– Na pewno teraz mam spokojniejszą głowę. Mogłem bronić bardzo dobrze i tylko dlatego, że nasz nominalny młodzieżowiec Aleks Ławniczak złapał uraz, to musiałem usiąść na ławce, bo Daniel Bielica – bramkarz – był drugim młodzieżowcem do gry. Nie chciałem robić zgrzytów w szatni, nie chciałem chodzić i marudzić. Więc zacisnąłem zęby i co mi pozostało? Zły byłem, nie ma co się czarować. Ale było, to było i trudno. Dyrektor ściągnął bardzo dobrych młodzieżowców i teraz śpię trochę spokojniej – mówi Adrian Lis, bramkarz Warty Poznań.
Nie wiem, czy widziałeś, ale stałeś się najpopularniejszym piłkarzem Ekstraklasy.
Ale chodzi ci o to odbicie piłki głową czy o jakaś interwencję?
Niestety o odbicie piłki głową…
Oj, nie ważne z jakiego powodu – ważne, byście pisali!
Trenowałeś takie zagrania?
Historia była taka, że w samej końcówce pierwszej połowie meczu z Cracovią, gdzie długo czekaliśmy na wideoweryfikację, miał być karny dla nas i czerwona kartka dla zawodnika rywali, ale ostatecznie VAR odwołał i karnego, i kartkę. Schodziliśmy już na przerwie, szedłem obok Michała Jakóbowskiego. Powiedziałem coś w stylu „tym razem VAR nam zaszkodził” i rzuciłem piłką o ziemię. „Jakóbek” zdążył tylko odpowiedzieć „uważaj, leci” i piłka spadła mi na głowę. No i trafiła. Od razu powiedziałem – „Michu, będziemy w internecie”. No i jesteśmy. Wiedziałem, że jak ktoś to podchwyci, to będzie hit…
Grubo ponad 3,5 miliona osób zobaczyło już to nagranie w internecie. Czyli więcej niż wszystkie mecze Warty w tym sezonie w Canal+. Ale pogadajmy o poważnych rzeczach – masz dobrą pozycję do obserwowania swojego zespołu. Myślisz sobie czasem „cholera, jak my to robimy”?
Że wygrywamy mecze?
Że wygrywacie to jedno. Ale często dużo lepszym drużynom potraficie wybić granie z głowy.
Nauczyliśmy się bardzo dobrej organizacji gry. To nasza siła. Świetnie się też komunikujemy na boisku. Nie ma co ukrywać – brak kibiców troszkę nam pomaga, bo możemy łatwiej sobie podpowiadać. Na pewno jednak organizacja tego naszego grania jest na bardzo dobrym poziomie. Widać to na przykład po meczu z Piastem – mieliśmy jedną okazję, wykorzystaliśmy ją, a później potrafiliśmy się bardzo skutecznie bronić. Powtórzę – organizacja to klucz. To, czego wymaga od nas trener, realizujemy w stu procentach.
WARTA WYGRYWA DERBY POZNANIA? KURS 5,00 W TOTALBET!
Z czego wynika to, że w tym roku tak ruszyliście? Nikt nie punktuje tak, jak Warta. To pokłosie tego, że mieliście więcej czasu na dopracowanie tej defensywnej taktyki? Bo przecież wielu nowych zawodników do pierwszego składu nie weszło.
Na pewno to, że mogliśmy w spokoju popracować nad organizacją gry, to nam się przydało. Ale wydaje mi się, że ważny był też odpoczynek. Zwróć uwagę na to, że w grudniu mieliśmy prawo być już zmęczeni. W I lidze zagraliśmy 37 meczów, kończyliśmy baraże, kończyliśmy granie 31 lipca. A dwa tygodnie później rozpoczynaliśmy już nowy sezon. My tę przerwę mieliśmy malutką. Może stąd się wziął ten kryzys w grudniu, bo byliśmy po prostu już zmęczeni, brakowało tlenu.
Ile mieliście wolnego po zakończeniu sezonu w I lidze?
Tydzień albo sześć dni. Nawet nie było czasu, żeby na chwilę gdzieś się wyrwać.
Też masz takie wrażenie, że wy po prostu musicie grać mocno defensywnie? Bo w innym wypadku bolałby cię kręgosłup od wyciągania piłki z bramki.
Taki mamy styl. Gdyby trener wymyślił, że mamy grać teraz wieloma podaniami, byśmy bazowali na grze piłką, to pewnie po jakimś czasie też doszlibyśmy w tym do dobrego poziomu. Ale skoro wychodzi nam to, co obecnie gramy, to czemu nie grać tak dalej? Pasuje nam taki sposób grania, jest on skuteczny i oby tak jak najdłużej.
Masz taką interwencję w tym debiutanckim sezonie w Ekstraklasie, którą lubisz sobie wspomnieć przed snem?
Nie… Chociaż nie, jednak mam. Mecz ze Śląskiem, Pawłowski strzelający około 60. minuty. Ta parada mi jakoś zapadła w pamięci.
Myślałem, że powiesz o strzale Siplaka w starciu z Cracovią.
Ja jestem bramkarzem, który bazuje mocno na ustawieniu. Widzę, że np. Karol Niemczycki w Ekstraklasie mocno bazuje na wybiciu z nóg, on ma straszne sprężyny w tych nogach i może pofrunąć. Mi z kolei pomaga sam zasięg ramion, mam dobre warunki fizyczne. Ale przez to muszą pracować nad ustawieniem, przewidywać pewne ruchy rywala. I w tej sytuacji Siplaka dokładnie o to chodziło – przesunąłem się, on mocno uderzył, ale trafił tam, gdzie ja chciałem.
Analizujesz sobie grę innych bramkarzy w lidze?
Muszę obserwować, taka robota. Nawet jak oglądam sobie mecz Premier League czy Serie A, to jasne, patrzę co się dzieje na boisku, ale ciągle podpatruję bramkarzy. Jak się ruszają, jak się ustawiają, jak się organizują przy grze. Wchodzę też w taki wiek, że muszę obserwować młodych. Patrzeć na nowe trendy, nowe sposoby bronienia.
O co chodziło z tym tańcem po meczu z Piastem Gliwice? Jakiś nowy układ taneczny?
Weszła nowa muzyka do szatni! Mam nadzieję, że po meczu z Lechem będziemy mogli to powtórzyć, żeby sobie przećwiczyć ten układ. Kiedyś Canal+ miał taką serię z cieszynkami klubów – może ktoś to od nas podchwyci i pójdzie falą? Póki co próbujemy, testujemy układ. Wiesz jak to jest z Wartą – musimy mieć jakiś motyw przewodni.
Za trenera Nemca po zwycięstwach królował u was hit „Bo to miłość”.
Zgadza się! Do dziś to śpiewamy. A że ten hicior wykuwał się w trudnych czasach dla Warty, to wartość tej piosenki jest dla nas jeszcze większa. Przerobiliśmy słowa refrenu. Zamiast „bo to miłość jest, powiem ci wprost” śpiewaliśmy zawsze „bo to Warta, powiem ci wprost”. Nowych chłopaków uczymy słów, żeby wiedzieli co mają śpiewać po meczach.
A propos nowych zawodników – Baku, Zrelak, wcześniej Ivanov, Rodriguez. Dołączyło do was przez ostatnie pół roku czterech obcokrajowców. Nie jesteście już zespołem złożonym wyłącznie z Polaków. Coś to zmienia w charakterze tej waszej „swojskiej bandy”?
Nie, absolutnie. Nie ważne, kto do nas przychodzi – czy Polak, czy obcokrajowiec, czy ktoś z polskiego klubu, czy nie – to każdy wchłania się w ten zespół. Tu jest swojsko, naprawdę. Jest trzon zespołu, który ten klimat trzyma i myślę, że to się nie zmieni. Nie pozwalamy, żeby ktoś przyszedł i odmienił oblicze tej szatni. U nas nie ma kogoś takiego, jak lider. Wszyscy są równi, każdy buduje swojską bandę.
Skoro jesteśmy w temacie – Ivanov na początku sezonu bał się pojedynków, bał się gry siłowej. Teraz udanie zastąpił Kielibę. To największy progres w Warcie w przekroju tych kilku miesięcy?
Może po prostu potrzebował więcej czasu. Różnie życie piłkarza się układa – czasem wchodzi ktoś nowy i po miesiącu ciągnie zespół na boisku. Czasem potrzeba i roku zanim zawodnik pokaże to, co potrafi. Ale Robert pokazał, że nie trafił do nas przez przypadek. Faktycznie okrzepł w trakcie sezonu, ale naprawdę, to co ten facet ma luz, to jest niepojęte.
Zrelakowi i Baku wpadają gole na treningach? My ich jeszcze nie poznaliśmy, ty widzisz ich na co dzień w treningu.
Baku robi wrażenie. Serio. Mam nadzieję, że wkrótce pokaże to też i wam. Gra jeden na jednego, drybling, wykończenie. Na treningach bardzo mi się podoba.
Jeśli chodzi o transfery, to ty zimą pewnie najbardziej ucieszyłeś się z tego, że do klubu trafiło kilku młodzieżowców – Sopoćko, Żurawski, Burman i teraz Nawrocki.
Na pewno teraz mam spokojniejszą głowę. Mogłem bronić bardzo dobrze i tylko dlatego, że nasz nominalny młodzieżowiec Aleks Ławniczak złapał uraz, to musiałem usiąść na ławce, bo Daniel Bielica – bramkarz – był drugim młodzieżowcem do gry. Nie chciałem robić zgrzytów w szatni, nie chciałem chodzić i marudzić. Więc zacisnąłem zęby i co mi pozostało? Zły byłem, nie ma co się czarować. Ale było, to było i trudno. Dyrektor ściągnął bardzo dobrych młodzieżowców i teraz śpię trochę spokojniej.
DRUGIE ZWYCIĘSTWO LECHA Z RZĘDU? POSTAW PO KURSIE 1,85 W TOTALBET!
Słyszałem, że już po minie było widać, że byłeś zły.
No tak, ale pewnie każdy byłby zły. Jedziemy na wyjazd, chłopaki wygrywają, a ty siedzisz na ławce i możesz tylko patrzeć. I to nie przez to, że coś zawaliłeś czy że masz uraz. Siedzisz tylko i wyłącznie przez przepis o młodzieżowcu. Nie ma co się czarować, przykro mi się zrobiło. Bo zostawiłem trochę serca dla tego klubu, by w taki prosty sposób oddać minuty w Ekstraklasie.
Nie brzmisz jak zwolennik tego przepisu o młodzieżowcu.
Myślę, że nie tylko ja jestem sceptyczny wobec tego. Czytałem też wywiad z Peskoviciem, który mówił, że w Cracovii była podobna sytuacja w bramce – trener postawił na Niemczyckiego, więc Pesković nie miał szans na granie. Okej, promujmy młodzież, ale w takim układzie to właściwie zabija jakąkolwiek rywalizację na treningach czy frajdę z walki o miejsce w składzie. Jeździsz po całej Polsce, a i tak wiesz, że nie pograsz.
Co jest dziwniejsze w tych piątkowych derbach – że wy jesteście nad Lechem? Czy to, że derby Poznania będą rozgrywane w Grodzisku Wielkopolskim?
Pewnie to, że jesteśmy nad Lechem. Samo granie w Grodzisku będzie pewnie handicapem dla nas, znamy ten obiekt już dobrze. I mam nadzieję, że boisko też nie dojdzie jeszcze do siebie, bo w innym wypadku Tiba czy Ramirez będą mogli grać swoją grę. Mówię trochę żartem, ale też wiemy doskonale, że boisko równe jak stół będzie premiowało Lecha. A jeśli chodzi derby… Ja mieszkam w dużym bloku na Grunwaldzie w Poznaniu. Niedaleko stadionu. I przed tym meczem jesienią sąsiedzi co chwilę mnie zaczepiali. Nawet nie oglądali innych meczów Warty, ale przez cały miesiąc przed starciem z Lechem słyszałem tylko o derbach. Derby, derby, Adrian, derby, derby. Napinka straszna. To się udziela.
Czujecie się faworytem tych derbów? Swoją drogą – wy chyba w żadnym meczu w tym sezonie nie byliście faworytem.
Może to i dobrze? Wiesz, tak naprawdę my nic nie mamy do stracenia w derbach. My możemy, Lech musi. Tam są większe zarobki, większe gwiazdy. To oni się muszą martwić.
fot. FotoPyk