwe, że by tak było, ale nie fantazjujmy – jestem obrońcą. Skupiam się na bronieniu, do tego mam predyspozycje, ale wiem, że piłka mnie szuka. Mam nosa. Zostało mi po młodzieńczych latach, kiedy grałem jako napastnik, więc to wykorzystuję.

Sporo w Rakowie ćwiczycie wykonanie stałych fragmentów gry lub dośrodkowań w założeniu sytuacji, w której środkowy obrońca znajduje się w polu karnym rywala? W ten sposób parę goli strzeliliście – i ty, i Tomas Petrasek. 

Nie bierze się to z przypadku. Każdy ma jakieś swoje zdolności, ale sztuką jest tak rozrysować pewne schematy w klubie, żeby skutecznie to wykorzystać. Trenujemy to od dawna, poświęcamy temu sporo czasu, cały czas przynosi to dobre efekty.

Gorszy moment z początku wiosny już za wami?

Podkreśliłbym, że to był gorszy moment wynikowo, a nie stylowo. Kiedy wnikliwie analizowaliśmy trzy pierwsze wiosenne mecze ligowe, to doskonale widzieliśmy, że one mogły się potoczyć zupełnie inaczej. To nie były złe spotkania. Tylko odbiór ich był negatywny, bo na koniec nie zgadzał się wynik, co jest absolutnie zrozumiałe. Teraz doszła do tego jeszcze atrakcyjniejsza gra, bo i wyniki troszeczkę się poprawiają. I widzę powiązanie między jednym i drugim – im murawy będą w lepszym stanie, tym nasi chłopcy z ofensywy będą mogli pokazać więcej swoich możliwości.

Uważasz, że Rakowowi lepszy stan muraw sprzyja bardziej niż innym?

Chcemy, żeby w naszym stylu gry było wszystko. Zaczyna się od dobrego nastawienia, od zdeterminowania. Od tego, żeby być lepiej nastawionym niż rywal. Potem chcemy realizować nasze założenia taktyczne – wysoki pressing, szybki atak, zabieganie przeciwnika. To jest konieczne. Jesteśmy praktycznie zawsze świetnie przygotowani. Później jak już zmusimy rywala do błędu lub odbierzemy mu futbolówkę, to wtedy przechodzimy do kolejnej fazy – ataku i ofensywy. Jeżeli jest okazja przedostać się szybko pod bramkę przeciwnika, to staramy się to robić, ale też nie unikamy rozgrywania w ataku pozycyjnym. Nasza ofensywa jest pełna kreatywnych piłkarzy, którzy radzą sobie z każdym typem ataku.

Reklama

Jesteś w Rakowie bardzo długo. Faktycznie takim wielkim atutem Rakowa jest to, że wszyscy wiedzą, co robią w systemie Marka Papszuna?

Dokładnie. Muszę się zgodzić w stu procentach. Jasne, że wszyscy znają swoje role, ale trzeba podkreślić, że informacji do przyswojenia jest bardzo dużo. Szczegółowe instrukcje w każdym momencie gry. Czy to mamy piłkę, czy nie mamy piłki – zawsze jest cała baza poleceń i wskazań, a to przecież tylko ogólny podział. Każdy element jest rozpisany. Wiemy, co mamy robić, czego się od nas się oczekuje i myślę, że to nasza duża przewaga nad innymi zespołami.

Nowemu zawodnikowi łatwo jest się znaleźć w Rakowie? Słyszałem, że kiedy Kamil Piątkowski pojawił się na pierwszym poważniejszym taktycznym treningu Rakowa, to przez całe zajęcia nasłuchiwał się tylko krzyku i uwag ze strony Marka Papszuna, bo kompletnie nic mu nie wychodziło. 

To zależy. Lepiej i szybciej odnajdują się zawodnicy, którzy mają większy bagaż doświadczeń lub więcej jakości. I nic tu nie ujmuję Kamilowi Piątkowskiemu, ale był wówczas bardzo młody i bardzo niedoświadczony, a pamiętajmy, że musiał dostosować się do gry na dwóch pozycjach – nie tylko w trójce obrońców, ale też na wahadle, bo przecież tam zaczynał. Na pewno nowym piłkarzom trochę zajmuje, zanim na dobre zaczną czuć się w pełni komfortowo w systemie Rakowa, ale zarazem zazwyczaj jest tak, że trener zdąży przekazać im sporą wiedzę taktyczną do momentu, kiedy wyjdą na pierwszy trening, wiedzą czego mogą się spodziewać. Niekiedy jest nawet tak, że oni to wszystko mają w małym paluszku. Jeśli się oczywiście uczciwie przygotują. Tylko trzeba to później przenieść na boisko. I tam padają kolejne uwagi. Jeden załapie szybciej, drugi wolniej.

Petr Schwarz naturalnie odnalazł się jako jeden ze stoperów, bo jest w tej drużynie bardzo długo i na tej pozycji grywał już w I lidze. A tacy bardziej doświadczeni i nominalni obrońcy, jak Maciej Wilusz czy Petar Mamić, mieli z tym problem. 

Petr Schwarz jest bardzo dobrym piłkarzem. Ma duże umiejętności. Rozgrywanie piłki nie stanowi dla niego żadnego problemu, więc doskonale się odnalazł jako pół-boczny obrońca, który w systemie Rakowa jest połączeniem klasycznego bocznego defensora i defensywnego pomocnika. Jego parametry nieźle odpowiadają tej pozycji. Dużo mamy odpraw, analiz i też nie jest tak, że nasi pomocnicy nie widzą, co się dzieje i na co trener Papszun zwraca uwagę obrońcom. Schwaniu, tak jak wspomniałeś, grywał na obronie w I lidze, więc czuł klimat. A jeśli chodzi o Maćka Wilusza, to miewał spotkania bardzo dobre, ale też trochę gorsze.

Ale widać to też w twoim przypadku. Długo leczyłeś kontuzję, wróciłeś na wiosenny mecz z ŁKS-em w poprzednim sezonie, a poważniejszą szansę dostałeś dopiero, kiedy jesienią kontuzji doznał Tomas Petrasek. I, znając system od podszewki, mogłeś z miejsca wypełnić lukę po jednym z najlepszych defensorów ligi. 

Moim plusem jest to, że znałem zespół, ale też pamiętajmy, że dzisiejsza drużyna znacząco różni się od tej pierwszoligowej, w której doznałem kontuzji. Ale faktycznie, nie zmienił się styl gry. Zaszły zmiany kosmetyczne, ale ogólna filozofia pozostaje taka sama. Dokładnie wiedziałem, na czym zależy trenerowi Papszunowi. Wiedziałem, jak mam grać i to była moja przewaga.

Podobno Marek Papszun bardzo interesował się twoim zdrowiem, kiedy byłeś kontuzjowany. Ponoć cały czas byliście w kontakcie. Nie byłeś pozostawiony samemu sobie. 

To prawda. Potwierdzam. To był długi okres i cały czas rekonwalescencja się przedłużała. Wracałem i znowu wypadałem. Mogło to być frustrujące. Ale mogłem liczyć na wsparcie trenera Papszuna i staram się mu za to odwdzięczyć.

Reklama
Siedzi ta kontuzja czasami w głowie? 

Wyleczyłem się ze strachu. A nawet nie wiem, czy „wyleczyłem” to właściwie słowo, bo wszystkie wątpliwości wyparowały w momencie, kiedy wróciłem i zagrałem pierwszy mecz. Nie ma we mnie bojaźni. Codziennie musimy być przygotowani na kontuzję, bo przekraczamy bariery własnego organizmu. Mocno trenujemy, mecze musimy wybiegać. Wszystko może się zdarzyć.

Ekstraklasa czymkolwiek cię zaskoczyła?

Niektórzy zawodnicy mają naprawdę sporo jakości. W jednym z pierwszych meczów po moim powrocie do regularnej gry graliśmy z Lechem i spore wrażenie zrobiła na mnie iberyjska dwójka – Ramirez i Tiba. Imponująca jakość czysto piłkarska.

A z napastników? Snajperzy mówią, że nieprzyjemnie się przeciw tobie gra, bo jesteś twardy, silny, umiesz poturbować. 

Fajnie słyszeć, znam swoją charakterystykę, taki jestem, tak gram. Dochodzi do tego fakt, że w Rakowie tak właśnie mają prezentować się defensorzy. Atakować rywala na pograniczu faulu – nie po złości, tylko w ferworze walki. Pewnie kilku dobrych napastników mógłbym wymienić, ale nie zamierzam mówić, że nie chciałbym na kogoś grać.

Nie chcesz po prostu ich sztucznie pompować!

Nie ma takiego napastnika, którego szczególnie bym się bał.

Vladislavs Gutkovskis nie wykorzystuje swojego potencjału? Na pewno wiele razy mierzyliście się na treningach. 

Jeśli miałbym wymienić snajpera, na którego nie chciałbym grać, to Gutek byłby w czołówce. Nieprzyjemny, dynamiczny, podejmujący walkę ciało w ciało. Ja to lubię, ale trudno się z nim rywalizuje. Wydaje mi się, że jest niedoceniany, nie zasługuje na te wszystkie docinki, choć jasne jest, że jeśli napastnik nie strzela bramek, to musi liczyć się z krytyką. Gutek mnóstwo daje Rakowowi. Pierwszy przykład z brzegu. Mecz z Lechem w Pucharze Polski. Zabrał mi obrońcę i miałem jeden na jeden z Rogne. Robi niewidzialną robotę. Jestem przekonany, że niedługo zacznie strzelać seryjnie.

Jakub Arak dobrze odnajduje się w zespole?

Przyszedł i dobrze wkomponował się w szatnię. Na większe oceny przyjdzie czas. Na pewno, jeśli tutaj trafił, to nie jest przypadek. Sztab i klub mają na niego pomysł. Podobnie było w przypadku Marcina Cebuli. Każdy wiedział, że ma możliwości, ale w poprzednim klubie nie potrafiono wyciągnąć z niego potencjału. Rozkwitł dopiero w Rakowie i to wcale nie jest odosobniony przypadek. Tu wielu piłkarzy rozwija skrzydła.

To też jest znamienne, co mówisz, że trzeba pewien poziom prezentować, żeby grać w Rakowie. Byłeś zdziwiony tym, jak urósł ten klub, kiedy leczyłeś kontuzję?

Raków dynamicznie urósł, ale nie byłem tym zaskoczony. Potwierdziły się moje przewidywania. Przykro mi było tylko trochę, że nie mogłem w tym czynnie uczestniczyć. Ale po to też mocno zaciskałem zęby, bo wierzyłem, że jeszcze dane będzie mi coś tu znaczyć na murawie.

Jaki stawiasz sobie indywidualny cel do końca sezonu?

Zostawię to dla siebie.

No weź.

Co pół roku aktualizuję sobie cele i do nich dążę.

Masz podobny sposób, jak Rafał Gikiewicz albo Damian Kądzior, że wieszasz sobie kartkę z zadaniami do wypełnienia na lodówce? Czy może chowasz cele pod poduszką?

Nigdzie nie chowam! Mam swoje notatki, plannery i zawsze wychodzi, że na nie sobie spoglądam. Wiesz, może faktycznie warto się zastanowić nad tym, żeby te cele były widoczne, umieszczając je w jakimś eksponowanym miejscu, ale spokojnie, bo może to też wywierać niepotrzebną presję. Każdy jest inny. Ja wolę spojrzeć na nie od czasu do czasu. Z ambicją nie mam problemów.

Czujecie presję wyniku? Raków urósł do miana jednego z faworytów do mistrzostwa i podium. 

Nie ma presji. Każdy wynik w czołówce będzie historycznym sukcesem. Jeszcze dużo do ugrania.

Ale zgadzasz się z tym, że oczekiwania są niemałe. 

Rozbudziliśmy je. Gramy bardzo dobrze. Wróciliśmy do systematycznego punktowania. Na pewno będziemy groźni. Chcemy wygrać finał Pucharu Polski i skończyć wysoko w Ekstraklasie. Gramy o wszystko.

Paulo Sousa oglądał wasze spotkanie z Lechem w Pucharze Polski. Zapisał twoje nazwisko w notesie?

Kurczę, chciałbym, żeby to było możliwe. Jeśli na tu i teraz potrzebowałby zawodnika do gry na środku obrony, to jestem w pełnej gotowości!

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. Newspix

 

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
2
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Komentarze

7 komentarzy

Loading...