Reklama

Trzeba być basiorem, a nie Lechem próbującym gonić czołówkę

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

05 lutego 2021, 23:23 • 3 min czytania 32 komentarzy

Zagłębie Lubin straciło przed meczem z Lechem pięciu defensorów. Simić i Chodyna pauzują przez kontuzję, Crnomarković się wykartkował nie mógł zagrać z powodu klauzuli strachu, Jończy pauzował za czerwoną, Balić za żółte. Jeśli dodamy do tego jeszcze Lubomira Guldana, wyszło nam, że… nie zagrali strzelcy 50% bramek Zagłębia Lubin. Zapowiadało się na bryndzę lubinian – cytując klasyka – zarówno w ofensywie, jak i defensywie.

Trzeba być basiorem, a nie Lechem próbującym gonić czołówkę

I to na boisku było widać, ale tylko w ofensywie. Zagłębie to – jak wiecie – drużyna dość dziwna, o dwóch twarzach. Dziś widzieliśmy tą drugą (zwłaszcza po „występie” w meczu z Wisłą Płock), może więc uznawać się za moralnego zwycięzcę tego remisu.

Mogło być też zwycięzcą faktycznym, ale…
  • gdy Mraz dostał patelnię od Bartolewskiego, strzelił w van der Harta,
  • kiedy Drażić wypuścił go sam na sam, znów strzelił w środek bramki,
  • gdy dostał świetną piłkę od Poręby, wyrzucił się przyjęciem,
  • a w czwartej sytuacji strzeleckiej, może najmniej groźnej, ale wciąż dobrej, dał się złapać na wyblok Czerwińskiego.

No dramat, co wam mamy powiedzieć. Znęcanie się nad słowackim napastnikiem robi się już powoli nudne, więc nie zamierzamy tego robić po raz kolejny. Po prostu dziwimy się Lubomirowi Guldanowi, że jeszcze nie sprowadził jakiegoś następcę na atak, bo stawiać na duet Mraz & Sirk to trochę jak chodzić w zimę w sandałach. Może i można, tylko po co? Panie Lubo, warto zastanowić się po raz 8434, czy nie przyda się jakieś wzmocnienie w linii ataku. Z naszej strony klarowna podpowiedź – TAK, PRZYDA SIĘ.

Gdyby nie nieskuteczność Mraza, Zagłębie by wygrało. Dominował przez pierwsze trzydzieści minut, potem do głosu zaczął dochodzić Lech, lecz na niewiele się to zdawało. Oglądaliśmy dużo chęci i znacznie mniej pomysłu. Dobre słowa należą się w kierunku defensywy Zagłębia, która może już nigdy nie zagrać w tym zestawieniu. Najbardziej podobał nam się Kruk – świetnie ustawiony, skoncentrowany, zblokował na ciało pięć strzałów Lecha (!). Oko? Bardzo solidny. Zwłaszcza jak na piłkarza, który ostatni raz w Zagłębiu zagrał w lutym zeszłego roku. Dobrze pracowały też boki – Wojcicki i Bartolewski. Może z przodu szału nie było, a może wręcz pewna taktyka, by za bardzo się nie zapędzać. Wyszło dobrze – obaj mają na koncie sporo udanych interwencji.

W efekcie czego Lech… nie zagroził bramce ani razu.

Najgroźniejszy strzał oddał Bartosz Salamon po źle rozegranym rzucie wolnym, ale dobrej wrzutce w drugie tempo. Hładun obronił go bez większych problemów. Był też strzał Ishaka z pola karnego, który został zalokowany. O takich akcjach jak „Kamiński prawie wyszedł sam na sam, ale nadział się na czysty ślizg Bartolewskiego” albo „Skóraś miał kilka metrów przestrzeni na strzał, lecz skiksował” chyba nawet nie ma sensu wspominać.

Reklama

Mizerne wyglądał Lech w tym meczu. To znaczy, wiece – przewaga była po jego stronie, może się pochwalić dobrym posiadaniem piłki, do skrótu też coś tam wytnie. Ale chyba nie o to powinno chodzić klubowi, który solidnie wzmocnił się zimą (przynajmniej na papierze) i w teorii powinien gonić czołówkę, która swoją drogą też w tempie Formuły 1 nie ucieka.

Ale jak tu gonić, gdy dwa mecze, dwa remisy?

Może byłoby łatwiej, gdyby Lech nie zdecydował się obarczyć klauzulą strachu Djordje Crnomarkovicia, co wywołało niezbyt ładne konsekwencje (przykre zwłaszcza dla Piotra Pyrdoła). Obaj stoperzy Zagłębia wypadli w świetle, w przypadku Serba byłaby przynajmniej szansa, że coś odwali.

Niech Lech sobie pluje w brodę, nie tylko, jeśli chodzi o klauzulę, a cały ten mecz. W końcówce obejrzeliście Miroslava Stocha. Jeśli interesuje was, w jakiej formie przyjechał – na ocenę jest trochę za wcześnie. Trochę popracował w tyłach, ale de facto nie miał ku temu szansy, by coś pokazać.

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

32 komentarzy

Loading...