Przyjemny to był piąteczek z pierwszą ligą. Momentami kuriozalny, momentami atrakcyjny, ale koniec końców – działo się sporo. Zwłaszcza w hicie kolejki, bo tak trzeba nazwać mecz Widzewa z Radomiakiem. Mieliśmy tu “kiera”, mieliśmy pechowego samobója, ale przede wszystkim mieliśmy sporo emocji, bo choć początkowo łodzianie wpakowali się w kłopoty, to potem bohatersko z nich wybrnęli.
Pamiętacie jeszcze, jak w poprzednim meczu Korona podarowała Widzewowi wygraną? To teraz się to na łodzianach zemściło. Albo inaczej – to do nich wróciło. Bo gospodarze całkiem nieźle radzili sobie z zespołem z Radomia, mecz był wyrównany. A tu jak w rundzie trach-trach-trach:
- 36. minuta gry – czerwona kartka Możdżenia
- 38. minuta gry – Nowak próbuje wybijać piłkę po strzale Angielskiego, ale myli strony
No niemal kalka sprzed tygodnia, kiedy najpierw Korona podarowała Widzewowi głupiego karnego, a potem obrońca zgarnął piłkę sprzed nosa bramkarza i wpakował ją do własnej bramki.
Najlepszy w Radomiaku? Karol Angielski
Widzew miał w tych sytuacjach sporo pecha, ale ciężko mówić, że został skrzywdzony. W pierwszej chwili chyba każdy był zaskoczony czerwoną kartką dla Mateusza Możdżenia, ale po powtórkach już raczej ciężko było czuć zdziwienie. OK, widać na nich, że Możdżeń cofa nogę, że stara się uniknąć kontaktu i żaden to bandycki wjazd w kolano. Tyle że koniec końców Michał Kaput został trafiony w nogę na takiej wysokości, że mógł zakończyć rundę po tych 36 minutach w Łodzi. Dlatego skłaniamy się ku słusznej decyzji arbitra. A pechowe wybicie Krystiana Nowaka? No niby pechowe, strzał Karola Angielskiego pewnie wybroniłby Jakub Wrąbel. Ale zasłużone, bo Angielski dzisiaj rywali miażdżył.
- Po indywidualnej akcji trafił w słupek (przy udziale Wrąbla)
- Wywalczył kilka rzutów wolnych, w tym ten, po którym Abramowicz był bliski gola na 2:0
- Raz po raz nękał obrońców agresywnymi wyjściami
- Nawet pod własnym polem karnym potrafił ograć rywala i wydostać zespół spod pressingu
- Był bliski podania na 2:0 gdy dostrzegł w kontrze samotnego kolegę, ale Wrąbel był wtedy szybszy
Zdecydowanie najlepszy dziś piłkarz Radomiaka. Dobrze wyglądał też Kaput, który wywalczył “kiera”, i zapoczątkował akcję zakończoną strzałem w słupek. Do tego kilka odbiorów i mało błędów – poza jedną groźniejszą sytuacją pod własnym polem karnym. Wspomnieliśmy też o groźnym uderzeniu z rzutu wolnego Abramowicza – on też podziałał w ofensywie, poza tą próbą zaliczył także niezłe uderzenie wolejem.
Najlepszy w Widzewie? Jakub Wrąbel
A jak wyglądało to po drugiej stronie? Znów dużo wiatru robiła odmieniona ofensywa Widzewa. Szczególnie Piotr Samiec-Talar i Przemysław Kita. Już po kilkudziesięciu sekundach łodzianie zaskoczyli rozegraniem rzutu rożnego, po którym Mateusz Michalski ograł imiennika Radeckiego i uderzył tuż nad bramką. Potem wspomniany Kita ładnie przyjął piłkę, ale strzelał już gorzej. Znacznie lepiej z uderzeniem z powietrza poradził sobie Łukasz Kosakiewicz, który zmusił Mateusza Kochalskiego do wysiłku.
Natomiast najgroźniejsza okazja Widzewa to ta, po której nie zobaczyliśmy nawet strzału.
17. minuta spotkania, Kosakiewicz dogrywa górą z pola karnego, a Mateusz Cichocki wybija piłkę głową sprzed bramki. Co w tym takiego groźnego? Ano to, że za Cichockim stało już dwóch piłkarzy w czerwonych koszulkach, którzy spokojnie czekali, żeby wbić futbolówkę do pustaka. Pod względem skali “kluczowych interwencji” to mniej więcej to samo co wybicie piłki z linii bramkowej. Ale najlepszym piłkarzem Widzewa był dzisiaj Jakub Wrąbel.
- Zbicie na słupek strzału Angielskiego
- Obrona mocnego uderzenia Radeckiego
- Wyciągnięcie strzału w okno Abramowicza
Widzew pokazał charakter
Wrąbel ewidentnie utrzymał Widzew w grze, dzięki czemu druga połowa była dla nas ciekawsza. Łodzianie nie stracili nadziei na powtórkę z meczu z Zagłębiem Sosnowiec, kiedy mimo gry w osłabieniu zremisowali 1:1 i po zmianie stron ruszyli z animuszem na Radomiaka. Na boisku zameldował się Marcin Robak, więc samo to świadczyło o tym, że ekipa Enkeleida Dobiego chce dzisiaj powalczyć chociaż o punkt. I to się Widzewowi udało, bo radomianie zupełnie zniknęli. Zwłaszcza Mateusz Bodzioch, który zaliczył dwie groźne straty. Druga zakończyła się bramką dla gospodarzy.
- Kochalski podał mu piłkę na lekki dobieg
- Bodzioch przespał start
- A potem kopnął wprost w rywala i piłka trafiła wprost do Michalskiego
Kochalski chciał jeszcze ratować sytuację i świetnie wybronił strzał piętą Robaka. Tyle że nie mógł już nic poradzić na to, że Patryka Muchy nikt nie przypilnował i ten bez problemu wpakował piłkę do bramki. Widzew w zasadzie nie zadowolił się tym remisem, bo nadal atakował. Ale musiał się nim zadowolić, bo Robak nie trafił w bramkę wolejem po wrzucie z autu.
Radomiak? Do pewnego momentu na pewno się z remisu cieszył, bo wiele nie zdziałał. Ale po ostatniej akcji meczu nastroje na pewno się zmieniły. Wrąbel znów wcielił się w rolę bohatera, kiedy wyciągnął strzał po koźle Dominika Sokoła. Stuprocentowa okazja. Sam na sam. Mógł zapytać, w który róg strzelić.
Bramkarz Widzewa powinien dziś dostać jakiś czteropak od kumpli z szatni. I koszulkę z napisem “polski Neuer”.
Widzew Łódź – Radomiak Radom 1:1
Mucha 71′ – Nowak (sam.) 38′
W innych meczach
Resovia Rzeszów – Puszcza Niepołomice
Mecz zaplecza Ekstraklasy na boisku łudząco przypominającym szkolnego orlika? Jak ostatnio pisaliśmy – z różnych względów ta opcja stała się rzeczywistością. I trzeba przyznać, że spotkanie było mocno “orlikowe”. Wiadomo, jak to bywa z meczami na “Ipli”. Komentarza nie ma, więc słychać to, co mówią do siebie piłkarze. Albo krzyczą. Dzisiaj słychać było trzy rzeczy:
- gwizdek sędziego po faulu (łącznie 36 przewinień i 10 żółtych kartek)
- znane każdemu pasjonatowi gry na orliku “eeeeej!”
- “eeeej” urozmaicone o niecenzuralne słowo na “k”
Klimacik. pic.twitter.com/ecX8bVDZPe
— Łukasz Olkowicz (@LukaszOlkowicz) February 26, 2021
No nie był to piękny mecz, ale początek nam to wynagrodził. Bo obydwa zespoły poszły na wymianę ciosów. Bliska gola była Puszcza, po kwadransie prowadzenie objęła jednak Resovia – Jakub Wróbel wrócił do ulubionej ligi i w ulubionym stylu, czyli głową po rogu, trafił do siatki. Minęło jakieś 40 sekund i Puszcza wywalczyła rzut karny, który dał jej remis. Następna minuta, góra dwie i rzut wolny dla Resovii. Centra, przedłużenie głową, 2:1. I w zasadzie na tym skończymy.
Resovia – Puszcza 2:1
Wróbel 15′, Słaby 19′ – Radionow 17′
Arka Gdynia – GKS Jastrzębie
Ekspresowe załatwienie sprawy to także wybór Arki i GKS-u. W ciągu minuty w Gdyni wydarzyło się więcej niż w filmach Patryka Vegi. I to w całej serii.
- Farid Ali huknął z wolnego w poprzeczkę
- Piłka odbiła się tak, że jastrzębianie od razu zaczęli prostestować – być może nawet słusznie – że wpadła do bramki
- Arka nic sobie z tego nie zrobiła i zarzuciła “lagę na szybkiego”
- Mariusz Pawełek zrobił “Pawełka” wychodząc za pole karne
- Maciej Rosołek zagrał szefa i wpakował piłkę do pustaka
Być może gdyby goście mniej protestowali, a więcej bronili, to do takiej sytuacji by nie doszło. Natomiast dla Pawełka nie był to najlepszy dzień. Weźmy choćby końcówkę pierwszej połowy, kiedy wyszedł do dośrodkowania i wypuścił złapaną wcześniej piłkę. O tym, ile waży fachowiec między słupkami GKS przekonał się z kolei, kiedy Daniel Kajzer z bliska wyjął strzał, który w 90% przypadków oznaczałby bramkę. Potem Kajzer wyciągnął jeszcze jedno uderzenie z rzutu wolnego, w końcówce dołożył kolejną paradę… Raz piłka nawet trafiła do siatki Arki po stałym fragmencie gry, ale po spalonym.
I skromne prowadzenie udało się dowieźć.
Arka – Jastrzębie 1:0
Rosołek 12′
fot. Newspix